W sielskim, rozciągniętym pośród pól Radziechowie koło Złotoryi uwiła sobie gniazdo Skrzydlata Ferajna: dwoje ludzi z pasją i gromadą ptaków. Oblatują razem przedszkola, szkoły, sierocińce czy domy starców, sprawiając radość dzieciom i dorosłym. Dostarczają skrzydlatych modeli na sesje fotograficzne. Przede wszystkim jednak pomagają przy terapii dzieci ze spektrum autyzmu.

Nie byłoby Skrzydlatej Ferajny, gdyby nie miłość Dominiki i Jakuba Bokiszów. Miłość do siebie nawzajem i wspólna miłość do ptaków. On pamięta, że zawsze fascynowały go zwierzęta inne niż psy czy koty z domów rówieśników. Kilka lat temu zachwycił się drapieżnym sokołem swojej znajomej, tak innym od papużek, które hodował. Krótko potem zobaczył sowę.

– Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Sokół był fajny, ale sowa miała jeszcze to coś. Jakiś nieuchwytny majestat…

Gdy okazało się, że sowa jest do kupienia, Jakub nie zastanawiał się długo. Tak to się zaczęło. Dziś w wolierach, którymi obrósł dom w Radziechowie, trzymają z Dominiką osiemnaście sów. Prócz tego mają też inne ptaki drapieżne, takie jak np. Hera – jastrząb Harrisa, ale też stado kanarków i zeberek, papugi, bażanty, pawie…

Od jajka

– Wiele z naszych sów jest wychowanych przez nas od jajka. Pracujemy razem z dziećmi ze spektrum autyzmu, więc ptaki muszą być układane pod tym kątem od pierwszych dni życia – opowiada Jakub Bokisz.

To znamienne, że zanim Jakubowi i Dominice urodziła się córka, doczekali się pierwszego udanego lęgu u sów śnieżnych. W sierpniu 2018 roku Taja przebiła skorupkę jajka i wyszła na świat. Miała tydzień, gdy została wyjęta z gniazda i przeniesiona do domu. To konieczne, by dziki ptak „wdrukował się na człowieka” – zaczął traktować ludzi bardzo łagodnie, jakby byli jego stadem, rodziną. Taja pokochała telewizję. Zasypiała na kanapie. Rankiem na blacie kuchni oczekiwała na śniadanie. Dzień po dniu gospodarze obserwowali, jak z pokrytego skołtunionym burym puchem, niezdarnego pisklaka o ogromnych oczach rośnie prawdziwa piękność. Jej spojrzenie rozpuszcza serca jak wosk. Czteroletnia dziś Taja rozkochuje w sobie dzieci i dorosłych.

Cały czas

– Jak się wychowuje takie pisklę? Nie będę daleki od prawdy, kiedy powiem, że trzeba mu poświęcić tyle samo czasu, co małemu dziecku – opowiada Jakub Bokisz. – Zasadnicze znaczenie ma właśnie czas. Taka sowa musi stale przebywać w towarzystwie człowieka, przynajmniej przez pierwsze miesiące życia. Także potem nie można tej relacji zaniedbać. Nie zdarza się nam więc coś takiego jak urlop, bo odstawienie sowy na tydzień do woliery sprawia, że ptak zaczyna dziczeć. Poświęcenie i zaufanie muszą być stuprocentowe. Tu nie ma miejsca na markowanie czegokolwiek, oszukiwanie, pracę na pół gwizdka. Trzeba pamiętać, że jest to ptak drapieżny. Mamy w naszej ferajnie sowę, która w naturze potrafiłaby bez problemu zapolować na sarnę – i ona również pracuje z dziećmi.

Od edukacji do awiterapii

Aby utrzymać ptasią czeredę, Dominika i Jakub weszli w kontakt z fotografami. Złotooka sowa Taja, płomykówka Elif o sercowatej szlarze wokół oczu i dzioba czy dostojna jastrzębica Hera chętnie uczestniczą w profesjonalnych sesjach zdjęciowych z dorosłymi i dziećmi. Spotkań z dziećmi – edukacyjnych pokazów dla szkół i przedszkoli, zajęć w placówkach zajmujących się terapią spektrum autyzmu – nie planowali. Wszystko wyszło spontanicznie. Ktoś ze znajomych zaprosił ich z Tają do przedszkola w Złotoryi, potem przyszło drugie zaproszenie, trzecie… Rozniosło się po okolicy, że w Radziechowie mieszkają fantastyczni ludzie oraz piękne sowy, które dają się brać na ręce, głaskać. Jakub i Dominika czują potrzebę, by dzielić się z innymi swą pasją i wiedzą o przyrodzie. Mają spotkania nie tylko na Dolnym Śląsku, ale też np. w Koszalinie czy Szczecinie. Z czasem misją Skrzydlatej Ferajny stało się nie tylko popularyzowanie wiedzy o ptakach, ale też awiterapia – czyli terapia z wykorzystaniem ptaków. Jest zalecana osobom ze spektrum autyzmu, u których nawet delikatne bodźce dotykowe powodują nadmierną reakcję emocjonalną, rozproszenie uwagi lub inne problemy behawioralne.

