Przypominamy dziś kolejny archiwalny tekst naszego kolegi Marka Chromicza. Mamy więc luty 1998 roku….

Publikacja „Podziemne miasto”, w której przedstawiliśmy Czytelnikom „Nowin Jeleniogórskich” niektóre podziemne obiekty leżące na terenie Jeleniej Góry, wzbudziła żywe zainteresowanie Czytelników. Zarówno tych, którzy penetrują takie podziemia, jak i tych, którzy byli w jeleniogórskich tunelach już dawno temu, niekiedy bezpośrednio po wojnie. Niestety rozbudzona została też ciekawość dzieciaków, a także jeleniogórskich złodziei, którzy postanowili tym razem zaatakować od dołu…

Wśród licznych telefonów dominowały te, w których przekonywano, że absolutnie warto prowadzić penetrację wszystkich jeleniogórskich podziemi, bo nigdy nie zostały one solidnie i dokładnie zbadane. Jeden z rozmówców przekonywał, że powojenna Jelenia Góra była miastem bogatym, mającym zasobne mieszczaństwo, które dbając o bezpieczeństwo mieszkańców, już długo przed wojną znaczne środki kierowało na budowę podziemnych zabezpieczeń i schronów. Ktoś inny, kto wiele tych podziemi widział w dawnych, ale już powojennych czasach, twierdzi, że zostały one skazane na zapomnienie, bowiem od zawsze brak było środków na ich porządne zabezpieczenie i przygotowanie do pełnienia funkcji ochronnych. Inni wreszcie próbowali przypomnieć, że „dobrze wiadomo, iż w tych podziemiach ukryto wiele nie tylko jeleniogórskich skarbów”. Nikt jednak nie chciał się z nami podzielić, czego żałujemy, bardziej szczegółową informacją o tym, o jakie i gdzie ukryte skarby chodzi.

Jeden z Czytelników, który przed kilkoma tygodniami wszedł do tych podziemi i zwiedził je, po prostu zaprosił mnie na niedzielną wycieczkę pod… Park Kościuszki. Posługując się technikami speleologicznymi mieliśmy tam zjechać dwuczęściowym szybem wentylacyjnym, którego wylot znajduje się właśnie w centrum parku. Umówiony na niedzielne przedpołudnie zacząłem nawet ćwiczyć zakładanie damno nieużywanego klucza zjazdowego.

To są ukrycia i schrony

Tymczasem, przy okazji wywołanego jednym z telefonów spotkania w Miejskim Inspektoracie Obrony Cywilnej, okazało się, że wszystkie wymienione w naszej publikacji podziemia rzeczywiście istnieją. Część z nich jest prawie dokładnie taka, jak zostały opisane, inne zaś należy dopiero dokładnie zbadać, by ustalić ich rzeczywisty kształt, sposób budowy i przeznaczenie. Niektóre, przewidziane jako schrony i ukrycia dla ludności są pod kontrolą OC, inne zaś zabezpiecza się jedynie przed penetracją i przemieszkiwaniem w nich niepożądanych gości. Niestety, poza nielicznymi wyjątkami, prawie wszystkie są zaniedbane i w marnym stanie technicznym.

Ponieważ spotkanie w inspektoracie OC zamieniło się w rozmowę „fachowców od podziemi”, szefostwo tej jednostki, rozumiejąc nie tylko moją pasję poznawczą, obiecało pomóc wszędzie tam na terenie miasta, gdzie ze względów technicznych i prawnych będzie to możliwe. My zaś obiecaliśmy pełną informację i dokumentację tego, co w podziemiach ustalimy. W tej sytuacji, już w najbliższą niedzielę po tym spotkaniu, mogłem wejść do podziemi korzystając z głównego, najbardziej znanego wejścia.

Rafał C., który zaprosił mnie na niedzielna wycieczkę, zjechał do podziemi wraz z moim redakcyjnym kolegą Sławkiem Żurkiem. Zjechali nie bez pewnych trudności (ogromna ilość śmieci i ciasnota) wspomnianym już szybem, z zadaniem spotkania się z moją grupą już na dole, w podziemiach. I rzeczywiście, obie grupy, posługując się poniemieckim planem, bez trudu po pewnym czasie spotkały się w umówionym miejscu. I rozpoczęła się pierwsza wspólna penetracja i próba dokładnego zwiedzenia i poznania rozległego systemu korytarzy.

Miejskie magazyny?

