Mógł dostać Order Virtuti Militari, ale sam się o to nie starał. Mógł po wojnie zostać z rodziną w Anglii i wieść dostatnie życie, ale wrócił do Polski. Mógł w PRL-u służyć w lotnictwie, ale Polska Ludowa go nie chciała. Zdegradowanemu o dwa stopnie, jednemu z bohaterów słynnego Dywizjonu 303 przywrócono honory dopiero w latach 80. ubiegłego wieku.

Kapitan Tadeusz Guziak mieszkał w Jeleniej Górze, spoczywa na tutejszym cmentarzu. Zainteresował mnie napis na jego mogile. Udało się odnaleźć jego rodzinę. Dzieci kapitana T. Guziaka mieszkają tutaj, kultywują pamięć o ojcu.

– Nie dziwię się ojcu, że osiadł w Jeleniej Górze po powrocie do Polski. W rodzinnym Nowym Targu nie było żadnej pracy, a zakład stolarski jego ojca został znacjonalizowany. Tutaj była już nasza ciotka i mówiła, że miasto piękne i przez wojnę nietknięte. No i góry były blisko – wspomina Krzysztof Guziak, syn lotnika.

Nastoletni patriota

Tadeusz przychodzi na świat w 1922 roku jako drugie dziecko Marii i Kazimierza. Rodzina od pokoleń zakorzeniona jest na Podhalu. Ojciec prowadzi dobrze prosperujący zakład stolarski wytwarzający meble, matka zajmuje się prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci.

– Dziadek służył w armii austrowęgierskiej, ale już pod koniec pierwszej wojny światowej. Zakładał drużyny podhalańskie i był współtwórcą „Strzelca”. Z kolei brat mojego dziadka, Maurycy, służył pod Piłsudskim, w kawalerii. Był trębaczem. W czasie jednej z bitew wykazał się wielką odwagą i za to marszałek dał mu pięćdziesiąt hektarów ziemi na kresach – opowiada K. Guziak.

W patriotycznym domu dorastał Tadeusz. Po przewrocie majowym młody chłopak zafascynował się lotnictwem. Na nowotarskim lotnisku stacjonowały samoloty. Razem z dwa lata starszym bratem Eugeniuszem, w każdej wolnej chwili biegali na lotnisko. Gienkowi udało się nawet zapisać do aeroklubu i na kurs szybowcowy. W czerwcu 1939 roku Tadeusz skończył pierwszą klasę nowotarskiego gimnazjum. I także został przyjęty na kurs szybowcowy, który zaliczył w sierpniu. W szkole prezesował kołu Ligii Obrony Powietrznej Państwa. W wakacje chciał zapisać się na kurs „C” i złożył nawet papiery do szkoły lotniczej w Bielsku-Białej na kurs motorowy. W tym czasie Gienek, maturzysta, zasiadał już za sterami RWD 8.

W sierpniu, tuz przed wybuchem wojny, Tad e u s z a i jego trzech przyjaciół zwerbowali do pracy ofic e r o w i e „dwójki”. Byli organizatorami komórek dywersji pozafrontowej. Grupy te miały po zajęciu Podhala przez Niemców być zaczynem ogniw konspiracyjnych, prowadzić wywiad i dywersję na zapleczu wroga. Młodzieńcy dostali za zadanie utrzymywanie łączności między zakonspirowanymi grupami a placówką w Nowym Targu.

Przed wojną w daleki świat

Gdy wybuchła wojna, Tadeusz z kolegami napotkał 10. Brygadę Kawalerii Zmotoryzowanej, ale o przyjęciu do jednostki takich młokosów nie było mowy. W Nowym Sączu chłopcy rozstali się, a Tadeusz przez Sanok dotarł do przedmieść Lwowa i później do Stanisławowa. Tam okazało się, że z drugiej strony do miasta zbliżają się czerwonoarmiści. Tadeusz postanowił wrócić do domu. W Nowym Targu pozostał do kwietnia 1940 roku. Razem z kolegami postanowili przedostać się jakoś do Francji, bo tam formowały się polskie oddziały wojskowe.

Uciekali przez Czechy, Węgry, Jugosławię do Aten. Z Grecji dopłynęli do Bejrutu. Tadeusz znalazł się w szeregach Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Na wieść, że zawiązuje się grupa lotnicza, Tadeusz i jego brat zareagowali z wielką radością. We wrześniu 1940 roku wyruszyli z Palestyny. Ponad miesiąc trwała podróż po wodach wokół południowej Afryki i Atlantyku zanim transatlantykiem „Reina del Pacifico”, który pełnił rolę transportowca, przyszli ż o łnierze dotarli do Liverpoolu.

– To jak album z podróży egzotycznej, a nie dokumentacja wojennych przeżyć – K. Guziak pokazuje album ze zdjęciami ojca i stryja. Tadeusz pasjonował się też fotografią i wszystko skrupulatnie dokumentował. Archiwum robi wrażenie. Zachowały się nawet bilety ze statku.

Marzenia o skrzydłach

Pod koniec października 1940 roku bracia Guziakowie byli już w Blackpool, w Centrum Wyszkolenia Lotnictwa Polskich Sił Powietrznych, gdzie Tadeusz został kandydatem na pilota. Pod koniec roku przydzielono go do sławnego Dywizjonu 303 – najpierw do prac pomocniczych, a następnie na stanowisko mechanika. Wielokrotnie przygotowywał do lotów Spitfire’a słynnego asa lotnictwa por. Mirosława Ferića.

