Tomasz Stanek: 41 lat, mieszkaniec Karpacza. Przedsiębiorca turystyczny, trener i były wybitny zawodnik narciarstwa zjazdowego, organizator wydarzeń sportowych. Pomysłodawca, a także inicjator starań o organizację Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Karkonoszach, Górach Izerskich oraz na terenie Niemiec i Czech.
– Na jakim etapie jesteś w swoich staraniach o organizację igrzysk w naszym regionie? Czy nie zraziłeś się hejtem, który spadł na Ciebie po ogłoszeniu tego pomysłu?
– Jest inaczej – hejt motywuje mnie do działania. Organizację igrzysk uważam za realną. Mieszkam w Karpaczu, ale interesuję się całym regionem, który ma niesamowity potencjał. Słynął kiedyś ze sportów zimowych. W Jakuszycach odbywały się zawody o Puchar Świata w biegach narciarskich, w Harrachovie organizowano wielkie zawody w skokach narciarskich, w Szpindlerowym Młynie rywalizowano w Pucharze Świata w narciarstwie zjazdowym, w Karpaczu był tor saneczkarsko-bobslejowy…
– Chcesz to wszystko połączyć i w oparciu o wspólny potencjał przygotować igrzyska?
– Mamy wszystko podane na tacy. Te obiekty są porozrzucane, ponieważ nasz region został zapomniany i zaniedbany. Wszystko zarosło – obiekty, ale i cała kultura sportowa – wyczynowa i rekreacyjna. Byłem radnym Karpacza, pełniłem funkcję przewodniczącego komisji sportu, kultury, promocji i spraw zagranicznych. Poznałem wtedy budżet miasta – 38 milionów złotych do wykorzystania. Z takimi pieniędzmi możemy tylko łatać dziury w asfalcie i wymieniać żarówki w lampach. Musimy polepszyć infrastrukturę w Karkonoszach – drogi, ale także tory saneczkowe, stoki narciarskie, trasy biegowe…
– Pod tym każdy się podpisze. Sztuką jest natomiast te plany zrealizować. Nie chodzi tylko o pieniądze. W górach wszystko trzeba uzgadniać z ochroną środowiska i dostosowywać do różnych przepisów. Nawet żeby wyciąć jedno drzewo na trasie narciarskiej. Jak chcesz to przeskoczyć? Jak chcesz przekonać opinię publiczną?
– Potrafię być brutalnym człowiekiem, dlatego wielu mnie kocha, a wielu nienawidzi. Mówię, co myślę. Moim zdaniem w Karkonoszach mamy bardzo słabych polityków–samorządowców w każdej gminie czy na poziomie starostwa. Każdy żyje z kadencji na kadencję, nikt nie ma wizji. Powinna być opracowana, a decyzję co do kierunku rozwoju Karkonoszy powinni podjąć w referendum mieszkańcy.
– Ale kto mógłby odpowiadać za politykę regionalną, skoro wójtowie i burmistrzowie są ograniczeni do granic swoich gmin? Może starostwo?
– Starostwo jest za biedne, by podjąć się tej roli. Myślę, że trzeba rozpocząć w tym zakresie komunikację pomiędzy instytucjami, jak również z mieszkańcami. Nie ma jej na poziomie regionu. Są tylko jakieś przestarzałe plany. Nie wystarczy dziś promować region ulotkami na targach. Taka forma promocji nikogo już nie interesuje. Teraz rządzą media! Problem w tym, że my nie mamy co w nich pokazać, bo to, co jest, zostało zniszczone. Trzeba to najpierw odbudować. Wystarczy spojrzeć na pocztówki sprzed 1945 roku – wszędzie były świetnie urządzone punkty widokowe, dbano o krajobraz, wszystko funkcjonowało. Jak jest dziś? Brakuje wizji, także w każdej gminie.
– Przed wojną społeczeństwo budowało tu kapitał społeczny przez setki lat. Były całe rody, od pokoleń. My jesteśmy tu wciąż nowi. Warto słuchać mieszkańców, jednak wielu z nich myśli tylko w perspektywie swojego pensjonatu – by zarobić, ustawić swoją rodzinę. Nie obchodzi ich szersza perspektywa. Sprzedadzą swój teren każdemu deweloperowi, który da dobrą cenę. Co ma zrobić wójt, gdy u swych drzwi ma takich ludzi? Nawet, jeśli ktoś ma tak szlachetne intencje, jak ty.
