W 1997 roku nasz redakcyjny kolega, Marek Chromicz, napisał pierwsze teksty poświęcone poszukiwaniu poniemieckich skarbów. Redaktorowi Chromiczowi udało się pozyskać zaufanie wielu eksploratorów, dzięki czemu w krótkim czasie stał się prawdziwym specem od „sekretnych skrytek” , bursztynowej komnaty i złotego pociągu. Na przestrzeni kilku lat napisał wiele tekstów na ten temat, co przysporzyło mu wielu fanów, Nowinom Jeleniogórskim wielu nowych czytelników.

Od ukazania się pierwszej publikacji minęło już ponad 20 lat. Można śmiało powiedzieć, że dorosło całe nowe pokolenie młodych ludzi. W tym czasie kilka zagadek zostało rozwiązanych, w kilku miejscach prowadzi się oficjalne prace archeologiczne. Nie bacząc na to zdecydowaliśmy się przypomnieć publikacje Marka Chromicza, bez ingerencji w ich zawartość. Sięgamy zatem głęboko do naszego archiwum, by przypomnieć jeszcze starsze historie. Liczymy też na to, że internet ma ogromną siłę dotarcia do wielu ludzi, nie tylko mieszkańców regionu.
Jeżeli są Państwo gotowi – to zapraszamy w każdy weekend na nasz portal, aby pobuszować w historii naszego tygodnika oraz historii naszych ziem. Dziś druga publikacja.

Przedstawiając stan robót poszukiwawczych w jednym z miast Jeleniogórskiego nie przypuszczałem, że tak szybko zdobędę z innego źródła oryginalny, pochodzący z 1944 roku, niemiecki plan budowy tej podziemnej fabryki. Plan przedstawiający dość ważne szczegóły fabryki, bo lotniczym zakładem produkcyjnym miały być odkrywane obecnie podziemia.

Najprawdopodobniej większość znanych i domniemanych podziemi to pomieszczenia budowane na cele wyłącznie produkcyjne. Inną sprawą jest to, czy i jak zostały one wykorzystane wtedy, gdy dostojnicy III Rzeszy już wiedzieli, że wojna jest przegrana. A o tym wiedziano, przynajmniej w kręgach władzy, już w 1944 roku. Dowodzi tego m.in. także zamach na życie Hitlera.

W tej sytuacji łatwo sobie wyobrazić, że przynajmniej część z budowanych w czasie wojny i istniejących od wieków podziemi mogła zostać przeznaczona na skrytki i schowki.

Podziemia tam są

W tym miejscu, jak dotychczas, nie prowadzono badań przy pomocy metod geofizycznych. Roboty są natomiast prowadzone w oparciu o istniejącą dokumentację, co wydaje się być rozwiązaniem znacznie bardziej racjonalnym. Ale wcale nie oznacza to, że łatwo jest trafić w stare sztolnie prowadzące do podziemi. Zostały one zawalone pod koniec wojny w sposób, który wymaga dzisiaj podjęcia robót takich, jakby kopano je od nowa.

Pomysł budowy tej i innych podziemnych fabryk ma swoje źródło w decyzji o przeniesieniu najważniejszych wojennych produkcji do podziemi. Zadania te wykonywały we wstępnej fazie różne, także cywilne, firmy projektowe i wykonawcze. Dlatego wielu archiwistów twierdzi, że prawie zawsze można odnaleźć dokumentacyjne ślady takich inwestycji. Wspomniany już plan wykonała pewna firma berlińska, ale szkicował go Polak, nieznanego imienia Bednarczyk, którego nazwisko widnieje na tym planie. Zapewne jego słaba znajomość języka niemieckiego spowodowała charakterystyczne błędy w pisowni poszczególnych niemieckich słów, niezgodnie z regułami niemieckiej pisowni. Plan ten przedstawia fabrykę firmy Askania Werke.

