Rozmowa z Karoliną Juzwą i Maciejem Obarą, nowymi szefami Krokus Jazz Festiwalu w Jeleniej Górze

Karolina Juzwa: Urodzona w Jeleniej Górze, absolwentka tamtejszej Szkoły Muzycznej II st. w klasie fortepianu, absolwentka Anglistyki i Europeistyki. Menadżerka i promotorka, aktywnie działająca w Polsce i w Europie. Koordynatorka w Klubie Wytwórnia w Łodzi oraz Fundacji Wytwórnia. Współkuratorka festiwalu Letnia Akademia Jazzu oraz inicjatorka i kuratorka Intl Jazz Platform – międzynarodowych warsztatów dla muzyków jazzowych organizowanych w Łodzi od 9 lat oraz od 2021 również w Oslo w Norwegii. Jedna z inicjatorek i autorek międzynarodowego projektu współpracy w ramach Kreatywnej Europy „Footprints” realizowanego obecnie w 6 krajach UE.
Maciej Obara: Jeleniogórzanin, saksofonista i kompozytor wydający dla jednej z najbardziej prestiżowych wytwórni jazzowych na świecie – ECM Records. Leader zespołu Maciej Obara Quartet, w którego skład wchodzą Dominik Wania (fortepian), Ole Morten Vagan (kontrabas), Gard Nilssen (perkusja) i z którym nagrał dwie najważniejsze w swojej karierze płyty: „Unloved” i „Three Crowns”. Podwójny zwycięzca nagrody Fryderyk 2018 i 2020 w kategorii Artysta Roku i Album Roku oraz laureat pierwszej nagrody w prestiżowym konkursie „BMW Jazz Welt Award”. Muzyk koncertujący na całym świecie oraz aktywnie działający na polskiej scenie muzyki improwizowanej.

– Objęliście Festiwal w trudnym momencie. Najpierw pandemia. Potem śmierć Andrzeja Patlewicza, który przez wiele lat był jego koordynatorem, odwołanie imprezy z powodu lockdownu. Łatwo było podjąć decyzję o przyjęciu propozycji dyrektorowania Festiwalowi?

– K. Odezwał się do nas w ubiegłym roku Jarosław Gromadzki, dyrektor Jeleniogórskiego Centrum Kultury, mówiąc, że trzeba coś zrobić z festiwalem, żeby nie zniknął. I tak się zaczęła rozmowa, która trwa do dziś. A zaczęliśmy działać.

– M. Przez to, że byliśmy tu na miejscu, ukształtowała się nam wizja tego Festiwalu. Że chcemy tworzyć koncerty w innych lokalizacjach, niż tylko JCK. Wiedzieliśmy, że pragniemy ludziom z innych miast pokazywać Karkonosze i okolice. Idea powstawała na naszym zachwycie miejscami, które sami odkrywaliśmy. Zastanawialiśmy się, dlaczego te koncerty były tylko w centrum kultury. Przecież mamy znakomite, inne lokalizacje, choćby Góra Szybowcowa czy kościół garnizonowy.

– Pamiętam, tłumy jeleniogórzan, którzy kilka lat temu ciągnęli pod górę na przedstawienie Teatru Pieśni Kozła. A teraz w budynku Aeroklubu Jeleniogórskiego 26 września na Górze Szybowcowej będzie grał Maciej Obara ze swoim kwartetem.

– M. Zainteresowanie tym koncertem jest duże, więc mam nadzieję, że będzie publiczność. Tym bardziej, że przez 20 lat istnienia Krokus Jazz są już jego stali widzowie. Ale chcielibyśmy przyciągnąć też kolejnych.

– Przeglądając program tegorocznego Festiwalu Krokus Jazz widzę, że takich nowych miejsc koncertowych jest więcej. Jest także dużo więcej wydarzeń muzycznych niż w latach poprzednich.

– M. O to nam chodziło. Chcieliśmy spróbować rozszerzyć formułę tego wydarzenia. I chyba nam się udało. Poza Górą Szybowcową koncerty będą w: Ogrodzie Japońskim Siruwia w Przesiece, Muzeum Gerharta Hauptmanna w Jagniątkowie, w jeleniogórskim BWA, w kościele Podwyższenia Krzyża Świętego, w Teatrze im. Cypriana Kamila Norwida oraz w muszli koncertowej parku Zdrojowym w Cieplicach. Jak nie będzie pogody, to w Zdrojowym Teatrze Animacji, który ma piękną salę ze wspaniałą akustykę.

– K. W pandemii w grudniu ubiegłego roku nagraliśmy w Zdrojowym Teatrze Animacji koncert Macieja z jego kwartetem. Będziemy ten materiał publikować niebawem.

