Rozmowa z Szymonem Kurowskim, prezesem Germania Mint Sp. z o.o., laureatem nagrody Prezydenta Miasta Jeleniej Góry dla Firmy Roku 2020 za dynamiczny rozwój firmy, światową rozpoznawalność marki wśród kolekcjonerów i promocję miasta

Szymon Kurowski, jeleniogórzanin, prezes Germania Mint Sp. z.o.o. Od dziecka przypatrywał się pracy swojego ojca, który od 1986 roku prowadził w Jeleniej Górze sklep numizmatyczny. Od tego czasu zdołał przekształcić niewielki rodzinny sklep w doskonale prosperujące przedsiębiorstwo, które szybko stało się liderem na światowym rynku kolekcjonerskim. Ojciec dwóch synów. Właściciel klubu pływackiego Just Swim Jelenia Góra.

– Jest pan synem Apolinarego Kurowskiego, który w Jeleniej Górze na placu Ratuszowym, pod arkadami, prowadził znany sklep numizmatyczny. To chyba było naturalne, że zajmie się pan tym samym?

– Właściwie tak. Od dzieciństwa pomagałem Ojcu w prowadzeniu sklepu na placu Ratuszowym. Najpierw okazjonalnie w wakacje, potem regularnie. A od 2005 roku już na cały etat. Zaangażowałem się w prowadzenie sklepu z jednym pracownikiem, a dzisiaj w firmie dobijamy do zatrudniania 200 osób. Sklep dalej funkcjonuje, wchodzi w skład naszej grupy kapitałowej, ale dziś jego charakter jest bardziej sentymentalny.

– Ale panu sklep nie wystarczył i szukał pan możliwości rozwoju. Znalazł je pan naturalnie w branży numizmatycznej…

– Branża numizmatyczno-inwestycyjna. Numizmatyka i metale szlachetne. Te dwie gałęzie przeplatają się ze sobą. Można powiedzieć, że od samego początku szukałem pomysłów, by rozwinąć firmę poza Jelenią Górę. Zaczęło się od handlu przez internet w latach 2005-2007. Na początku ojciec prowadził sklep stacjonarny, ja zajmowałem się sprzedażą wysyłkową. Nasza działalność się rozszerzyła, zyskaliśmy wielu stałych klientów w całej Polsce. W 2008 roku, podczas obchodów 900-lecia Jeleniej Góry wymyśliłem, by zrobić, we współpracy z władzami miasta i Mennicą Polską, „monety okolicznościowe”, a właściwie pamiątkowe żetony, które czasowo pełniły rolę lokalnego środka płatniczego w wybranych punktach na terenie miasta. Były to m.in. sklepy, hotele, restauracje i wiele innych. Trochę połączenie marketingu, gadżetu turystycznego i kolekcjonerstwa.

– To był świetny pomysł. Pamiętam, że każdy chciał mieć taką monetę. Ja chyba też ją zostawiłam sobie na pamiątkę….

– Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Zainteresowanie przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Pomyślałem, dlaczego by nie spróbować w innych miastach? Na początku pojechałem do Karpacza, Szklarskiej Poręby, do Zgorzelca i zrobiliśmy kilka takich emisji monet pamiątkowych w kolejnym roku. W sumie w następnych latach zrealizowaliśmy kilkadziesiąt takich kampanii na terenie całej Polski oraz w Czechach.

– I te pamiątkowe monety okolicznościowe stanowiły początek dynamicznego rozwoju firmy?

– To był też okres, kiedy klient (mieszkaniec, turysta czy kolekcjoner), który brał taką pamiątkę, czasami chciał mieć wersję ekskluzywną, a więc w srebrze czy w ozdobnym opakowaniu. Wpadłem na pomysł, by wyprodukować takie opakowania, korzystając z podwykonawców. To był wtedy tak naprawdę dodatek do tych pamiątkowych „monet”. Nie traktowaliśmy tego jeszcze jako pomysł na firmę produkcyjną. To się zmieniło po 2010 roku, gdy pojechałem na targi w Berlinie.

– Na targi specjalistyczne dla branży numizmatycznej?

