Wszystko wskazuje na to, że 37-letni mężczyzna targnął się na swoje życie. Do lasu zabrał 3-letnią córeczkę. Też zginęła. Dziś (poniedziałek 9 stycznia) sekcja zwłok.

Już po tym, jak doszło do tej tragedii, miejscowi mówili, że widzieli na leśnej drodze ciemne audi. Nikogo to nie dziwiło, bo do tego lasu w okolicy Biłgoraja (województwo lubelskie) często przyjeżdżali grzybiarze lub myśliwi. Właśnie w takich miejscach zostawiali swoje auta. Tym razem jednak oznaczało to straszną tragedię.

Zaczęła się 4 stycznia

Wtedy właśnie policja otrzymała zgłoszenie o zaginięciu 37-letniego mężczyzny i 3-letniej dziewczynki.

– Z relacji bliskich wynikało, że ojciec razem z córką około godziny 10 wyjechał samochodem z miejsca zamieszkania, nie wrócił i nie nawiązał kontaktu z rodziną. Natychmiast wszczęto poszukiwania i ogłoszono alarm dla funkcjonariuszy. W poszukiwaniach uczestniczyli policjanci, strażacy z PSP i OSP, którzy dysponowali dronem z kamerą termowizyjną i quadami – relacjonuje aspirant Joanna Klimek.

Alarm nadszedł o godzinie 15.30. Niewiele później policjanci odkryli straszną prawdę o zaginionych. Około godziny 19 w lesie na drodze szutrowej został odnaleziony samochód 37-latka.

– W toku dalszych czynności w niedalekiej odległości od pojazdu policjanci ujawnili ciała 37-latka i 3-letniej dziewczynki. Osoby te nie dawały oznak życia – dodaje policjantka.

Tyle wiadomo oficjalnie. Prokuratura wszczęła śledztwo. Na poniedziałek zarządziła sekcję zwłok.

Ale nieoficjalne informacje odsłaniają przerażające kulisy:  mężczyzna targnął się na swoje życie. Wcześniej jednak pozbawił go dziecka. Jeżeli wierzyć krążącym informacjom, to ciało dziewczynki było w strasznym stanie.

Sąsiedzi: Był troskliwym ojcem

To, co dokładnie wydarzyło się w lesie, zapewne pozostanie tajemnicą na zawsze. Ciała znajdowały się w bardzo odludnym miejscu. Trudno się tam dostać. Nie trafi tam nikt, kto wcześniej w nim nie był. Miejsce, w którym mężczyzna zostawił samochód, jest oddalone około kilometra.

Miejscowi znają tę rodzinę. 37-latek i jego żona byli małżeństwem od 4 lat. Mieli za sobą nieudane związki. Poznali się w miejscowej masarni. Ona pracowała w sklepie mięsnym, on był kierowcą.

Ostatnio jednak nie pracował w jednym miejscu na stałe. Ludzie mówią, że czasem potrafił zniknąć na kilka dni. Ale gdy wracał, nic nie zwiastowało, że w domu są jakieś kłopoty.

37-latek miał dobrą opinię. – Był troskliwym ojcem – mówią o nim ludzie. Dogadywał się z teściami. Dziadkowie także zajmowali się dzieckiem.

– W rodzinie nie odnotowano interwencji policyjnych związanych z przemocą. Bliskim zapewniona została pomoc psychologa – dodaje policja.

News4Media/fot. policja

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.