Od początku września ludzie koszami wynoszą grzyby z dolnośląskich lasów. Najstarsi grzybiarze nie pamiętają takiego wysypu prawdziwków.

Na stronie internetowej Grzyby.pl zostawiają zdjęcia pełnych koszy i wiader oraz raporty: „Długo, długo nic, aż znalazło się miejsce. Brakło przestrzeni magazynowej, żeby zebrać wszystko”; „(100/h) Głównie prawdziwki zbierane podczas przelotnego deszczu, ale warto było”; „Szał, ogromne ilości zdrowego prawdziwka w lasach świerkowych, w trawach. Grzyby rosną grupami po 30 w jednym miejscu, coś niesamowitego”.

Aż skacze gul tym, którzy nie mogą wyrwać się do lasu. Grzybiarz to z reguły osobnik zazdrośnie strzegący swoich tajemnic, z niechęcią patrzący na innego grzybiarza, który zadeptuje mu jego miejsca. Internetowych doniesień jest jednak dość, by mniej więcej się zorientować, gdzie warto jechać, a gdzie nie. Do najobfitszych w tym roku należą m.in. lasy pod Górą Szybowcową za Jelenią Górą, kompleksy leśne w okolicach Starego Węglińca, Zgorzelca i Złotoryi oraz – tradycyjnie – całe Bory Dolnośląskie.

Wilgotność i temperatura

Pierwsze letnie prawdziwki pojawiły się na Dolnym Śląsku już w połowie lipca, ale ich wysyp na dobre zaczął się po sierpniowych opadach, w pierwszym tygodniu września. Wciąż jest ich dużo, choć zaczynają już ustępować miejsca podgrzybkom, koźlarzom i rydzom. Czy trzeba się pospieszyć? Jak długo może potrwać obecny wysyp? Nawet dr Cecylia Uklańska-Pusz, mykolog z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, ma problem z konkretną odpowiedzią na to pytanie. – To zależy od tego, jak długo grzyby będą miały korzystne warunki atmosferyczne, by wytwarzać swoje owocniki – mówi. – O ich obfitości zawsze decyduje dobra koniunkcja takich czynników, jak odpowiednia wilgotność i temperatura.

Koźlarz w brzezinie

Owocniki, dla których grzybiarze przemierzają lasy, stanowią tylko niewielką część organizmu grzyba. Wystają nad ściółkę, a cała ogromna reszta, czyli grzybnia – ukrywa się w podłożu.

Jak wyjaśnia dr Cecylia Uklańska-Pusz, grzybnia określonych gatunków wchodzi w mikoryzę (współżycie) z konkretnymi gatunkami roślin: drzew, krzewów czy traw. Dlatego w lasach świerkowych występują borowiki, podgrzybki czy muchomory, w brzezinie koźlarz babka, a między bukami łatwiej o borowika usiatkowanego, lejkowca dętego czy czubajkę kanię.

– Czubajka kania jest także gatunkiem saprotroficznym i koprofilnym, czyli rozwijającym się na łajnie, zatem można ją spotkać także na obrzeżach pastwisk – dodaje dr Uklańska-Pusz.

Borowiki ceglastopore lubią wapienne podłoże, którego w Sudetach nie brakuje. Tutejsza przyroda w ogóle potrafi zaskoczyć. Kto uwierzy, że 2 lata temu lesie w Podgórkach znaleziono truflę?

Ochłodzenie niekoniecznie zwiastuje koniec grzybobrania. Są gatunki, które lubią niskie temperatury. Późną jesienią można zacząć rozglądać się za np. płomiennicą zimową, tworzącą większe skupiska. Możemy też trafić na boczniaki porastające pnie drzew, podobnie jak uszak brzozowy, krewniak znanych z kuchni azjatyckiej grzybów mun, świetnie nadający się do chińszczyzny.

Dary Lasu w Lwówku Śląskim

Są ludzie, którzy mają, dosłownie, nosa do grzybów. Zaglądają do lasu i czują lub nie ich zapach. Po paru krokach potrafią rozpoznać, czy warto wejść głębiej.

Jacek Soboń, leśniczy z Wlenia, już kilka dni temu rozpoczął poszukiwanie grzybów na doroczną wystawę Dary Lasu w siedzibie Nadleśnictwa Lwówek Śląski (24 września). Co roku leśnicy prezentują na niej po kilkaset gatunków grzybów – jadalnych i niejadalnych. Jedne są długoletnie jak huba, inne – jak czernidłaczki – rozpływają się w powietrzu po zaledwie kilku godzinach, wypuściwszy jednak zarodniki. Dzięki konsekwentnej, metodycznej pracy Jacka Sobonia lasy w okolicach Wlenia mają oznaczonych więcej gatunków grzybów niż większość parków narodowych w Polsce. On sam wprowadził do tego wykazu ponad tysiąc pozycji. Jak co roku o tej porze obchodzi miejsca, gdzie występują rzadsze gatunki. Grzyby mają jednak tę nieprzyjemną cechę, że jednego roku się pokazują, a innego – ani ani.

