Jak ocenia Pan wrażliwość muzyczną Polaków, naszą edukację w tej dziedzinie?

– To bardzo trudne pytanie. Może jest trochę tak, jak w powiedzonku: „Zależy, gdzie ucho przyłożyć”, ale generalnie mamy sporo do nadrobienia. Jeżeli weźmiemy pod uwagę gęstość wartościowej kultury muzycznej w Polsce, to, niestety, nie jest ona jakoś szczególnie intensywna. Życie muzyczne koncentruje się głównie w największych ośrodkach; są olbrzymie połacie kraju, gdzie niewiele się dzieje i to należałoby zmienić. Powinniśmy spróbować nadrobić czas, który straciliśmy w obszarze edukacji muzycznej, której w szkołach prawie nie ma. Muzyka jest wyjątkową dziedziną sztuki, ponieważ poprzez swoją absolutną abstrakcyjność najbardziej wpływa na rozwijanie wyobraźni. Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, która jest czymś czysto technicznym. Wyobraźnię, jako byt nieuchwytny, można rozwijać za pomocą muzyki – najbardziej abstrakcyjnej ze wszystkich sztuk.

– Jaki wobec tego może być według Pana sposób edukowania młodych ludzi, dzieci?

– Sposób jest zwykły, banalny – muszą być zajęcia muzyki w szkole. Musi być także więcej wartościowej muzyki w szeroko pojętej przestrzeni publicznej. Jeżeli przyjmiemy, że jakimś rodzajem przestrzeni publicznej są kościoły, a przecież w Polsce ciągle jest w nich dużo ludzi, to powinny w nich być organy w dobrym stanie, powinni być profesjonalni organiści. Być może jest to już melodia przeszłości, ponieważ laicyzacja w kraju postępuje dość szybko i pewnie za jakiś czas wiele się zmieni, ale na pewno to, co się dzieje w sferze, którą odbieramy za pomocą uszu, należałoby zmienić. Pozostańmy jeszcze przy dźwiękach. W Polsce jest duży problem z przestrzenią akustyczną, tzn. jest bardzo dużo hałasu w przestrzeni publicznej i ja osobiście naprawdę umieram od hałasu kosiarek. Od wiosny do wczesnej jesieni nie jestem w stanie funkcjonować, bo nie wiem, gdzie się mam schować. To samo jest z ruchem ulicznym, to samo jest z ogólną „kulturą akustyczną”: ludzie w ogóle nie zwracają uwagi na innych, hałasują, nawołując się głośno, odkurzają samochód z głośno włączonym radiem itd., itp. To jest kwestia braku wrażliwości, którego przyczyną jest brak edukacji muzycznej, czyli uwrażliwienia na to, co człowiek słyszy. A przecież są na świecie takie kraje, gdzie edukacja muzyczna jest bardzo popularna. W Szwajcarii konstytucja gwarantuje prawo do nauki muzyki wszystkim dzieciom, w Chinach są miliony pianistów, ponieważ tam umiejętność grania na fortepianie jest znakiem awansu społecznego. Są kraje, w których za pomocą muzyki wydobywa się dzieci z biedy, tzn. są opracowane odpowiednie programy uspołeczniające. Tak jest np. w Wenezueli, gdzie to świetnie funkcjonuje. Wiem, że brzmi to idealistycznie, a w kulturze powszechnej idealiści traktowani są z lekkim przymrużeniem oka, ale jeżeli są kraje, które się rozwijają dzięki ideom, dzięki pomysłowości, dzięki takim nieuchwytnym rzeczom, to dlaczego my nie moglibyśmy chcieć się rozwijać dzięki tym samym narzędziom? To jest coś, co można zrobić z dnia na dzień, ponieważ są środki ku temu i są ludzie – jest tylko kwestia zorganizowania tego całego systemu i wdrożenia go po to, żeby nam się przyjemniej żyło. Mamy już samochody, mamy pralki, mamy lodówki, lecz brakuje nam czegoś głębszego i na tym się powinniśmy skupić. Powinniśmy dbać o to, żeby miasta były cichsze, żebyśmy mieli dokąd pójść wieczorem – na jakiś koncert, na jakiś spektakl. W dużych miastach można sobie poradzić z tym problemem, natomiast jest wiele mniejszych miast, mniejszych ośrodków, które mogłyby mieć wartościowe wydarzenia, ale może za mało w siebie wierzą…