Wiosną 1941 roku Eugeniusz pojechał do szkoły pilotażu w Kanadzie, a Tadeusz wstąpił do polskiego liceum w Szkocji, by uzupełnić wykształcenie. Po roku nauki i ze świadectwem dojrzałości rozpoczął intensywne szkolenie lotnicze. Po kilkunastu miesiącach nauki mógł już nosić odznakę pilota. Dostał skierowanie do 639 Brytyjskiego Dywizjonu współpracy z artylerią przeciwlotniczą obrony wybrzeża.

Podporucznik Tadeusz Guziak w grudniu 1944 roku trafia w końcu do 317. Dywizjonu Wileńskiego. Działania 131. Polskiego Skrzydła nastawione były głównie na paraliżowanie niemieckiej komunikacji w strefie przyfrontowej między Renem a Mozą. Tadeusz dostał swego Sfitfire’a Mk-XVIE, który poza znakami rozpoznawczymi dywizjonu – JH, miał także indywidualne oznaczenie – „K”, jak Krysia. Raz tylko, w czasie nalotu na lotnisko pod Vilhelmshaven, maszyna Tadeusza została uszkodzona. Samolot dostał w bęben amunicyjny od działek. Ale pilotowi udało się szczęśliwie powrócić na lotnisko.

W ostatni lot bojowy porucznik Guziak wystartował 4 maja 1945 roku. Zadanie – zniszczyć barki uciekające z portu. Wtedy właśnie na jego oczach zginął w powietrzu jego kolega Leszek Szczerbiński.

Mógł zostać

Po rozformowaniu dywizjonu Tadeusz pozostał w zachodniej strefie okupacyjnej Niemiec, w słynnym „Maczkowie”. W Niemczech poznał Krystynę Wiśniewską, sanitariuszkę i łączniczkę z batalionu „Kiliński”, która po klęsce Powstania Warszawskiego została wywieziona do obozu Oberlangen. W lutym 1946 roku pobrali się, wkrótce przyszła na świat ich córka.

– Pierwszy kontakt z rodziną w Polsce ojciec nawiązał w sierpniu 1945 roku. Mama i siostry przeżyły, a mojego dziadka wywieziono do Oświęcimia, a potem do Ravensbrück. Tam wszelki słuch po nim zaginął. Krewni mojej babci przyjechali po wojnie na ten „Dziki Zachód”. Do Świdnicy i Piechowic. Moi rodzice dostali od wuja mamy list z Polski. Pisał im, żeby nie wracali, że tu jest stalinowski terror i powrót może się dla nich źle skończyć. Mama nie chciała wracać. Do końca życia wypominała tacie, że jednak wrócili – wspomina K. Guziak.

Ojciec pana Krzysztofa pozostał w Niemczech do 1947 roku, a swoją żonę wysłał do Kornwalii. Jego znajomy, który był jeszcze przed wojną radcą polskiej marynarki handlowej w Anglii, proponował Tadeuszowi pomoc w zorganizowaniu wyjazdu do Afryki, Kanady, Australii albo nawet Nowej Zelandii. Nie zdecydowali się. Postanowili wracać do Polski.

– Ojciec wspominał, że widok zrujnowanego Gdańska był przytłaczający. Stali z mamą na pokładzie statku, który wpływał do portu. Ojciec wspominał, że nie zeszliby z trapu, ale zobaczyli stojących na nabrzeżu krewnych. Rozkleili się. Nie było już odwrotu.

W Nowym Targu nie zagrzali długo miejsca. Nie było pracy i widoków na przyszłość. Ciotka namówiła ich na przyjazd do Jeleniej Góry. Tadeusz pracował tu przez wiele lat w energetyce i jako zastępca dyrektora PTTK. Krystyna znalazła pracę w laboratorium chemicznym Celwiskozy.

– Ojciec chciał wrócić do lotnictwa. Pojechał do Warszawy do sił powietrznych. Czekał na korytarzu na przyjęcie. Z pokoju wychodziło akurat dwóch zdemobilizowanych lotników. Gdy dowiedzieli się, że ojciec chce wstąpić do wojska, poradzili mu, by spieprzał stąd jak najszybciej. Coś go tknęło i posłuchał. Niedługo potem został wezwany do komendy uzupełnień. Zdegradowali go o dwa stopnie i jako lotnika wysłali na trzy miesiące do piechoty, żeby sobie „polatał” po poligonie. Dopiero po stanie wojennym ojca zrehabilitowano i przywrócono honory – wspomina syn pilota.

„Wybitny pilot myśliwski. Jego odwaga i zapał ożywiały ducha bojowego dywizjonu. Zdyscyplinowany w powietrzu i na ziemi” – opiniował podwładnego Guziaka pułkownik Majewski pod koniec wojny. Jedyne wyróżnienie, jakie spotkało Tadeusza Guziaka w PRL- u, to nagroda za zasługi dla energetyki. Wicedyrektorem w PTTK-u nie mógł być długo, bo nie chciał wstąpić do partii.

Grzegorz Koczubaj

1 Komentarz

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.