„Nie odchodzi się tak naprawdę zupełnie
Bo mimo wszystko – zostaje się w czyjeś pamięci
i czyimś czekaniu…”
Wisława Szymborska
– Moja znajomość z Wandą trwała 40 lat. Mogę o niej opowiadać tylko w samych superlatywach. To wyjątkowa postać, absolutny pracoholik, osoba niezwykle kompetentna i bardzo sprawna organizacyjnie. W Urzędzie Wojewódzkim w Jeleniej Górze Wanda pracowała prawie 20 lat. Na stanowisku dyrektora Wydziału Organizacyjno – Prawnego i Kadr, potem dyrektora Biura Kontroli. Dzięki Niej Wydział i Biuro UW funkcjonowały w sposób prawidłowy i doskonale spełniały swoje ważne zadania. W 1989 roku Prezes Rady Ministrów przyznał Jej tytuł „Zasłużonego Pracownika Państwowego”. Wandę odznaczono Złotym Krzyżem Zasługi. Była osobą na wskroś uczciwą i uczynną, życzliwą ludziom. Bezinteresownie pomagała współpracownikom i petentom Urzędu w trudnych sprawach. Zawsze nasze kontakty cechowała serdeczność. Pamiętaliśmy o swoich imieninach, urodzinach i okolicznościowych imprezach. W 2015 roku zdiagnozowano u Wandy zaawansowaną chorobę nowotworu złośliwego. Dwukrotnie Ją operowano. Wanda szczególnie zaimponował mi w ostatnim okresie choroby. Nie poddawała się, dzielnie walczyła, nawet tryskała optymizmem – wspomina były wojewoda jeleniogórski Jerzy Gołaczyński.
Urodzona w Wielmoży koło Pieskowej Skały (krakowskie) Wanda Maciąg z rodzicami i rodzeństwem zamieszkała w Jeleniej Górze. Tutaj ukończyła technikum ekonomiczne i podjęła pracę w księgowości materiałowej Dolnośląskich Zakładów Wyrobów Papierniczych. Szybko została starszą księgową, z czego jako jeszcze nastolatka była
bardzo dumna. Zachęcona przez przyszłego męża, studenta prawa Tadeusza Titowa, studiowała zaocznie na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Zawsze dokładna i sumienna w pracy, zasłużenie awansowała. Po ukończeniu studiów krótko była asystentem dyrektora w Jeleniogórskich Zakładach „Zremb”. Potem, po reformie administracji państwowej, znalazła zatrudnienie w Urzędzie Wojewódzkim. Gdy stwierdziła, że na terenie województwa jeleniogórskiego jest miejscowość Świętoszów, a w Urzędzie brakuje jakichkolwiek danych, wysłała tam służbowo dwóch inspektorów. Zamiast tego samego dnia urzędnicy wrócili po dwóch dniach. Z podejrzeniem… szpiegostwa zostali zatrzymani na polecenie dowództwa wojsk radzieckich. To zdarzenie, jak wspominała Wanda Titow, nauczyło Ją podejmowania przemyślanych, racjonalnych decyzji dyrektorskich.
Gdy uzyskała uprawnienia radcy prawnego, pracowała dodatkowo w tym zawodzie w ograniczonym czasie. Po zmianie ustrojowej w Polsce założyła i prowadziła Agencję Usług „Aspekt”. Po przejściu na emeryturę czynnie i merytorycznie pomagała mężowi w Kancelarii Adwokackiej.
-Wandeczka była wręcz ilustracją przysłowia „Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle” przyznaje Tadeusz Titow. – Potrafiła załatwić sprawy właściwie niemożliwe. Przykładowo w stanie wojennym pojechała do Urzędu Rady Ministrów prosić o dodatkowe dotacje. Załatwiła nie tylko wyższą dotację dla województwa, ale dodatkowo duże przydziały masła i margaryny. Zarejestrowała przywieziony z Anglii samochód z kierownicą po prawej strony argumentując, że tak kierownica jest… tak pośrodku. Miałem z żoną pewien kłopot. Chciała uważać się za prawnika nie gorszego ode mnie, docenianego za wiedzę i umiejętności zawodowe. Znalazłem sposób. Po Wandeczkę przyjeżdżałem do Urzędu po pracy i zawsze był jakiś problem prawny do rozstrzygnięcia. W rozmowie naprowadzałem Ją na rozwiązanie sprawy. Potem stwierdzałem, że to Ona poradziła sobie z problemem. Mówiłem, że ja bym nie potrafił. Wtedy we wszystkim byłem dobrym mężem. „Nusia”, jak się też do Niej zwracałem, nie doczekała 50-lecia naszego związku małżeńskiego. Do świętowania Złotych Godów zabrakło tylko roku.
-Zapamiętam mamę jako uroczą osobę, pełną energii i radości, którą przekazywała innym. Inspirowała swoim działaniem i podtrzymywała na duchu. W pracy i w działaniu z ludźmi miała wiele cierpliwości. Pamiętam, jak w domu systematycznie wprowadzałam kuchnię wegetariańską. Ukoronowaniem moich wysiłków kulinarnych była zupa z wiórków kokosowych. Smakowała jak zupa drwala, ale mama tylko uśmiechnęła się i zjadła swoją porcję. Bez słowa sprzeciwu na kilka dni przyjmowała moich przyjaciół traktując ich jak domowników. Mama była naszym ”łącznikiem”. Systematycznie, podczas wielu spotkań, wyjazdów i rozmów, zacieśniała więzy rodzinne. Potrafiła rozwiązywać i łagodzić spory. Mamę wyróżniały też empatia, dobre zarządzanie i zainteresowanie historiami bliskich – wspomina córka Katarzyna.
Dla pełnoletnich aktualnie wnuczek Aldony i Kaliny oraz 14-letniej Mai, babcia Wandzia była jedyną w swoim rodzaju, niezwykłą kobietą. Wzorem do naśladowania. Babcią najlepszą pod słońcem, zawsze cierpliwą i uśmiechniętą.
– Pomimo życiowych utrudnień i choroby babcia walczyła i starała się być przy nas, jak najdłużej. Patrzeć jak dorastamy, jak podejmujemy ważne decyzje, w których zawsze nas wspierała. Dzięki Niej wyrosłam na odpowiedzialną, uczciwą i uczynną osobę. Każdego dnia babcia Wandzia telefonowała, aby dowiedzieć się, jak minął mój dzień. Każdemu życzę mieć w swoim otoczeniu taką fantastyczną i bliską duszę. Najwspanialsza babciu, dziękuję za każdą chwilę, którą mogłam z Tobą spędzić. Zawsze kochająca Cię wnuczka Aldona.
Choroba nowotworowa pokonała Wandę Titow. Zmarła 20 sierpnia 2017 roku w szpitalu w Szklarskiej Porębie. Pożegnano Ją z wielkim żalem i wdzięcznością. Będzie Wandy brakowało.
Henryk Stobiecki
Archiwum Nowin Jeleniogórskich