Nieczęsto się zdarza, aby pacjent miał sposobność sprawdzenia na „własnej skórze”, jak funkcjonują systemy opieki zdrowotnej w trzech krajach. Taką szansę miał i ma nadal jeleniogórzanin Jacek Podolak, który wyrokiem losu leczył się w Polsce, w Czechach, a od kilku lat korzysta z niemieckiej opieki zdrowotnej. Jego obserwacje są tym cenniejsze, że nasz rozmówca zaangażował się w utworzenie i działalność jeleniogórskiego Stowarzyszenia dla Dobra Pacjenta.
Jacek Podolak – Zdarzyło mi się leczyć w Polsce, w Czechach i w Niemczech. Opiekuję się też od lat moją 90-letnią matką. I robiłem to zarówno w Polsce, jak i w Niemczech. Mam wiele spostrzeżeń o funkcjonowaniu ochrony zdrowia w ogóle i o opiece nad osobami starszymi w szczególności.
Tomasz Kędzia – Rozpocznijmy od groźnego upadku narciarskiego na stokach Czarnej Góry (Cerna Hora) w Jańskich Łaźniach.
– Miałem otwarte złamanie nogi. Najpierw zadziałała Horska Sluzba, a później czeskie pogotowie ratunkowe. Myślałem, że, tak jak w Polsce, zawiozą mnie do najbliższego szpitala. O dziwo, trafiłem od razu do specjalistycznego szpitala ortopedycznego w Hradec Kralove. Najpierw wykonano mi wstępną operację, aby „zaopatrzyć” moje otwarte złamanie. W tym samym dniu mój lekarz ortopeda szczegółowo wyjaśnił, że konieczna będzie kolejna operacja, za 3 dni. Chodziło o scalenie połamanych kości za pomocą specjalnej szyny. Opiekujący się mną lekarz (od początku do końca leczenia ten sam) wyjaśnił mi szczegółowo, dlaczego i kiedy będę operowany. Wszystko odbyło się w zapowiedzianym terminie.
– Jak długo trwało leczenie ?
– Mój pobyt w czeskim szpitalu trwał blisko miesiąc. Byłem unieruchomiony, ale mogłem wykonywać większość życiowych czynności. Wokół mnie było wiele osób znacznie starszych, z dużymi niesprawnościami. Moje szczere uznanie wzbudziła opieka nad nimi czeskich pielęgniarek, fizjoterapeutów i opiekunów pacjentów. Mimo pory zimowej codzienne odbywało się solidne wietrzenie, mycie chorych bez oglądania się na pomoc rodziny, a także spacery z opiekunką z użyciem wózka inwalidzkiego lub bez. Z mojego czeskiego leczenia najwyżej doceniłem to, że gdy wychodziłem ze szpitala w Hradec Kralowe, nikt mnie nigdzie nie odsyłał. Już przy wypisie określono termin przyjęcia do tego samego szpitala – za miesiąc, na kontrolę. I znów o określonej godzinie czekał na mnie mój lekarz. Zlecił wykonanie RTG, szybko dostał wyniki i po pięciu minutach kontynuował wizytę. W sumie pod opieką czeskich lekarzy ortopedów przebywałem jeszcze pół roku. Opuszczając szpital w Hradcu, zapłaciłem około 600 koron. W Czechach obowiązuje małe współpłacenie przez pacjenta. 600 koron, tj. około 105 złotych za miesięczną opiekę i smaczne jedzenie z prawem wyboru potraw – to niewiele.
– A rehabilitacja?
– To już odbyłem w Polsce. M.in. w ośrodku we Wleniu. Tam zdarzyło mi się spotkać pacjenta, który nie miał takiego szczęścia jak ja. Po wypadku zawieziono go do najbliższego szpitala we Lwówku, o ogólnym profilu. Przeszedł tam 3 operacje, a do pełnego wyleczenia nadal było daleko. Wtedy tym bardziej doceniłem lekarzy specjalistów z Hradec Kralove.
