W listopadzie ubiegłego roku Sąd Apelacyjny we Wrocławiu utrzymał w mocy wyrok na kamiennogórskiego adwokata. Za oszustwa na kwotę 2,3 mln zł Zbigniew Ś. ma do odsiedzenia w więzieniu 3 lata. Przed sądem w Legnicy trwa proces innego przedstawiciela tutejszej palestry, Zbigniewa K. On również został oskarżony o przywłaszczanie pieniędzy klientów. Razem ze swym obrońcą już czwarty rok igra sobie z Temidą.

W 2014 roku bus wiózł Mariusza Kowalczyka i jego kolegów do pracy. Mieli wypadek. Straszliwy. Prosto z drogi karetka zabrała ciężko rannego Kowalczyka do szpitala w Wałbrzychu, gdzie odwiedził go Zbigniew Ś. z wizytówką swojej kancelarii adwokackiej w ręce. Mariusz Kowalczyk zgodził się, by mecenas reprezentował go w sądzie. Sprawę o odszkodowanie i rentę inwalidzką wygrali. W 2015 roku, na mocy wyroku sądowego ubezpieczalnia wypłaciła Mariuszowi Kowalczykowi prawie 345 tysięcy złotych. Pieniądze wpłynęły na konto kancelarii adwokackiej Zbigniewa Ś. – i przepadły.

– Do mnie przyszedł tylko PIT od opłaty skarbowej. Musiałem go zapłacić, choć nie dostałem nic od mecenasa – opowiadał mi Mariusz Kowalczyk w marcu 2019 roku. Inwalidzkie kule, bez których od czasu wypadku trudno mu się poruszać, oparł o ławkę. Siedzieliśmy przed salą rozpraw Sądu Okręgowego w Legnicy, czekając na pierwszą rozprawę w procesie Zbigniewa Ś. Kowalczyk jechał na nią wiele godzin, aż spod Łodzi, gdzie mieszka, by nie zarzucać sobie kiedyś, że czegoś nie dopilnował. Z tego samego powodu wystąpił do sądu o status oskarżyciela posiłkowego. Zagarnięte przez mecenasa pieniądze mogłyby mu pomóc w przynajmniej częściowym powrocie do zdrowia. Potrzebuje intensywnej rehabilitacji, a nie ma za co się leczyć.

Kłamał, że nic nie ma

Prokuratura Okręgowa w Legnicy, która napisała akt oskarżenia, doliczyła się 12 klientów mecenasa Zbigniewa Ś., pokrzywdzonych w ten sam sposób, co Mariusz Kowalczyk. Mechanizm oszustwa był identyczny, tylko sumy na rachunkach różne, od 35 do 486 tys. zł., w zależności od wyroków sądowych lub wynegocjowanych ugód. Firmy ubezpieczeniowe przelewały należne pokrzywdzonym kwoty na konto bankowe kancelarii adwokackiej, zgodnie z pełnomocnictwem i wskazaniami mecenasa. Do kancelarii trafiała równocześnie wszelka korespondencja od ubezpieczycieli, co Zbigniew Ś. wykorzystywał do zwodzenia klientów. Nie informował poszkodowanych o wpłatach, swobodnie dysponował ich pieniędzmi i, jak się dało, unikał kontaktu. Niektórym zdarzało się przyłapać Zbigniewa Ś. w kancelarii lub pod telefonem. Okłamywał ich wówczas, że odszkodowania jeszcze nie wpłynęły. Kazał czekać. Jako przedstawiciel prawa budził naturalnie zaufanie, więc czekali. Łącznie w latach 2014–2016 prawnik przywłaszczył sobie na ich szkodę około 1,9 mln zł.

Prawomocny wyrok

Mecenas Zbigniew Ś. został również skazany za oszustwo na szkodę firmy pożyczkowej z Krakowa. Uzyskał od niej 400 tys. zł pożyczki obrotowo-inwestycyjnej na organizację centrum konferencyjno-prawnego, po czym przeznaczył te pieniądze na inne cele. Okazało się, że przy składaniu dokumentów wprowadził krakowską firmę w błąd także co do swojej sytuacji finansowej. Ławę oskarżonych w sądzie dzieliła z nim żona, która potwierdziła nieprawdziwe dane na temat osiąganych przez Zbigniewa Ś. dochodów. Dla Ewy K.-Ś. proces zakończył się wyrokiem w zawieszeniu: 1,5 roku pozbawienia wolności. Mecenas dostał trzy lata pozbawienia wolności bez „zawiasów”. Sąd Okręgowy w Legnicy 26 sierpnia 2020 r. nakazał mu zwrócenie pieniędzy pokrzywdzonym klientom kancelarii oraz na 8 lat zakazał wykonywania zawodu adwokata i radcy prawnego. Wyrok z pierwszej instancji został 24 listopada 2021 r. w całości podtrzymany przez Sąd Apelacyjny we Wrocławiu.

