– Najwięcej mamy przypadków uzależnienia od alkoholu. Pierwszy lockdown spowodował znaczny wzrost spożycia alkoholu. To zjawisko było obserwowane w wielu krajach. Wiele osób sięgało po alkohol, zabijając stres, lęk, nudę. Sprzyjało temu i to, że spadły możliwości wyjść z domu, innej organizacji czasu wolnego. Ludzie wychodząc raz w tygodniu po zakupy, robili zapasy alkoholu. Spożywali go, aby poradzić sobie z napięciem, emocjami. Przecież wiele osób boi się utraty pracy, stabilizacji. Bezradność, niepewność, która dotyka wiele dziedzin życia. W tych warunkach osoby uzależnione, nawet z sukcesami w terapii mogą ulegać pokusie powrotu do nałogu. Zwiększa się też ilość uzależnień od marihuany, metamfetaminy. Największy wzrost uzależnień obserwujemy w grupie między 25 a 40 rokiem życia. Okres pandemii ciężko przeżywają również osoby współuzależnione. U rodzin i bliskich często występują objawy lękowo-depresyjne. Do tego, że martwią się ogólną sytuacją dochodzą w ich przypadku obawy o swoich chorych uzależnionych – mówi Żaneta Marmon-Leśniak, dyrektorka Poradni Monar w Jeleniej Górze.
Ograniczenia związane z epidemią szczególnie dotknęły dzieci i młodzież. Zdalne nauczanie, kontakty przez internet, gry, oglądanie seriali – to okoliczności w jakich dzisiaj funkcjonują młodzi ludzie. To musi mieć wpływ na życie społeczne i emocjonalne, a może skutkować depresjami, lękami, unikaniem kontaktów z ludźmi. To dodatkowo zaburzy proces kształtowania umiejętności interpersonalnych. Nauczanie zdalne, często przy wyłączonych kamerkach, pozbawia dzieci i młodzież możliwości ćwiczenia w bezpośrednich relacjach, pokonywania stresu, sprawdzania się w sytuacjach, kiedy trzeba się zaprezentować. Potem wielu z tych młodych ludzi będzie przeżywało wielki stres, kiedy będą musieli zmierzyć się z normalnymi relacjami, spotkać z ludźmi. Żeby się wyluzować, część z nich sięgnie po alkohol czy narkotyki. Poza zaniedbaniem kompetencji i umiejętności społecznych czas pandemii oznacza też często pogorszenie poziomu nauczania. – Jak rozmawiamy z dzieciakami, to większość z nich chce wrócić do szkoły, żeby wreszcie było normalnie. Ci ambitniejsi przejmują się, że są stracona grupą, bo mniej będą umieć, gorzej rysują się ich szanse na dobre studia. Z uzależnieniami behawioralnymi trafiają do nas nawet 11, 12 -latkowie. Sprawa jest jednak złożona, bo to uzależnienie nie jest jedynie sprawą tych dzieci, to problem także rodziców, którzy nie potrafią skutecznie postawić granic, zająć się swoimi pociechami. Szacuję, że 60 proc rodziców nie podejmuje terapii własnej na rzecz dziecka. Uważają, że praca w poradni powinna wystarczyć, a to tak nie działa – analizuje terapeutka.