Stałym elementem powojennej prasy były kąciki satyryczne. W ciężkich czasach miały one dostarczać czytelnikowi rozrywki i odrobinę śmiechu. Częstokroć był to jednak śmiech przez łzy.

Największe zainteresowanie wzbudzały zwłaszcza rysunki satyryczne, jednak twórcy takich rubryk posługiwali się zarówno ołówkiem, jak i długopisem. Jeżeli chodzi o te drugie, były to zazwyczaj krótkie formy literackie, które w bardziej lub mniej humorystyczny sposób komentowały realia ówczesnego życia codziennego. Niektóre z nich robiły to zresztą tak trafnie, iż nie sposób odmówić ich autorom racji. I choć czasem dedykowano je konkretnym miastom, to poruszane w nich problemy były dość uniwersalne.

Przodujący „Pionier”

Na Dolnym Śląsku początkowo przodował pod tym względem wydawany od sierpnia 1945 r. dziennik „Pionier”, gdzie dosyć regularnie publikowano satyryczne wiersze, fraszki, poświęcone najróżniejszym aspektom dnia powszedniego na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Pierwsza z nich, opublikowana 29 VIII 1945 r., została zatytułowana „Eldorado”:

Na Zachód! – krzyczą plakaty,

Na Zachód – do Eldorado,

Kraj piękny, żyzny, bogaty…

Więc jadą, jadą, jadą…

(…)

I milion miast jeszcze i wsi.

Miliard osiedli – zapału za wiele.

Entuzjazm w oczach aż lśni.

Cóż kiedy potem…brudno

Tu jakoś, porządku wciąż brak,

Nie ma hoteli, kawiarń – trudno,

Człek wyrobiony ma gust i … smak.

Praca?! Brrr… niech kto inny,

Ja z centrum, pracy mam dość.

Szaberek? Obywatel! Dziecinny

Gniew was ogarnia? złość…?

Ja przecież nie za granicę,

Do kraju tylko, abym pamiętał…

Kryształy, porcelana – och, w Lignicy

Bawicie się nimi na codzień i w święta.

Ja wrócę tu jeszcze niedługo.

Jak tylko warunki pozwolą –

Pracować! Tak! Ale widzicie… sługą

nie będę, niech się wpierw inni zmozolą.

Obywatelu (…)!

Nie wiesz co począć z tą hordą?

Jeszcze się wciąż zastanawiasz!…

Ależ tak bracie, tak! Bij w mordę!…

Aprowizacja

Jednym z wiodących tematów poruszanym w takich miejscach, była aprowizacja i wyżywienie ludności. Nie jest to zresztą żaden przypadek. Wertując chociażby archiwalia, od razu widać, że problem ten, a zwłaszcza kwestia wyżywienia, pojawia się w nich nieustannie, a wykarmienie przybywających tutaj przesiedleńców (osadników), było najpoważniejszym wyzwaniem dla pierwszych włodarzy tych ziem. Podobne wrażenie odniesie się podczas lektury wspomnień z okresu powojennego. Często na pytanie, czego wówczas brakowało, częstokroć można znaleźć prostą, ale za to bardzo szczerą odpowiedź: wszystkiego – żywności, odzieży, opału, paliwa, medykamentów, mebli, sprzętu gospodarstwa domowego. Wymieniać można tak w nieskończoność, bo jak pisała po latach jedna z przesiedlonych na te ziemie „(…) wtedy niczego nie było” Temat podejmowała także prasa, w tym autorzy publikowanych w „Pionierze” fraszek. Jedna z nich, zatytułowana „Sensacja” brzmiała następująco:

Sensacja się zdarzyła –

boć wobec wojny jest zerem,

lecz wzbudziłby ją (…)

Szyld „Pod najedzonym pionierem”.

Stołówki

Panaceum na boleśnie odczuwalny we wspomniany, okresie przez Polaków-osadników brak artykułów pierwszej potrzeby miały stać się stołówki, organizowane przy każdym zakładzie przemysłowym, urzędzie czy instytucji. Choć stołówki z zasady miały pierwszeństwo w rozdziale żywności, to i tak ich oferta przedstawiała się wyjątkowo ubogo. Wynikało to z ogólnie dramatycznej sytuacji zaopatrzeniowej. W jednej z gazet zamieszczono taką oto fraszkę pt. „Rada”:

Ktoś mi się pytał niedawno,

Jaką bym komuś dał radę.

Gdy zechcę na gwałt schudnąć?

Rzekłem: „W stołówkach niech jada”.

Natomiast w innym artykule można było z kolei przeczytać: (…) nie ma dobrych stołówek. Każda gorsza od drugiej. Pionierki stołówkowe mówią wyraźnie. „Tu nie ma mamusi!…”.

Ceny, ceny i… ceny

Trudnej sytuacji aprowizacyjnej nie rozwiązywał też handel, gdyż z powodu wysokich cen, prawie nikogo nie było stać na zakup żywności na wolnym rynku. Drożyzna była kolejnym problemem, z którym zmagano się zaraz po wojnie. Temat ten poruszała fraszka pt. „Idealista”:

Gdzież masz lepiej (…)?

Wszystko kupisz na ulicy!

Ale zaraz stracił wenę,

Gdy dowiedział się o… cenach.

