W momencie zakończenia drugiej wojny światowej, na terenie Dolnego Śląska przebywała kilkunastotysięczna grupa ludności żydowskiej. Ich ówczesna obecność na tym terenie, związana była funkcjonowaniem w regionie wielu filii obozu koncentracyjnego Gross-Rosen (obecnie Rogoźnica).

Jak podaje Bożena Szaynok, samych Żydów polskiego pochodzenia było od sześciu do siedmiu tysięcy. Do tego trzeba dodać też dosyć duże grupy żydów węgierskich, holenderskich czy francuskich, nie wspominając już o innych nacjach, których przedstawiciele również trafili na Dolny Śląsk. Część z nich niedługo potem opuściła te tereny i powróciła do swoich dawnych miejsc zamieszkaniu lub wyemigrowała za ocean lub do mającego niebawem powstać państwa Izrael. Spora ich grupa, żydzi polscy, postanowiła zostać i to właśnie tutaj rozpocząć swoje nowe, powojenne życie.

Sieć komitetów

Komitety żydowskie, powstające już w 1944 r. na obszarach wyzwalanych przez wojska ZSRR, miały za zadanie otoczyć opieką ocalałą od holocaustu ludność żydowską. Organem centralnym, który sprawował kontrolę nad komitetami niższego szczebla, był Centralny Komitet Żydów Polskich (CKŻP). Podległe mu były bezpośrednio komitety wojewódzkie, którym z kolei były podporządkowane komitety powiatowe. Zasadniczym celem ich działalności, było zorganizowanie na nowo życia żydowskiego. Dysponowały także funduszami przekazywanymi przez CKŻP, dzięki którym można było udzielać pomocy poszczególnym rodzinom. Nie każdy Żyd musiał jednak należeć do komitetu (rejestracja była dobrowolna). Aczkolwiek osoba niezarejestrowana, musiała się liczyć z utrudnionym dostępem do pomocy materialnej udzielanej przez lokalne komitety.

Pierwsze komitety żydowskie na terenie Dolnego Śląska zaczęły powstawać już w 1945 r., zaraz po zakończeniu wojny. Pierwsze z nich powstały w Rychbachu (Dzierżoniów), w Bielawie, w Ludwikowie (Ludwikowice Kłodzkie), w Mieroszowie, w Pieszycach, w Szczawnie Zdroju i w Wałbrzychu. 17 czerwca 1945 r., w czasie konferencji przedstawicieli środowisk żydowskich z całego regionu, został powołany Wojewódzki Komitet Żydowski na Dolny Śląsk (WKŻ). Jego przewodniczącym został Jakub Egit.

Żydzi w powojennej Jeleniej Górze

Jelenia Góra nie była nigdy po wojnie jakimś specjalnie wielkim skupiskiem ludności żydowskiej. Trzeba szczerze przyznać, iż Komitet Żydowski w Jeleniej Górze nie należał do największych tego typu struktur na terenie Dolnego Śląska. Latem 1946 r., w mieście było zarejestrowanych 579 Żydów i około stu kolejnych Żydów niezarejestrowanych, co na tle innych miast, gdzie liczba ludności żydowskiej wynosiła kilka lub nawet kilkanaście tysięcy, było ilością niewielką. A w kolejnych latach liczba ta systematycznie spadała, czego przyczyną były bezpośrednio kolejne fale żydowskiej emigracji z Polski (tuż po pogromie kieleckim czy utworzeniu państwa Izrael).

Sama jego działalność może być oceniona, jako standardowa dla tego typu organizacji. Udzielano pomocy materialnej osiedlonym tu Żydom, uruchomiona została żydowska placówka oświatowa (w jednym budynku z półinternatem). Komitet brał aktywny udział w życiu społecznym i politycznym regionu, niejednokrotnie organizując manifestacje i wiece polityczne. Z czasem, wraz ze zmianą klimatu politycznego w kraju, działalność ta była jednak coraz bardziej ograniczana. Najpierw została zamknięta szkoła, w 1950 r. zlikwidowany został jeleniogórski komitet, wraz ze wszystkimi swoimi placówkami.

Dwa komitety w jednym mieście

Jeżeli chodzi o pierwsze lata powojenne Jeleniej Góry, w kontekście obecności w niej diaspory żydowskiej dosyć ciekawą kwestią, był fakt istnienia przez pewien krótki okres czasu dwóch komitetów żydowskich jednocześnie. W 1945 r., obok Lokalnego Komitetu Żydowskiego, który powołali do życia żydzi polskiego pochodzenia, istniał równolegle komitet żydowski skupiający niemiecką ludność żydowską. Sytuacja dosyć nietypowa, bo na Dolnym Śląsku do podobnej sytuacji doszło tylko we Wrocławiu.

