Panie z Karpacza, które opiekują się wolno żyjącymi kotami, oburzyły zapowiedzi samorządu, że zmniejszona zostanie ilość karmy przekazywana przez gminę na dokarmianie kotów. Burmistrz miasta odpowiada, że i tak Karpacz jest wyjątkowo szczodry pod tym względem, a zmniejszenie ilości karmy dotyczy tylko ciepłych pór roku.

W mieście szykowany jest Program opieki nad bezdomnymi zwierzętami i zapobieganiu bezdomności zwierząt (każda gmina musi przyjąć taki dokument co roku do 31 marca). Do społecznych opiekunek nad wolno żyjącymi kotami dotarły wieści, że ujęto w nim znacząco mniejszą ilość karmy, jaką koty mają być dokarmiane (każda gmina ma obowiązek dokarmiania wolno żyjących kotów). Według nowych zasad w przypadku pań, które zgłosiły się do redakcji, a opiekują się siedmioma dorosłymi kotami, mają to być 3 kg karmy suchej i 6 puszek karmy mokrej na pół roku.

– Czy bogatego Karpacza naprawdę nie stać na zapewnienie właściwej ilości jedzenia wolnożyjącym kotom. Te zwierzęta są przecież bardzo pożyteczne. Plany ograniczenia ilości karmy oznaczają, że na jednego kota będzie raptem łyżeczka suchej karmy dziennie i łyżeczka mokrej co kilka dni. Jak te zwierzęta mają przeżyć, skoro potrzebują znacznie więcej jedzenia. Oczywiście my też dokupujemy jeszcze karmy za swoje pieniądze, ale tak niedużym wsparciu od samorządu nie będzie nas stać  – denerwują się mieszkanki Karpacza. – To nie jest przecież żadna łaska, bo obowiązek dokarmiania kotów nakłada na gminę Ustawa o ochronie zwierząt. Gmina powinna też pomóc zapewnić domki dla takich kotów. Ale tu na żadną pomoc nie mogłyśmy liczyć i same im takie schronienia przygotowałyśmy.    

Burmistrz Karpacza Radosław Jęcek uspokaja, że ograniczenie dotyczy tylko ciepłych miesięcy roku. Ilość karmy przekazywana na zimowe dokarmianie pozostaje bez zmian. Dzieli się przy tym swoimi ocenami.

– Społeczne opiekunki kotów chciałby, żeby miasto prowadziło hodowlę tych zwierząt i zapewniało im śniadania, obiady, kolacje i jeszcze desery, a może również piłowanie pazurków. A nie taki jest cel dokarmiania kotów przez samorządy. To mają być zwierzęta wolno żyjące, de facto dzikie, a więc takie, które same umieją się zatroszczyć o pożywienie, biegać i łapać gryzonie. Zwłaszcza w okresie późnowiosennym, letnim i wczesnojesiennym nie powinny z tym mieć problemu – tłumaczy burmistrz.

Dodaje przy tym, że Karpacz i tak jest wyjątkowo szczodry w tej materii.

– Miasto wydaje na dokarmianie kotów 20 tys. zł rocznie. Porównując, z Podgórzynie środki przeznaczone na ten cel wynoszą 300 zł, a w Szklarskiej Porębie 5 tys. zł. Do tego, żadna inna gmina, o której wiem, nie finansuje dokarmiania kotów w okresie letnim.  Nie można więc nam chyba zarzucić bezduszności.  Dopowiem jeszcze, że całkowita kwota wydawana przez miasto na opiekę nad zwierzętami przekroczyła w 2021 roku 77   tys. zł i są to pieniądze wydane przede wszystkim właśnie na koty, gdzie finansujemy tez sterylizację, kastrację, leczenie, przekazywanie do schronisk – wylicza burmistrz Jęcek.              

3 komentarze

  1. Dzikie koty nie są pożyteczne, zjadają m.in. ptaki, w tym chronione gatunki. Powinny być wykastrowane aby ograniczyć liczbę bezdomnych zwierząt domowych.

  2. Puszek-Okruszek Odpowiedź

    Na zmniejszenie populacji dzikich kotów pieniądze powinny się znależć.
    Bezdomne koty które już są na terenie miasta, nie powinny być glodzone bo jest to zwyczajnie nieludzkie a koty glodne jak ktoś pisze powyżej zjadają czesto ptaki – chronione gatunki i tak też być nie może!
    Chodzi tutaj o kilkanaście dodatkowych puszek karmy i nie mogę pojąć, że takie miasto jak Karpacz robi z tego faktu takie larum.
    Podaje przykład za zakup ….100 puszek x 1,30 =130zl …..slownie sto trzydzieści złotych…..
    Bez komentarza🐵🦍🐕🐈

  3. Mieszkaniec Karpacza Odpowiedź

    We wszystkim trzeba zachować właściwe proporcje. Po pierwsze, prawdziwych dzikich kotów już nie ma. Jest to również, w pewnej mierze, „zasługa” tych, którzy je dokarmiają. Zamiast same zapewniać sobie przetrwanie, jak to jest w naturze, polować na szkodniki i gryzonie, zostały przyzwyczajone, przez pseudomiłośników, do dokarmiania. Dzięki takiemu postępowaniu, dachowce, nie są ani dzikie, ani udomowione i same stają się szkodnikami. Polują na ptaki (najchętniej w okresie lęgowym), robią szkody w ogrodach a co potrafią robić w domach, gdzie mieszkają dokarmiacze i wokół tych posesji, najlepiej wiedzą ich sąsiedzi. Dla chwili satysfakcji i fałszywego poczucia bycia dobroczyńcą, zatruwa się życie innym i wbrew pozorom, robi sìę krzywdę samym kotom. Nie twierdzę oczywiście, że trzeba je tępić. Przeciwnie, trzeba je dokarmiać, bo to ludzie doprowadzili do takiej sytuacji, że nie mogą poradzić sobie same. Jednak główny wysiłek powinien być skierowany na ograniczenie tego zjawiska, poprzez sterylizację, chociażby poprzez właściwe preparaty podawane właśnie w karmie.

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.