– Tak. World Money Fair to są największe na świecie targi numizmatyczne, odbywające się raz w roku w Berlinie. Uczestniczą w nich banki i mennice narodowe, firmy numizmatyczne i dealerzy metali szlachetnych z całego świata. Odwiedza je każdorazowo kilkanaście tysięcy osób, są wśród nich zarówno kolekcjonerzy, jak i inwestorzy. Pojechałem tam pierwszy raz i rozmawiałem z niektórymi mennicami pod kątem kupowania od nich monet do dalszej odsprzedaży w naszym sklepie. W prezencie, na stoisku mennicy, jako gadżet promocyjny związany z Polską, zostawiałem nasze opakowania z zestawem polskich monet obiegowych. Po miesiącu napisała do mnie wiadomość Królewska Mennica Belgii z zapytaniem, czy jesteśmy producentem tych opakowań, bo oni szukają nowego dostawcy. Wyszedłem z założenia, że czemu nie spróbować zacząć z nimi współpracy. Pamiętam, że zapytali nas wtedy o 20-30 tysięcy opakowań, a nasze dotychczasowe największe nakłady, jakie robiliśmy, wynosiły po 500-1000 sztuk.

– To skok ogromy, ale też szansa dla firmy…

– Widząc, że mennica belgijska zainteresowała się produktem, zdecydowałem się na odwiedzenie innych mennic w zasięgu dnia jazdy samochodem od Jeleniej Góry, wynoszącym około 1000 kilometrów. I przez prawie półtora roku zajmowałem się podróżowaniem po europejskich mennicach oraz bankach centralnych, namawiając ich do skorzystania z naszych usług.

– Ale sklep na placu Ratuszowym pozostał?

– Tak, sklep numizmatyczny pozostał; dalej też robiliśmy pamiątkowe „monety” dla miast. Opakowania były po prosu kolejną gałęzią w naszym portfolio. To pierwsze zlecenie opakowań dla Belgii otwierało nam drzwi w kolejnych krajach. Każdy kolejny klient wiedział, że nie jesteśmy znikąd. Jakość naszych produktów powodowała, że zadowoleni klienci rekomendowali nas kolejnym. Przychodziły następne zlecenia, nawet spoza Europy, a my stawaliśmy się firmą produkcyjną. Kupowaliśmy swoje pierwsze maszyny, rezygnowaliśmy stopniowo z podwykonawców.

– To wszystko działo się już w tym dużym budynku przy ulicy Wojska Polskiego 21, gdzie kiedyś w Jeleniej Górze była siedziba Pogotowia Ratunkowego?

– W tym i w innych lokalizacjach przy tej ulicy. Bowiem przy produkcji opakowań największym wyzwaniem było miejsce. Gdy w 2010 roku Wojewoda Dolnośląski ogłosił przetarg na budynek po Pogotowiu Ratunkowym, stanęliśmy do niego i wygraliśmy. Tutaj przenieśliśmy się z biurami i zaczęliśmy wstawiać pierwsze maszyny. Wtedy w firmie było nas około 20 osób. Im więcej zleceń, tym więcej zatrudnionych przybywało. Od samego początku mieliśmy swój dział graficzny i to dawało nam przewagę nad innymi firmami, bo dawaliśmy klientom możliwość nie tylko produkcji, ale także zaprojektowania opakowania. Nie ukrywam, że ten okres był dosyć intensywny.

– Tworzyliście opakowania do monet okolicznościowych i medali, a waszymi klientami są i były głównie mennice?

– Tak, ale pojawiły się także pierwsze przetargi od banków centralnych. Dzisiaj naszymi klientami są między innymi Narodowy Bank Irlandii, Narodowy Bank Luksemburga, banki z Litwy, Łotwy, Estonii. Mennic i banków obsługujemy w tej chwili około 40 na całym świecie, od Nowej Zelandii przez Azję, Afrykę, oczywiście Europę, aż po Amerykę Północną. Staliśmy się liderem, jeśli chodzi o opakowania premium dla branży numizmatyczno-inwestycyjnej. Do naszego portfolio opakowań kartonowych dołożyliśmy także opakowania z plastiku, drewna, plexi czy metalu.

– To taki trochę scenariusz amerykańskiej kariery… Wstrzelił się pan idealnie w niszę rynkową.

– Z biegiem czasu podjęliśmy świadomie decyzję, by nie robić opakowań innych niż do monet, medali czy sztabek. Opakowania te nie tylko chronią szlachetne przedmioty przed zniszczeniem czy upływem czasu, ale także dopełniają historię, którą niosą ze sobą monety. Są z nimi tematycznie związane. I to był strzał w dziesiątkę, ponieważ bardzo dobrze rozumiemy klienta końcowego, kolekcjonera.

– Potem doszło uszlachetnianie monet. Co to takiego?

