Choć do największych manifestacji październikowych na Dolnym Śląsku doszło we Wrocławiu i w Legnicy, to nie oznacza, iż w innych miastach było spokojnie. Fala większych i mniejszych protestów oraz incydentów przewinęła się przez cały region.
Październik 1956 roku na Dolnym Śląsku zapisał się jako okres niezwykle burzliwy w dziejach powojennej Polski. Jego kulminacja przypadła na okres obrad VIII Plenum Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (19-21 X 1956 roku). Podczas jego trwania doszło do wyboru nowego pierwszego sekretarza, którym został Władysław Gomułka. O planach tych dyskutowano już o wiele wcześniej, a w ostatniej chwili zgodę na ten, nie ma co ukrywać, sensacyjny manewr personalny, wyraziła także Moskwa. Delegacja radziecka z Nikitą Chruszczowem przybyła do Warszawy 19 października i po wielu godzinach trudnych rozmów doszło do porozumienia. Gomułka stał się dla Polaków symbolem nadchodzących zmian. A niczego wówczas tak nie pragnął naród, jak właśnie zmiany.
Wszystko to, co działo się na szczytach władzy, budziło wśród szarych ludzi ogromne emocje. Atmosfera na ulicach była coraz bardziej napięta. Ludzie otwarcie dyskutowali o polityce, komunistach i potrzebie reform. Dochodziło także do coraz częstszego okazywania swojej niechęci do panującego w kraju ustroju, Związku Radzieckiego oraz stacjonujących w Polsce wojsk radzieckich.
Październikowa gorączka
Na Dolnym Śląsku także było niespokojnie. Do tutejszych działaczy partyjnych co rusz dochodziły głosy o kolejnych przypadkach eskalacji nastrojów społecznych, określanych wówczas jako chuligańskie wybryki.. Lokalni członkowie partii nie mogli za wiele z tym zrobić. Na jaw wyszła słabość PZPR-owskich struktur, gdzie na poziomie powiatów brakowało ludzi, mogących podjąć dyskusję na temat problemów trapiących kraj. Potrzebowano kompanów do rozmowy, a to co miano, jak ulał pasowało do określenia „mierni, ale wierni”, ślepo wypełniający dyspozycje z centrali i nie potrafiący podjąć żadnej samodzielnej decyzji. Na obradach Komitetu Wojewódzkiego informowano o pilnej konieczności oddelegowania do poszczególnych powiatów mocnych towarzyszy. Inni działacze apelowali z kolei o twardą postawę i skończenie z klubem dyskusyjnym w partii.
Kiedy Partia walczyła ze swoją zewnętrzną słabością, atmosfera w regionie oceniana była już jako podbramkowa. Sytuacja stała już tak napięta, iż Komendant Wojewódzki MO zarządził, aby w całym województwie odbyły się odprawy na odcinku stanu bezpieczeństwa. Odpowiedzialność za ich poprawne przeprowadzenie spadła na komendantów powiatowych (ewentualnie miejskich). W Jeleniej Górze, odpowiedzialny za jej przeprowadzenie Komendant Miejski, ustalił termin obrad na 31 X 1956 r. We Lwówku Śląskim zaplanowano je na 20 X 1956 r., a w Bolesławcu i w Lubaniu był to 22 X 1956 r. Z kolei w Zgorzelcu wybrano 29 X 1956 r. Trudno uznać takie posunięcie za słuszne, zwłaszcza w kontekście ogromnej dynamiki ówczesnych wydarzeń. Reagować trzeba było już w tym momencie – nie było czasu na kolejne narady.
Bitwy na ulicach
Do najbardziej okazałych zajść doszło w stolicy województwa – we Wrocławiu. Ich kulminacja miała miejsce 22 października, kiedy przed budynkiem tamtejszej politechniki został zorganizowany kilkunastotysięczny wiec młodzieży akademickiej, po zakończeniu którego większość jego uczestników ruszyła pochodem na miasto. W czasie jego dalszego trwania doszło do zrywania flag i symboli radzieckich w mieście (np. portrety), odnotowano też starcia z oddziałami MO. Ucierpiał m. in. budynek Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Kolejnego dnia, kilkusetosobowa grupa mieszkańców Wrocławia udała się pod gmach więzienia i prokuratury, gdzie domagano się uwolnienia więźniów politycznych. Nie było to jedyne takie wystąpienia – w mieście regularnie dochodziło do pomniejszych incydentów. Gorąco było także w Legnicy, gdzie na co dzień stacjonował kilkudziesięciotysięczny garnizon radziecki. W ciągu dwóch dni (23-24 października) przez ulicę miasta przewinęło się kilka tysięcy osób – doszło do ataku na siedzibę Urzędu Bezpieczeństwa, dotkliwie pobito głowę miasta oraz doszło do próby zniszczenia słynnego pomnika przyjaźni polsko-radzieckiej. W obu przypadkach nie obyło się bez pałowania ludzi na ulicach. Połączone siły milicji i UB (wspierane niekiedy przez wojsko polskie) brutalnie rozprawiły się z manifestantami.
