Rozmowa z Januszem Jachnickim, bardzo zajętym emerytem, poetą, podróżnikiem i przewodnikiem, który 2 grudnia w Książnicy Karkonoskiej promował swój najnowszy tomik wierszy pt. „Jeszcze”.

Rocznik 1947. Urodził się w Wałbrzychu, ale kiedy miał 6 tygodni, rodzice przeprowadzili się do Jeleniej Góry. Tu spędził dzieciństwo i wczesną młodość. W latach 1971-2003 mieszkał w Trójmieście. Ukończył Uniwersytet Szczeciński, pracował w wielu zawodach: był monterem w telekomunikacji, sprzedawał lody na plaży, był kelnerem, fotografem, ślusarzem, nauczycielem zawodu, instruktorem żeglarstwa, cyrkowcem w szwajcarskim cyrku Fliegenpilz, kierownikiem sklepu, szefem wydziału radiokomunikacji, analitykiem ekonomicznym. W porcie gdyńskim pracował jako doker i liczman. Od 1979 roku współpracował z opozycją demokratyczną. W 1982 roku był internowany w Czerwonym Borze. Po przejściu na emeryturę powrócił w rodzinne strony i nadal jest aktywny na różnych polach: jest przewodnikiem górskim i trójmiejskim, instruktorem żeglarstwa i nordic walking. Uczestniczy aktywnie w zajęciach Uniwersytetu Trzeciego Wieku Karkonoskiej Państwowej Szkoły Wyższej, gdzie był jednym z założycieli kabaretu Bella Mafia, który prowadził przez trzy lata reżyserując, pisząc teksty, opracowując scenografię i występując. Ostatni jego program pt.”Senior marzy” był dwukrotnie prezentowany na scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Wciąż jest optymistą, niepoprawnym romantykiem i wielbicielem kobiet ciekawym życia. Stara się robić to, co lubi: jest przewodnikiem górskim, żegluje, tworzy witraże, uczestniczy w zajęciach tanga argentyńskiego i pisze wiersze. Zadebiutował w 2016 roku tomikiem „Żeby być”, który został bardzo dobrze przyjęty przez czytelników. Teraz oddaje w ich ręce kolejny, zatytułowany „Jeszcze…”

– Czy ty czekałeś na emeryturę.

– Tak, ja jestem właśnie takim człowiekiem, który z utęsknieniem czekał na emeryturę, bo wiedział, że wtedy będzie już mógł spokojnie realizować swoje pasje i swoje marzenia.

Czy to oznacza, że to, co robiłeś dotychczas, w swoim życiu zawodowym, to nie była pasja?

– Nie

– Czy miałeś jakiś plan konkretny na po…

– Muszę przyznać, że udało mi się, wykorzystując odpowiednie okoliczności, będąc analitykiem przewidywałem, że firma w ciągu ok. 3 lat ulegnie likwidacji i to pozwoliło mi odejść 10 lat wcześniej na emeryturę z odprawą. Byłem spokojny, że ta odprawa będzie jakimś uzupełnieniem emerytury pomostowej, którą dostałem, a to pozwoli mi na pewną swobodę realizacji siebie i swoich pasji.

– A kim jesteś zawodu.

– Jestem ekonomistą. Wcześniej byłem elektronikiem.

– Czyli pracowałeś zawodowo jako ekonomista, po czym przeszedłeś na emeryturę i…

– I w dzień po przejściu na emeryturę wypłynąłem w morze w rejs jachtem.

– Rozumiem, że miałeś odpowiednie przygotowanie do tego.

– Tak, ja jestem instruktorem żeglarstwa, sternikiem morskim i załoga czekała już na pokładzie, żebym ja mógł popłynąć z nimi w morze.

– I daleko popłynęliście?

– Pływaliśmy po Bałtyku.

– Już wtedy pisałeś wiersze?

– Tak. Ja pisałem wiersze jeszcze w latach 60-tych, ale były one, z dzisiejszego punktu widzenia, dosyć proste, jak sądzę, romantyczne. I nie zachowały się.

– Podarłeś je, spaliłeś?

– Nie, nie przywiązywałem do tego wagi, nie archiwizowałem.

– I co jeszcze robiłeś, kiedy przeszedłeś na emeryturę, oprócz żeglowania i pisania poezji?

– Byłem przewodnikiem po Trójmieście – to też była moja pasja, Poza tym, życie tak się ułożyło, że musiałem wrócić w rodzinne strony do Jeleniej Góry, bo moja mama złamała biodro, a miała 93 lata i trzeba się było nią opiekować. Więc przyjechałem tutaj, opiekowałem się mamą i po prostu zostałem.

– Żałujesz?

– Nie.

– Z przepięknego Trójmiasta, znad morza z dalekim horyzontem, a tutaj góry może nie najwyższe, ale jednak… Na nartach jeździsz?

– Tak

– Tu się nauczyłeś?

– Nie, nie. Już w Trójmieście. Tutaj jeździłem na sankach w Śnieżce Karpacz, a ponieważ treningi miałem przez cały tydzień, a zawody odbywały się w soboty i niedziele, nie było kiedy nauczyć się jeździć na nartach. Natomiast, kiedy mieszkałem na Wybrzeżu, pojechałem na obóz narciarski i tam się nauczyłem.

– To tak wędrowałeś z gór nad morze.

– Tak a po latach wróciłem.