Tego dnia zwiedziliśmy tylko miejskie magazyny, bo taką chyba funkcję pełniła ta część podziemi, do której prowadzi najbardziej znane, główne, po części ozdobne wejście. Jest to kilka ogromnych, zarówno powierzchnią, jak i wysokością, obudowanych kamienną licówką komór, w których można było w warunkach stałej temperatury i wilgotności przechować wieleset ton najróżniejszych zapasów. Komory te są doskonale wentylowane, a część z nich, zapewne w przeszłości ogrzewana, jest dodatkowo obudowana cegłą. To właśnie tu, przez długie lata, mieściły się magazyny rybne. Dziś jest to kilkaset metrów kwadratowych podziemi, w prawie doskonałym stanie technicznym, które właściwie można wykorzystać na każdy rodzaj działalności – np. na stylową gastronomię. Wymaga to jednak niemałych nakładów na ich adaptację do współczesnych potrzeb. Tak wielkich, że wielu przedsiębiorców zainteresowanych zagospodarowaniem podziemi, po ich obejrzeniu chyba przestraszyło się skali przedsięwzięcia…

Kilometr chodników

„Magazynowa” część podziemi specjalnym, betonowym tunelem łączy się z bardzo rozległą siecią korytarzy, które są dopiero „stanem surowym” strategicznego, miejskiego schronu. Jego budowę rozpoczęto najprawdopodobniej w lipcu 1944 roku i w krótkim czasie wybrano tam około jednego kilometra tuneli. Tylko część z nich, około 10 procent całości, jest osłonięta betonowym płaszczem. Jest to imponujący skalą wykonanych robót labirynt wyciętych w skale korytarzy, przygotowanych na duży schron. O skali wykonanych robót świadczy to, że po wszystkich chodnikach swobodnie może się poruszać auto wielkości „Żuka”.

Przebieg korytarzy jest w zasadzie zgodny z zachowanymi planami, jednak przy dokładnym porównaniu widać, że im bliżej było końca wojny, tym większe były odchylenia od przyjętych założeń. Być może działano w pośpiechu, ale bardziej prawdopodobne jest chyba to, że wszyscy pracujący tu więźniowie i ich nadzorcy, ułatwiali sobie życie „wojenną fuchą”.

Do dziś zachowały się i w planach, i w rzeczywistości ślady po pełnej infrastrukturze bytowej, przygotowanej dla tysięcy ludzi. Od śladów po liniach energetycznych do wyjść rur kanalizacyjnych, przygotowanych do zainstalowania… sedesów. To, co poza rozmiarami podziemi jest naprawdę ciekawe, to właśnie skala inwestycji w infrastrukturę. Chodziło bowiem o to, by wielu ludzi, w przyzwoitych warunkach, mogło bezpiecznie spędzić dłuższy czas pod ziemią. Zapewne, gdyby wojna trwała jeszcze jakiś czas, dziś mielibyśmy pełnowartościowy, wielki, podziemny schron.

Trzeba to zabezpieczyć

Wraz z kolegami wykonaliśmy kilka prostych, ale pewnych badań, które potwierdzają niemiecka dokumentację, czyli to, że podziemia miały być wygodnym schronem dla mieszkańców miasta. Potwierdza to zarówno sposób budowy, gwarantujący pewną i stabilną wentylację całości podziemi, jak i do dziś zachowana drożność systemu ścieków bytowych, a także ujęcie i system doprowadzania wody. Podziemia te są ciekawe jako zabytek szczególnego rodzaju architektury, ale przy ich uważnym i rzeczowym oglądaniu… gdzieś ginie cały czar wielkiej tajemnicy i skarbów.

Pomimo tego podziemia są, niestety, intensywnie penetrowane. Kiedyś, co widać po resztkach urządzeń, w pewnej ich części była zapewne pieczarkarnia. Dziś ktoś w tym i wielu innych miejscach kopie i wierci, szukając drugiego dna korytarzy i zapewne skarbów. Jednak póki co „skarb” odkryli koledzy, którzy zjeżdżali szybem wentylacyjnym. Tam bowiem znaleźli wrzuconą przez złodzieja teczkę z kompletem dokumentów, a nawet kartami kredytowymi.

W jednym z tuneli ktoś prowadzi obecnie na tyle poważne roboty, że przedłużając go, niebawem dotrze na powierzchnię, otwierając w parku kolejne, nieoficjalne wejście do podziemi.