Widoczna na planie pochylnia upadowa, mająca spadek 23 stopni, istnieje, jest wykończona na poziomie stanu surowego i ma długość ok 53-54 metrów. Jest ona na tyle duża, że jeszcze dzisiaj można zrobić tam oszalowanie i przygotować ją np. do… zwiedzania. Budujący ją Niemcy nigdy jej nie ukończyli i nigdy nie doszło do połączenia sztolni z systemem podziemnych komór produkcyjnych. Jak do każdej wojskowej fabryki, także i do tej przechodziło się przez wartownie. Są one na planie wyraźnie widoczne we wszystkich trzech sztolniach wejściowych, choć nie wiadomo, w jakim stopniu są wykończone.

Z planu wynika, że szyby wychodzące w głąb góry od strony jej zbocza mają długość 62 metrów, a sama warownia ma 12 metrów wraz z zapleczem i koniecznymi urządzeniami. Na planie wyraźnie widać siedem hal, z których każda ma 105 metrów długości i 6 metrów szerokości w stanie surowym. Obudowa i oszalowanie zmniejsza tę szerokość o kilkadziesiąt centymetrów. W halach, które na planie wyglądają jak korytarze, miały stać maszyny, całe ciągi produkcyjne. Nie licząc środkowej hali, w której przewidziano galwanizernię, byłoby to łącznie ponad 600 metrów długości.

Hale te są połączone trzeba poprzecznymi chodnikami, z których każdy ma długość 152 metrów. Widoczna na planie środkowa hala ma na obydwu końcach potężne kompresory i szyby wentylacyjne o przekrojach 2500 mm x 2500 mm. Projektowana wydajność kompresorów wynosi aż 300 tys. metrów sześciennych powietrza na godzinę. Tak poważne wielkości są zrozumiałe, skoro tam właśnie zaprojektowano galwanizernię. Skrajna, jakby dodatkowa hala po prawej stronie planu, była przewidziana na magazyn.

Jedna ze sztolni prowadzących do systemu hal była kompletnie zawalona już pod koniec wojny. Ale druga z nich, jej ślady były bardziej widoczne, była już po wojnie penetrowana przez Rosjan. Na szczęście (?) nie sforsowali jej, ponieważ i tam był ogromny zawał. Jest nawet znana data tej penetracji i rezygnacji z dalszych poszukiwań – 15 lub 17 maja 1945 roku. Tak więc Rosjanie zniechęcili się dość szybko.

Próby odkrycia wejść do podziemi podejmowane były także w latach pięćdziesiątych. Okazało się jednak, że to, co było bardzo trudne dziesięć lat wcześniej, skrajnie trudne było i później, co jest zrozumiałe, jeśli się zważy szczupłość środków technicznych, które wtedy były do dyspozycji.

Z wiedzy, którą posiadam, wynika, że budowa podziemnej fabryki jest zaledwie w początkowej fazie. Niemieckie meldunki budowlane podają, że w czasie budowy wybrano około 3600 metrów sześciennych skały. Kopano równocześnie dwie widoczne na planie sztolnie główne i wspomnianą już sztolnię upadkową. Jest prawdopodobne, że jednak wykonana została duża część hal po prawej stronie planu, czyli około 1/3 całego przedsięwzięcia. Tego, że wiele prac wykonano, dowodzi m.in. istniejące u podstawy stoku ujęcie wody, które prowadzi wody właśnie z wnętrza góry, ze sztolni. Są znane co najmniej dwa zeznania robotników, którzy pracowali przy tej budowie, potwierdzające istnienie przynajmniej części wyrobisk. Wiele lat temu pisano o tym także na tych łamach.

Już dwa lata temu podjęto prace poszukiwawcze w tym właśnie miejscu, mające na celu odsłonięcie zbocza i znalezienie wylotu sztolni. Szybko jednak okazało się, że jest tam bardzo dużo wody, a wszystko jest zawalone. W tej sytuacji nie było tam miejsca dla amatorów, bo do sukcesu mogły doprowadzić tylko fachowe roboty górnicze. Drążenie szyby w istniejących tam warunkach wymaga stosowania obudowy i innych technik górniczych. A to kosztuje.

