W ciągu kilku zaledwie zimowych dni, w lutym 1945 roku, do stacji Janowice Wielkie dotarły z Wrocławia liczne wagony, zawierające spore ilości skrzyń, beczek oraz wielkich, przeznaczonych jakby specjalnie na obrazy, drewnianych pak. Nawet ludzie z firmy spedycyjnej nie wiedzieli, co naprawdę znajduje się w tych transportach, chociaż nietrudno było domyślić się, że muszą to być rzeczy szczególnie cenne, przeznaczone do ukrycia. Pochodzące bowiem głównie z zagrożonego oblężeniem Wrocławia, ale także z Lipska i Berlina transporty były starannie chronione. Transportowane rzeczy natychmiast po rozładowaniu wagonów, wywożone gdzieś w pobliskie góry. Z dostępnych dziś informacji jednoznacznie wynika, że większość, a może nawet wszystkie transporty odjechały z Janowic do kopalń w pobliskiej Miedziance. Tam także, tyle tylko, że do niżej położonych kopalń, kierowano te transporty, które rozładowywano na stacji w pobliskich Ciechanowicach.
Pamięć o tych transportach przetrwała wśród ludzi, którzy dość długo mieszkali wspólnie z wysiedlanymi z Miedzianki po wojnie Niemcami. Dziś tę pamięć potwierdzają liczne w tym terenie, a często dość tajemnicze, wizyty niemieckich turystów. O zimowych transportach coraz częściej przypominają ciągle nie do końca zbadane stare sztolnie, a także otwierające się co jakiś czas nowe podziemia…
Szosa na dziurze
Kilka tygodni temu, tuż przy kościółku św. Jana Chrzciciela, w centrum dawnej Miedzianki, w odległości zaledwie metra od asfaltowej szosy otworzyła się w ziemi spora dziura, która jednak nie wzbudziła wśród miejscowych większej sensacji. Tego rodzaju niespodzianek jest bowiem w Miedziance sporo, a ujawnienie się kolejnej dziury w ziemi mieszkańcy wsi przypisali tym razem wycięciu przydrożnych drzew. Ich obumierające korzenie straciły moc i przestały utrzymywać ziemię będącą „korkiem” jakiegoś szybu. Dlatego kilkanaście metrów sześciennych ziemi, wiszącej przez wiele lat na korzeniach, runęło w przepaść, odsłaniając wycięty w skale, pionowy szyb.
Ponieważ nie trzeba wielkiej wyobraźni, by uwierzyć, że mogło to być doskonałe miejsce do przeładowywania transportów wprost z wozów w podziemia, do szybu weszli zarówno mieszkańcy Miedzianki i Janowic, jak i profesjonalnie przygotowani alpiniści oraz poszukiwacze skarbów. Każda ekipa z nadzieją, że może tym razem opowiadania o tajemniczych transportach okażą się prawdziwe…
Szyb jest pionowy, wycięty w skale i ma głębokość 14 metrów. Poruszanie się w nim wymaga stosowania technik alpinistycznych i zapewne dlatego ilość osób, które zdecydowały się na zjazd w głąb szybu, była dość ograniczona. Dno szybu i zaczynający się u jego podnóża korytarz skalny już w momencie zawalenia się korka ziemnego zostały zasypane wielką ilością ziemi. W tej sytuacji, bez poważnych robót górniczych, eksploracja zaczynającego się na podszybiu chodnika okazała się prawie niemożliwa. Kilku badaczy, mocno ryzykując, weszło jednak ponad zawałem do chodnika prowadzącego pod drogę, ale i tu natknęli się na kolejny, wielki, zasłaniający rozwidlenie chodników, zawał. Już usunięcie pierwszego zawału okazało się praktycznie niemożliwe bez zabezpieczenia wylotu szybu. Spadające niemal cały czas, z wysokości kilkunastu metrów, kamienie takie roboty, bez odpowiedniego, kosztownego zabezpieczenia, po prostu wykluczały.
Do szybu ostatecznie weszli nie tylko mieszkańcy Miedzianki i Janowic, ale także ekipy poszukiwaczy z Wałbrzycha i Wrocławia, a czas dostępności tego szybu został wykorzystany na zbadanie szans dotarcia w głąb góry Miedzianka. Jest jednak pewne, że pomimo kilku penetracji znaleziono tam tylko wejście do poziomego, rozwidlającego się chodnika. Rozległe zawały, zdaniem poszukiwaczy sztucznie wywołane w tych skałach, uniemożliwiły dalekie wyprawy w głąb chodników.
Jak to zrobiono?
