Ma lekki odcień limonki, jest lekko wytrawny, lekko gazowany i ogólnie jest lekki, choć może lekko zaszumieć w głowie. Najlepszy jest z lodem na wielkie, ale i lekkie pragnienie. Odświeża. Cydr Jana to domowa marka z Trutnova, zupełnie nieznana. Domowa, bo jabłkowy moszcz dojrzewał dosłownie w domu, w pokoju, który ma być pokojem dziecięcym.

Petra Chebenová i Jan Rýdl mieszkają we Lhocie u Trutnova w nowym domu, z półtorarocznym Jasiem (Honzikiem). Petra uznała, że Honzikovi na razie własny pokój nie jest potrzebny, bo śpi w pokoju rodziców pod stałą kontrolą przynależną niemowlakowi. Przez zimę pokój nie był ogrzewany a było w nim „pięknych” (jak mówi duży Jan) 15 stopni Celsjusza, akurat tyle, by stworzyć idealne warunki do fermentacji przyszłego cydru.

Ale od początku. Jan Rýdl jest policjantem w trutnovskiej policji – złodzieje, bandyci, rodziny patologiczne, to ma w pracy codziennie. Natomiast po pracy Jan spełnia swoje marzenia i, co tu kryć, przygotowuje się do policyjnej emerytury (w Czechach, podobnie jak u nas policjanci mają prawo do emerytury po 15 latach pracy). Pomysłów jest kilka.

Zabawna jest historyjka z początkiem budowy niewielkiego pensjonatu, około 100 metrów od własnego domu. Przy bocznej uliczce podtrutnovskiej Lhoty od lat, może nawet 90. ubiegłego wieku, stał dawno nieużywany maleńki dom zrębowy: karkonoska architektura z malowniczymi zielonym oknami, chatka, której najlepsze lata pamiętali Niemcy sudeccy, którzy ją tu zbudowali. Domek marniał w oczach, wokół rosły dzikie krzewy i wysokie trawy. Było już kilku, którzy chcieli kupić nieruchomość, może nie tyle chatkę, co niewielki teren. Nikomu się nie udało. – Wiedziałem, że właścicielką jest starsza pani, która mieszka w domu dla seniorów. Wiedziałem też, że było kilka osób, które chciały od niej kupić nieruchomość (właścicielka wykorzystywała domek dawno temu, jako letnisko). Z jakiegoś powodu nie chciała go sprzedać. Spróbowałem i ja: „Dzień dobry, jestem Honza Rýdl ze Lhoty i chciałbym kupić pani domek”. A pani, buch! Powiedziała: „Dobrze” – opowiada Jan. Ale to inna historia, ukazująca jednak determinację trutnovskiego policjanta w dążeniu do realizacji marzeń, dość istotna przy cydrze.

Na bezczelnego

– W Czechach piwo jest narodowym skarbem. Jest wiele lokalnych browarów, także w okolicy, które mają się dobrze. O piwie wszyscy wiedzą wszystko. A o cydrze? – Jan Rýdl wysławia słowo cydr wyłącznie z angielska: cidr (sajdr). Na początku nie myślał o napoju, raczej o plonach, których w Pogórzu Karkonoskim jest dostatek, a z których można coś lokalnego wyprodukować. Zakochał się w starych odmianach jabłek. Z tej łamigłówki wyszedł mu regionalny cydr.

Zaczął od budowy przydomowej piwniczki z kolebkowym ceglanym sklepieniem, która pierwotnie miała być przeznaczona na przechowywanie żywności. Piwniczka jest już dawno gotowa, obecnie na jej dachu rośnie świeża trawa, całość wykończona jest eleganckimi drewnianymi drzwiami.

– Potem była literatura, mnóstwo literatury i zbierania informacji na temat produkcji cydru i odmian jabłek. Uczyłem się, powiedzmy. Kiedy już mniej więcej wiedziałem, o co chodzi, byłem na tyle bezczelny, że pojechałem bez zapowiedzi do Jakuba Kinčla z Českeho Ráje, krajowego mistrza produkcji cydru i, dosłownie przez płot, powiedziałem mu: „Dzień dobry jestem Honza Rýdl ze Lhoty i chciałbym się dowiedzieć wszystko o produkcji cydru”. A Jakub mnie przyjął, zdradził całe know-how o jabłkowym musującym napoju. Odpowiedział na wszystkie pytania, a miałem ich bez liku, i nic za to chciał. Teraz, jak mam jakieś wątpliwości, zawsze do niego dzwonię, nigdy nie odmówi porady – Jan śmieje się na to wspomnienie. Natomiast nie jest mu specjalnie do śmiechu, gdy wspomina, ile musiał wydać pieniędzy na pierwsze inwestycje. A trzeba było kupić specjalistyczne naczynia do fermentacji po 250 litrów, maszynę do korkowania butelek, wreszcie same jabłka, które kosztowały niemal 1000 złotych. A z dostawcą pierwszych jabłek na cydr było tak, zupełny przypadek: Jan jechał swoją wysłużoną škodą z Nahoda, przed nim ciężarówka z reklamą „Jablka z Českeho Ráje”. Udało mu się zatrzymać kierowcę (nie służbowo, sposobem). „Dzień dobry, jestem Honza Rýdl ze Lhoty i chciałbym kupić u pana mieszankę jabłek na moszcz na cydr”. Kilka dni później miał już w ogrodzie 900 kilogramów jabłek. – Nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie zapełnię naczynia. Nie było czasu na szukanie karkonoskich jabłek. Kolejna partia cydru będzie z jabłek z naszego regionu. Mam już kontakty.

