„Istnieją ludzie, których życie jest darem
ofiarowanym nie im samym, lecz nam”
(Albert Schweitzer)
Wyróżniały Go uczynność i pogoda ducha. Na kolegę Kazimierza zawsze można było liczyć. Młodszym sędziom służył pomocą i dobrą radą. W bogatej i ciekawej karierze rozstrzygał w 1250 meczach. Swój ostatni mecz przegrał z ciężką chorobą – mówi referent ewidencji i obserwacji Wydziału Sędziowskiego OZPN Jelenia Góra Józef Jabłoński i przypomina najważniejsze fakty z ponad 40 – letniego sportowego życiorysu arbitra, rodowitego jeleniogórzanina.
Kazimierz Bałbatun sędzią piłki nożnej został w 1973 roku. Trzy lata później prowadził ligowe spotkania w A klasie, od 1980 roku w klasie okręgowej. Jako asystent pomagał kolegom w meczach szczebla centralnego. Czynne prowadzenie zawodów zakończył w 2003 roku. Oprócz biegania po boisku z gwizdkiem i chorągiewką pracował w organizacji sędziowskiej. Był referentem obsady sędziów delegatury Jelenia Góra, od 2000 roku członkiem Wydziału Dyscypliny OZPN. Te funkcję sprawował do czasu, gdy stan zdrowia Mu na to pozwalał.
![](https://nj24.pl/wp-content/uploads/2022/03/K.Balbatun-abc.jpg)
Sumienna działalność Kazimierza została zauważona i doceniona. W 1993 roku otrzymał złotą odznakę OZPN Jelenia Góra, rok później brązową odznakę honorową PZPN. Miał tytuły sędziego zasłużonego i honorowego – wylicza Józef Jabłoński.
Kazimierz Bałbatun nazywany przez wszystkich zdrobniale Kaziu był pierwszą osobą, od której uczyłem się fachu sędziego piłki nożnej, prawdziwym mentorem – przyznaje Rafał Bancewicz. – Nie było dla Niego sytuacji i konfliktów boiskowych nie do rozwiązania. W pierwszym meczu w A klasie w Sadach Dolnych byłem tak zestresowany, że nie pamiętałem swojego nazwiska. Nie zapisałem żadnej z żółtych kartek pokazanych ukaranym piłkarzom. Kaziu, który był wtedy sędzią liniowym po zakończeniu spotkania wyciągnął notes i powiedział: – pisz do protokołu. W tamtych czasach sędziowie liniowi nie mieli obowiązku notować czegokolwiek. Kaziu notował, podpowiadał, pomagał. Zawsze był oparciem i pewnym punktem sędziowskiej trójki i podstawowym asystentem przy awansach do klasy okręgowej i czwartej ligi. Znał wszystkich obserwatorów meczów na Dolnym Śląsku i nie tylko tutaj jego wsparcie było nieocenione. Zawsze o każdej porze dnia i nocy można było do Niego zadzwonić i zapytać o zawiłości regulaminów i przepisów piłki nożnej. Pracując społecznie w Wydziale Dyscypliny OZPN pomógł wielu kolegom. Ocalił ich od różnych kar. Ale jak już ktoś naprawdę „nabałaganił”, to litości nie było. Wszyscy z OZPN-u Jelenia Góra liczyli się z Jego zdaniem. Podczas niezapomnianych podróży na mecze Kaziu opowiadał o przygodach z czasów, gdy ze starszymi kolegami jeździł na ligowe boje w II i III lidze (obecnie I i II liga). Były też spotkania prywatne, wielokrotnie oglądane mecze reprezentacji Polski i europejskich pucharów, zebrania sędziów i związkowe wybory.
Zapamiętam Kazia jako dobrego, uczynnego i przychylnego wszystkim kolegę, który do każdego meczu podchodził z rozwagą i starał się poprowadzić go jak najlepiej – mówi obserwator sędziów w okręgówce Czesław Karchuć. W końcu lat 70-tych Kaziu był asystentem Michała Antoniszyna z Lwówka Śl. w meczach II ligi. Społecznie sędziował sporo meczów szkolnych i zakładowych. Jako doświadczony i z rutyną arbitr po jednym sezonie był głównym w trzeciej lidze i obserwatorem w klasie okręgowej. Miał duży wkład w rozwój jeleniogórskiej organizacji sędziowskiej. Pracując w Wydziale Dyscypliny dokładnie analizował sprawozdanie meczowe. Na podstawie tych analiz Erwin Koronowski sporządzał plan szkolenia sędziów, aby wyeliminować główne błędy boiskowych rozjemców.