Sztuka jest dzisiaj rodzajem spoiwa społecznego. W czasach, kiedy ludzie zazwyczaj mają dom i pracę (przynajmniej większość z nich tak funkcjonuje), potrzebują jeszcze jakiegoś trzeciego miejsca, do którego mogą pójść. Takim miejscem powinien stawać się każdy teatr, filharmonia, opera, muzeum sztuki współczesnej. Ale trzeba pamiętać, że w takim miejscu, tak samo ważna jak scena, jest kawiarnia i restauracja – publiczność musi mieć możliwość przyjemnego spędzania czasu. Twierdzę, że w Polsce działalność kulturalna jest za słabo zorganizowana, nie ma regularnych wydarzeń, nie ma cyklicznie odbywających się festiwali. Te, które są, można policzyć na palcach jednej ręki – jest ich za mało, są za mało intensywne. Wiele instytucji nie organizuje życia kulturalnego, tylko wegetuje, są zaledwie zaczątkiem czegoś. Zbyt wielu ludzi, zajmujących się kulturą, nie wierzy w siłę sztuki, nie wierzy w ludzi. Wydaje mi się, że wielu z nich jest po prostu za starych. Boją się własnego cienia i nie chcą zrobić czegoś, na co ludzie czekają. Capella Cracoviensis zrealizowała serię koncertów na Dolnym Śląsku – od wielu lat współtworzymy Festiwal Bachowski w Świdnicy, wystąpiliśmy z koncertami w Strzegomiu. Jesteśmy po czterdziestu kilku wydarzeniach i na każdym z nich – również w małych wsiach górskich – były naprawdę tłumy! To jest absolutnie ekscytujące, pocieszające i zadaje kłam wszystkim twierdzeniom, że ludzie nie chodzą na wydarzenia sztuki wysokiej. To jest absolutnie nieprawda. Po prostu ludzie mają dzisiaj internet, wiedzą, jak wygląda świat, i chcą ten świat mieć u siebie. Problemem jest tak naprawdę cała ta kasta ludzi, którzy stoją pomiędzy pieniędzmi a sztuką. Tam jest coś nie tak. Być może także ludzie zarządzający edukacją są niewystarczająco energiczni. Nie jest najważniejsze, z jakiego ugrupowania wywodzi się minister, problemem jest to, że każdy minister edukacji, jaki się nam zdarzy w najbliższym czasie, i tak będzie myślał o edukacji w sposób dziewiętnastowieczny. Nie wierzę, że jakikolwiek minister będzie w stanie zauważyć to, że od około dziesięciu lat każdy młody człowiek ma internet w telefonie i w związku z tym edukacja musi pójść zupełnie inną drogą.

– Czy muzyka polska jest znana w Europie ?

– Trzeba powiedzieć, że polskiej muzyki klasycznej, w porównaniu z Francją, Niemcami czy Włochami, jest stosunkowo niewiele. Polska w XVII, XVIII, XIX i XX wieku nie miała wielu kompozytorów i tak intensywnego życia muzycznego, jak wspomniane kraje. Wartościowej muzyki polskiej jest niewiele, ale tym łatwiej może być promowana. Gdybym ja mógł mieć wpływ na sprawę promocji muzyki polskiej, to zwróciłbym uwagę na dwie rzeczy. Przede wszystkim nuty powinny być łatwiej dostępne. Jeżeli chcemy się przebić, to musimy jak najwięcej nut muzyki polskiej dać po prostu do internetu – myślę, że nas na to stać. Po drugie – musimy zacząć współpracować ze światem. Ale żeby współpracować, musimy zrozumieć, że świat muzyki klasycznej funkcjonuje z dużym wyprzedzeniem czasowym, to znaczy planowanie odbywa się z dużym wyprzedzeniem czasowym, w związku z tym wszelkie systemy finansowania działań międzynarodowych muszą brać to pod uwagę. Jeżeli w dalszym ciągu będziemy chcieli działać tak, jak działamy, czyli wszelkie otrzymywane przez artystów dotacje muszą zostać wydane w kilka miesięcy, to żadna poważna współpraca międzynarodowa nie jest możliwa. To są dwa problemy, z którymi zderzam się w codziennej pracy.

