Gdy rozmawiam z paniami, ich synowie są właśnie w drodze do Dusznik Zdroju na Mistrzostwa Polski Seniorów w Biathlonie. Podróż, zawody, chwila w domu i znowu wyjazd. Odkąd Konrad Badacz i Marcin Zawół poważnie zajęli się sportem, takie spędzanie czasu to norma. – Gdy inni planują wspólne dwutygodniowe wakacje, ja przeglądam kalendarz i sprawdzam, czy uda się nam spędzić razem choć kilka dni – opowiada pani Monika, mama Marcina.

Może o sobie powiedzieć, że jest mistrzynią logistyki, godząc do niedawna pracę zawodową i wychowanie trzech synów sportowców – Mateusza, Marcina i Macieja. Cała trójka związała się z biathlonem. Początek dał najstarszy Mateusz, a dwaj pozostali wciągnęli się szybko. Chyba nie mieli wyjścia.

Sport w genach

Sport u Zawołów był zawsze ważny. – Mamy go w genach – śmieje się pani Monika. Ciocia chłopców Janina Urszula Korowicka-Friesinger i jej córka Ani są świetnymi panczenistkami i olimpijkami. Stanisław Zawół, ojciec trójki biathlonistów jest odnoszącym sukcesy maratończykiem. Zaczęło się więc od biegania i nart. Marcin startował w biegach ulicznych, a zainteresował się biathlonem, gdy tę dyscyplinę zaczął uprawiać jego starszy brat. Obserwował go i wiedział dobrze, jakich wymaga to wyrzeczeń i jak trudny jest to sport. – Sam zadecydował, a my poparlibyśmy każdy wybór, bo wspieramy synów – podkreśla pani Monika. Synowie biegali razem z ojcem, byli wysportowani, dobrze ułożeni i głodni sukcesów. W SP nr 5 w Szklarskiej Porębie nauczyli się dobrze biegać na nartach. Potem doszła broń. – Nie mieliśmy żadnych obaw. Marcin znał dobrze zasady bezpieczeństwa, bo mąż był policjantem, wiele o tym rozmawiali – opowiada pani Monika. Nim się obejrzała, miała w domu trzech biathlonistów. I zaczęło się.

Mocne drzwi od lodówki

Obozy sportowe letnie i zimowe, zawody, treningi. Szkoła. Najpierw SP nr 5 w Szklarskiej Porębie, gdzie świetnie szkolą narciarzy biegowych, potem Zespół Szkół Ogólnokształcących i Mistrzostwa Sportowego w Szklarskiej Porębie. Zawieźć dzieci, odebrać, wyprać ubrania sportowe, nakarmić. Z jednym chłopcem jest mnóstwo pracy, a co dopiero z trzema. Pani Monika opowiada o tym czasie z humorem. Przyznaje, cały rytm dnia został zaplanowany pod nich. Mateusz wprawdzie już studiuje i wyprowadził się z domu, ale z Marcinem i Maciejem też jest co robić. – Pralka chodzi na okrągło – śmieje się pani Monika i dodaje, że dokupiona suszarka także się sprawdza. No i drzwi od lodówki zdały egzamin, gdy otwierane są co chwilę. Nastolatkowie, a zwłaszcza sportowcy potrafią zjeść bardzo dużo. System mają wypracowany. Chłopcy robią sobie sami śniadania i kolacje. Mama zajmuje się obiadem. Menu tworzy zgodnie z zamówieniem synów. Najchętniej jedliby rosół i kotlety.

Startują w Lozannie? Jedziemy!

Odkąd Marcin jest w kadrze, wspólny rodzinny obiad to święto. Celebrują takie chwile. Sport ustala rytm dnia, a pani Monika stara się,by wszystko chodziło jak w zegarku. Ale momenty szaleństwa też się zdarzają. Jak choćby decyzja z ubiegłego roku, by pojechać kibicować synowi i jego kolegom na III Młodzieżowej Olimpiadzie Zimowej w Lozannie. – Zebrałyśmy się szybciutko z Joasią (mama Konrada Badacza) i dojechałyśmy tuż przed startem – relacjonuje pani Monika. Miała przeczucie. Marcin zdobył złoty medal w konkurencji biathlonowego sprintu. Pierwszy w historii startu polskich zawodników w MOZ. Konrad Badacz zajął 15. miejsce. – Co to była za radość! Prawie głos straciłyśmy. Niezapomniane chwile – prawie rok po wydarzeniu pani Monika cały czas je przeżywa.

