Już drugiego dnia wojny na Ukrainę wyruszyli wolontariusze jeleniogórskiego Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt, by ratować zwierzęta. Od tego czasu pracują niemal bez przerwy i z wojennej pożogi wyprowadzili setki zwierząt. Napisał o tym brytyjski Daily Mail.  

Wyjazd, który na początku miał na celu przekazanie karmy dla zwierząt na Ukrainę szybko zamienił się w permanentną akcję ratunkową. Są miejsca – domy, schroniska, ostoje – gdzie zwierzęta zostały same, głodują chorują i cierpią. Nie dlatego – co stanowczo podkreśla wolontariusz – że ich opiekunowie je zabijali, porzucili lub o nich zapomnieli.  Wolontariusze odbierają setki telefonów z prośbą o pomoc w ratowaniu zwierząt.  Wśród proszący był wyruszający na front Ukrainiec – chciał mieć pewność, że jego psiak trafi w dobre ręce.

Zwierzęta ratuje w tej chwili ponad 30-osobowa grupa wolontariuszy. To właściwie cały jeleniogórski DIOZ i osoby, które dołączyły.

Szef DIOZ nie kryje emocji, bo sytuacje, z którymi się spotykają przewartościowują całe postrzeganie rzeczywistości.  

– Dzisiaj (rozmawiamy w poniedziałek) dowiedzieliśmy się o bombie, która trafiła w schronisko w Mikołajewie. Zabiła pracowników, wolontariuszy, zwierzęta. W Kijowie zginęło w krótkim czasie troje wolontariuszy, osoby które dobrze znaliśmy.  Z zaprzyjaźnionym schroniskiem w Mariupolu nie mamy już żadnego kontaktu. To było pierwsze schronisko na Ukrainie, któremu pomagaliśmy, poszło tam 10 tys. zł drugiego dnia wojny. Na ostatnim filmie, jaki nam wysłali, widać zwłoki na ulicach i jadące koło schroniska rosyjskie czołgi.  Teraz byliśmy w Łucku, w mieście ogarniętym wojną. W środę mamy jechać nad Dniepr, w okolice Kijowa. Mamy wsparcie policji i wojska ukraińskiego, ale nie wiadomo, jak się to potoczy – mówi pan Konrad.

Wolontariusze działają teraz na zasadzie, że w głąb Ukrainy jadą transporty z pomocą humanitarną (żywność, leki, opatrunki, śpiwory, powerbanki, latarki itp), a z powrotem jada ratowane zwierzęta. Dlatego potrzebne są takie właśnie produkty. DIOZ ma swój punkt na granicy i tam trzeba je dostarczyć. Potrzeba też środków transportu, zwłaszcza pojazdów o większych gabarytach. Wolontariusze mają busa, ale to o wiele  za mało w stosunku do potrzeb.

Właśnie tego busa zauważył angielki korespondent Daily Mail.

– Nasz dziennikarz zauważył Konrada i jego furgonetkę – przerobioną karetkę – na granicy, gdy zabierał na spacer owczarka niemieckiego, którego uratował z ukraińskiego Lwowa – napisali w publikacji relacjonującej działania wolontariuszy w materiale „Jak polscy wolontariusze ryzykują własne życie, żeby uratować ponad 100 kotów i psów w ogarniętej wojną Ukrainie”.  

W poniedziałek wolontariusze przywieźli do Polski już trzeci konwój z Ukrainy. Uratowane zwierzęta trafiają do schroniska pod Przemyślem, do stowarzyszeń, do zwykłych ludzi.  To już ponad 300 uratowanych zwierzaków – psów, kotów, królików, chomików, a nawet kameleona. Kolejny wyjazd jutro.  

Więcej o zaangażowaniu wolontariuszy DIOZ na Ukrainie w dzisiejszym wydaniu Nowin Jeleniogórskich.

Fot. DIOZ

1 Komentarz

  1. I cyk! I na Dzień Kobiet benzyna w HURCIE w Orlenie na 7,05 zł/l brutto, a olej napędowy na 7,86 zł/l.

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.