– Kiedyś w Karkonoszach budowało się społeczność poprzez kluby sportowe. W Karpaczu mieliśmy klub sportowy Śnieżka, w którym wszyscy – reprezentanci bodaj sześciu dyscyplin – żyli razem. Spotykali się wieczorami, dyskutowali. Obecnie widzę podobne zjawisko – w innej formie – w Jakuszycach, w działalności Stowarzyszenia Bieg Piastów. Budowana jest tam niesamowita siła w ludziach – poprzez wspólne organizowane różnych wydarzeń rekreacyjno-sportowych.
– Buduje się społeczność, która chce tworzyć lepszy świat?
– Tak, tym bardziej, że teraz wielu Polaków stawia na sport i rekreację, odstawia alkohol i inne używki. Stajemy się fit-ludźmi. Wszyscy coś trenują. Dbamy o siebie. A przy okazji sport nas łączy ponad różnymi podziałami, także politycznymi. Jakuszyce w Szklarskiej Porębie są dobrym przykładem. Powstaje tam przecież nowoczesny ośrodek sportowy. Stało się to możliwe dzięki Julianowi Gozdowskiemu, który potrafił łączyć różnych ludzi. Oczywiście, doprowadzenie do tej budowy trwało długie lata, ale jednak efekt został osiągnięty.
– Wróćmy do igrzysk w Karkonoszach. 2030 czy 2034?
– Przespaliśmy okres składania aplikacji, więc 2030 już nam nie wyjdzie, ale jeśli wszyscy przemyślimy tę sprawę i przekonamy się, że pomysł jest realny, w 2034 będziemy gościć sportowców najwyższej klasy z całego świata. Dzięki temu zbudujemy naszemu regionowi globalną markę. Nie będziemy już musieli jeździć z ulotkami na targi.
– Twoje idee są bardzo odważne. Myślisz inaczej niż wielu ludzi z naszych stron. Skąd się tutaj wziąłeś? Jesteś z Karpacza, ale wiele czasu spędziłeś gdzie indziej.
– Do piętnastego roku życia mieszkałem w Karpaczu. Trenowałem narciarstwo zjazdowe.Za umożliwienie uprawiania tego jednego z najpiękniejszych sportów na świecie jestem bardzo wdzięczny moim rodzicom. To były inne czasy – nie było telefonów komorkowych ani innych technologicznych atrakcji. Czas spędzałem na stoku, w barwach klubu Śnieżka. Miałem pewne osiągnięcia, zostałem zauważony przez pana trenera Jurka Birgera, który wyjechał do Niemiec i został trenerem kadry tego kraju. Zaproponowano mi stypendium sportowe w Niemczech pod warunkiem, że zmienię obywatelstwo na niemieckie, by startować w barwach Niemiec. Decyzja była bardzo trudna – był rok 1995, w Polsce ciężki okres prywatyzacji, w Karpaczu kluby – pozbawione wsparcia państwa – zaczęły padać. Zdałem sobie sprawę, że jeżeli chcę kontynuować przygodę z nartami, muszę spakować się, pożegnać i wyjechać do niemieckiego internatu. Dziękuję rodzicom za umożliwienie mi tego. Dla nich również nie była to łatwa sytuacja.
– Jak było w Niemczech?
– Prawdziwa szkoła życia. Gdy wyjechałem, miałem 15 lat, ale czasy były inne. Nie było możliwości – jak dziś – rozmawiać z bliskimi przez komunikatory. Nie było telefonów komórkowych. W ogóle świat był inny. Ten czas okazał się dla mnie dość brutalny, ale wzmocnił mnie na tyle, że gdy wróciłem do Polski po 15 latach, jako trzydziestolatek, lepiej mi się rozmawiało ze starszymi ludźmi niż z rówieśnikami.
– Co cię tak zbudowało w Niemczech?
– Uprawianie sportu zawsze wzmacnia. Szkoła tego nie da: ryzyka, sukcesu, podnoszenia się po porażce, życia w grupie… Przyswojenie sobie tych wartości i umiejętności zrobiło ze mnie twardziela, który nie boi się ryzyka, biznesu ani porażek.
– Jakie wrażenia odniosłeś po powrocie do Polski?
– Było gorzej, niż gdy wyjeżdżałem. Infrastruktura narciarstwa zjazdowego niedostosowana do współczesnych wymogów, leży! Pomyślałem: tak nie może być. Siedliśmy sobie przy stoliku z moim przyjacielem Radkiem Jęckiem, który był wtedy radnym, i postanowiliśmy to zmienić.
– Radkiem Jęckiem, czyli obecnym burmistrzem Karpacza, już drugą kadencję.
– Tak. Wtedy postanowiliśmy, że on będzie kandydował na burmistrza, a ja na radnego. Założyliśmy komitet wyborczy Aktywny Karpacz i zaczęliśmy działać.