Co gorsza, w podziemiach spotkałem kilku chłopców, którzy odgrzebywali zasypane śmieciami wejście i z latarkami penetrowali labirynt. Problem jest jednak w tym, że płona skała, nie zabezpieczona betonem, po wielu latach wietrzenia osypuje się, w niektórych miejscach tworząc zawały, a to może grozić śmiercią. Podobnie jak wejście do szybu wentylacyjnego (jest odsłonięte), co nieprzygotowanym penetratorom grozi upadkiem z wysokości kilku pięter.

W czasie, gdy penetrowaliśmy podziemia, wydawało się, że słyszymy głosy innych przebywających w nich ludzi. Pomimo poszukiwań nikogo nie spotkaliśmy. Jak się jednak później okazało, ktoś rzeczywiście tam był. Tego wieczoru dokonano bowiem włamania do pomieszczeń LOK-u stojących nad lochami. Złodzieje podobno weszli do piwnic LOK-u od dołu, właśnie od strony podziemi.

*

Być może warto, by ktoś dokonał fachowych badań stanu technicznego choćby części podziemnych korytarzy pod parkiem. W przypadku ich pozytywnego wyniku można tam wytyczyć kilkusetmetrową trasę przeznaczoną do zwiedzania, bo tego rodzaju atrakcje są dość rzadkie i na pewno wzbudzą zainteresowanie. Jeśliby jeszcze taką trasę wzbogacić odpowiednią ekspozycją, choćby z zasobów jeleniogórskiego muzeum, byłaby to prawdziwa atrakcja, a być może nawet turystyczny skarb. Może warto spróbować?

Marek Chromicz

Fot. Polska-org

7 komentarzy

  1. Kolejasz z lwufka Odpowiedź

    My w lwufku, w takich schronach, to byśmy pociongi chowali. Ale nie mamy pocionguw ani schronuw

    • wieśniak z fsiocłafia Odpowiedź

      Już teraz śm ierdzi kupą z twoich gaci, wsiocławski sm rodzie. Musieli cię nieźle gwałcić koledzy w podstawówce, że taki pomylony jesteś. Trzymaj się lepiej jak najdalej od gór przyg łupie o inteligencji krawężnika, bo sobie znowu krzywdę zrobisz.

      • Trole z Wrocławia mieszkają w dziurach zabitych dechami i zazdroszczą innym miastom że są atrakcyjne i odwiedzają je tłumy turystów. Na kolana trole z Wrocławia bo te miasta życie wam uratowały. Gdyby nie kurorty to byście w swoich oborach pozdychali.

  2. wsiocławiak wszawiak Odpowiedź

    Krótka piłka; Wrocław to główny śmietnik dolnośląskiej ziemi. Brud, sm ród, prostactwo. Nie wielu zostało rodowitych wrocławiaków. Miłych, kulturalnych i przede wszystkim inteligentych. Większość to ho łota z zabużańskich wsi. Pato-kołchoz. Wstyd mieć taką stolicę województwa.

  3. troll wsiocławski Odpowiedź

    Dawno nie byłem w Wrocławiu ale jest po staremu. Dalej wali knyszą, wieśniakom wrocławskim wali z pod pach, nawet z pod butów wali skarpetkami. Pociągi autobusy tramwaje całe zasyfione. Kto te bydło spłodził?

  4. historyk Leuthen Odpowiedź

    A Znacie może podanie o powstaniu pierwszej, historycznej nazwy Wrocławia? Otóż pierwszemu człowiekowi, który przybył na miejsce dzisiejszego Wrocławia, okolica wydała się tak wstrętna i obrzydliwa, że powiedział tylko „Bleee”. Po czym usiadł i zwalił klocka (dostał rozwolnienia). Tak powstała nazwa tego miejsca: Blee Sr.ał (która na przestrzeni dziejów ewoluowała w Breslau). A że znane powiedzenie głosi „Miliony much nie mogą się mylić”, do tej kupy g… zaczęli ściągać wieśniaki, którzy dobrze czuli się w smr.odzie i założyli osadę. Ta pierwsza, historyczna nazwa Wrocławia do dzisiaj ma swoje odzwierciedlenie w nazewnictwie, bowiem wielu mówi na to miasto „Klocław” zamiast „Wrocław”. Nawet nazwa „Klocław” jest bardziej właściwa, bo nawiązuje do historii.

  5. Jak to jest że nowy artykuł a mówi pustych podziemiach w miejscu gdzie jest atrakcja turystyczna TIME GATES?

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.