Na początku lat pięćdziesiątych XX w. obiektem zainteresowania ze strony funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa mógł stać się dosłownie każdy. Wystarczyło najmniejsze podejrzenie, niewłaściwe zachowanie, gest lub słowa wypowiedziane w niewłaściwym czasie oraz miejscu, a czasem po prostu niefortunny zbieg okoliczności. Trzeba było mieć się na baczności, bo nigdy nie było wiadomo, czy w danym momencie człowiek nie był obserwowany przez jednego z wielu wówczas donosicieli, określanych mianem informatora lub agenta.

W 1954 r. uwagę jeleniogórskich funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa przykuła postać czterdziestopięcioletniego mieszkańca Jeleniej Góry – na potrzeby niniejszego tekstu określać go będę jako „Obywatel K.”. Mężczyzna miał utrzymywać kontakty z osobami z zagranicy, co w ówczesnych warunkach bardzo szybko sprowadziło na niego podejrzenia o szpiegostwo. Niejasna była też jego przeszłość, zwłaszcza okres drugiej wojny światowej – wszystko to pozostawiało wiele wątpliwości i coraz bardziej przekonywało funkcjonariuszy do podjęcia tematu.

Jeleniogórski „Klon”

Ubecja postanowiła przyjrzeć się bliżej sylwetce „figuranta”, jak określano naszego Obywatela K. Poświęcona mu sprawa otrzymała kryptonim „Klon”. Aby przeprowadzić całą akcję, postanowiono otoczyć mężczyznę wianuszkiem informatorów, których werbowano do współpracy z jego najbliższego otoczenia. To na nich spoczął ciężar pozyskania materiałów obciążających mężczyznę…

Basia”

Funkcjonariusze do rozpracowania figurant wykorzystywali m. in. kobietę działającą pod pseudonimem „Basia”. W swoim donosie z 3 lipca 1954 r. podawała: W dniu 2.VII.54 r. rozmawiałam z [Obywatelem K.] u mnie w domu, dałam mu do zrozumienia, że obecnie nie specjalnie zależy mi na jego pomocy w uzyskaniu leków z zagranicy, bowiem mam znajomych, którzy bardziej niż on troszczą się o mnie bezinteresownie. Jak więc widać, kobieta nie miała żadnych oporów, aby zastosować nawet szantaż emocjonalny. W dalszej części donosu czytamy: W odpowiedzi na to [Obywatel K.] powiedział, że w sprawie sprowadzenia leków z zagranicy dla „Basi” porozumie się ze swoją żoną, która wg wypowiedzi fig.[uranta] ma utrzymywać kontakt z zagranicą i zechce „Basi” dopomóc w otrzymaniu wspomnianych leków. Być może mężczyzna chciał tutaj wykorzystać swoje znajomości w Polskim Czerwonym Krzyżu, bo, jak wynika z akt UB, pracował tam, gdy mieszkał w Bydgoszczy.

Z kolejnego odnalezionego donosu, datowanego na 6 września 1954 r., wynika, że choć mężczyzna posiadał żonę, to parę łączyło coś więcej niż zwykła znajomość. Nie byłby to zresztą jedyny przypadek, kiedy donosicielem okazywała się być kochanka: W dniu 13.VIII 54 r. był u mnie w domu [Obywatel K.]. Według zadania zrobiłam mu ostrą wymówkę, że mimo zapewnianej przyjaźni niepochlebnie wyraża się o mnie, jakobym była jego kochanką, czego sobie nie życzę, by o mnie w ten sposób mówiono. W dalszej części informacji powrócił temat leków z zagranicy: Prowadząc dalej rozmowę, „Basia” podkreśliła, że każdy zapewnia mi przyjaźń, każdy mówi, że jest moim przyjacielem a w ciężkich chwilach nikt o mnie się nie troszczy. (…) uspokajał mnie tłumacząc mi i przekonując mnie, że jest moim przyjacielem, a co do przykładów o których mówię, to naprawdę nie może sprowadzić lekarstw z zagranicy, dlatego że boi się zwrócić na siebie uwagę U.B., a poza tym ma przecież żonę, która mu nie pozwoli nigdzie z zagranicą pisać, bo nie będzie przez niego się narażać.

Jan”

Drugi odnotowany w aktach UB donosiciel to agent, który działał pod pseudonimem „Jan”. On z kolei znał „figuranta” z czasów okupacji niemieckiej, kiedy ten zamieszkiwał na terenie Generalnego Gubernatorstwa. „Jan” dostarczał funkcjonariuszom informacji na temat życia Obywatela K. w okresie drugiej wojny światowej. Jak czytamy w jego donosie z 17 lipca 1954 r., mężczyzna (…) w czasie okupacji niemieckiej bawił się wesoło i wydawał bardzo poważne sumy. Utrzymywał stosunki z wysokimi oficerami policji granatowej pozostającej na usługach Niemców (…). [Obywatel K.] ożenił się z Lucynką, nazwiska nie pamiętam, sekretarką Szefa Zarządu Powiatowego Niemca Demczowa czynnego gestapowca, którego też Lucynka obdarzała wielką miłością i łajdaczyła się z innymi, co było wszystkim wiadome. (…) jest to córka granatowego policjanta.