– W 2012 roku utworzyliśmy spółkę Kurowski Group i w tym czasie do istniejącej oferty dołączyliśmy usługowe uszlachetnianie monet. Zamówiliśmy swoją pierwszą maszynę i zaczęliśmy świadczyć takie usługi dla mennic i firm numizmatycznych, które nie miały u siebie takiej technologii. Początkowo było to tylko malowanie, ale chwilę później doszły różnego rodzaju galwaniczne powłoki, jak złocenie, srebrzenie, palladowanie, platynowanie, rutenowanie czy rodowanie. Potem doszły techniki mieszane, grawerowanie, postarzanie powierzchni. Około roku 2015 utworzyliśmy swoje małe centrum badawczo-rozwojowe, które wciąż poszukuje nowych rozwiązań na tym polu. Duże mennice mają tego typu wydziały uszlachetniania u siebie, ale mniejsze już nie. Nastawiliśmy się na klientów biznesowych, bowiem więcej jesteśmy w stanie zbudować w relacjach z klientami dużymi, gdzie raz rozpoczęta współpraca trwa latami.

– I tak dochodzimy do waszego hitu, czyli monet Germanii

– W 2019, handlując równolegle pod marką Kurowski Metals metalami szlachetnymi, wpadliśmy na pomysł stworzenia medali – monet z Germanią. Pomysł częściowo zaczerpnęliśmy ze znanej monety inwestycyjnej, jaką jest Brytania, czyli monety bitej przez mennicę brytyjską.

– Moneta inwestycyjna, czyli taka, jaką na przykład kupuje babcia dla wnuka, zamiast dać mu do ręki gotówkę?

– Rynek monet składa się z trzech głównych filarów: monet obiegowych, monet kolekcjonerskich i tak zwanych monet bulionowych. Każdy z tych rodzajów jest przeznaczony dla nieco innego odbiorcy. Monetami obiegowymi posługujemy się na co dzień, ich nakłady zazwyczaj są bardzo duże i musi minąć wiele lat, by stały się poszukiwane przez kolekcjonerów. Monety kolekcjonerskie są emitowane z okazji ważnych wydarzeń czy w celu upamiętnienia znanych osób, rocznic itp. Ich wartość znacznie przekracza wartość metalu, z którego jest zrobiona, czyli np. srebra, złota czy platyny. Takie monety mają ograniczony nakład i dzięki temu są często poszukiwane na rynku, mogą osiągać duże wartości. Na rynku mamy jeszcze monety wybijane specjalnie w celach inwestycyjnych i są to monety bulionowe. Ich cena jest najbardziej zależna od kursu kruszcu, z jakiego zostały zrobione. Każdy rodzaj monety ma swoich nabywców.

– A dlaczego Germania?

Stworzyliśmy taki produkt, by odpowiedzieć na potrzeby rynku. Na rynku niemieckim nie było mennicy, która wykonywałaby monety i medale inwestycje nawiązujące do mitów germańskich. Germanie, Słowianie czy Skandynawowie mają bardzo podobną mitologię. Poszliśmy w tym kierunku, tworząc pierwszą monetę. Szybko się okazało, że została rozchwytana na wszystkich kontynentach, wyprzedaliśmy cały zaplanowany nakład. Trochę nas to zaskoczyło, bo nie ukrywam, że spodziewaliśmy się mniejszego zainteresowania. Postanowiliśmy rozwijać ten produkt. Stworzyliśmy tak drugą, trzecią monetę, a potem wiele następnych… Do tego stopnia, że w krótkim czasie staliśmy się mennicą w gronie najbardziej rozpoznawalnych na świecie. I dlatego w czerwcu minionego roku przekształciliśmy markę Kurowski Group w Germania Mint. Było to słusznym krokiem, gdyż od tego czasu zdobyliśmy kilkudziesięciu nowych klientów, już jako mennica.

– Ten projekt był całkowicie autorski. Jak powstają wzory tych monet?

– To wspólna praca wszystkich naszych działów. Pomysły na monety powstają w różnych głowach, ale finalnym projektowaniem zajmuje się dział product developmentu. Po pierwszym szkicu powstaje zazwyczaj projekt 2d, później następuje modelowanie 3d. Tak przygotowane pliki trafiają do działu narzędziowego, gdzie powstają stemple. Kiedy są gotowe, następuje bicie pierwszych wzorów i dopiero po ich zaakceptowaniu przystępujemy do zasadniczej realizacji. Wybite monety trafiają zazwyczaj do działu uszlachetniania i dopiero na końcu są pakowane w opakowania. Do dziś wyprzedajemy całe nakłady monet, które tworzymy.

– Kto je kupuje? Ludzie traktują to jako lokatę kapitału?