– Jak Pan ocenia polskie realia życia muzycznego z własnej perspektywy – artysty i menedżera?

– Zostałem dyrektorem instytucji nie dlatego, że lubię przewalać papiery, ale dlatego, że w polskich realiach każdy, kto chce prowadzić działalność artystyczną, musi mieć jakieś zaplecze, które pozwoli mu na realizowanie takiego projektu, na jaki ma ochotę, a nie tylko czekać, co rynek zamówi. A rynek w Polsce jest w tej chwili żaden. Większość filharmonii przestaje grać muzykę klasyczną, natomiast organizują jakieś absurdalne, tandetne gale albo grają muzykę filmową. Filharmonie nie są po to, żeby zarabiać. One są po to, by otwierać umysły, inspirować, być oknem na świat. Pieniądze publiczne (wszystkie filharmonie są dotowane z pieniędzy publicznych) powinny być wydawane na wszelkie formy innowacji, czyli poszukiwanie nowych dróg, granie nowych rzeczy, nieznanych, rzadkich. Filharmonia nie jest instytucją stricte rozrywkową, gdzie przychodzi się, żeby posłuchać kabaretu. To zupełnie inna materia. Za mało się rozmawia o imponderabiliach, o rzeczach nieuchwytnych, „miękkich”. Cały czas poruszany jest tylko temat, czy się coś opłaca, czy się nie opłaca. A filharmonia nie ma się opłacać. Filharmonia nie ma zarabiać na muzyce. Filharmonia powinna budować infrastrukturę społeczną w mieście, sprawiać, by całe jej otoczenie zarabiało dzięki ludziom, którzy przychodzą na regularnie organizowane koncerty. Sztuka to nowoczesny przemysł, ale nie rozumiany dosłownie.

– Wydaje się, że zapis nutowy jest bardzo precyzyjny, a jednak wykonania utworów różnią się od siebie…

– W muzyce jest podobnie jak w teatrze, to znaczy – są wykonania, które bardziej trzymają się tekstu, i takie, w których jest nieco więcej swobody. W teatrze wiele zależy od aktorów i reżyserów, w muzyce artysta także ma wielki wpływ na efekt końcowy. Są muzycy, którzy bardzo dużo w domu planują i próbują ten plan zrealizować. Inni pracują zgodnie ze starożytną sentencją: „Gladiator decyduje dopiero na arenie”, czyli wiele decyzji podejmują na gorąco podczas prób.

Sztuka to jest opowiadanie tej samej historii na różne sposoby. Tematy są podobne, te same motywy wracają, ale opowiada się je na różne sposoby i na tym polega nieśmiertelność sztuki. Z tego powodu odnoszę się z dużą rezerwą do zjawiska konkursów muzycznych. Nie można powiedzieć, że ktoś gra najlepiej, to jest absurdalne. Jest bardzo wielu ludzi fenomenalnie zdolnych, grających przepięknie. Konkursy są zamachem na istotę sztuki, w której jest wiele dobrych dróg.

– Mówi się, że poezja jest między słowami. Czy to samo da się powiedzieć o muzyce – że jest między nutami?

– Absolutnie tak! W wielu wypadkach nuty obrazują tylko jakąś ideę i czasem podczas prób pojawiają się nieporozumienia na tym tle, bo jedni traktują zapis nutowy bardzo dosłownie, inni zaś uważają, że trzeba szukać tego czegoś, co jest między nutami. Ale do pewnego stopnia wszyscy mają rację, bo muzyka jest współistnieniem przeciwieństw – tak jak i cały świat.

– Okres pandemii, izolacja zburzyła życie artystyczne na wiele miesięcy. Dla niektórych ludzi sztuki to przymusowe odosobnienie było czasem wyciszenia, refleksji. Jak Pan odczuł tę sytuację?

– Wszyscy, którzy mówią, że mieli czas na pracę nad sobą, są szczęśliwcami. Pamiętajmy, że wielu artystów z powodów ekonomicznych musiało zmienić zawód. Uważam ten okres za bardzo niebezpieczny, ponieważ uwolnił wielkie pokłady cynizmu. Bardzo wielu polityków i samorządowców zorientowało się, niestety, ile można zaoszczędzić, nie wydając pieniędzy na kulturę. Okres pandemii powywracał bardzo wiele rzeczy do góry nogami i obyśmy wszyscy mogli wrócić do tego, co kochamy.