– Sporo tych miejsc do muzykowania przybyło i jeleniogórzanie pewnie sami odkryją niektóre.

– M. Koncertów mamy w sumie piętnaście. Przez cztery dni trwania Festiwalu (od 23 do 26 września) cały czas coś się dzieje. Pewnie nie wszyscy pójdą na wszystkie koncerty, ale ludzie mają różne gusty i z pewnością trafią na coś interesującego dla nich. Pewnie też będą ciekawi, jak jazz zabrzmi na przykład w kościele czy muzeum.

– K. Trochę jeździmy po świecie, po różnych festiwalach i widzimy, jak do miast, gdzie się one odbywają, przyjeżdżają tysiące ludzi. Na czas trwania imprezy, wszyscy nią żyją. Koncerty są od rana do nocy. Ludzie spacerują lub jeżdżą między miejscami, gdzie grają muzycy. Tak jest chociażby w Vienne we Francji czy na festiwalach muzycznych w Norwegii. Na niektórych z nich organizuje się wycieczki po okolicy z przewodnikiem. Te imprezy przyciągają widzów, którzy przyjeżdżają specjalnie na nie. I nam się marzy, by tak było na Festiwalu Krokus Jazz.

– Zmieniliście także termin z października na wrzesień. On już zostanie?

– M. Tak, bo wrzesień potrafi być ciepły i piękny. Kolorowy. W Polsce w październiku już jest szaro, nieprzyjemnie. A we wrześniu można jeszcze pójść w góry, pochodzić po lasach, posłuchać koncertu w parku. Ponadto ciągle nie wiadomo, co będzie w październiku czy listopadzie w związku z pandemią. Więc postawiliśmy na wrzesień.

– Czy trudno byłoby namówić artystów do udziału w festiwalu?

– K. Znają Jelenią Górę przez nas, bo wiedzą, że pochodzimy z tego miasta. Ale to raczej dla nich obce miejsce. Ich pierwszą reakcją było często pytanie o lotnisko. Jest tam jakieś? Więc wyliczałam lotniska niedaleko od nas: Wrocław, Praga, Berlin, Drezno. I już wiedzą, że to nie koniec świata.

– Poprzednio gwiazdami Krokus Jazzu byli muzycy z Ameryki. Wy postawiliście na Europę. Przyjadą znani muzycy. Wśród nich są Leszek Możdżer, Marcin Wasilewski Trio i Duo Anja Lechner i Francois Couturier z Francji, Erleand Apenseth Trio z Norwegii i inni.

– M. To, skąd ktoś przyjeżdża, nie ma w dzisiejszych czasach żadnego znaczenia. Muzyka się zmienia i widzowie też. Skupmy się na tym, że przyjeżdża zespół z Berlina i robi muzykę taką, że niejeden zespół amerykański chciałby tak grać. I tego kontekstu europejskiego będzie na Festiwalu dużo, bo to jest ważne.

– K. Poza tym, jako Europejczycy, mamy swoją tożsamość, ona się stworzyła przez lata. I my sami – Maciej jako muzyk, ja jako promotor, z niej czerpiemy. Oczywiście zaprosiliśmy artystów z katalogu wytwórni ECM ( Editions of Contemporary Music) z Monachium, w której Maciej nagrywa. Są to muzycy, z którymi współpracujemy, których dobrze znamy. Kluczem była jednak różnorodność.

– Czyli zasada była taka: pokażmy europejskich, bardzo dobrych muzyków, którzy grają różną muzykę. Przybliżmy ich polskiej publiczności?

– M. Także chcieliśmy pokazać jazz z innej strony. Jest postrzegany jako muzyka o mainstreamowym charakterze. A my chcieliśmy pokazać, że ma swoje lokalne brzmienie, rozwija się w różnych kierunkach, przewijają się różne tradycje, inspiracje. Tworzy się zupełnie nowa tożsamość. Wspólnym mianownikiem jest to, że nasi wykonawcy wszyscy są improwizatorami. Każdy z nich otarł się o ten jazz mainstreamowy, co jest normalne, ale też jest to przefiltrowane przez to skąd pochodzą. Każdy kraj – Polska, Niemcy czy Norwegia brzmi inaczej. To będzie też interesujące na tym Festiwalu. Zapowiada się ciekawa przygoda. Pokażemy, czego słucha młoda Europa.

– Czy publiczność zaakceptuje te nowości?