Medal z MOZ zawisł obok innych trofeów i pucharów. W domu Zawołów przeznaczono na ten cel cały pokój. Marcin w wolnej chwili selekcjonuje nagrody i zostawia te najważniejsze. Nie tak dawno przybyły kolejne. Zawodnik MKS Karkonosze Jelenia Góra zdobył w marcu w austriackim Obertilliach srebrny medal Mistrzostw Świata Juniorów Młodszych w biathlonie w biegu na dochodzenie oraz, wspólnie z kolegami Konradem Badaczem i Janem Guńką, złoty medal w biathlonowej sztafecie 3×7,5 km na tych samych zawodach.

Sukces ich napędza

– W głowach im się nie poprzewracało – przekonują mamy Konrada i Marcina. A mogłoby. Bowiem po zwycięskich zawodach odbyli rundę spotkań u prezydenta Jeleniej Góry, starosty powiatu karkonoskiego, burmistrza Szklarskiej Poręby. Fetowano ich w szkole w Szklarskiej Porębie i w klubie MKS Karkonosze. Zawodnicy udzielali wywiadów, jeszcze nieśmiało i skromnie. W telewizji lokalnej wypowiadały się także mamy. Ogromnie szczęśliwe. – Takie sukcesy napędzają nas i ich, pokazują, że wybrali dobrą drogę – mówi pani Monika. Jej mąż często analizuje przebieg zawodów, ona się nie wtrąca. – Choć znam nazwiska czołowych zawodników i sław biathlonowych – podkreśla. Chciałaby przeżywać jak najwięcej takich chwil, jak te w Lozannie, gdy jej synowi grano Mazurka Dąbrowskiego. Ale wie także, że jej rolą jest pomóc synowi, gdy zawody się nie udadzą. Przekonać go, że zrobił swoje, jak umiał najlepiej i następnym razem odniesie sukces.

Przed Marcinem i Konradem trudne miesiące. W maju będą zdawać maturę. Co potem? Obaj myślą o pójściu do wojska i kontynuowaniu kariery sportowej jako seniorzy. Plany startów w zawodach stoją pod znakiem zapytania, bo decyduje sytuacja związana z pandemią koronawirusa. W lutym 2022 mają rozpocząć się XXIV Zimowe Igrzyska Olimpijskie Pekin 2022. Mają szansę na nie pojechać. Marcin jest nawet laureatem nagrody Nadziei Olimpijskich im. E. Pietrasika, przyznawanej przez Polski Komitet Olimpijski.

Mama biathlonistka, tata biathlonista. Syn nie miał wyboru

Joanna Badacz, mama Konrada, wie najlepiej, że w sporcie każdy scenariusz jest możliwy, zwłaszcza w biathlonie, gdzie dobry bieg może zepsuć słabe strzelanie. Wszak też była zawodniczką. Koordynacja, spokój, cierpliwość, wytrenowanie tych samych czynności są szczególnie ważne.

Konrad z nartami i karabinkiem oswojony był od małego. Pani Joanna i jej mąż uprawiali bowiem biathlon. Pani Joanna do tej pory odnosi sukcesy i w 2019 roku powróciła z Kontiolahti, z Mistrzostw Świata Masters, z brązowym medalem. Jest trenerką biathlonu i zastępcą dyrektora do spraw sportu w Zespole Szkół Ogólnokształcących Mistrzostwa Sportowego w Szklarskiej Porębie. Mąż pracuje jako serwisant w Polskim Związku Biathlonu.