Druga kancelaria

Indywidualna kancelaria, w której Zbigniew Ś. transferował pieniądze klientów na swoje konto, miała swoją siedzibę w Legnicy. Jeszcze zanim ruszył proces karny, mecenas zamknął ją i zakończył działalność prawniczą. Przed sądem stawał jako emeryt, schorowany i zniedołężniały. Ale w czasach zawodowej kariery był dodatkowo partnerem oraz członkiem zarządu w dużej spółce adwokackiej, utworzonej na początku lat dwutysięcznych przez kilku kamiennogórskich i legnickich prawników z dużymi ambicjami. Przebojem wdarli się na raczkujący wówczas rynek ubezpieczeń. Brylowali w ogólnopolskich rankingach. Ich kancelaria specjalizowała się m.in. w windykowaniu wierzytelności, sporach z towarzystwami ubezpieczeniowymi oraz dochodzeniu odszkodowań komunikacyjnych na terenie Polski i Niemiec. Firma miała oddziały nie tylko w Legnicy, Kamiennej Górze, Wrocławiu i Gdańsku, ale też w 600-tysięcznym niemieckim mieście Essen. W okresie największej prosperity chwaliła się, że zatrudnia stu prawników. Pod koniec 2013 roku ogłosiła upadłość.

Drugi Zbigniew

Kontakty po drugiej stronie Odry zapewniał Zbigniew K. – były peerelowski sędzia sądu w Kamiennej Górze, który w latach osiemdziesiątych w tajemniczych okolicznościach uciekł z rodziną do Republiki Federalnej Niemiec, tam się przekwalifikował i trzydzieści lat później wrócił do Polski w todze adwokata. Od 2013 roku do Prokuratury Okręgowej w Legnicy zgłaszali się liczni klienci i współpracownicy kancelarii twierdząc, że zostali przez niego oszukani. Spływające z kraju i zagranicy zawiadomienia o podejrzeniu przestępstwa stały się podstawą obszernego, wielowątkowego śledztwa. W styczniu 2018 roku Prokuratura Okręgowa w Legnicy zamknęła je i skierowała do sądu akt oskarżenia, według którego mecenas Zbigniew K. razem z Elżbietą W. – dyrektor do spraw administracyjno-finansowych – i księgową kancelarii Dorotą Ś przywłaszczyli ok. 1,8 mln zł na szkodę 163 poszkodowanych. Ich proces ruszył w we wrześniu 2018 roku, ale wciąż nie wyszedł poza wstępną fazę słuchania swobodnych wyjaśnień oskarżonych. Na wyznaczoną 22 grudnia rozprawę zostali wezwani dopiero pierwsi świadkowie.

Sto tomów akt

Dowody przeciwko Zbigniewowi K., Elżbiecie W. i Dorocie Ś. legnicka prokuratura zawarła w ponad stu tomach akt. Większość zarzutów dotyczy lat 2009–2016, jeden – okresu wcześniejszego, między 2003 a 2006 rokiem. Mecenas został oskarżony o 15 przestępstw, dyrektorka kancelarii o 13 przestępstw, a księgowa o jedno przywłaszczenie dużej kwoty, przy czym często mieli działać wspólnie i w porozumieniu.

Podstawowy mechanizm oszustwa, opisany w stustronicowym akcie oskarżenia, był taki sam, jak w przypadku Zbigniewa Ś. Kancelaria podejmowała się prowadzenia spraw w imieniu poszkodowanych. Należne im pieniądze z firm ubezpieczeniowych oraz od komorników wpływały na jej konto. Zgodnie z umową, powinny zostać w ciągu 14 dni przekazane klientom. Ale kancelaria w ogóle nie dokonywała takich wypłat, dokonywała wypłat ze znacznym opóźnieniem albo wypłacała tylko niewielką część środków. Oszukiwani byli też agenci współpracujący z mecenasem, bo nie dostawali obiecanej prowizji za dostarczone do kancelarii sprawy odszkodowawcze. Prokuratura twierdzi, że pieniądze były przywłaszczane przez Zbigniewa K., Elżbietę W. i Dorotę Ś.

Oskarżeni nie przyznają się

Prokurator oskarżył także Zbigniewa K. i Elżbietę W. o przestępstwa doprowadzenia lub usiłowania doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzania mieniem poprzez bezpodstawne żądanie zapłaty kosztów zastępstwa procesowego. Oskarżeni kierowali bez zgody i wiedzy klientów pozwy oraz wnioski do sądów. Wierzytelności były fikcyjnie dzielone na kilkanaście lub kilkadziesiąt części, co pozwalało później w majestacie prawa mnożyć koszty zastępstwa procesowego. Nie wszyscy klienci byli świadomi tych operacji.

