Do końca roku myśliwi na Dolnym Śląsku maa odstrzelić kolejnych kilka tysięcy dzików. W prowadzonej od dwóch lat akcji łącznie do odstrzału przeznaczono (i większość odstrzelono) już około 20 tys. dzików. To obecnie główna strategia zwalczania afrykańskiego pomoru świń; ekolodzy i część naukowców uważa eksterminacje gatunków za barbarzyństwo i działanie nieefektywne.

Chodzi o 2266 zwierząt, które mają być odstrzelone w 17 dolnośląskich powiatach i w rezerwacie Stawy Milickie. W naszym regionie odstrzelonych ma zostać 531 dzików (200 w powiecie złotoryjskim, 127 w zgorzeleckim, 114 w bolesławieckim i 90 w lubańskim).

Ilość dzików przeznaczonych do odstrzału w ostatnich latach jest porażająca. W tym roku już jedną taką akcję przeprowadzono. Od kwietnia do połowy czerwca wybito 2247 zwierząt. Największa dotąd pula dzikich świń do odstrzału liczyła 6137, których wybicie nakazał wojewoda w kwietniu ubiegłego roku. Liczba ta była tak duża, że myśliwi nie uporali się z odstrzałem i wojewoda dwa razy przedłużał termin wykonania polecenia (najpierw do końca roku, potem do końca marca tego roku). Wiosną ubiegłego roku odstrzelono 4,7 tys. dzików.

Akcja prowadzona jest już od ponad dwóch lat i wynika z zatwierdzonej przez rząd PiS strategii wybijania dzików, jako najskuteczniejszej metody zwalczania szybkiego rozprzestrzeniania się wirusa ASF, powodującego śmiertelną, nieuleczalną choroba, na którą zapadają dziki i świnie. ASF od 2015 r. postępuje w Polsce (od terenów w wschodnich), w ostatnich dwóch latach pojawiając się na Dolnym Śląsku. Polski parlament wprowadzając kolejne zmiany ułatwia ten odstrzał. W 2017 r. zniesiono okres ochronny dla dzika, co dało myśliwym możliwość odstrzału dzików bez ograniczeń (także loch w ciąży i wychowujących młode), a ubiegłoroczny apel ministra środowiska, by odstrzałów dokonywać zanim lochy przystąpią do rozrodu potraktowano jako zalecenie, by strzelać do ciężarnych loch. (potem się z niego wycofywał, zalecając wstrzymywanie się od odstrzeliwania ciężarnych i prowadzących młode samic). W ubiegłym roku przez parlament przeszła, podpisana w styczniu przez prezydenta, specustawa pozwalająca na prowadzenie odstrzału sanitarnego dzikich zwierząt także przez policjantów, pograniczników, strażaków oraz żołnierzy.

Z taką metodą zwalczania ASF nie zgadzają się ekolodzy, duża grupa specjalistów, a nawet niektórzy myśliwi. Dzik jest zbyt pożytecznym zwierzęciem dla ekosystemu, aby eksterminować gatunek, a odstrzał sanitarny nie jest skutecznym sposobem zwalczania ASF – uważają.

Najważniejsze racje przeciwników odstrzału przedstawiła specjalizująca się w parazytologii i chorobach zakaźnych doktor Natalia Osten-Sacken z UMK Toruń.

„Rola dzików jest niebagatelna. Żeby zdobyć pożywienie, ryją w ziemi (buchtują). To wtedy wywracają ściółkę i przyspieszają rozkład martwej materii w lesie. W tych buchtowiskach mogą kiełkować nasiona drzew, a to ma to ogromny wpływ na odnawianie się lasów w sposób naturalny. Dziki, jako wszystkożercy, w dużej mierze żywią się też gryzoniami, które są rezerwuarem kleszczy. Brak dzików w środowisku może doprowadzić – pokazują to badania z innych krajów – do jeszcze bardziej gwałtownego wzrostu liczebności tych pasożytów. Dziki, choć trudno je o to podejrzewać, regulują również liczebność owadów pasożytniczych i tzw. szkodników lasu, ponieważ ryjąc glebę żywią się także owadami i ich larwami. Szacunki naukowców pokazują, że działalność dzików może ograniczać liczebność takich organizmów nawet o 30 procent.

Reasumuję, usuwając ze środowiska przyrodniczego dziki, ten wysoce pożyteczny gatunek, fundujemy sobie klęski związane z nagłym pojawieniem się (gradacja) różnorodnych szkodników. To przełoży się na wysokie koszty ich zwalczania, a także na zatruwanie lasów środkami ochrony roślin.