Incydent za incydentem
W rejonie Jeleniej Góry nie doszło do tak znamiennych wydarzeń, jednak cały czas odnotowywano pomniejsze incydenty. Ludzie, wyrażali swoją dezaprobatę wobec tego, co się dzieje w kraju na różne sposoby. Atakowano to, co najbardziej kłuło w oczy. A nic tak nie drażniło człowieka, jak spoglądający na niego uśmiechnięty Józef Stalin czy Bolesław Bierut, których portrety wisiały w każdym zakładzie, urzędzie i instytucji.
24 października w jednym z bolesławieckich tartaków jeden z pracowników zdjął i rzucił o ziemię portrety Bolesława Bieruta i marszałka Konstantego Rokossowskiego. Z kolei w 29 października w Hucie Szkła „Łużyce” w Pieńsku (powiat zgorzelecki) nieznani sprawy zerwali radzieckie gwiazdy oraz dekoracje symbolizujące przyjaźń z ZSRR. Podobnie było na początku listopada w Mysłakowicach, gdzie zniszczono gwiazdę ozdabiającą siedzibę tamtejszej Gromadzkiej Rady Narodowej (GRN). Natomiast w powiecie lubańskim niszczono portretów Józefa Stalina – dochodziło to tego również w szkołach. Do ciekawej sytuacji doszło w Bolesławcu, gdzie przy kiosku obok dworca PKP (…) znaleziono trzy portrety: B. Bieruta, Rokossowskiego i Stalina. Umieszczone były [na nich] napisy. Na Stalina: „Stalin męczy duszę ludu pracującego. Kat i zbrodniarz”. Na Bieruta: „Zdrajca narodu polskiego i lokaj Stalina”. Na Rokkosowskiego: „Krwiopijca narodu polskiego, młodszy diabeł Stalina”. Inaczej postąpiono z kolei w Zgorzelcu, gdzie w jednym z zakładów portrety Bieruta i Rokossowskiego zdjęto i przekazano do sekretarza zakładowej komórki partyjnej z komentarzem, że za dużo już się nawisiały.
Zakładowy Hyde Park
Platformą do wymiany poglądów, dyskusji, a niekiedy do wykrzyczenia swojego niezadowolenia były tzw. masówki, czyli zebrania pracownicze. W każdym zakładzie zwoływano je regularnie. Padały coraz śmielsze pytania. O to, kto stoi za śmiercią Bieruta, czemu w sklepach nie ma mięsa, a równocześnie polskie władze zapewniają wojskom radzieckim jego stałe dostawy. Domagano się nawet prawdy o Katyniu.
Emocje nie opadają
Cały czas kolportowano ulotki o treści antyrządowej i antyradzieckiej. Druki rozdawano przechodniom, przyklejano do słupów informacyjnych, na niekiedy wręcz rozrzucano po ulicach. 28 października odnotowano, iż ulotki antyradzieckie rozdawano w pociągu relacji Kraków-Jelenia Góra. Jak czytamy w jednym z ubeckich dokumentów, w czasie jazdy pociągu ulotki miał rozdawać osobnik w młodym wieku. Poglądy wśród ludzi coraz bardziej się radykalizowały, na co wskazuje przypadek z 31 października, kiedy na witrynie jednego ze sklepów w Lwówku Śląskim odkryto ulotkę nawołującą do zbrojnego powstania przeciwko ZSRR jak uczynili to Węgrzy.