– Uzyskane w ten sposób pieniądze oskarżeni rozdysponowywali na bieżące cele kancelarii lub na własne potrzeby – mówi prokurator Lidia Tkaczyszyn, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Legnicy. – Prokuratura zabezpieczyła kilka działek gruntowych oraz samochody o wartości ponad 180 tys. zł.

Inni winni

– Zebrany materiał dowodowy jest niedostateczny i nie daje podstaw do skazania mnie, a sprawa jest rozdmuchana przez prokuraturę – twierdzi Zbigniew K. Jest pewien uniewinnienia już w pierwszej instancji. Ani on, ani Elżbieta W. czy Dorota Ś. nie przyznają się do zarzutów z aktu oskarżenia. Przed Sądem Okręgowym w Legnicy składają bardzo obszerne i szczegółowe wyjaśnienia. Reklamówkami znoszą teczki akt z archiwum kancelarii; akt mających przekonać sąd o niewinności pozwanych i o stronniczości prokuratury. Kwestionują roszczenia pokrzywdzonych. Oskarżenia o malwersacje finansowe, fałszowanie podpisów pod dokumentami itd. przekierowują na innych pracowników kancelarii. Przekonują, że kto inny prowadził wyszczególnione w akcie oskarżenia sprawy i kto inny ponosi odpowiedzialność za ewentualne zaniedbania.

Igraszki z Temidą

Jednocześnie wysiłki sędziego Andrzeja Szliwy, by proces toczył się sprawnie, napotykają na niekończące się przeszkody ze strony obrony. Szczególne zasługi na tym polu położył wrocławski mecenas Jarosław Skorupa, występujący w sądzie w roli obrońcy Zbigniewa K. (z wyboru). Przez wiele miesięcy nie pojawiał się w sądzie na rozprawach swojego klienta, ponieważ: pojechał odwieźć córkę do sanatorium, wracając z sanatorium miał kolizję samochodową, doznał zatoru płucnego, trafił do szpitala, przebywał na zwolnieniu lekarskim, nie opłacił składek, nie wie, czy Okręgowa Rada Adwokacka przywróciła go do zawodu itd. Respektując prawo oskarżonych do obrony, sąd musiał odwoływać wyznaczone terminy i odroczyć co najmniej kilkanaście rozpraw.

Mecenas Zbigniew K. deklaruje, że zależy mu na jak najszybszym oczyszczeniu się z zarzutów. Od lat nie pracuje jako adwokat ani radca prawny, bo nie może. Za naruszenie etyki adwokackiej (przyjęcie zlecenia od obu stron w sprawie hotelu w Świeradowie Zdroju) przed pięcioma laty został ukarany przez sądy dyscyplinarne rocznym zakazem wykonywania zawodu. Karę odbył, ale ze względu na toczącą się w legnickim sądzie sprawę karną i wagę stawianych przez prokuraturę zarzutów Okręgowa Rada Adwokacka we Wrocławiu nie uchyliła zawieszenia. Przez jakiś czas próbował zarabiać jako radca prawny, ale ostatecznie także Okręgowa Izba Radców Prawnych w Wałbrzychu zawiesiła go w prawie do wykonywania zawodu.

Kamienna przyjaźń

Zaufania do mecenasa nie stracił burmistrz Kamiennej Góry, z którym Zbigniew K. zna się z licealnej ławy. W czerwcu 2019 roku zainstalował go jako swego przedstawiciela w radzie nadzorczej komunalnej spółki Sanikom w Lubawce, co wywołało oburzenie dużej grupy współudziałowców. Janusz Chodasewicz tłumaczył wówczas, że dopóki wyrok nie zapadł, Zbigniew K. pozostaje niewinnym człowiekiem. Nie wszystkich przekonywała taka argumentacja, gdyż – np. według burmistrza Wojcieszowa Sławomira Maciejczyka – ludzie, którzy sprawują nadzór nad publicznymi pieniędzmi, powinni być jak żona Cezara, bez skazy. Napięcie w Sanikomie utrzymywało się przez rok, dopóki Zbigniew K. sam nie złożył rezygnacji z członkostwa w radzie nadzorczej. W ten sposób zszedł również z oczu mediom, przynajmniej w regionie jeleniogórskim, gdzie aktualnie robi swoje interesy.

Piotr Kanikowski

3 komentarze

  1. PO jak podwyżki. Odpowiedź

    Było trochę tych bezczelnych złodziei poprzebieranych w szaty palestry i ONI robili i dalej robią bardzo złą robotę uczciwej i zdecydowanej większości tej KORONY zawodów.

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.