Zaledwie tydzień temu zaostrzone zostały przepisy dotyczące niedzielnego handlu, a już pierwsze placówki znalazły sposób, żeby nowe prawo ominąć. Nie spodobało się to jednak związkowcom, którzy domagają się wzmożonych kontroli i dotkliwych kar dla niezdyscyplinowanych przedsiębiorców.

Bo właśnie w ten sposób jedna z największych sieci handlowych wykorzystała niedoskonałość prawa, żeby otworzyć swoje sklepy w niedzielę. Choć ustawodawca uszczelnił lukę, dzięki której placówki stały się przez pewien czas punktami pocztowymi pracującymi przez siedem dni w tygodniu, wśród wyjątków od tego zakazu nadal znajdują się m.in. obiekty sportowe i kulturalne. Nic zatem dziwnego, że liczący straty przedsiębiorcy wykazali się kreatywnością i ustawili w swoich placówkach regały z książkami i zaprosili
klientów na zakupy z lekturą w ręku.

Związkowcy mówią „nie”

Analitycy Ogólnopolskiego Panelu Badawczego Ariadna niedawno zapytali Polaków o to, czy popierają zakaz prowadzenia działalności handlowej w niedziele. Sondaż ten opisała Wirtualna Polska. Okazuje się, że sami konsumenci w większości chcieliby, aby sklepy pozostały otwarte (47 proc. respondentów jest przeciwnych zakazowi). Nieco mniej, bo 42 proc. uczestników sondażu poparło obostrzenia. Pozostali pytani nie mieli sprecyzowanej opinii w tej kwestii.

Istnieje jednak grupa kategorycznych przeciwników otwierania sklepów w niedzielę. To związkowcy NSZZ „Solidarność”, którzy od razu w poniedziałek 7 lutego zabrali swój głos w sprawie. I nie kryli oburzenia.

Marek Lewandowski, rzecznik związkowców, pytany w Radiu ZET o stosunek „Solidarności” do opisywanych praktyk, stanowczo wyjaśnił, że w ocenie zrzeszonych pracowników mowa tu nie o wykorzystywaniu luk w prawie, a o jego ordynarnym łamaniu.

– To są wytrychy, to jest bezczelne obchodzenie prawa. A jeżeli duży market otwiera się jako dworzec autobusowy, to przypominam, że na dworcu nie można sprzedawać alkoholu. Więc jeśli w takim markecie sprzedawany jest alkohol, to jest to już ordynarne łamanie prawa – wyjaśnił. I dodał, że w tej sprawie związkowcy zamierzają współpracowć z Państwową Inspekcją Pracy. W skrajnych przypadkach NSZZ „Solidarność” będzie się domagała odbierania łamiącym zakaz placówkom koncesji na alkohol i kar pieniężnych sięgających nawet 100 tysięcy złotych.

Komentarz

Prof. Jacek Poniedziałek, socjolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu: – Jeżeli prawo jest nieludzkie i utrudnia ludziom życie, będzie omijane – zawsze znajdzie się do tego odpowiednia „furteczka”. Przepisy w Polsce są traktowane wybiórczo, jeśli uderzają w nasze poczucie wolności. Sprzedawcy będą stale szukać sposobu na to, żeby ominąć zakaz handlu, a konsumenci będą temu przyklaskiwać. Podobnie jest z respektowaniem kodeksu drogowego – przyjęło się, że jeśli przekroczymy prędkość o „symboliczne” 15 km/h, policjant nawet nie podniesie radaru. Pewnego rodzaju klimat kulturowy w Polsce sprawia, że stale poszukujemy rozwiązań, które pozwolą nam radzić sobie z utrudnieniami. Kolejną sprawą jest niemożność zbudowania prawa, które wyczerpałoby wszelkie możliwe ewentualności i było na tyle szczelne, aby nie zrobić żadnego wyłomu – podkreśla.

News4Media/fot. iStock

1 Komentarz

  1. Market spożywczy jako dworzec czy poczta – te absurdy są efektem absurdalnego i nieżyciowego prawa, które wbrew wszystkim i wszystkiemu zabrania czegoś. A związkowcy z „S” powinni zmienić kategorię, bo coś im się mocno pomieszało, skoro działają jako przybudówka dla rządowych bubli, a nie w obronie ludzi pracy i ich interesów. Gdyby nie chcieli tego zarówno pracownicy, jak i klienci, nie byłoby takich cyrków, byle by tylko otworzyć sklep w niedzielę. Poza tym przydałoby się pomyśleć nad odbudowaniem gospodarki, a nie jej duszeniem w imię nie wiadomo czego.

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Redaktor

887732136

Zgłoś za pomocą formularza.