Do końca czerwca myśliwi na Dolnym Śląsku mają odstrzelić kolejnych kilka tysięcy dzików. W prowadzonej trzeci rok akcji łącznie do odstrzału przeznaczono (i większość odstrzelono) już grubo ponad 20 tys. dzików. To obecnie główna strategia zwalczania afrykańskiego pomoru świń; ekolodzy i część naukowców uważa eksterminacje gatunków za barbarzyństwo i działanie nieefektywne.

Chodzi o 2751 zwierząt, które mają być odstrzelone w 17 dolnośląskich powiatach. W naszym regionie odstrzelonych ma zostać 371 dzików (38 w powiecie bolesławieckim, 92 w karkonoskim, 59 w kamiennogórskim, 51 w zgorzeleckim, 83 w lwóweckim i 48 w lubańskim). Myśliwi mają na to czas do 30 września.

Ilość dzików przeznaczonych do odstrzału w ostatnich latach jest porażająca. W ubiegłym roku przeprowadzono dwie takie akcje. Od kwietnia do połowy czerwca wybito 2247 zwierząt, a w drugiej połowie roku 2266 zwierząt. Największa dotąd pula dzikich świń do odstrzału liczyła 6137, których wybicie nakazał wojewoda w kwietniu 2021 roku. Liczba ta była tak duża, że myśliwi nie uporali się z odstrzałem i wojewoda dwa razy przedłużał termin wykonania polecenia (najpierw do końca roku, potem do końca marca tego roku).

Akcja prowadzona jest już trzeci rok i wynika z zatwierdzonej przez rząd PiS strategii wybijania dzików, jako najskuteczniejszej metody zwalczania szybkiego rozprzestrzeniania się wirusa ASF, powodującego śmiertelną, nieuleczalną choroba, na którą zapadają dziki i świnie. ASF od 2015 r. postępuje w Polsce (od terenów w wschodnich), w ostatnich dwóch latach pojawiając się na Dolnym Śląsku. Polski parlament wprowadzając kolejne zmiany ułatwia ten odstrzał. W 2017 r. zniesiono okres ochronny dla dzika, co dało myśliwym możliwość odstrzału dzików bez ograniczeń (także loch w ciąży i wychowujących młode), a póxniejszy apel ministra środowiska, by odstrzałów dokonywać zanim lochy przystąpią do rozrodu potraktowano jako zalecenie, by strzelać do ciężarnych loch. (potem się z niego wycofywał, zalecając wstrzymywanie się od odstrzeliwania ciężarnych i prowadzących młode samic). Parlament przegłosował też, a prezydent podpisał, specustawę pozwalająca na prowadzenie odstrzału sanitarnego dzikich zwierząt także przez policjantów, pograniczników, strażaków oraz żołnierzy.

Z taką metodą zwalczania ASF nie zgadzają się ekolodzy, duża grupa specjalistów, a nawet niektórzy myśliwi. Dzik jest zbyt pożytecznym zwierzęciem dla ekosystemu, aby eksterminować gatunek, a odstrzał sanitarny nie jest skutecznym sposobem zwalczania ASF – uważają.

Najważniejsze racje przeciwników odstrzału przedstawiła specjalizująca się w parazytologii i chorobach zakaźnych doktor Natalia Osten-Sacken z UMK Toruń.

„Rola dzików jest niebagatelna. Żeby zdobyć pożywienie, ryją w ziemi (buchtują). To wtedy wywracają ściółkę i przyspieszają rozkład martwej materii w lesie. W tych buchtowiskach mogą kiełkować nasiona drzew, a to ma to ogromny wpływ na odnawianie się lasów w sposób naturalny. Dziki, jako wszystkożercy, w dużej mierze żywią się też gryzoniami, które są rezerwuarem kleszczy. Brak dzików w środowisku może doprowadzić – pokazują to badania z innych krajów – do jeszcze bardziej gwałtownego wzrostu liczebności tych pasożytów. Dziki, choć trudno je o to podejrzewać, regulują również liczebność owadów pasożytniczych i tzw. szkodników lasu, ponieważ ryjąc glebę żywią się także owadami i ich larwami. Szacunki naukowców pokazują, że działalność dzików może ograniczać liczebność takich organizmów nawet o 30 procent.

Reasumuję, usuwając ze środowiska przyrodniczego dziki, ten wysoce pożyteczny gatunek, fundujemy sobie klęski związane z nagłym pojawieniem się (gradacja) różnorodnych szkodników. To przełoży się na wysokie koszty ich zwalczania, a także na zatruwanie lasów środkami ochrony roślin.

