Człowiek ingeruje w naturalne siedliska wielu zwierząt, zabiera im przestrzeń do życia, tak więc nic dziwnego, że coraz częściej przecinają się szlaki: człowieka i naszych mniejszych przyjaciół. Kiedy naszym szlakiem jest na przykład droga, która mkną samochody, los zwierząt zdaje się przesądzony,

Na wczorajszym briefingu, na który zaprosił dziennikarzy Krzysztof Wojtas, zwykły obywatel, lokalny patriota i miłośnik zwierząt, jak sam się określa, poruszono problem braków w systemie, który ma zaradzić sytuacjom, w jakiej znalazł się ostatnio sam zainteresowany.

„Wracałem z Piechowic do Jeleniej Góry, zauważyłem na poboczu potrąconego kota. Zwierzę było w strasznym stanie, jeszcze żyło, ale umierało w cierpieniach. Próbowałem się dodzwonić do służb gminnych, które powinny reagować w takich sytuacjach. Niestety bez sukcesu.”

Ta sytuacja dała na tyle do myślenia panu Krzysztofowi, że postanowił się przyjrzeć, jak ta sytuacja wygląda w gminach powiatu karkonoskiego. Wnioski nie są optymistyczne.

W teorii, każdy obywatel powinien mieć możliwość dokonania zgłoszenia dzwoniąc pod wyznaczony numer kryzysowy. Obserwacje Krzysztofa Wojtasa są takie, że w niektórych gminach ten telefon działa tylko do godziny 15.00. W innych w ogóle nie ma możliwości zgłoszenia tego typu sytuacji. Według pana Krzysztofa taki numer telefonu powinien być łatwo dostępny. Dobrze by też było, aby ktoś te sygnały odbierał i na nie reagował.

Jest to problem nie tylko powiatu karkonoskiego. Wiele gmin w Polsce za nic mają cierpienia zwierząt, które zostały potracone prze samochód, wpadły we wnyki, głębokiej studni czy zakleszczyły się w ogrodzeniu.

Dorota Węglińska, lekarz weterynarii, który od lat prowadzi swoją praktykę zawodową, podkreśla ze każda gmina ma ustawowy obowiązek zapewnić całodobową opiekę zwierzętom, które ucierpiały na przykład w kolizjach drogowych. Samorządy mają podpisane stosowne umowy z lekarzami, którzy zobowiązani są tym samym taką pomoc udzielić.

Praktyka jest jest inna. Gminy wymagane umowy podpisują, ale brak jest jakiejkolwiek informacji, do kogo można się zwrócić o pomoc i kto ma na miejsce takiego zdarzenia przyjechać.

Sama pani Iwona otrzymuje po kilka telefonów tygodniowo od ludzi, którzy stoją nad konającym psem czy sarną i nie wiedzą jak mogą temu zwierzęciu pomóc. Zdarza się, że do pani Iwony dzwonią funkcjonariusze policji, którzy nie mają pojęcia, do kogo zwrócić się po pomoc. Tak było na przykład Piechowicach, gdzie na drodze konał dzik, czołgał się i stwarzał poważne zagrożenie dla uczestników ruchu. I nikt nie wiedział, gdzie szukać ratunku.

Paradoks polega na tym, że gminy mają na takie usługi fundusze, mają podpisane umowy z lekarzami weterynarii. I na tym koniec. Czyli w teorii jest wszystko w porządku, ale w praktyce ten system nie działa.

Na tle gmin powiatu karkonoskiego najsprawniej służby działają w Jeleniej Górze. Jest to niestety wyjątek. Bo telefony alarmowe w innych gminach albo są skrzętnie skrywane, albo ich nikt nie odbiera.

3 komentarze

  1. Na głównym zdjęciu zabity łoś. Gdzie to Szanowny redaktorze są u nas łosie. Ja się pytam!

    • śmieć z wsiocławia Odpowiedź

      Dawno nie byłem w Wrocławiu ale jest po staremu. Dalej wali knyszą, wieśniakom wrocławskim wali z pod pach, nawet z pod butów wali skarpetkami. Pociągi autobusy tramwaje całe zasyfione. Kto te bydło spłodził?

  2. Ja bym probowala do DIOZ. Myślę, że nie robili by problemu, aby przyjechać nawet w środku nocy.

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.