Sam puch

– Dzieci ze spektrum autyzmu na wszystko reagują intensywniej. Kontakt ze zwierzętami rozładowuje to napięcie – wyjaśnia Jakub Bokisz. – W terapii autyzmu powszechnie wykorzystuje się psy, koty, konie czy alpaki. My przyjeżdżamy z czymś niespotykanym: ptakiem drapieżnym. Na przykład z sową płomykówką, która dzięki swemu wyjątkowemu upierzeniu potrafi latać bezszelestnie. W dotyku jest taka, że sierść alpaki, szynszyla albo aksamit nawet w połowie nie oddają jej delikatności. Do pracy z dziećmi ze spektrum autyzmu nie używamy żadnych rękawic ani innych zabezpieczeń. One na gołą rękę mogą wziąć sobie ptaka, dotknąć go, pogłaskać.

Trudno oddać słowami emocje, jakie towarzyszą takim spotkaniom. To zawsze duże przeżycie, także dla Jakuba Bokisza. Pod ich wpływem radziechowanin ukończył kursy i szkolenia, umożliwiające pracę z dziećmi ze spektrum autyzmu. W Polsce stał się pionierem awiterapii.

Przygoda w „Mam talent”

Kilka tygodni temu Skrzydlata Ferajna dała się głaskać celebrytom w popularnym show TVN-u „Mam talent”.

– Uważam, że żadnego talentu nie mam, a i sowy nie są małpkami w cyrku – opowiada o tej przygodzie Jakub Bokisz. – Dzwoniono do mnie z telewizji dwukrotnie i dwukrotnie odmawiałem. Potem był trzeci telefon, od pani kierownik produkcji. „Panie Jakubie, to będzie reklama dla pana”. Tak mnie podeszła, że się zgodziłem.

Jakub Bokisz i jego znajomy Dawid Waluś stawili się przed kamerami TVN z kilkunastotygodniowym pisklęciem puchacza europejskiego i puchaczykiem żółtobrzuchym Majlo. Jury było zachwycone. Na wspomnienie o pracy z dziećmi autystycznymi zaszkliły się oczy Agnieszce Chylińskiej, która sama ma córkę z tą chorobą. Całe jury zagłosowało za przejściem Skrzydlatej Ferajny do półfinału. Jakub Bokisz uznał jednak, że wśród uczestników programu są osoby z prawdziwymi talentami i byłoby nie fair zabrać którejś z nich miejsce.

– Potraktowałem to jako przygodę – komentuje. A po występie w „Mam talent” faktycznie – telefony rozdzwoniły się.

Więcej ptaków

Skrzydlata Ferajna regularnie angażuje się w działalność charytatywną. Co roku na mikołajki organizuje tego typu akcję.

– Ludzie wskazywali domy dziecka czy inne placówki, do których jechaliśmy z prezentami – mówi Jakub Bokisz – W tym roku pomyśleliśmy, że pora na coś innego – wspólnie z naszymi przyjaciółmi zrobimy coś dla zwierzaków. Zostało wybrane Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Legnicy. Z naszych prywatnych pieniędzy zakupiliśmy na ten cel różne przysmaki i gadżety. Zgłaszają się też do nas zaprzyjaźnione firmy i deklarują, że dorzucą coś od siebie. To jest piękne.

Plany? – Ja się śmieję, że dopiero zaczynam się rozkręcać – mówi Jakub Bokisz. – W zeszłym roku podjąłem ryzyko i rzuciłem pracę. 19 lat pracowałem w kuchni, przez ostatnie 9 jako szef kuchni w dużych, hotelowych restauracjach. W ubiegłym roku podjąłem decyzję, że rzucam wszystko na rzecz ptaków. Było ich coraz więcej, wymagały coraz więcej czasu i nie dało się już pogodzić tego z inną pracą. Plany są dalekie. Ptaki są zamówione na 2-3 lata do przodu od różnych hodowców, z różnych stron Europy.

Piotr Kanikowski

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.