Żeby zrozumieć, dlaczego eksterminacja dzików będzie miała znikomy wpływ na zatrzymanie ASF, warto się pochylić nad problemem czym w istocie jest ASF i jakie są drogi jego przenoszenia. Za ASF odpowiada dwuniciowy wirus DNA należący do rodziny Asfaviridae. Problem ze zwalczaniem tego wirusa polega na jego odporności na obróbkę termiczną, wysychanie i zmiany pH. Potrafi on przetrwać nawet pół roku w mrożonym mięsie. Inaktywacji (utracie aktywności) tego wirusa można dokonać dopiero w temperaturze powyżej 75 stopni C (ewentualnie promieniami gamma). Wirus występuje głównie na terenie Afryki (Angola, Mozambik), ale także np. na Sardynii. Jego nosicielami są trzoda chlewna, ale także dziki, guźce i pewien rodzaj kleszczy. Chorobę po raz pierwszy zaobserwowano na terenie Kenii w 1910 roku. Do roku 1957 nie rozprzestrzeniała się jednak poza Afryką. To już nieaktualne. W czerwcu 2013 roku przypadki zachorowań pojawiły się na Białorusi, a w lutym 2014 roku pierwsze przypadki odnotowano w Polsce – ofiarami były dziki odnalezione na naszej granicy z Białorusią. Od 2016 roku choroba zaczęła się rozszerzać. Prawdą jest, że zakażenie wirusem kolejnych zwierząt prowadzi do szybkiego rozprzestrzeniania się epidemii i dużych strat ekonomicznych. Najważniejszy jest jednak sam proces przenoszenia ASF. W dzikich populacjach zakażenie następuje głównie za pomocą kleszczy, w których wirus może przetrwać nawet do 3 lat. U trzody chlewnej zakażenie następuje drogą wziewną między osobnikami oraz – co bardzo istotne – przez zainfekowaną karmę. Także ptaki krukowate odwiedzające w poszukiwaniu pożywienia gospodarstwa, mogą przyczyniać się do roznoszenia tej choroby Głównym nosicielem ASF jest jednak człowiek.

Stajemy więc wobec pytania – w jaki sposób eksterminacja dzika mogłaby mieć wpływ na powstrzymanie rozprzestrzeniania się wirusa, skoro trzoda chlewna rzadko styka się ze swoimi dzikimi krewnym, a winę za epidemię ponosimy głównie my sami?

Zdarza się – to częste przypadki – że właściciele chlewni nie zgłaszają upadków zwierząt i sami próbują utylizować padlinę (wywożąc ją do lasu lub zakopując niedaleko gospodarstwa). Ewentualnie – znane są przypadki – gdy właściciel trzody był myśliwym i cała jego chlewnia musiała zostać uśmiercona.

Warto także przypomnieć, że dziki, które migrują o wiele mniej, niż na przykład jelenie, mogą podczas polowań zborowych w panice przemieścić się na duże odległości i roznieść chorobę na niedotknięte nią dotychczas obszary. W ten sposób polowania mogą przynieść skutek odwrotny od zamierzonego.

Reasumując. Konieczne jest przeprowadzenie intensywnej akcji informacyjnej wśród hodowców i wszystkich mogących mieć jakikolwiek kontakt z wirusem. Potrzebna jest także intensywna kontrola osób przybyłych zza wschodniej granicy: wirus ASF może się znajdować w żywności wytworzonej na terenach objętych już wirusem. Przede wszystkim jednak trzeba zapewnić hodowcom pełną rekompensatę za poniesione straty. Mydlenie im oczu i przekonywanie, że odstrzał skończy problemy z ASF to działanie na krótką metę. Nie wolno również w żadnym razie pominąć najważniejszego aspektu w zapobieganiu tej chorobie. Najskuteczniejszym sposobem w hamowaniu rozprzestrzeniania się wirusa ASF jest skuteczne wdrożenie zasad bioasekuracji. Także te działania powinny się odbyć przy dużym finansowym udziale rządu. Fundusze marnowane obecnie na bezcelowe i szkodliwe odstrzały powinny być natychmiast przeznaczone na edukację dotyczącą działań prewencyjnych, zabezpieczania chlewni oraz na maty dezynfekcyjne. Inaczej. Strzelając do dzików, strzelamy sobie w stopę” (za Wirtualną Polską).

Fot. PxHere, CC0

1 Komentarz

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.