Rozwichrzone, płowe włosy, błękitne oczy, którymi łagodnie popatrywał na świat i ludzi, otwartość, przyjazne nastawienie do otoczenia – takim Go zobaczyłam przed 25 laty, gdy w początkach uprawiania przewodnickiego fachu zapoznawałam się ze starszymi koleżankami i kolegami, wśród których były postacie już za życia owiane legendą. Zbyszek Górski należał do tego grona.

Urodził się 10 marca 1946 r. w Ostrowie Wlkp. W drugiej połowie lat 60. studiował na Akademii Rolniczej w Poznaniu, którą ukończył w 1970 r., z tytułem magistra inżyniera technologii żywności i żywienia człowieka. Zaraz po studiach zatrudniono Zbyszka w Centralnym Laboratorium Przemysłu Rolnego, gdzie pracował przez dwa lata, by w 1972 r. przenieść się pod Karkonosze, do Jeleniej Góry.

– Zbyszek od młodych lat uwielbiał góry – wspomina wieloletnia partnerka życiowa, matka syna – Dominika Górskiego, Joanna Czajka. – Ja, „zarażona” tą samą pasją przez mego ojca, gdy poznałam Zbyszka, butnie oświadczyłam Mu, że po Tatrach to mogę wędrować nawet po ciemku. Zbyszek na to: „Taak? No to ja ci zrobię egzamin!” I rzeczywiście – z całą powagą przeegzaminował mnie z tatrzańskich szczytów, przełęczy i ścieżek.

W Jeleniej Górze Zbigniew Górski otrzymał posadę nauczyciela w Zespole Szkół Zawodowych nr 2, kształcąc przyszłych fachowców w dziedzinie gastronomii. Jednak w roku 1975 ten miłośnik gór rozpoczął inne zajęcie, na szczycie Śnieżki – w Wysokogórskim Obserwatorium Meteorologicznym prowadził badania w zakresie chemii atmosfery. Pracował tam do 1980 r., kiedy to został zatrudniony w jeleniogórskim Ośrodku Badań i Kontroli Środowiska. Do pracy w obserwatorium na Śnieżce powrócił w r. 1988. Siedem lat później, w sezonie 1995/96, Zbigniew Górski badał środowisko polarne w Polskiej Stacji Polarnej Hornsund na Spitsbergenie, pod egidą Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk (na Spitsbergen powrócił raz jeszcze, w sezonie 2013/14). Od 1998 r. – pracownik Karkonoskiego Parku Narodowego, starszy strażnik Straży KPN. Stamtąd, 1 stycznia 2013 r., Zbyszek odszedł na emeryturę, ale oczywiście nie porzucił swych wieloletnich zamiłowań i pasji.

– Zbyszka poznałem we wczesnych latach 70. – opowiada Marian Sajnog, znany pod Karkonoszami człowiek gór, niegdysiejszy naczelnik Grupy Karkonoskiej GOPR. – Było to w Policealnym Studium Turystycznym, gdzie razem przez jakiś czas pracowaliśmy. Niezwykle sprawny fizycznie, urzeczony Karkonoszami, znakomity narciarz – po prostu idealny kandydat na ratownika górskiego.

Przysięgę ratownika Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Zbigniew Górski złożył w 1973 r. Służył jako ratownik ochotnik, lecz zawsze był do dyspozycji, bez szemrania stawiając się na każdy rozkaz naczelnika Grupy Karkonoskiej GOPR. Joanna Czajka przypomina sobie, że z rozlicznych pasji oraz aktywności jej towarzysz życia na pierwszym miejscu stawiał GOPR i udział w akcjach ratunkowych; o każdej porze, w każdych warunkach: – Nawet gdy nad ranem, szary ze zmęczenia po akcji, rzucał na podłogę ciężki plecak, a w tym momencie dzwonił telefon – znów wzywający w góry, w śnieżycę, w mróz i lód – Zbyszek podnosił ten plecak i szedł…

Jego oddanie służbie podkreślają również koledzy z GOPR-u, Marian Sajnog oraz Andrzej „Junior” Brzeziński: – Zawsze przygotowany, zawsze niezawodny. Człowiek mocny, i to nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Podczas trudnych akcji był gwarantem bezpieczeństwa dla mniej doświadczonych kolegów.

Trudne doświadczenia ratownika GOPR Zbigniew Górski wykorzystywał w jeszcze trudniejszych warunkach – w tzw. ratownictwie kataklizmowym. 7 grudnia 1988 r. doszło w północnej Armenii do straszliwego trzęsienia ziemi. 40-sekundowy wstrząs, o magnitudzie 6,8 stopnia w skali Richtera, oraz kolejny, liczący 5,8 stopnia, obróciły w perzynę miasta i wsie na Małym Kaukazie, zabijając 25 tys. osób, raniąc 15 tys., a 517 tys. – pozbawiając dachu nad głową; działo się to przy -15 st. Celsjusza, intensywnych opadach śniegu oraz zawiejach i zamieciach śnieżnych.

Z całego świata ruszyły ekipy ratownicze. W składzie polskiego zespołu był Zbigniew Górski. Tragedię sprzed prawie 34 lat wspomina Jerzy Siodłak, wówczas ratownik Grupy Beskidzkiej GOPR: – W Wigilię Bożego Narodzenia, wraz z kolegą z Karkonoskiej Grupy GOPR, Zbyszkiem Górskim, brnęliśmy przez góry do zasypanej śniegiem, zapomnianej przez wszystkich wioski. Na ruinach domów – tylko kury, które ocalały, chodziły szukając schronienia przed porywistym wiatrem. W chaotycznym stosie powykręcanych kamieni i desek zauważyliśmy człowieka. Siedział, ślepo wpatrzony w białe szczyty Małego Kaukazu. Nie reagował na nasze wołanie, a potem, nagle… zniknął! Gdy doszliśmy do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą siedział, nie było już po nim śladu. Po prostu przepadł. Pozostał tylko strzęp okrycia, krzyk świszczącego wiatru i szczyty gór, jakby znieruchomiałe pod wrażeniem tego, co widziały.