Ciocia UNRRA

Mieszkańcy tzw. Ziem Odzyskanych mogli również liczyć na pomoc z zagranicy. Jej główny strumień płynął z United Nations Relief and Rehabilitation Administration czyli Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Pomocy i Odbudowy – w skrócie UNRRA. Była to międzynarodowa organizacja powołana do życia w 1943 r. w Stanach Zjednoczonych. Jej głównym celem było niesienie doraźnej pomocy krajom alianckim, które zostały zniszczone w wyniku działań wojennych. Swoją działalność zakończyła na początku 1947 r., kiedy na jej miejsce została powołana International Refugees Organization (Międzynarodowa Organizacja Uchodźców) – w skrócie IRO. Szacuje się, iż w czasie swojego działania UNRRA udzieliła Polsce pomocy o wartości ponad 495 milionów dolarów. Największą część dostarczonych towarów stanowiła żywność.

Dla zwykłych ludzi najbardziej namacalnym dowodem wsparcia były słynne paczki „cioci UNRRY”, jak żartobliwie wówczas określano przesyłki przychodzące z Zachodu. Choć była to wówczas bardzo cenne wsparcie codziennej aprowizacji, częstokroć pomoc ta charakteryzowała się brakiem regularności. W oficjalnych pismach kierowanych do władz skarżono się na niesprawiedliwy rozdział takich przydziałów. We wrześniu 1945 r. na łamach „Pioniera” ukazała się fraszka pt. „Z darów UNNR’Y”, gdzie skarżono się na brak takich paczek w Legnicy, gdzie znajdowała się wówczas redakcja dziennika:

Z darów UNRR’Y cni ludziska

Korzystają

W centrum kraju

A w Legnicy? Pas zaciskaj

I bierz tylko to, co dają.

Cóż to znowu?

Chciałbyś raju?

I tych darów?

Oczywiście, jak uradzą

Kiedy – może w grudniu, może w maju…

Na łamach dziennika poruszono też problem małej praktyczności niektórych dostaw. We wrześniu 1945 r. na łamach dziennika „Pionier” została opublikowana następująca fraszka:

Z darów UNRR-y się cieszyli,

Przyszły, będzie przydział nowy

Każdy wydział dostał przydział

Świeczek choinkowych.

Szaber

Symbolem ówczesnej przestępczości, jak również samych lat powojennych był bez wątpienia szaber.Miał wówczas charakter wręcz powszechny – potwierdza to zarówno dokumentacja władz administracyjna każdego szczebla, ówczesna prasa oraz autorzy wspomnień. Natomiast samo zjawisko szabru było przez wielu Polaków akceptowane i traktowane jako wymóg czasów, w jakich przyszło im żyć. Przejmowanie mienia „niczyjego” nie wzbudzało oburzenia. Z kolei wśród szabrowników, którzy wywozili towary z Dolnego Śląska, królowało hasło szabruj, bo tutaj nie zostaniesz.

Nie może zatem dziwić, że był to jeden z najczęściej poruszanych tematów publikowanych w „Pionierze” fraszek. W tej zatytułowanej „Miłośnik Śląska” czytamy:

Uwielbiam Śląsk, Dolny Śląsk,

Tu wszystko tak piękne, kochane –

Mówiąc to patrzył z zachwytem

Na meble… wyszabrowane.

Inspiracji do powracania do tego tematu zapewne nie brakowało i w innym utworze pt. „Akcja zaludnienia”, jej autor pisał:

Zaludniają ziemie śląskie

Elementy czysto polskie.

Osadnicy,

robotnicy,

rzemieślnicy,

urzędnicy,

a najwięcej – SZABROWNICY.

Tychże było zresztą tak dużo, iż w jednej z fraszek („Nowy związek”) z października 1945 r. dowcipkowano, o powołaniu przez nich własnego związku zawodowego:

Powstał nowy

związek zawodowy;

członków ma bez liku –

Związek Szabrowników.

Natomiast o tym, iż szaber był wówczas dosyć intratnym zajęciem, zwłaszcza w porównaniu z ówczesnymi zarobkami, których czasem w ogóle nie było (w 1945 r. jedynym wynagrodzeniem bywało wyłącznie wyżywienie w stołówce dla pracownika i rodziny), przypominano we fraszce pt. „Pionier”:

Przyjechał na zachód

I stał się pionierem –

Dziury ma w skarpetkach

I ciągle jest zerem.

Bo gdyby szabrował,

Kradł, no i wywoził –

Chodziłby ubrany

I wszędzie rej wodził.

Wywożony szaber trafiał zasadniczo do Polski centralnej. Pisano o tym we fraszce pt. „Najnowszy przebój sezonu”:

Co komu do tego,

Co kogo obchodzi,

Że szaber wozimy

Z Wrocławia do Łodzi.

Nie zapominano jednak zaznaczyć, że szabrowników prędzej czy później spotka odpowiednia kara. Autor fraszki pt. „Horoskop”, opublikowanej jesienią 1945 r., przewidywał to tak:

(…) Tu szabrują,

tam szabrują,

idzie im jak z płatka,

ja wiem jedno:

schudną, zbledną

za więzienną kratką.

Ciekawy problem poruszała też fraszka pt. „Hipokryta”:

Wyszabrował, co się dało –

Potem udowodnił śmiało,

Że za szaber „pięć lat” mało,

Żeby się i dziesięć zdało.

Podpis:

Opis ilustracji:

W powojennej Polsce ukazywały się także czasopisma o profilu satyrycznym. Już w 1945 r. wznowiono wydawanie „Szpilek”, tytułu doskonale znanego mieszkańcom przedwojennej Polski, bo powstałego w 1935 r.

Marek Żak

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.