Konfidentów nie lubię, ale dobrą informację kocham” – mawiał jeden z doświadczonych kryminologów. Informacja to podstawa pracy operacyjnej policji na całym świecie. Każdy tajniak ma swoich informatorów, zwłaszcza w półświatku.

W końcówce lat 60. ubiegłego wieku jeleniogórska restauracja „Europa” była jednym z najpopularniejszych lokali w mieście i regionie. Lokal odwiedzany był zwłaszcza przez spragnionych rozrywki, bo działał tam regularny dancing. Równie popularna była, na przykład, „Patria” w Karpaczu. Tam z kolei największą atrakcją był striptiz.

Nocne lokale były od zawsze miejscem pracy prostytutek. W czasach PRL-u zjawisko oficjalnie nie występowało, ale i milicja i Służba Bezpieczeństwa kontrolowały lokale, w których pracowały kobiety. Często były nieocenionym dla organów ścigania źródłem informacji.

Pod stałą obserwacją milicji były w tamtych czasach dwa jeleniogórskie lokale. Właściwie codziennie dyżurował w nich któryś z tajniaków. Pewnej nocy, około trzeciej nad ranem w restauracji „Europa”, gdy dancingowa orkiestra grała już ostatnie kawałki na życzenie, pojawiła się w lokalu znana funkcjonariuszom prostytutka. Przyjechała taksówką z Karpacza. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że kobieta zaczęła pytać klientów lokalu, czy nie chcą kupić złotego zegarka. O pomoc w upłynnieniu zegarka prosiła także swoje koleżanki po fachu.

Tajniak z kryminalnej obserwował ją trochę, doszło do niego, że szwajcarskie cudo firmy Schaffhausen jest do kupienia za 5 tysięcy złotych. Mężczyzna udał zainteresowanego kupnem zegarka i poprosił kobietę o rozmowę na boku, chciał dobrze obejrzeć zegarek. Kierownik sali był na tyle uprzejmy i dyskretny, że bez zbędnych pytań użyczył swojego gabinetu, by strony mogły dobić transakcji.

– Gdy znaleźli się na osobności, mój oficer zaczął wypytywać kobietę skąd ma ten zegarek. Od razu zorientowała się, że ma do czynienia z tajniakiem. Prostytutka zaczęła opowiadać, jak, gdzie i z kim spędziła ostatnie godziny – wspomina Stanisław Bryndza, wówczas kapitan, naczelnik wydziału kryminalnego jeleniogórskiej komendy miasta i powiatu MO.

Kobieta opowiedziała, że tego wieczoru wybrała się do hotelu „Orlinek” w Karpaczu. Tam zaczepił ja mężczyzna, który przyjechał w Karkonosze w interesach. Był bogatym „prywaciarzem”, miał gest. Zaprosił kobietę na dancing, stawiał drinki, a na koniec zaproponował pani pójście do pokoju. Kobieta nie widziała przeciwwskazań. Dżentelmen zamówił do pokoju jeszcze butelkę alkoholu i oboje uradowani poszli bawić się dalej, już w innych okolicznościach i w inny sposób.

– Kobieta twierdziła, że to klient zaproponował jej zegarek w rozliczeniu z usługę, na co od razu się zgodziła. Dodała, że gdy wychodziła z pokoju mężczyzna mocno spał. Z „Orlinka” taksówką przyjechała prosto do „Europy” w Jeleniej Górze – dodaje S. Bryndza.

Oficer za długo robił w tym fachu, by uwierzyć w taką historię. Sporządził notatkę służbową uznając, że kobieta ukradła klientowi zegarek. Dowód rzeczowy został zabezpieczony, a kobieta spisana i pouczona, że ma się stawić na każde żądanie milicji, bo będzie wszczęte dochodzenie.

– Nie często zdarzały się przypadki, byśmy mieli domniemanego sprawcę i łup, a nie byłoby poszkodowanego. Poza tym dokładne przesłuchanie pani zaplanowaliśmy sobie na następny dzień, by dać jej czas na wytrzeźwienie i przypomnienie sobie całej sytuacji – dodaje nasz rozmówca.