– Czyli – urodziłeś się tutaj?

– Tak, w Wałbrzychu. Miałem 6 tygodni, jak przyjechałem do Jeleniej Góry

– A kiedy stąd wyjechałeś?

– W 1971 roku

– Do pracy?

– Nie. Ożeniłem się z gdańszczanką.

– Ale wracając do emerytury: piszesz wiersze, jesteś przewodnikiem, żeglujesz i co jeszcze robisz?

– Jeszcze zajmuję się witrażami, wciąż uczę się tanga argentyńskiego, podróżuję bliżej i dalej, pływam (w basenie). No – ruszam się

– Jeżeli powiem, że wesołe jest życie staruszka, to nie będzie przesady (pomijając wiek, bo staruszkiem nie jesteś)…

– Jestem. Myślę, że wesołe może nie zawsze, ale niesamowicie zajmujące. Ja na emeryturze w ogóle nie mam czasu wolnego i muszę przyznać, że, aby te wszystkie zajęcia poukładać (a przecież trzeba jeszcze bieżące sprawy „życiowe” załatwiać), to trzeba dosyć precyzyjnie planować.

– A wielu masz kolegów, którzy są tak zajęci na emeryturze, tak spędzają czas, jak ty?

– Nie, przyznam, że nie spotkałem…

– Uważa się, że osobami bardziej ruchliwymi i szukającymi sobie zajęć na emeryturze, są kobiety, a mężczyźni raczej są wycofani Kiedy kończy im się etatowa praca zawodowa, nie bardzo potrafią sobie znaleźć miejsce. No, może czasem jest to działka… Jak ty jesteś postrzegany przez znajomych?

– Muszę przyznać, że to jest trudne dla mnie pytanie, bo ja nie jestem zbyt towarzyski i nie mam zbyt wielu kolegów. Mam jednego przyjaciela, którym jest Andrzej Mateusiak i grono znajomych. Z kręgu przewodnickiego znam dużo ludzi i bierzemy udział w imprezach, spotykamy się na szlakach. Z jednymi znam się bliżej z innymi trochę dalej.

– Co byś mógł, jako człowiek aktywny, poradzić osobom, które na emeryturze czują się trochę zagubione, może samotne.

– Nie bać się wyjść z domu, nie bać się spróbować robić coś, czego nigdy wcześniej nie próbowali i nawet nie przypuszczali, że mogą spróbować. Jestem uczestnikiem Uniwersytetu Trzeciego Wieku i tam chodziłem na zajęcia do pracowni malarskiej, prowadziłem kabaret. Brałem udział w różnych zajęciach i myślę, że tego typu działania otwierają ludzi, poznaje się nowe środowisko. Po prostu trzeba umieć się otworzyć, wyjść i powiedzieć „dzień dobry, nazywam się tak i tak”… Jeśli ma się jakieś bariery, to trzeba je po prostu przełamać. Ja takich barier nie mam – jestem ekstrawertykiem, otwartym na świat, staram się dużo czytać. Dla mnie czytanie jest jedną z najpiękniejszych rozrywek i każdą wolną chwilę poświęcam na czytanie.

– A jaką literaturę lubisz?

– Literaturę faktu, biografie, w tej chwili na przykład czytam wydaną niedawno biografię księdza Tischnera.

– Podróżujesz?

– Tak, ta praca w przewodnictwie pozwala mi zdobyć środki na swoje podróże. Byłem dwa razy w Ameryce Południowej, w Patagonii, Ziemi Ognistej, Boliwii, Peru, Chile, Argentynie, Brazylii. Także żeglując – płynąłem wzdłuż najdłuższego fiordu norweskiego „Sognefjord”, który ma 203 km długości. W tym roku byłem na Islandii, prowadziłem rejs w Chorwacji i skoczyłem na spadochronie, oczywiście w tandemie .

– Czy wędrujesz z równolatkami, czy z osobami młodszymi?

– Nie ma żadnych ograniczeń. Na Islandii byłem najstarszym uczestnikiem. W Ameryce Południowej (to były niewielkie, kilkuosobowe grupy) też. Chodzi o sprawność fizyczną i gotowość do podróżowania i ciekawość świata.

– A jaki jest według ciebie sposób na podnoszenie sprawności fizycznej?

– Uważam, że najzdrowszą formą ruchu dla każdego w każdym wieku jest nordic walking. (Ja jestem też instruktorem nordic walking). Jest to sposób poruszania się angażujący 90 procent mięśni i pozwala to chodzić szybko przy odciążaniu całego układu kostnego. To jest fantastyczna forma ruchu, myślę, że nawet zdrowsza od pływania. Ale pływanie także bym polecał.

– Masz jeszcze jakieś plany na przyszłość?

– Odchodząc na emeryturę powiedziałem sobie, że od tego momentu będę robił tylko to, co lubię. I tak staram się żyć. Nie mam jakichś planów konkretnych. Chciałabym na przykład jako wolny słuchacz chodzić na zajęcia z filozofii na uniwersytecie. Nie interesuje mnie pływanie po morzach, jak to my mówimy – „popołudniowych”, ale chciałbym popłynąć w rejs w ciężkich warunkach. Marzy mi się rejs na Grenlandię, na Spitsbergen, dookoła Hornu… może wejście na Kilimandżaro.

– No, no… Niech się więc spełnią marzenia…

Dziękuję za rozmowę

Urszula Liksztet

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.