Ostatecznie szyb ten, jako niezwykle groźny dla bezpieczeństwa ruchu drogowego, starannie zasypano. Ciągle jednak widać wyraźny ślad po wylocie szybu, bo wsypana do niego ziemia osiada teraz coraz głębiej. Pomimo zasypania miejsce to jest nadal intensywnie badane, różnymi technikami, w poszukiwaniu precyzyjnego kierunku przebiegu podziemnych korytarzy. Zdaniem poszukiwaczy mogą one doprowadzić do innych, jeszcze nieujawnionych wejść do tej kopalni. A wtedy otworzyłyby się nowe możliwości penetracji. Badania przy pomocy najnowszego typu omnitronu, przeprowadzone w obecności uczestników zejść do szybu, potwierdziły rzeczywisty kierunek przebiegu początkowych odcinków korytarzy..
O trwającym, a nawet rosnącym zainteresowaniu zasypanym szybem decyduje głównie nierozwiązana zagadka tajemniczego, ziemnego korka, zasłaniającego wylot szybu. Jedynie jej rozwiązanie może powstrzymać fale spekulacji o szczególnym przeznaczeniu tego miejsca. Pewne bowiem wydaje się tylko to, że korek ów nie został nasypany na drewnianą podstawę, bo jej ślady musiałyby być ciągle jeszcze widoczne. Korzenie drzew, póki te żyły, zapewne pomagały w utrzymywaniu się tego korka nad przepaścią szybu, ale to w żaden sposób nie wyjaśnia, jak on powstał.
Można sobie oczywiście wyobrazić, że…
…szyb drążono od dołu i nigdy nie dokończono tej pracy. Ale takie rozwiązanie należy chyba wykluczyć w miejscu, gdzie od stuleci nie brakowało ani prawdziwych fachowców – górników, ani mierniczych. W tej sytuacji jedynym racjonalnym wyjaśnieniem jest teza o ułożeniu, kilka metrów poniżej wylotu szybu, kamiennego stropu, który długie lata unosił ziemny korek. Dopiero upływ lat i wycięcie drzew na tyle osłabiły to miejsce, że korek runął.
Wylot szybu był przez dziesięciolecia doskonale ukryty pomiędzy starymi drzewami, kilka metrów od ścian kościółka i zaledwie metr od asfaltu. W miejscu dla wszystkich dostępnym, a ogromnie trudnym do odkrycia. W dodatku odległym niespełna dwa kilometry od stacji kolejowej w Janowicach. Gdy szyb był odsłonięty, nawet dziś wystarczyło mieć na samochodzie lub wozie windę lub tylko prymitywny kołowrót, by każdy ładunek mógł zjechać wprost po ziemię. I zniknąć bez śladu. Być może dlatego w Miedziance ciągle krąży uporczywie powtarzana plotka, że szyb zasypano, bo znaleziono inne, mniej widoczne wejście…
Pod nosem Rosjan
Zaledwie kilkadziesiąt metrów od wylotu szybu znajdują się ruiny dawnego pałacu, który przez kilka powojennych lat był siedzibą rosyjskiego kierownictwa kopalń uranu. Tu właśnie przez jakiś czas koncentrowała się cała władza nad tym terenem i tylko ludzie niegdyś pracujący w tym miejscu mogliby powiedzieć, co Rosjanie naprawdę wiedzieli o wojennej zawartości kopalń Miedzianki. Bo choć oczywiste jest, że szukali głównie strategicznie dla nich ważnego uranu, jest także pewne, że wiedzieli o zaginionych transportach. Przecież byli w tym miejscu już zaledwie kilka miesięcy po zakończeniu wojny i mieli niemal nieograniczone możliwości przepytywania miejscowej ludności. I robili to.
Jednak w jakiś sposób nie odkryli istnienia niezwykle interesującego szybu tuż obok własnych biur. I dlatego wielu poszukiwaczy zakłada, że nawet jeśli Rosjanie z Miedzianki wywieźli sporo, to jednak nie wszystko. Ujawniony kilka tygodni temu szyb dowodzi, że nie wszędzie doszli i nie do wszystkich chodników weszli.
Przerwany chodnik
Zaledwie kilkaset metrów od kościółka i zasypanego szybu, w kierunku Ciechanowic, znajduje się kolejne, bardzo tajemnicze miejsce. Także tutaj podziemny chodnik zaczyna się tuż obok szosy i prowadzi wprost pod drogę. Na odcinku kilkudziesięciu metrów chodnik jest w doskonałym stanie, zbudowany z bardzo starannie ułożonych kamieni. A już kilkanaście metrów od wejścia można znaleźć pierwszy system wywietrzników, co potwierdza, że ten wąski tunel musiał być tak długi, że wymagał specjalnej wentylacji, Około 12 metrów od wejścia w ściany chodnika wmurowane są bardzo solidne zawiasy, na których kiedyś musiała wisieć zamykająca wejście krata. Chodnik, lekko zakręcając, prowadzi wprost pod drogę i tu kończy się po kilkudziesięciu zaledwie metrach całkowitym zawałem, który uniemożliwia dalszą penetrację tego korytarza.