– Wygraliście wybory. Radosław został burmistrzem, ty radnym…
– I 4-letni okres pracy w roli radnego pozwolił mi zrozumieć, dlaczego nie możemy wielu rzeczy naprawić, zmienić.
– Dlaczego?
– W Polsce mamy problem z prawem i biurokracją. Zawsze myślałem, że w Polsce buduje się drogi i prowadzi różne inwestycje pod koniec kadencji, by pokazać, że się coś robiło, i wygrać wybory. Otóż nie! Problem leży w papierach. Możesz mieć świetne idee, ale zanim spełnisz wszystkie formalności, mijają lata. Nauczyłem się cierpliwości, choć z natury istnieją u mnie tylko dwie literki: A i B, czyli – idziemy tą drogą lub nie. Nie ma rozwiązań pośrednich. Takim też jestem człowiekiem – gdy ktoś mnie zrazi, nie ma powrotu do przyjaźni.
– Masz klub Skivegas, który odniósł sukcesy.
– Wiele osób chciało, by ich dzieci były szkolone przez braci Stanków. Z czasem narodził się z tego klub. Z dzieci bananowych, które nie umiały – jak to w Polsce – nawet chodzić czy biegać, powstała w ciągu ośmiu lat grupa, która w tym roku na młodzieżowym Pucharze Polski zajęła czwarte miejsce na 54 kluby. To niesamowity sukces dla całych Karkonoszy. Jak widać, z polską młodzieżą można współpracować i odnosić sukcesy, ale problem tkwi w braku bazy treningowej.
– Mamy Karkonoski Park Narodowy, więc podejrzewam, że rozmowy z nim na ten temat nie są łatwe.
– Powiem szczerze: to największy szkodnik w Karkonoszach. W Niemczech sprawy załatwia się tak: przy stole zasiadają dyrektorzy parku narodowego, związku sportowego, burmistrz i grono ludzi, którzy przedstawiają swoje propozycje. Wspólnie ustalają rozwiązanie, które za miesiąc jest realizowane. U nas to niemożliwe. Argumentacja KPN na temat braku możliwości poprawy infrastruktury narciarskiej, mówienie, żeby nie porównywać naszych Karkonoszy z czeskimi, bo są znacznie mniejsze, jest dla mnie nie do przyjęcia. Oni sami stwarzają przepisy, które uniemożliwiają rozwój bazy narciarskiej. Pod względem nadążania za trendami nie jesteśmy w stanie konkurować z Czechami.
– Dziękuję za rozmowę
Leszek Kosiorowski
Możesz zobaczyć też materiał filmowy:
3 komentarze
„Dedykuję ten medal mojej dziewczynie Julii” – powiedziała Katarzyna Zillmann, polska wioślarka, która wraz z koleżankami zajęła drugie miejsce w igrzyskach olimpijskich w Tokio w rywalizacji czwórek podwójnych wraz z: Marią Sajdak, Martą Wieliczko i Agnieszką Kobus-Zawojską
Tym samym dokonał się kolejny coming out w polskiej reprezentacji olimpijskiej na igrzyskach w Tokio. Wcześniej uczyniła to Aleksandra Jarmolińska
„Ludzie. Kochajmy się wszyscy. Tak po ludzku. Nie mówmy, kogo możemy kochać a kogo nie. Miejmy otwarte oczy na potrzeby innych osób” – zaapelowała Zillmann
Wspaniałe dziewczyny LGBT.
I kto tym razem za to zapłaci? No tak! Ludzie, plebs który nie ma pojęcia o tym, że jest okradany! Ja jako wolny człowiek na mocy prawa naturalnego nie zezwalam nikomu na niszczenie wspólnego dobra jakim jest NASZA WSPÓLNA ZIEMIA! Jest dość miejsc dla tych którzy preferują sporty zimowe. Włochy, Austria, Szwajcaria, Francja, USA, Kanada! Niech oni organizują rozrywkę dla mas – zgodnie ze słowami: „Dajcie im rozrywkę i chleb, a nigdy nie podniosą buntu!”
Drogi panie były radny, wraz ze swoim przyjacielem burmistrzem nie zrobiliście nic dla sportów zimowych. Jedyny wasz spektakularny sukces to wybudowanie pustego stadionu za grubą kasę dla waszych chorych ambicji. Zarówno Ty Misiu, jak i Jęcek jesteście polityczne cieniasy. Trzeba było się uczyć, zdobyć dobre wykształcenie, dobry zawód… a tak to najlepiej będzie jak zajmiecie się tym na czym się znacie, jazdą na nartach.