Bladym świtem kryminalni zapukali do hotelowego pokoju w „Orlinku”, w którym nocował właściciel zegarka. Na wpół przytomny, jeszcze nie do końca trzeźwy, ogromnie zaskoczony i odziany tylko w bieliznę przywitał dwóch panów, którzy machnęli mu legitymacją przed nosem. Gdy padło z ich strony pytanie o zegarek, mężczyzna w jednej chwili otrzeźwiał. Zaczął nerwowo rozglądać się po pokoju, przetrząsał swoje rzeczy, zaglądał do szafek. Zegarka nigdzie nie było. Mężczyzna stwierdził, że prostytutka musiała mu ukraść rodzinną pamiątkę, bo na pewno by jej nie podarował.

Kryminalni wypytali poszkodowanego także o okoliczności samego spotkania z kobietą i powód wizyty w Karpaczu. Okazało się, że jegomość był przedstawicielem prywatnej inicjatywy z centralnej Polski. Biznes prowadził razem z żoną. Po spotkaniu z kontrahentami w „Patrii” udał się do hotelu „Orlinek”. Tam miał przenocować i na drugi dzień wrócić do domu.

Jednak nie od dziś wiadomo, że niektórzy mężowie w delegacji łączą przyjemne z pożytecznym w myśl zasady, że czego oczy nie widzą, tego duszy nie żal. Pan prywaciarz przyznał, że szukał wytchnienia w służbowej podróży, poznał miłą panią, byli na dancingu, a potem trafili do łóżka w hotelowym pokoju.

– Opis okoliczności wspólnych kontaktów tego mężczyzny i znanej nam pani był do tego miejsca zgodny i jako taki nie był ani nielegalny, ani specjalnie nas interesujący, gdyby…. No, właśnie. Gdyby nie rozbieżność, co do losów zegarka. Mężczyzna nie pamiętał, by miał zapłacić prostytutce za usługę swoim drogim zegarkiem. Stanowczo twierdził, że nigdy by tego nie zrobił, bo poza znaczną wartością materialną, złoty Schaffhausen był rodzinną pamiątką z wygrawerowaną na odwrocie dedykacją – przypomina sobie okoliczności sprawy S. Bryndza.

Mężczyzna po doprowadzeniu się do porządku jeszcze tego samego dnia po południu stawił się w komendzie w Jeleniej Górze i błagał śledczych, by oddali mu zegarek i nie nagłaśniali sprawy, bo zrujnuje mu to życie rodzinne. Kryminalnym zrobiło się faceta nawet żal, ale nie dało się tak zrobić, że „sprawy nie było”. Prowadzący czynności wyjaśnił poszkodowanemu, że formalnie powinien złożyć zawiadomienie o kradzieży zegarka. Odzyska go z pewnością, bo i sprawca i przedmiot kradzieży są. Tyle tylko, że ślad po incydencie zostanie w aktach. Amator pozamałżeńskich uciech tego chciał jednak uniknąć. Wtedy śledczy zaproponowali mu, że przyjmą wersję przedstawioną przez kobietę. W końcu darowizna nie jest przestępstwem, więc i dochodzenia nie będzie. Jednak zegarek pozostanie własnością kobiety, bo przecież otrzymała go od klienta.

– Jednak fakt, że chciała go potem sprzedać ułatwił jego odzyskanie. Umówiliśmy się z panem, że odkupi zegarek od kobiety. Na początku kręcił nosem, ale był świadom, że nie ma wyboru jeśli chce, by sprawy nie było. Transakcja został przybita – dodaje S. Bryndza.

Prokurator zatwierdził postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa wobec braku znamion cech przestępstwa. Uradowany mąż powrócił z delegacji do domu, a prostytutka otrzymała zapłatę za usługę. Wilk był syty i owca cała.

GOK

Archiwum Nowin Jeleniogórskich 2015 rok

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Redaktor

887732136

Zgłoś za pomocą formularza.