Pełna piwniczka

Jabłka to, rzecz jasna dopiero początek procesu. Do ogrodu Petry i Jana przyjechali znajomi i pomogli z rozdrabnianiem jabłek i wyciskaniem. Na tę okoliczność Jan pożyczył rozdrabniarkę, która kiereszuje owoce na małe soczyste kawałki oraz prasę do jabłek. Według relacji Petry i Jana goście potraktowali pracę jak dobrą zabawę. Wyszło 500 litrów moszczu, tak było obliczone, by zapełnić dwa specjalistyczne naczynia na dalszy proces. Wyszło z tego 500 butelek 0,7 l cydru, reszta była zbyt mętna, by brudzić butelki. Zlewanie i korkowanie odbyło się dokładnie 22 marca, co Jan odnotował w swoich cydrowych zapiskach. – Efekt jest zupełnie inny od przemysłowych produktów stojących na sklepowych półkach, zresztą napój z tych kolorowych butelek i puszek nie ma z prawdziwym cydrem nic wspólnego, jest produkowany z koncentratu jabłkowego, taki produkt cydropodobny. Mój cydr jest bardziej wytrawny i ma 6,5 procent alkoholu, więcej, niż sklepowy – opowiada policjant producent.

Na początku czerwca w piwniczce było już tylko 300 butelek. Niektóre zyskały żółto-czarną winietę „Janův cider” zamówioną u trutnovskiego artysty. Jan z Petrą rozdają znajomym w prezencie i oczekują recenzji. Jan Rýdl był na tyle odważny, że swój pierwszy cydr zaoferował do degustacji tutejszej gospodzie. Prażanie, którzy przyjeżdżają tu na górskie traile, chętnie próbują i chwalą.

Jan planuje zwiększyć przyszłoroczną produkcję do 3 tysięcy litrów cydru, docelowo do 10 tysięcy litrów rocznie. Do tego będzie mu potrzebne większe pomieszczenie, niż dziecięcy pokój. Plany przybudówki już ma. Rzecz jasna musi wystarać się o stosowne pozwolenia i założenie działalności gospodarczej. Będzie mógł wtedy sprzedawać swój cydr, rozmawiał już nawet z lokalnymi kawiarniami i restauracjami.

– Chciałem najpierw spróbować, czy to w ogóle możliwe, czy napój będzie dobry, ciekawy w smaku. Jestem zadowolony z efektu i teraz mogę, z czystym sumieniem, rozwinąć moją cydrową przygodę. Wszystko zawdzięczam Petrze, która mnie wspierała w tym szalonym pomyśle.

Festiwal cydru

Cydr w Czechach staje coraz bardziej modny. Na targu jest już kilkanaście marek czeskich producentów. Nie brakuje historii o producentach, którzy porzucili życie w praskich korporacjach w poszukiwaniu modnego życia „slow”, powolnego, poza Pragą i bliżej natury. Poszukiwacze nowych smaków cenią regionalnych wytwórców, szukają czegoś oryginalnego. W Pradzie odbywa się Festiwal Cydru, na który przyjeżdżają czescy i zagraniczni producenci. Jest tam również stoisko wytwórców amatorów, którzy zachęcają do degustacji i recenzji, potrzebują porównania z największymi producentami. Jan Rýdl też chciałby się tam zaprezentować. Jest pewien, że nie ma się czego wstydzić.

Marlena Kovařík

1 Komentarz

  1. W Polsce policjant może przejść na emeryturę po 25 latach pracy dotyczy to przyjmowanych obecnie. Przyjęci przed 2013 rokiem mogą odejść po 15 latach i otrzymają 40 procent pensji jako emeryturę czyli z 5000 pensji brutto otrzymają 2000 brutto emerytury ….

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.