Lokalny Komitet Żydowski w Jeleniej Górze powstał w sierpniu 1945 r. – w mieście pojawiły się ogłoszenia informujące o inauguracji działalności Komitetu Żydowskiego, do którego powinni zgłaszać się w celu rejestracji przebywający w mieście Żydzi. Dosyć szybkie zorganizowanie komitetu w Jeleniej Górze, było zapewne spowodowane rosnącą liczbą ludności żydowskiej. Byli to zarówno ci, którzy przetrwali w jednej z fili obozu Gross-Rosen, jak również pierwsi osadnicy żydowscy z innych terenów Polski. Do utworzenia jeleniogórskiego LKŻ doszło w porozumieniu i za zgodą warszawskiej centrali (CKŻP). W tym samym czasie w mieście działał drugi komitet żydowski (od lipca 1945 r.). Skupiał on w swoich szeregach nadal obecnych w Jeleniej Górze Żydów niemieckich, choć wśród jego członków pojawiali się także np. żydzi pochodzenia francuskiego. Wśród założycieli tego komitetu znaleźli się Erich Popper, William Basser czy Horst Hirschfeld. Jego siedziba znajdowała się przy obecnej ul. Spółdzielczej 27 (wówczas Gotschdorferstrasse).

Jednoczesne istnienie dwóch komitetów żydowskich w mieście, wprowadzało sporo zamieszania, z czym miały spory problem zarówno lokalne władze, jak i kierownictwo dolnośląskiego WKŻ. Już w sierpniu 1945 r. do Jeleniej Góry przybył sam przewodniczący WKŻ J. Egit. Podjęte zostały decyzje o powołaniu jednego, wspólnego dla wszystkich komitetu żydowskiego. Jednakże jak wynika z zachowanej dokumentacji jeleniogórskiego starostwa, w kolejnych miesiącach nadal funkcjonowały dwa komitety. Korespondencja prowadzona przez władze wyraźnie wskazuje, iż istniały wówczas dwa odrębne byty (komitety). Informował o tym także we wrześniu 1945 r. tutejszy starosta. Do scalenia struktur musiało ostatecznie dojść, trudno jednak stwierdzić, kiedy dokładnie miało to realnie miejsce.

Historia Rubina Kornblütha

O jeleniogórskiej społeczności żydowskiej zrobiło się dosyć głośno w drugiej połowie 1946 r., kiedy do dolnośląskich władz żydowskich doszły informacje o konflikcie pomiędzy przewodniczącym lokalnych struktur, a jednym z Żydów mieszkających w Jeleniej Górze – Rubinem Kornblüthem.

Człowiek ten przyjechał do Jeleniej Góry w okolicach maja lub czerwca 1946 r. Trafił tutaj wraz z rodziną, z którą przybył z terenów Związku Radzieckiego. W październiku 1946 r. skierował on pismo do American Jewish Joint Distribution Comitee, w którym utyskiwał na brak pomocy i wsparcia ze strony lokalnego komitetu żydowskiego. Twierdził, iż przewodniczący komitetu wraz z członkami swojej rodziny przywłaszcza sobie przydziały przeznaczone dla społeczności żydowskiej w stolicy Karkonoszy: (…) dzieją się straszne rzeczy. Kilka razy dostali przydziały odzieżowe, które rozszabrowali, ponieważ nasz prezes posiada do dyspozycji jednego i drugiego brata, którzy pomagają mu kraść i wszystkie rzeczy wynosi się na czarnym rynku. Jednocześnie twierdził, iż wszystko to dzieje się za wiedzą dolnośląskiego WKŻ. Amerykańska organizacja zainterweniowała w tej sprawie w CKŻP, która z kolei przekazała sprawę do Wrocławia, gdzie domagała się przeprowadzenia pilnej kontroli w jeleniogórskim komitecie. Sekretarz CKŻP pisał: Ze swojej strony prosimy o bezwzględne i natychmiastowe zajęcie się niniejszą sprawą i w wypadku ustalenia, że zarzuty ob. Kornblütha w stosunku do Komitetu żydowskiego w Jeleniej Górze są niesłuszne, polecamy pociągnąć go do odpowiedzialności karnej za szerzenie oszczerstw i zniesławienie Komitetu Żydowskiego w Jeleniej Górze. Jeśli jednak Wasza kontrola w Komitecie Żydowskim w Jeleniej Górze ujawniłaby nieuczciwość niektórych urzędników, lub ewentualne kradzieże i malwersacje, to prosimy szczegóły podać do naszej wiadomości, cele pociągnięcia winnych do odpowiedzialności.