– M. Jak jest coś dobre, to się obroni. Stawiamy na najwyższą sztukę. To nie jest komercja. Podstawą jest art. To ma spowodować, w naszym zamierzeniu, że wielu ludzi z Polski i Europy zacznie przyjeżdżać do Jeleniej Góry na jazzowe weekendy. Już teraz dostaliśmy sygnały, że część ludzi wybiera się specjalnie, by posłuchać koncertów i pochodzić po górach. Mamy nadzieję, że ta formuła wypali.

– Podpisaliście kontrakt na szefowanie Krokus Jazz Festiwalu na wiele lat?

– K. Nie. Założyliśmy, że zobaczymy najpierw, jak to teraz wypali. Ale nie ukrywamy, że myślimy o Krokus Jazz raczej z perspektywą wieloletnią.

– M. Zamierzamy pojawiać się na każdym koncercie, przywitać się z publicznością, powiedzieć kilka słów o muzykach. Chcemy, aby ludzie trochę nas poznali. Publiczność będzie miała do nas dostęp. Proponujemy jej coś innego, ambitną muzykę. Zmiana jest dosyć mocna. Jak nam zaufają, to za rok będą także przychodzić.

– K. Dwudziestolecie Festiwalu jest znakomitą okazję, by zrobić ten kolejny krok. W inną stronę, może trudniejszą. Te czasy pandemiczne, choć ciężkie, ale sprawiły, że trzeba było podjąć nowe rozwiązania. Można publiczność przyzwyczajać do tego, że jest trochę inaczej, innowacyjnie, że pojawiają się nowe propozycje.

– Z. Jelenią Górą jesteście związani rodzinnie, więc znaliście dobrze miejsce, które proponujecie na koncerty?

– K. Pochodzimy z Jeleniej Góry. Tutaj się poznaliśmy w szkole muzycznej. To było ponad 20 lat temu. I tak to sobie trwa. Przyjeżdżaliśmy do Jeleniej Góry okazjonalnie, na święta i uroczystości rodzinne. Pandemia zmieniła to całkowicie. Zaraz pierwszego dnia pandemii wsiadłam w pociąg i wynajęliśmy od znajomych domek w Jagniątkowie. I dopiero teraz odkryliśmy ten region. I wreszcie była realna szansa, by pogadać z Jarosławem Gromadzkim, dyrektorem JCK o naszej wizji festiwalu. W listopadzie ubiegłego roku przygotowaliśmy program i nową koncepcję festiwalu. Udało się nam pozyskać dofinansowanie z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Po raz pierwszy w historii tej imprezy. Także myślę, że nasza idee łączenia koncertów z turystyką, podróżowaniem z naturą, została doceniona.

– M. Przez pierwsze dwa miesiące pobytu w Karkonoszach zrobiliśmy ponad 400 kilometrów w górach. To dla mnie było odkrycie totalne. Bo choć mieszkaliśmy jako dzieci w Jeleniej Górze, to jak to w szkole muzycznej…lekcje, ćwiczenia i nie było na nic innego czasu. Teraz mieliśmy go mnóstwo. Odkryliśmy na przykład Czarny Kocioł Jagniątkowski. Chodziliśmy też na Odrodzenie i do czeskich schronisk. Tak się zauroczyliśmy, że budujemy dom w Jagniątkowie. Chcemy mieć tu miejsce na odpoczynek. Nie jesteśmy jeszcze na tym etapie, by odciąć się od miasta. Wciąż dużo podróżujemy i koncertujemy, ale chcemy powracać w Karkonosze i tu łapać oddech.

– Festiwal Krokus Jazz rozpoczyna się 23 września. Czego życzyć nowej dyrekcji?

– M. Najbardziej zależy nam, by publiczność zaakceptowała nową formułę Festiwalu. Mamy także nadzieję, że w przyszłym roku władze miasta wesprą nas bardziej, niż zwykle i zobaczą, jak to idzie szeroko. Potrzeba nam co najmniej kilkuletniej perspektywy i finansowania. Jestem przekonany, że da się połączyć promocję miasta z dobrą muzyką. Mamy doświadczenie z zagranicy. Są miejscowości, które mają po 25 tys. mieszkańców, a nagle na muzyczny festiwal przyjeżdża 5 do 10 tysięcy ludzi. Nasz wizja jest 5-letnia, żeby naprawdę rozwinąć wydarzenie. Zobaczymy, jakie będą wrażenia po pierwszej edycji. Ważne, by mieć świadomość, że żeby coś zrobić dobrze, nie da się za małe pieniądze .Bez pieniędzy i wsparcia nie da się robić kultury. Tak już jest.

Rozmawiała Alina Gierak

Fot. Zuzanna Gąsiorowska

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.