Eksploratorzy z Janowic, którzy postanowili ustalić, dokąd ta podziemna droga prowadzi, pod koniec lata sprowadzili w to miejsce ciężką koparkę, by odsłonić tunel już po drugiej stronie szosy. Dokładne pomiary kierunku ostatniego, skręcającego odcinka tunelu, pozwoliły ustalić miejsce, w którym należy kopać. Pomimo wybrania przez maszynę siedmiometrowej dziury w ziemi tunelu jednak… nie znaleziono. Do czasu wznowienia badań wydawało się, że kończy się on wraz z zawałem. W takim jednak wypadku żadnego sensu nie miałaby nie tylko krata, ale także system wentylacji.
„To” jednak działa
Omnitronowe badania terenu, przeprowadzone kilka dni temu, potwierdziły, że dalszy odcinek tunelu nie tylko istnieje, ale pozwoliły także na szczegółowe wyznaczenie jego przebiegu, już po drugiej stronie drogi. Jak się okazało, mylący „zakręt”, zakończony zawałem, jest jedynie skrótem przejścia tunelu pod drogą, a tunel w istocie biegnie dokładnie na przedłużeniu osi jego pierwszego odcinka. W tej sytuacji okazało się, że wykop zrobiono aż pięć metrów od miejsca rzeczywistego przebiegu tunelu.
Najdziwniejsze jest jednak to, że specjalista pracujący przy pomocy omnitronu, zawieziony w to miejsce, nie wiedział, czego i gdzie należy szukać. Pomimo tego już po kilku minutach badania rozległej, przydrożnej łąki ustalił, że znalazł tunel i dokładnie określił jego szerokość oraz głębokość. Zupełnie nic nie wiedząc o istnieniu pierwszego odcinka i możliwości weryfikacji tych ustaleń!
Choć kilku dorosłych i sceptycznie nastawionych mężczyzn, obserwujących to badanie, nadal ma wątpliwości, czy operator omnitronu naprawdę potrafi odnaleźć ukryte pod ziemią metale szlachetne, musieli przyznać, że tunel został znaleziony bezbłędnie. Czy tak jest rzeczywiście, okaże się zresztą już niebawem, przy kolejnej próbie jego odkopania.
Ludzka pamięć
Pewien świadek, dawny górnik z Miedzianki twierdzi, że kilka lat po wojnie właśnie tym tunelem szedł z Miedzianki do przysiółka „Orlina”, na mapach oznaczonego jako Orlinek. Człowiek ten do dziś pamięta, że w kilku miejscach były w tym tunelu wyraźne, boczne zawały, uniemożliwiające wejście do ukrytych za nimi chodników. Jego zdaniem te chodniki są tam do dziś. Pytany, czy takich poszukiwań, kończących się zawałami, nie prowadzili już po wojnie Rosjanie, twierdzi, że tam to oni chyba nawet nie weszli. Jego bowiem zdaniem Rosjanie szli jedynie za żyłami uranu, na tym koncentrując cały wysiłek. Okolicę zaś „czyścili” jedynie w czasie przypadkowych trafień na ukrycia. – A trafiali, czasem nawet całe ciężarówki. Tyle tylko że było tam najwięcej maszyn do szycia, motocykli i różnych garów. A reszta to legenda. Ale kto ich tam wie, co wywozili naprawdę… – kończy stary górnik.
Człowiek ten jest jednym z najstarszych mieszkańców okolic Miedzianki. O latach powojennych opowiada niechętnie. Jak mówi, wielu rzeczy już nie pamięta, o wielu innych zaś ciągle, jak się zdaje, nie chce mówić: – W tych górach sam bym mógł ukryć nawet cały pociąg i musielibyście go szukać nawet sto lat. Bo są tu takie koncentracje rudy, że nawet wasze elektryczne maszyny nie mogą na to nic poradzić. A ludziom jest łatwo zawrócić w głowach. To, że Niemcy tu coś ukrywali, wiem na pewno. Ale gdzie…? Jakbym wiedział, to by mnie już tu dawno nie było. Tak jak tych, co z Miedzianki wyjechali. Ludzie mówią, że kilku z workami złota…
Marek Chromicz
Na zdjęciu Stary Browar w Miedziance
Archiwum Nowin Jeleniogórskich nr 41, 12-18.10.99 r.