– Konrada zabrałam, gdy miał 8 miesięcy, na swój obóz sportowy – wspomina pani Joanna. – Syn nie od razu pokochał bieganie na nartach. Właściwie to nawet tego nie lubił. Ale pani Joanna się zawzięła i krok po kroczku uczyła Konrada. Przełom przyszedł w SP nr 15 w Jeleniej Grze, gdzie biegają na nartach prawie wszyscy uczniowie. Trafił w ręce trenerki Doroty Skowron i potem poszło gładko. Konrad mógłby odnosić sukcesy w biegach narciarskich, bo szło mu bardzo dobrze, ale w biathlonie łatwiej jest się wybić. Pod warunkiem, że osiągnie się perfekcyjne strzelanie. – To wymaga cierpliwości, pracy z psychologiem, nauki odpowiedniego oddychania, ćwiczeń w nieskończoność. – Dzieciom (w biathlonie karabinek do ręki dostają w 6. klasie szkoły podstawowej) brakuje tej cierpliwości, chcą osiągać sukcesy od razu. Gdy tak się nie dzieje, rezygnują z uprawiania dyscypliny – wyjaśnia pani Joanna. W takich przypadkach rodzic–sportowiec sprawdza się najbardziej, bo wie, jak wesprzeć i zdopingować dziecko. Konrad niejeden raz się o tym przekonał.

Trener od trenowania, mama od przytulania

Biathloniści z MKS Karkonosze do niedawna ćwiczyli na strzelnicy w Jakuszycach. Odkąd ośrodek jest rozbudowywany, dojeżdżają do Dusznik Zdroju. – Strzelnica w Harrachovie nam odpadła, gdyż z powodu pandemii nie można przekraczać granicy – tłumaczy pani Joanna. Do Dusznik Zdroju z Jeleniej Góry jedzie się około 2,5 godzin. Zmarnowany czas. Nic dziwnego, że ZSOMS w Szklarskiej Porębie zabiega od dwóch lat o wybudowanie strzelnicy na miejscu. To byłoby rozwiązanie idealne. Sukcesy wychowanków świadczą, że nauczyciele potrafią dobrze szkolić, warto byłoby to im ułatwić.

Pani Joanna starannie oddziela rolę trenerki od bycia mamą. Dlatego nie zabrała się sama za szkolenie syna. Tym zajmują się Izabela Daniło w klubie a w kadrze Rafał Lepel. Ona zostawia dla siebie rozmowy z 18-latkiem o sporcie, celu w życiu, pociesza, gdy zawody nie wyszły, uczy radzić sobie ze stresem. Przez to, że sama uprawiała ten sport, wie, ile wymaga pracy i wsparcia.

Konrad szybko musiał nauczyć się samodzielności i obowiązkowości. Sport jest w tym niezastąpiony. Ale nastolatek znajduje także czas na grafikę komputerową i projektowanie idzie mu całkiem nieźle. To jest pasja, którą chciałby rozwijać.

Na razie w domu Badaczów, tak jak u Zawołów, koncentrują się na najbliższych startach. Ważne są przygotowaniach Konrada do matury. Czasu wspólnie spędzonego mają mało. Razem niekiedy uda się im obejrzeć jakiś serial historyczny, bo Konrad lubi takie kino. Czasem pójdą w góry. Rytm dnia odmierzają treningi. Po nich ciuchy są zawsze mokre. I dlatego do ciągłego prania dresów i innych sportowych ubrań trzeba się przyzwyczaić. Tak jak do śledzenia w internecie pozycji syna, gdy startuje w zawodach, do ciągłej troski, czy będzie zdrowy, jak przeżyje porażkę, jak sprawić, by był zadowolony ze startów, jak mu ułatwić radzenie sobie ze stresem. Te wspólne zmartwienia i radości sprawiły, że biathlonowe mamy zaprzyjaźniły się. I teraz razem trzymają kciuki za swoich synów biathlonistów.

 

Tekst autorstwa Aliny Gierak ukazał się w 12 numerze Noiwn Jeleniogórskich z 12 marca 2021r

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Redaktor

887732136

Zgłoś za pomocą formularza.