Swoją sprzedaż prowadzimy poprzez sieć dystrybutorów na całym świecie. Nie prowadzimy sprzedaży detalicznej Germanii. Ostatecznymi nabywcami są kolekcjonerzy i inwestorzy. Naszym zadaniem jest utrzymać jakość produktów, pięknie je uszlachetnić, opakować. Przyznaję, że Germania otworzyła nam kolejne możliwości.

– Te monety nie są prawnym środkiem płatniczym. Właściwie powinniśmy je nazywać medalami…

– Tak, nie pójdziemy do sklepu i nie kupimy nic za nie. Ale z monetami dla Malty jest już inaczej. Stworzyliśmy w ubiegłym roku swoje pierwsze monety we współpracy z Centralnym Bankiem Malty. Mają nominały 5 i 10 euro. Pod koniec tego roku ukaże się druga moneta z serii „Knights of the Past”, związana z Zakonem Maltańskim. W sposób naturalny skupiliśmy się na tworzeniu autorskich, własnych realizacji. One są naszym priorytetem. W firmie współpracownicy mają realny wpływ na rozwój naszego przedsiębiorstwa, wdrażane technologie czy zmiany w zarządzaniu. Wszyscy mają swój wkład w końcowy produkt. Udało nam zrobić serię produktów, które zdobyły serca kolekcjonerów na całym świecie

– Zatrudnia pan obecnie 200 osób, to już ogromna firma. To są w większości jeleniogórzanie?

– Tak, ale też są tacy, którzy przeprowadzili się do Jeleniej Góry z innych miast. Pandemia trochę nam pomogła, nie tylko pod względem sprzedaży naszych produktów, ale także na chwilę ułatwiła pozyskiwanie nowej kadry. Tylko w bieżącym roku planujemy zatrudnić ok. 50 nowych osób do różnych działów, od administracji aż po produkcję.

– W czasie pandemii ludzie siedzieli w internecie i wyszukiwali, w co by zainwestować?

– Rosnąca inflacja spowodowała, że ludzie szukają, by zainwestować w coś, co przechowa wartość pieniądza na lata. Monety czy sztabki są jednym z rozwiązań.

– Sztabki to nowość w waszej ofercie?

– Zaczęliśmy je produkować w zeszłym roku. Ten nowy wydział naszej produkcji w bardzo krótkim czasie urósł i ciągle go rozwijamy. W tej chwili instalujemy pierwszego robota i pełną automatyzację linii produkcyjnej. To też dla nas interesujące wyzwanie. Odlewamy sztabki srebrne, które ze względu na atrakcyjne wzornictwo i wysoką jakość wykonania szybko stały się przedmiotem poszukiwanym na całym świecie. Obecnie pracujemy nad poszerzeniem oferty o nowe rozmiary oraz także o sztabki złote i kolekcjonerskie.

– Gdy tego słucham, to widzę, że rozwój firmy polegał na wykorzystywaniu szans, które się pojawiały, reagowaniu na oczekiwania rynku i podejmowaniu ryzyka.

– To DNA naszej firmy. My chcemy być tym „króliczkiem”, który ucieka konkurencji, który realnie ma wpływ na tworzenie rynku, w którym funkcjonuje. Sporo inwestujemy w nowe technologie, które mają nas odróżniać. Obecnie stawiamy przy budynku przy Alei Wojska Polskiego 21 centrum badawczo-rozwojowe. Ten rynek jest z każdym rokiem coraz większy.

– Znajduje pan czas na zajęcia poza firmą? Wiem, że ma pan dwóch synów…

– Staram się, jak mogę, mam kilka pasji, jak m.in. sport czy gotowanie. Jestem także współwłaścicielem klubu pływackiego KS Just Swim Jelenia Góra. Dbamy o rozwój młodych jeleniogórzan, ich aktywność fizyczną, ale i bezpieczeństwo nad wodą.

– Synowie potrafią pływać?

– Starszy tak, młodszy wkrótce zacznie swoją przygodę z tym sportem.

– Ale to nie jest tak, że ogląda pan z synami albumy z monetami?

(śmiech) – Tak nie jest. Ale jest szansa, że sukcesja kiedyś nastąpi. Miło mieć taką świadomość.

– Pana i spółkę Germania Mint docenił jeleniogórski samorząd, przyznając nagrodę za 2020 rok i tytuł Firmy Roku.

– Pozytywnie mnie to zaskoczyło. Ale także bardzo ucieszyło, że zostaliśmy docenieni i wyróżnieni. Cieszę się, że przyczyniamy się do tego, by młodzi ludzie widzieli w Jeleniej Górze swoją szansę na rozwój i pozostawali w mieście.

Dziękuję za rozmowę

Alina Gierak

FOT. Klaudia Cieplińska

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.