Odnotowywano też do gesty solidaryzowania się z narodem węgierskim. Tego samego dnia miał miejsce inny incydent w jednym z jeleniogórskich kin: dnia 28.X.56 r., o godz. 21:39 w Jeleniej Górze na budynku kina „Lot” został naklejony afisz o treści: „Robotnicy na znak solidarności z robotnikami z Budapesztu wszyscy porzucamy dziś pracę. 30.X.56 r. dniem strajku. Dalej dodawano: podpisał „Komitet Robotniczy”. Afisz pisany był ręcznie czarnym i czerwonym atramentem. Na wielu zakładach pracy zostały umieszczone wrogie napisy. Nie wszyscy jednak uważali takie i podobne akcje za słuszne. Jak wskazuje inny dokument, o incydencie w kinie „Lot” poinformowali odpowiednie służby dwaj mieszkańcy Jeleniej Góry – gdy tylko ujrzeli plakat, natychmiast go zerwali i przekazali w ręce organów bezpieczeństwa. Kolejny taki afisz zauważono w Krzaczynie (powiat jeleniogórski), gdzie został wywieszony na jednym ze słupów. Jego treść odnosiła się do sytuacji na Węgrzech oraz żądania wycofania wojsk radzieckich z terenu państwa polskiego. Natomiast w Gryfowie Śląskim pojawiły się ulotki wzywające do powstania przeciwko władzom Polski Ludowej. Podobnych historii było jeszcze bez liku.
To nie jest kraj dla komunistów
Służba Bezpieczeństwa alarmowała też o przypadkach pogróżek kierowanych w stronę lokalnych działaczy politycznych. 8 XI 1956 r. do Przewodniczącego Powiatowej Rady Narodowej w Lubaniu dotarł anonimowy list, którego autor oprócz sporej dawki wulgaryzmów wezwał go do wyjazdu do Palestyny (polityk był narodowości żydowskiej). Dwa dni później, do kierownika tamtejszego PGR-u oraz przewodniczącego GRN w Leśnej dotarł list, gdzie autor groził im śmiercią. Funkcjonariusze byli wyraźnie zdezorientowani, jednak cały czas prowadzili wzmożone działania inwigilacyjno-wywiadowcze, rejestrując wszelkie niepokojące sygnały. Nawet te niezbyt wiarygodne, jak chociażby wieści o nielegalnej organizacji Młodzież Wolnej Polski, która działając w rejonie Sulikowa miała gromadzić broń, która miała zostać wykorzystana przeciwko ZSRR i aktywistom partyjnym.
Wszystkiemu winni Żydzi
Część społecznej frustracji skupiła się na lokalnej mniejszości żydowskiej – Dolny Śląsk był przecież największym skupiskiem Żydów w Polsce po II wojnie światowej, gdzie początkowo planowano ich tutaj trwale osiedlić i zasymilować. Jej najczęstszym objawem były publicznie podnoszone hasła antysemickie, kolportaż ulotek wymierzonych w mniejszość żydowską, a nawet ataki na jej członków.
W jednym ze sprawozdań podawano, że na terenie jednego z jeleniogórskich zakładów panuje przekonanie, że Żydzi sami są sobie winni i nie chodzi o antysemityzm, ale oto, iż Żydzi sami są nacjonalistami, popierają tylko siebie nawzajem, usuwają Polaków od wszystkich lepiej płatnych stanowisk, że zgarnęli całą władzę. Podczas zebrań zakładowych aktywów dochodziło do ataków na zamieszkujących Polskę Żydów. Na terenie powiatu lubańskiego miała miejsce sytuacja, kiedy działacze partyjni żydowskiego pochodzenia otrzymali listy z pogróżkami.
Powodem takich niepokojących postaw było ogólne przeświadczenie społeczeństwa, że za błędami i wypaczeniami w Polsce stali właśnie Żydzi – spora część społeczeństwa uwierzyła, że rządzi nimi żydokomuna. Jak pisze Ewa Węgrzyn (autorka książki „Wyjeżdżamy! Wyjeżdżamy?!” Alija gomułkowska 1956-1960): Społeczeństwo było przeświadczone, że nowy system tworzony jest przez <obcych>, że Żydzi stanowią uprzywilejowaną mniejszość złożoną prawie wyłącznie z dyrektorów i funkcjonariuszy partyjnych, których status materialny jest dużo wyższy od statusu większości obywateli. W powszechnej świadomości funkcjonował obraz Żyda jako komunisty współpracującego z narzuconym przez ZSRR reżimem, pracownika Urzędu Bezpieczeństwa i oprawcy polskich patriotów.
Stan niepewności
Emocje działały też na niepokój społeczny – ludzie, narażeni na działanie całej masy plotek i sensacyjnych doniesień pokroju „Rokossowski zastrzelił Gomułkę” czy „Gomułkę zastąpi Wanda Wasilewska”, przezornie gromadzili zapasy. Niektórzy wierzyli nawet, że lada dzień wybuchnie kolejna wojna. W lokalnych sklepach masowo wykupywano towary spożywcze. Wśród Polaków wrzało, a bezsilne władze nie mogły nad tym wszystkim zapanować.