Żeby zrozumieć, dlaczego eksterminacja dzików będzie miała znikomy wpływ na zatrzymanie ASF, warto się pochylić nad problemem czym w istocie jest ASF i jakie są drogi jego przenoszenia. Za ASF odpowiada dwuniciowy wirus DNA należący do rodziny Asfaviridae. Problem ze zwalczaniem tego wirusa polega na jego odporności na obróbkę termiczną, wysychanie i zmiany pH. Potrafi on przetrwać nawet pół roku w mrożonym mięsie. Inaktywacji (utracie aktywności) tego wirusa można dokonać dopiero w temperaturze powyżej 75 stopni C (ewentualnie promieniami gamma). Wirus występuje głównie na terenie Afryki (Angola, Mozambik), ale także np. na Sardynii. Jego nosicielami są trzoda chlewna, ale także dziki, guźce i pewien rodzaj kleszczy. Chorobę po raz pierwszy zaobserwowano na terenie Kenii w 1910 roku. Do roku 1957 nie rozprzestrzeniała się jednak poza Afryką. To już nieaktualne. W czerwcu 2013 roku przypadki zachorowań pojawiły się na Białorusi, a w lutym 2014 roku pierwsze przypadki odnotowano w Polsce – ofiarami były dziki odnalezione na naszej granicy z Białorusią. Od 2016 roku choroba zaczęła się rozszerzać. Prawdą jest, że zakażenie wirusem kolejnych zwierząt prowadzi do szybkiego rozprzestrzeniania się epidemii i dużych strat ekonomicznych. Najważniejszy jest jednak sam proces przenoszenia ASF. W dzikich populacjach zakażenie następuje głównie za pomocą kleszczy, w których wirus może przetrwać nawet do 3 lat. U trzody chlewnej zakażenie następuje drogą wziewną między osobnikami oraz – co bardzo istotne – przez zainfekowaną karmę. Także ptaki krukowate odwiedzające w poszukiwaniu pożywienia gospodarstwa, mogą przyczyniać się do roznoszenia tej choroby Głównym nosicielem ASF jest jednak człowiek.

Stajemy więc wobec pytania – w jaki sposób eksterminacja dzika mogłaby mieć wpływ na powstrzymanie rozprzestrzeniania się wirusa, skoro trzoda chlewna rzadko styka się ze swoimi dzikimi krewnym, a winę za epidemię ponosimy głównie my sami?

Zdarza się – to częste przypadki – że właściciele chlewni nie zgłaszają upadków zwierząt i sami próbują utylizować padlinę (wywożąc ją do lasu lub zakopując niedaleko gospodarstwa). Ewentualnie – znane są przypadki – gdy właściciel trzody był myśliwym i cała jego chlewnia musiała zostać uśmiercona.

Amatorszczyzną wykazują się niestety też sami myśliwi. W 2018 roku padlina – zamiast trafić do zamrażarek bezpośrednio po zastrzeleniu dzików – często zalegała w lesie kilka dni, stając się nowym rozsadnikiem choroby.

Warto także przypomnieć, że dziki, które migrują o wiele mniej, niż na przykład jelenie, mogą podczas polowań zborowych w panice przemieścić się na duże odległości i roznieść chorobę na niedotknięte nią dotychczas obszary. W ten sposób polowania mogą przynieść skutek odwrotny od zamierzonego.

Reasumując. Konieczne jest przeprowadzenie intensywnej akcji informacyjnej wśród hodowców i wszystkich mogących mieć jakikolwiek kontakt z wirusem. Potrzebna jest także intensywna kontrola osób przybyłych zza wschodniej granicy: wirus ASF może się znajdować w żywności wytworzonej na terenach objętych już wirusem. Przede wszystkim jednak trzeba zapewnić hodowcom pełną rekompensatę za poniesione straty. Mydlenie im oczu i przekonywanie, że odstrzał skończy problemy z ASF to działanie na krótką metę. Nie wolno również w żadnym razie pominąć najważniejszego aspektu w zapobieganiu tej chorobie. Najskuteczniejszym sposobem w hamowaniu rozprzestrzeniania się wirusa ASF jest skuteczne wdrożenie zasad bioasekuracji. Także te działania powinny się odbyć przy dużym finansowym udziale rządu. Fundusze marnowane obecnie na bezcelowe i szkodliwe odstrzały powinny być natychmiast przeznaczone na edukację dotyczącą działań prewencyjnych, zabezpieczania chlewni oraz na maty dezynfekcyjne. Inaczej. Strzelając do dzików, strzelamy sobie w stopę” (za Wirtualną Polską)

5 komentarzy

  1. bardzo dobrze. dziki nie maja naturalnego wroga. Biegaja wszedzie i niszczą. Są zagrożeniem dla ludzi. jest ich zdecydowanie za dużo.

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.