– Koźlarza dębowego, koźlarza topolowego mam… – wylicza Jacek Soboń, zapytany o przygotowania do Darów Lasu. – Ale parę niepowodzeń już dzisiaj zaliczyłem. Pewniaki zbierałem na każdą wystawę od lat, a w tym roku nic, nie znalazłem ani jednego.

Mimo tego leśnik potwierdza, że w tym roku grzybiarze nie powinni mieć powody do narzekań.

– Borowiki sypnęły, wysyp był naprawdę duży – mówi. – Jak się trafiło na grzyby, to w jednym miejscu można było całe wiadro nazbierać. Ale wiadomo, potem szło się kawałek i już ich nie było. Tak jest z grzybami.

Grzyby i ludzie

Dr Cecylia Uklańska-Pusz wyjaśnia, że grzybnia trwa, niewidoczna, i nawet jeśli raz na jakiś czas wypuszcza mniej owocników, to niekoniecznie jest z nią coś nie tak. Może się zdarzyć, że warunki zewnętrzne – długa susza albo niska temperatura – nie pozwalają się jej wyszumieć.

– Aczkolwiek wszystko ma na siebie wzajemny wpływ. Cała nasza planeta tworzy powiązany ze sobą system organizmów – przypomina naukowczyni z UPWr. – Nawet to, że grzybiarze, chodząc po lesie, kopią trujaki, nie pozostaje bez znaczenia dla funkcjonowanie ekosystemu.

Rzesza grzybiarzy, która z początkiem września ruszyła do lasów, Jacka Sobonia nie przeraża.

– W tłumie znajdą się, oczywiście, osoby nieodpowiedzialne, które zostawiają po sobie sporo bałaganu: papiery, puszki, butelki i pokopane grzyby – mówi leśniczy z Wlenia. – Fatalnie, jak ktoś robi wykopaliska, bo dwa prawdziwki się pokazały; rozgrzebuje ściółkę dookoła i rozrywa grzybnię, żeby jeszcze trochę maluchów wygrzebać. Jednak ja odnoszę wrażenie, że społeczeństwo jest coraz bardziej świadome tego, iż las to wspólne dobro. Fajnie, że chodzimy na grzyby, to duża frajda. Jeśli zbiera się je z rozwagą, to nawet ogromny tłum, który w tym roku przewalił się przez lasy, wielkiej krzywdy przyrodzie nie robi. Grzyby sobie od lat z nami radzą, powtarzają owocowanie, potrafią wyrosnąć nawet na bruzdach wyciskanych przez ciągniki. Zarodniki grzybów to maleńkie drobinki, które nie tylko wiatr przemieszcza na ogromne odległości. My także, szwendając się, roznosimy je na naszych butach, ubraniach.

Dobra szkoła

Znalezienie grzyba otwiera następny dylemat: korzeń lepiej ciąć nożem czy wykręcić? Są dwie szkoły. Przyrodnicy zwracają jednak uwagę, że po wycięciu w tkance trzonu zostaje otwarta rana. Jak u innych organizmów łatwo w nią mogą wniknąć zagrażające grzybni bakterie czy inne grzyby.

– Ja jestem za tym, żeby grzyby delikatnie wykręcać, a naruszoną przy tym ściółkę lekko przyklepać, tzn. nie pozostawiać pustego otworu, bo wtedy grzybnia mogłaby obsychać od górnej części – instruuje dr Cecylia Uklańska-Pusz. – Jeżeli nie naruszymy grzybni, to owocników w tym miejscu będzie zdecydowanie więcej. Przy wykręcaniu dodatkowo zyskujemy jeszcze jeden element identyfikacyjny grzyba, bo bardzo często zgrubienie trzonu – bulwa, pozwalająca upewnić się, że to gatunek jadalny – jest schowana pod powierzchnią ściółki.

– Nie zbieramy grzybów, których nie znamy – to, zdaniem Jacka Sobonia najlepsza rada, jaką można dać grzybiarzom. – Nie eksperymentujemy. Nie polegamy na atlasach. Owszem, dla zaspokojenia ciekawości można sięgnąć po atlas, ale nie dla celów konsumpcyjnych. Zjadajmy tylko te grzyby, których zbierania nauczyła nas mama, tata czy znajomy grzybiarz.

Piotr Kanikowski

Zdj. iStock

1 Komentarz

  1. od początku września, a wy piszecie w połowie października, kiedy jest dobre dwa tygodnie po grzybach, brawo za refleks

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.