Będzie odkrycie!

Jeśli eksploratorom wystarczy środków finansowych i uporu, wydaje się, że do odkrycia poniemieckich sztolni w tym miejscu dojść musi. Przemawiają za tym co najmniej dwie poważne przesłanki. Pierwszą z nich jest istniejący, chyba kompletny niemiecki wykaz miejsc, mających podobny, czyli podziemny, ukryty charakter. Na tym spisie istnieje pod właściwą nazwę własną, pod kryptonimem i pod numerem kodowym właśnie tego miejsca.

Natomiast bezpośrednim, materialnym potwierdzeniem ogromnej szansy na odkrycie podziemi jest to, że drążona obecnie sztolnia idzie dokładnie śladem zawalonej, starej sztolni. Dowodzą tego liczne ślady, w tym zachowane fragmenty belek stropowych i gniazda, w których je osadzono, wykute w skale.

W internecie też

Jak się okazuje wspaniałym miejscem do poszukiwań, szczególnie planów, dokumentacji i lokalizacji jest internet. Działają w nim bowiem nie tylko fora poszukiwaczy skarbów, ale są tam dostępne archiwa i archiwiści, a nawet jeden z satelitów geodezyjnych. To właśnie zdjęcia z tego satelity pokazywały kilka dni temu internautom, ile samochodów turystów stoi wokół „wykopaliska” w Piechowicach. Tak było rzeczywiście i świadczy to o potencjale turystycznym kryjącym się za poszukiwaniem, oby skutecznym „skarbów”.

Możliwości internetu są rzeczywiście imponujące. Można w ten sposób otrzymać np. lotnicze zdjęcia okolic Rozdroża Izerskiego wykonane w latach 1940-1942, czyli z czasów, gdy wykonywano geodezyjne naloty nad tym terenem. Łatwo sobie wyobrazić, jaką frajdę daje porównanie tamtych i obecnych zdjęć i map. Te możliwości są dla laika po prostu szokujące, ale i bardzo pouczające. Kto zna odpowiednie adresy w internecie, a pod nimi odpowiednich ludzi, nawet w sprawie karkonoskich „skarbów” zwielokrotnia swoje możliwości. Korzystając m.in. z tych zdjęć, zamierzam niebawem wejść do podziemi i sztolni w okolicach szklarskoporębiańskiego Zakrętu Śmierci.

Nic nie jest pewne

Jak zawodne są różne, podobno nawet najwspanialsze metody i prawie niezawodne urządzenia, przekonano się niedawno w okolicach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Zainstalowano tam kilka bardzo nowoczesnych urządzeń i dokonano badań doskonale znanego terenu i istniejących tam podziemnych umocnień. Okazało się, że gdyby posługiwać się uzyskanymi w ten sposób materiałami, to tylko przypadkiem można by trafić na znane i zwiedzane od wielu lat przez turystów lochy i tunele MRU. W ten sposób potwierdza się teza, że podstawą do rozpoczynania wszelkich poszukiwań powinna być poniemiecka dokumentacja.

Marek Chromicz

Archiwum Nowin Jeleniogórskich, październik 1997

3 komentarze

  1. PiS.Bolszewik.Czekista Odpowiedź

    Na granicy oficjalnie zmarło 9 uchodźców. Nieoficjalnie-więcej. Są kobiety z martwymi płodami w brzuchu i kobiety, które urodziły. Są dzieci, które jedzą trawę i nie mają butów. Nie ma Kai Godek i Pro Life. Nie ma narofowych janopawłowych coniedzielnych katolików rzymskich.Jest zimna, wietrzna, deszczowa, ale bardzo katolicka Polska.
    Teraz rozumiem dlaczego w Polsce było przyzwolenie na Holocaust. Na gazowanie i palenie Żydów. Teraz rozumiem dlaczego KL z piecami nie powstawały w Holandii Belgii Francji.

  2. Zajmijcie się teraźniejczością ,akktualną sytuacją w kraju ,przekretami pislaków ,upadiem moralnym kleru .

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.