– Jakie plany ma Pan i Capella Cracoviensis na czas bliższy i dalszy?

– Jesteśmy osadzeni w Krakowie, prowadzimy dość szeroką działalność koncertową, w związku z tym nasz sezon jest bardzo intensywny, gramy blisko 100 koncertów rocznie.

– To dużo!

– Sporo. Zamierzamy nadal intensywnie zaznaczać swoją obecność na krakowskiej i międzynarodowej scenie muzyki klasycznej. W Krakowie za trzy lata ma powstać nowa sala koncertowa i w tym samym budynku ma być nasza siedziba w przyszłości. Bardzo się cieszymy i w związku z tymi planami już teraz intensyfikujemy działalność, organizując cykle koncertowe, które w przyszłości zostaną ulokowane właśnie w tej sali.

– Mam nadzieję, że te plany nie przeszkodzą Capelli przyjechać w przyszłym roku do Jeleniej Góry…

– Przyjeżdżamy tutaj zawsze z wielką przyjemnością. Jestem wielkim ambasadorem działań w takich miastach jak Jelenia Góra. Wszyscy powinniśmy dostrzec, jak piękny jest budynek jeleniogórskiego teatru, ile przestrzeni dla sztuki stwarzają okoliczne pałace, jaki jest potencjał obiektów poprzemysłowych, które znajdują się na terenie miasta. „Na świecie” lokuje się w takich miejscach sztukę. W Kotlinie Jeleniogórskiej mieszka dużo ludzi, co oznacza, że tutaj też jest „świat”. Ci ludzie chcieliby pójść na dobry koncert i spektakl, i uczestniczyć w fajnym festiwalu. Nie jest istotne, jak daleko Jelenia Góra leży od Warszawy. Istotne jest, że Jelenia Góra powinna być traktowana jako najważniejsze miasto-ambasador kultury polskiej, ponieważ leży najbliżej Europy, a w Karkonosze regularnie przyjeżdżają goście z Pragi, Drezna i Berlina.

– O! Miło to słyszeć! Bardzo dziękuję za rozmowę.

Urszula Liksztet

Jan Tomasz Adamus. Dyrygent, organista, klawesynista, kreator kultury. Studiował w Krakowie i Amsterdamie, przez wiele lat był wykładowcą Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Od 2008 roku jest dyrektorem naczelnym i artystycznym Capella Cracoviensis – krakowskiego chóru kameralnego oraz grającej na historycznych instrumentach orkiestry, z którymi wystąpił na wielu znaczących festiwalach, między innymi: Bachfest Leipzig, SWR Festspiele Schwetzingen, Händel Festspiele Halle, Haydn Festspiele Brühl i w renomowanych salach koncertowych. Capella Cracoviensis należy do najważniejszych europejskich zespołów grających na historycznych instrumentach, natomiast chór – ze względu na niezwykłą barwę i plastyczność brzmienia – zyskuje coraz większą renomę. Jan Tomasz Adamus był inicjatorem wielu znaczących wydarzeń artystycznych: Theatrum Musicum (wspólny projekt krakowskich instytucji muzycznych, który staje się jedną z największych scen muzyki klasycznej w Europie); jest współorganizatorem krakowskiego festiwalu Opera Rara, a od 2000 roku jest dyrektorem artystycznym Festiwalu Bachowskiego w Świdnicy – jednego z największych i najbardziej rozpoznawalnych festiwali odbywających się poza wielkimi ośrodkami życia muzycznego. Zrealizował wiele nowatorskich projektów scenicznych: przedstawienia operowe, przedsięwzięcia typu crossover i spektakle o charakterze społecznym. Uczestniczy w pracach Opera Europa – międzynarodowej organizacji zrzeszającej najlepsze teatry i festiwale operowe z całej Europy. Najnowszym przedsięwzięciem Jana Tomasza Adamusa i Capellli Cracoviensis jest festiwal muzyczny „6 tygodni”, który rozpoczyna się już 31 września, w którego programie znajdzie się siedemnaście koncertów miejskiej orkiestry w trzech różnych salach Krakowa. Przewidziane są kolejne edycje w następnych latach.

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.