W kolejnej części swojego meldunku informował o podejrzanych działaniach Obywatela K., który miał działać na rzecz Niemców i w (…) Wydziale Społ.[eczno] Polit.[ycznym] prowadził tajny wywiad w sprawach politycznych stosunków w Związkach Zawodowych.

Lucjan”

Jeszcze innym informatorem wykorzystywanym w sprawie Obywatela K. był mężczyzna o pseudonimie „Lucjan”. Z zachowanych zapisów UB wynika, że on oraz obiekt rozpracowania musieli znajdować się w bliskiej zażyłości, bo donosiciel miał dostęp do jego najbardziej skrywanych tajemnic. W swoich donosach informował chociażby, że obserwowany przez niego „figurant” był w czasie drugiej wojny światowej członkiem stworzonej przez niemieckiego okupanta „kripo”, czyli Polskiej Policji Kryminalnej. Była to formacja policyjna działająca na terytorium Generalnego Gubernatorstwa, powstała w 1940 r. na skutek wyłączenia jej ze struktur Policji Polskiej Generalnego Gubernatorstwa (tzw. granatowa policja).

W doniesieniu z 10 lipca 1954 r. „Lucjan” informował o treści rozmowy, jaką tego samego dnia przeprowadził z Obywatelem K. Jak zapisano: (…) mówiłem mu, jak to ludzie w okresie okupacji byli na stanowiskach w administracji niemieckiej, a mimo to pracowali dla Polski. W odpowiedzi na to, figurant oświadczył: „Naturalnie, przecież ja, będąc w <<kripo>>, pracowałem dla polskiego wywiadu”. Zaraz potem przytoczył też przykład niejakiego Michalaka, który był funkcjonariuszem „kripo” a (…) równocześnie komendantem szkoły podchorążych AK w Przemyślu. W swoim kolejnym donosie (26 lipca 1954 r.) „Lucjan” powrócił do tematu „kripo”: Według wypowiedzi [Obywatela K.] „kripo” dzieliło się na sekcje. Pierwsza sekcja zajmowała się walką z przestępczością, druga sekcja zajmowała się fotografowaniem i daktyloskopią. Do „kripo” figurant dostał się na skutek namowy komisarzy policji granatowej Rucińskiego i innych, którzy namówili go po to, by zaczął pracę konspiracyjną.

Natomiast we wrześniu informator podawał, że całą sprawa służby w „kripo” ciąży na sumieniu Obywatela K., co przejawiać miało się zwłaszcza, gdy ten sobie trochę wypił. W donosie z 18 września 1954 r. można przeczytać: (…) mówił mi, że jest podenerwowany swoją przeszłością, że właśnie dlatego pije oraz nadmienił, iż nieraz ma ochotę pójść i zgłosić o tym do UB (…) mówił o tym po pijanemu, ale po trzeźwemu absolutnie o tym nie wspomina.

Szpieg z niego żaden…

Jesienią 1954 r. funkcjonariusze jeleniogórskiego UB postanowili nadać sprawie dalszy bieg. Jak czytamy w ich raporcie: (…) postanowiliśmy przesłuchać w charakterze świadków osoby znające działalność polityczną figuranta sprawy, a następnie po uzyskaniu tychże materiałów wystąpimy z raportem do Szefa W.U.B.P [Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego – M.Ż] o zezwolenie przeprowadzenia rozmowy i wykorzystania operacyjnego figuranta. Wynika więc z tego, że choć (…) do chwili obecnej agenturalnie nie stwierdzono, by (…) na obecnym etapie prowadził działalność wywiadowczą, to równocześnie, zdaniem prowadzących jego sprawę śledczych, byłby idealnym materiałem na… donosiciela! Do podjęcia takiej współpracy miały go natomiast „przekonać” zebrane dotychczas informacje na temat jego kontaktów z zagranicą i niezbyt chlubna wojenna karta z życiorysu.

Całą sprawę pod kryptonimem „Klon” zakończono na początku 1955 r., kiedy to (…) wyjaśniono całokształt posiadanych materiałów i stwierdzono, że fig.[urant] tej sprawy na obecnym etapie nie prowadzi działalności szpiegowskiej, aczkolwiek miał ku temu sposobność w latach uprzednich w okresie swej pracy w PCK na Okręg Bydgoski. Jednocześnie wystąpiono z wnioskiem o zaniechanie dalszego biegu sprawy.

ale informator będzie dobry

Co w całej historii najciekawsze i przewrotne, to fakt, że z tym samym mężczyzną ubecy rzeczywiście nawiązali „współpracę”. Niedawny figurant utrzymywał z nimi (…) okresowo kontakt aż do czasu uformienia go [zapis oryginalny – M.Ż] jako informatora w myśl wymogów. Fig.[urant] (…) systematycznie opisuje nam swoją działalność oraz działalność poszczególnych osób, którymi uprzednio bądź też obecnie utrzymuje kontakty. Funkcjonariuszom UB nie sprzyjało jednak szczęście – nowy informator doznał poważnego złamania nogi i na dłuższy czas stał się dla nich bezużyteczny.

Marek Żak

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.