Testowanie nauczycieli zaplanowano tuż przed feriami, a miejscem gdzie będzie się odbywało jest jedna z sal SP nr 11. Testy wykonają medycy ze szpitala w Bolesławcu. Testom chce się poddać w zależności od szkoły od 28 do 90 proc. nauczycieli z klas I – III i pracowników niepedagogicznych. Średnie zainteresowanie akcją sięga połowy personelu. Wśród nauczycieli testami genetycznymi będzie zbadanych 185 osób (na 377 osób), w gronie innych pracowników oświaty – 116 (na 226 osób).
Maria Guszała, dyrektorka SP nr 6 w Jeleniej Górze zapewnia, że w jej placówce zostaną zachowane wszelkie procedury, które zaleca ministerstwo oświaty. – Będziemy się starali w miare możliwości izolować dzieci od siebie, nie wypuszczać wszystkich naraz na przerwę. Czuwać będą nad tym nauczyciele. Przy każdej klasie, w sali obok zorganizowana bedzie szatnia dla poszczególnych grup. To jest możliwe dzięki temu, że do szkoły wraca tylko część uczniów – wyjaśnia. Nie sposób ograniczyć kontakty w ramach jednej klasy, regulacje dotyczą możliwości izolacji klas między sobą. – Jutro jesteśmy umówieni na testowanie, ale myślimy, że raczej powinni nas zaszczepić. Przynajmniej tych, u których po testach na koronawirusa nie ujawniono by przeciwciał – mówi dyrektor Guszała.
Powszechny jest wśród nauczycieli pogląd, że testowanie jest działaniem, które niczego nie zmienia jeśli chodzi o zagrożenie zachorowaniem nauczycieli na koronawirusa po powrocie do szkół. – To chyba nie ma większego sensu. Sens miałoby zaszczepienie nas w pierwszej grupie. To, że będziemy zdrowi idąc do pracy w pierwszym dniu po feriach nie znaczy dokładnie nic – twierdzi nauczycielka z jednej z jeleniogórskich podstawówek. Przywołuje przy tym przykład znajomej z innej gminy, która taki test już przeszła z wynikiem negatywnym. – Teraz ona jest jeszcze bardziej zdenerwowana, gdy okazało się, że wciąż może się zarazić. Przecież zachorowań jest tak dużo, to jest znacznie bardziej prawdopodobne niż wiosną – mówi.
Nauczyciele wskazują, że decydenci dopuszczają się eksperymentu na dużej grupie pedagogów. – Uznano, że koszty wypłacania zasiłków opiekuńczych i straty edukacyjne w tej specyficznej grupie dzieci są warte zaryzykowania, ze duża część z nas zachoruje – mówi moja rozmówczyni. Nie jest pewna, czy i ona nie zrobi sobie rachunku, czy ważniejsze jest zdrowie, wizja zakażenia, czy odpowiedzialność zawodowa. Pedagodzy obawiają się, że przy tak dużym zagęszczeniu w klasach, gdzie utrzymanie „dystansu społecznego” jest po prostu niemożliwe, zakażenie wydaje się bardziej prawdopodobne niż na stoku narciarskim czy w restauracji.
Sylwia Gac-Sufleta, prezes jeleniogórskiego ZNP, wskazuje, że w takiej sytuacji, w jakiej obecnie znaleźli się nauczyciele klas I-III od dawna jest personel pedagogiczny i niepedagogiczny przedszkoli. ZNP robił analizy, z których jasno wynikało, że przedszkolna kadra chorowała liczniej niż inne grupy.
Fot. SP nr 2 w Jeleniej Górze