– Parę lat temu w ślad za matką przeniosłeś się na terytorium Niemiec, do Westfalii.
– Zdarzyła mi się wywrotka na rowerze. Rozbita głowa, krótka utrata przytomności i pobyt w niemieckim szpitalu. Wszystko tam działało sprawnie. To znaczy wykonano tomografię komputerową, kilka innych badań i zszyto głowę. W niemieckim szpitalu standard był wyższy niż w Czechach, ale opieka podobna.
– Pański pobyt w Niemczech przypadł na okres covidowej pandemii.
– W tym czasie bywałem dość częstym gościem u lekarza pierwszego kontaktu. Zarówno w sprawach dotyczących mojego zdrowia, jak i leczenia mojej 90-letniej matki. Nie zdarzyło się, abym nie mógł się dostać do lekarza. Nie spotkałem się z sytuacją, by drzwi przychodni były zamknięte a kontakt z lekarzem tylko telefoniczny. Leczenie było normalne, z zachowaniem rygorów sanitarnych. Gdy przyjechałem do Jeleniej Góry, sąsiedzi mówili mi, że przez szereg miesięcy mogli liczyć tylko na teleporadę. W Niemczech tego nie było.
– Jak przebiega w Niemczech opieka nad osobami starszymi?
– Każdego dnia do mojej mamy przychodzi fizjoterapeuta. Właściwie jest ich dwóch. Zmieniają się. Na dodatek jeszcze osoba pomagająca wyjść na spacer. Ta opieka odbywa się bez względu na panującą pandemię. Oczywiście z zachowaniem środków i zasad ostrożności. Wcześniej w Polsce moja matka także potrzebowała stałej rehabilitacji. O rehabilitacji domowej w ramach ubezpieczenia w NFZ w ogólne nie było mowy. Zawiozłem dwukrotnie moją matkę do jednej z jeleniogórskich poradni rehabilitacyjnych, ale sposób obsługi i trudności w dowiezieniu chorej do poradni były tak duże, że musieliśmy z tego zrezygnować.
– A inne doświadczenia z polskiego systemu ochrony zdrowia?
– Zdarzył mi się dłuższy pobyt na oddziale ortopedycznym. Groziło mi, że moja noga będzie zupełnie sztywna. Jeleniogórskim ortopedom udało się temu zapobiec. Z tego leczenia pamiętam, że przez kilka kolejnych dni przygotowywano mnie do operacji kolana i w ostatniej chwili operację tę odwoływano. Dla mnie, jak i dla każdego innego pacjenta, takie kilkakrotne odwoływanie ważnych zabiegów było bardzo stresujące.
– Czy istnienie takich organizacji jak Stowarzyszenie dla Dobra Pacjenta ma sens?
– Trudne pytanie. Zauważyłem, że wśród moich polskich znajomych chętnych do narzekania na opiekę zdrowotną nigdy nie brakowało. Ale gdy zachęcałem ich do podjęcia działań, aby wywrzeć presję w celu poprawy losu ogółu pacjentów – to zainteresowanie było znikome. Nie wiem, z czego to wynika. Z bojaźni, z lekceważenia, czy po prostu z niewiary że można coś zmienić? Myślę, że warte podkreślenia są działania naszego stowarzyszenia w sprawie radykalnego zwiększenia w Polsce liczby kształconych lekarzy. To się udało. W ciągu ostatnich lat, pod presją faktów ujawnionych przez nasze stowarzyszenie, zwiększono liczbę studentów rozpoczynających studia lekarskie z około 3 tysięcy rocznie do 9 tysięcy. To bardzo ważne, gdyż deficyt kadr lekarskich jest najważniejszym problemem polskiego systemu opieki zdrowotnej. Niestety, prawdziwe efekty obecnego wzrostu liczby studentów, przyjmowanych na I rok studiów lekarskich, odczujemy za około 12 lat, bo tyle średnio trwa w Polsce wykształcenie lekarza specjalisty.
Dziękuję za rozmowę
Tomasz Kędzia