Według ministrów Przemysława Czarnka i Adama Niedzielskiego mamy do czynienia z „początkiem końca pandemii”. Rządzący zapowiadają stopniowe luzowanie restrykcji i patrzą w przyszłość z nadzieją. Statystyki jednak mówią zupełnie co innego. Odmienne zdanie w tej kwestii mają również sami Polacy.
Podczas środowej konferencji prasowej – przypomnijmy – minister zdrowia Adam Niedzielski i minister edukacji Przemysław Czarnek stwierdzili, że według prognoz najbliższe tygodnie pozwolą nam pożegnać się z piątą falą pandemii i wrócić do normalności. Pierwsze decyzje w tej sprawie już zapadły: zmniejszona została liczba łóżek covidowych, poluzowano zasady dotyczące kwarantanny i izolacji, skrócono również czas nauczania zdalnego dla uczniów szkół podstawowych i średnich.
– Spadki zakażeń powinny być stosunkowo duże i w lutym wyczerpie się poważne zagrożenie dla opieki zdrowotnej. Mam nadzieję, że w marcu będziemy mogli podejmować odważne decyzje dotyczące znoszenia restrykcji, znoszenia regulacji czy wprowadzenia regulacji bardziej łagodnych, żebyśmy na wiosnę mogli wejść w normalny tryb funkcjonowania – wyjaśniał Adam Niedzielski.
– W świetle nowych informacji możemy założyć, że do końca roku szkolnego będziemy mogli normalnie się uczyć – dodał Przemysław Czarnek.
Decyzje rządu – co wyraźnie podkreślali obaj ministrowie – opierają się na oficjalnych statystykach, które wciąż jednak nie napawają optymizmem. Z raportu Ministerstwa Zdrowia z czwartku 10 lutego wynika, że ciągu ostatniej doby wykryto ponad 42 tysiące zakażeń, z czego prawie 4,5 tysiąca pacjentów zachorowało ponownie. Koronawirus odebrał życie 262 osobom. Obraz ten pokazuje, że choć dominujący obecnie wariant Omikron powoduje głównie chorobę o mniejszym nasileniu i krótszym czasie trwania, nadal jesteśmy narażeni na poważne skutki jego dynamicznej transmisji.
Tymczasem Europejskie kraje ogłaszają endemię – zamierzają traktować COVID-19 jak grypę, która pozostanie z nami już na zawsze i wycofują się z wszelkich obostrzeń. Do normalności wracają już Hiszpania, Dania, Włochy czy Irlandia. Polska zdaje się podążać ich śladem. I choć apogeum zachorowań trwa, zapowiedzi rządu mogą wskazywać na podobny scenariusz. Czy słusznie?
Dane, których nie widać
Oficjalne dane to jedynie kolebka tych, z którymi mamy do czynienia w rzeczywistości. Gdyby udało się zliczyć nie tylko zarejestrowane testy, ale również te, które pacjenci kupują w aptekach i nie rejestrują ich wyniku oraz niewykorzystane skierowania, które zakończyłyby się wynikiem pozytywnym, otrzymalibyśmy niewyobrażalnie wysokie liczby. Już pod koniec 2020 roku doktor Paweł Grzesiowski ostrzegał, że niedoszacowanie może być nawet dwudziestokrotne.
– Od 10 do nawet 20 razy więcej niż podają codzienne statystyki. Jeśli wczoraj podano, że zachorowało 10 tys. ludzi, to trzeba się liczyć z tym, że było to co najmniej 100 tys. – mówił wówczas w wywiadzie dla portalu Forsal.
Gdyby przyjąć takie założenie, dzisiejsza realna liczba zakażeń wynosiłaby nawet 840 tysięcy przypadków. Jeżeli jest to mocno wygórowane wyliczenie, z pewnością wiele zachorowań umyka oficjalnym danym. Kwestią dyskusyjną pozostaje zatem twierdzenie, że pandemię powinniśmy zacząć traktować łagodnie i z optymizmem.
Jest nowy pomysł – masowe testowanie
Szkoły są jednymi z największych zbiorowisk ludzi, dlatego potencjalnie mogą być również źródłem zwiększonej emisyjności wirusa. Swój głos w tej sprawie zabrał prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. Odnosząc się do zapowiedzi MEiN dotyczącej powrotu do stacjonarnego trybu nauczania, zaproponował dwa rozwiązania, które mogłyby wpłynąć na zmniejszenie zagrożenia.
– Wydaje się, że masowe testowanie plus naprawdę dobre zorganizowanie nauki hybrydowej może stworzyć pewną barierę, pewną granicę przed taką multiplikacją koronawirusa – mówił szef ZNP podczas konferencji. – Chciałbym wiedzieć na podstawie jakich parametrów (…) wskazań pan minister taką decyzje podejmuje. Ja bym rozumiał, że gdyby dziś zachorowań nie było 40 tys. tylko 4, a dramatyczna liczba zmarłych była na poziomie 3, a nie 300 – dodał.
Polacy żyją w niepokoju
Obawę o zasadność luzowania restrykcji wyrazili również Polacy. Z badania przeprowadzonego przez United Surveys na zlecenie RMF FM i „Dziennika Gazety Prawnej” wynika, że zdecydowana większość respondentów (ponad 76 proc.) negatywnie ocenia poziom opanowania sytuacji pandemicznej w kraju. Jedynie niespełna 20 proc. ankietowanych uznało, że decyzje podążają w dobrym kierunku. 4,1 proc. badanych nie wskazało jednoznacznej odpowiedzi.
Źródło: United Surveys / RMF FM / GDP; Graf.: News4Media
Autor publikacji podkreśla, że pytanie zadane zostało uczestnikom jeszcze przed ogłoszeniem „początku końca pandemii”, co mogłoby dodatkowo wpłynąć na wyrażone w sondażu opinie.
News4Media/fot. iStock