Piekło po trzęsieniu ziemi widzieli też ratownicy, a wśród nich Zbyszek Górski: płaczące, głodne dzieci, które przychodziły do obozu ratowników w Spitaku prosić o jedzenie, bo rodzice zginęli pod gruzami; kobieta codziennie przeszukująca ruiny sali gimnastycznej miejscowej szkoły, gdyż jej córeczka w chwili wstrząsu miała tam lekcję wu-efu; penetrowane w poszukiwaniu ofiar mieszkania, gdzie na stołach leżał jeszcze chleb i masło. Ich lokatorzy wyszli po śniadaniu do pracy albo do szkoły, by nigdy już nie powrócić…

Te doświadczenia nie pozbawiły Zbyszka radości życia. Wręcz przeciwnie – jako przewodnik sudecki, a został nim w 1989 r., z uśmiechem na twarzy, żartując i dowcipkując, pokazywał turystom uroki i cuda górskich krajobrazów oraz przyrody. Ze szczególną uwagą podchodził do grup dzieci i młodzieży. – Często przyjeżdżam w Karkonosze z II lub III-klasistami – opowiada Marta Łukasińska z Wrocławia, nauczycielka nauczania początkowego. – Zazwyczaj przychodzili do moich maluszków młodzi, dwudziestoparoletni przewodnicy. Jakoś tak kilka lat przed pandemią, w 2015 lub 16 r., pojawił się starszy pan. Widać było po nim znakomitą kondycję, lecz zastanawiałam się, czy zdoła nawiązać kontakt z moimi podopiecznymi. W końcu – różnica pokoleń znaczna. Tymczasem pan Zbigniew poradził sobie znakomicie! Nie tylko zainteresował dzieci roślinami, skałami i krajobrazami. Kiedy wyszło na jaw, że bywał na Spitsbergenie i widywał niedźwiedzie polarne, to maluszki chodziły za nim krok w krok i płakały, gdy trzeba było pożegnać się z takim panem przewodnikiem. Nie znam człowieka, który roztaczałby wokół siebie większy czar. Szkoda niepowetowana, że już Go nie ma wśród nas – ubolewa pani Marta.

– Tajemnica czaru Zbyszka? – zastanawia się Joanna Czajka. – On był po prostu niezwykle wymagający w stosunku do siebie samego i uważał, że nie ma prawa marnować żadnej chwili z otrzymanego życia. Otwarty na świat i ludzi, bystry obserwator, bardzo pracowity, szanował różnorodność. Z wielką serdecznością podchodził do wszystkich wokół, a szczególnie – do dzieci.

Pracowitość i otwartość na nowe doświadczenia zaowocowała w życiu Zbyszka Górskiego imponującą liczbą osiągnięć. Był instruktorem ratownictwa GOPR, instruktorem narciarstwa Polskiego Związku Narciarskiego, a także instruktorem ski-touringu, który opanował tak doskonale, że klienci wynajmowali Go na skiturowe wędrówki po Alpach. Uzyskał też uprawnienia ratownika medycznego, a latem 2020 r. – patent żeglarza jachtowego. Z upodobaniem wspinał się w górach typu alpejskiego, zdobywając Mont Blanc i Matterhorn w Alpach, a także Kazbek i Elbrus na Kaukazie. W 2016 r. odznaczono Zbyszka Srebrnym Krzyżem Zasługi – za działalność w Górskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym.

– Poznałam Zbyszka w 2006 r., a w lutym 2021 r. obchodziliśmy okrągłą, 10. rocznicę ślubu – wspomina Anna Kalisz-Górska. – Może się wydawać, że krótko byliśmy ze sobą, lecz mój mąż był tak barwną postacią, iż czas spędzony z Nim stanowił fascynujący okres – ze Zbyszkiem nigdy się nie nudziłam. Kochał wolność, ruch, aktywność. Inspirował i zarażał energią życiową. Ciekawiło Go mnóstwo zagadnień. Bardzo wiele czytał, z zajęciem oglądał niedostępne za Jego młodości filmy dokumentalne, zwłaszcza o tematyce historycznej. Chętnie dzielił się zdobytą wiedzą, a wartości, którymi się kierował, przekazał naszej córeczce Juliannie. Ona i dziś jest dumna, że Tato był ratownikiem, przewodnikiem, polarnikiem…

Zbigniew Górski odszedł na wieczną wędrówkę 30 lipca 2021 r. Rodzina, znajomi i przyjaciele pożegnali tego Człowieka Gór 9 sierpnia, na cmentarzu komunalnym w Karpaczu. Z dalekiej Szwecji Jego córka Marta przesłała takie oto słowa: „Tato, Twoja pasja do gór, przyrody zawsze była ogromna. I dziękujemy, że się z nami tym podzieliłeś. Przyszedł czas na Twój spokojny odpoczynek, którego burze śnieżne i huragany już nie zakłócą. A my zawsze będziemy wspominać i podziwiać Twą siłę, wiedzę i mądrość. Odpoczywaj w ciszy.”

Ewa Kiraga-Wójcik

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Redaktor

887732136

Zgłoś za pomocą formularza.