Polecenie z centrali zostało potraktowane bardzo poważnie. Do Jeleniej Góry została skierowana delegatka Wydziału Organizacji i Kontroli WKŻ we Wrocławiu (niejaka pani Rejman – piastująca stanowisko rewidenta), która otrzymała za zadanie przeprowadzić na miejscu szczegółową kontrolę. Miała ona obejmować wszystkie instytucje funkcjonujące w ramach struktur jeleniogórskiego komitetu żydowskiego. Jednocześnie, w czasie swego pobytu w mieście, przeprowadziła szereg rozmów z żydowskimi mieszkańcami miasta, jak również z samym R. Kornblüthem. Miało to na celu dokładne przebadanie wszelkich zarzutów, które mężczyzna skierował przeciwko działaczom żydowskim na Dolnym Śląsku. Zebrany i odpowiednio opracowany materiał wyraźnie wskazywał, na bezpodstawność zarzutów, a (…) kontrola działalności Komitetu nie ujawniła żadnych malwersacji, kradzieży lub nieuczciwości ze strony pracowników Komitetu. Takie też wnioski zostały przesłane do Warszawy. Jednocześnie, Wydział Organizacji i Kontroli WKŻ we Wrocławiu polecił władzom komitetu żydowskiego w Jeleniej Górze (…) pociągnięcie wspomnianego do odpowiedzialności karnej za zniesławienie (…). Stwierdzono, iż oskarżający sformułował swoje zarzuty powodowany osobistą ambicją oraz wyraźną niechęcią do przewodniczącego jeleniogórskiego komitetu.

Raport z kontroli

Nie to jednak było przy tej sprawie okazuje się najważniejsze. Bardzo interesujące informacje zostały przytoczone w raporcie z kontroli przeprowadzonej w jeleniogórskim komitecie. Ten niespełna pięciostronicowy dokument, datowany na 10 XII 1946 r. (stworzony około tygodnia po tym, jak wysłano wnioski w sprawie oskarżeń R. Kornblütha do Warszawy), powstał niejako przy okazji badania sprawy R. Kornblütha. Obraz jeleniogórskiej społeczności żydowskiej i jej komitetu, ukazany przez rewidentkę Rejman, daleki był od ideału, który parę dni wcześniej przedstawiono w piśmie wysłanym do centrali.

Po pierwsze, zwracała uwagę na dosyć opieszałą prace komitetu, czego dowodem miał być fakt, iż około 20% jeleniogórskich Żydów nie było w dalszym ciągu zarejestrowanych. Po drugie, wiele wątpliwości nasuwała prowadzona przez komitet dokumentacja księgowa. Po trzecie, władze komitetu miały cieszyć się niezbyt pochlebną opinią wśród lokalnej społeczności żydowskiej, jednego z jego wysoko postawionych członków wprost określano, jak osobę arogancką i niegrzeczną. Wnioski końcowe nie były zatem zbyt pochlebne: Praca w komitecie ogranicza się do miesięcznych podziałów otrzymywanych produktów (dość zresztą małej ilości) dla ludności, zestawienia różnych sprawozdań dla WKŻ. Za przeszło rok działalności komitetu, dopiero w listopadzie [1946 r.] pomyślano o świetlicy i czytelni. Praca wydziału produktywizacji ogranicza się do wydawania premii pracującym, nie pomyślano o otwarciu spółdzielni żydowskiej. W ogólnej pracy komitetu nie ma harmonijności i współpracy, wyczuwa się wrogość wśród współpracowników, co wpływa na ogólną pracę i opinie o komitecie. Pracownicy Komitetu mając dużo wolnego czasu zajmują jeszcze drugie stanowisko. 40% redukcja pracujących w Komitecie nie byłaby uszczerb[ki]em.

Marek Żak

Podpis pod zdjęciem:

Pracownicy spółdzielni żydowskiej (Dolny Śląsk, lata pięćdziesiąte XX w.)

1 Komentarz

  1. Janusz z bloku Odpowiedź

    Żydzi to jest problem. Ostateczna wojna to będzie właśnie żydzi kontra reszta świata. Już dziś zgromadzili większość pieniędzy na naszej planecie. Bezpański naród, który żyje kosztem pracy innych.

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.