Na posiedzeniach Wydziału Dyscypliny Kaziu walczył o młodych arbitrów, bronił ich – potwierdza Piotr Tośko. – Powtarzał, aby młodych stażem i jeszcze „zielonych” sędziów nie karać za pomyłki i błędy, nie zniechęcać. Nasza znajomość trwała sześć lat. Kaziu jako spokojny, zrównoważony człowiek, nie wadził nikomu. Kiedy w 1997 roku Jeleniogórski Klub Sportowo – Rehabilitacyjny „Start – Simet” rozpoczął działalność, a przewodnią sekcją została siatkówka na siedząco, Kaziu zapalił się do sędziowania naszych meczów. Żeby poznać specyfikę gry i arbitrów jeździł z nami na zawody krajowe. Prowadził wszystkie nasze mecze w Jeleniej Górze, potyczki mistrzowskie i w Pucharze Polski. Pomagał w organizacji siatkarskich turniejów.
Kazia po raz pierwszy spotkałem dawno, w 1986 roku, gdy jako zawodnicy Stowarzyszenia „Start” jechaliśmy na zawody do zaprzyjaźnionego klubu miemieckiego w Cottbus – wspomina prezes JKS-R „Start” w Jeleniej Górze, Wiktor Żuryński. – Ku zaskoczeniu wszystkich wygrałem trójbój lekkoatletyczny (pchnięcie kulą, rzuty granatem i oszczepem). Kaziu był bardzo dumny ze mnie, razem z nim i z drużyną świętowaliśmy sukces wieczorem. Kaziu był wspaniałym gadułą. Zabawiał nas ciekawymi opowieściami i dowcipami, za co zwłaszcza uwielbiały Go kobiety. W Cottbus zaprzyjaźniliśmy się na dobre. Dość często spotykaliśmy się na zawodach piłkarskich lub Stowarzyszenia Sportowego Niepełnosprawnych „Start”, gdzie był wolontariuszem. Gdy po rozwiązaniu Stowarzyszenia postanowiłem założyć klub sportowy osób niepełnosprawnych i Kazia zaprosiłem do współpracy, chętnie uczestniczył w tym projekcie. Kaziu miał niepełnosprawną córkę, od urodzenia na wózku. W domu przy ulicy G. Bacewicz i w regionie jeleniogórskim spędzał z nią wszystkie wolne dni, wakacje, ferie i święta. Ja, człowiek niepełnosprawny i On, ojciec niepełnosprawnego dziecka mieliśmy wspólne zdanie, co do codziennego życia takich osób. Kiedy Kaziu poważnie zachorował (miał bajpasy, kłopoty z sercem i krążeniem), i nie mógł już sędziować, wiele razy dopytywał się o nasze zawody i wyniki. Odwiedzałem Go często. Nasze ostatnie spotkanie domowe miało miejsce w grudniu 2015 roku. Kiedy Lucyna Kornobys poprosiła mnie o sędziowanie zawodów w piłce siatkowej na siedząco w Światowym Dniu Inwalidów, udałem się do Kazia po gwizdek, gdyż mój gdzieś się zapodział. Oddał mi go chętnie. Gwizdek pozostał mi na pamiątkę wspaniałych wspomnień i wspólnych chwil z Kaziem.
Moja znajomość z Kaziem datuje się od kursu dla kandydatów na sędziów piłki nożnej zorganizowanego dla piętnastu chętnych w świetlicy zakładu poligraficznego w Jeleniej Górze – wspomina Andrzej Szczełkun. – Kaziu miał wybitny dar i talent do sędziowania. Jako pierwszy z naszej grupy z Rysiem Wasylukiem jeździł na mecze II ligi jako jego asystent. W sędziowskiej hierarchii Kaziu bardzo szybko awansował, co miało też związek z dobrą polityką kadrową w OZPN-ie. Na ligowe konfrontacje drużyn z III czy IV ligi dwaj doświadczeni sędziowie brali młodego adepta, prostowali jego błędy i pomyłki tak, że nawet kibice ich nie zauważali. Kaziu w Ludwikowicach Kłodzkich koło Nowej Rudy miał niepełnosprawną ruchowo córkę. Aby mógł ją często odwiedzać, gdy byłem szefem jeleniogórskich sędziów, tak dobieraliśmy obsadę meczów, żeby Kaziu był jednym z asystentów i mógł spotkać się z dzieckiem. Gdyby nie wykryta wcześnie, w wieku powyżej 30 lat choroba serca, Kaziu byłby zapewne sędzią w I lidze i w ekstraklasie. O Jego śmierci i pogrzebie na starym cmentarzu komunalnym w Jeleniej Górze zawiadomiła mnie partnerka życiowa. Gdy w ostatnich latach Kaziu już niedomagał, ciepliczanka z Osiedla XX-lecia troskliwie opiekowała się naszym przyjacielem. Robiła zakupy, pranie, sprzątała mieszkanie, kupowała lekarstwa. Tej pani należą się wielkie podziękowania. Bez Kazia piłkarska rodzina będzie uboższa.
Henryk Stobiecki