Ten dokument ogląda się jak horror lub przygody poszukiwaczy zaginionej arki. W każdym razie napięcie rośnie. Eksploratorzy zajrzeli do każdego zakamarka zamkniętej na cztery spusty zapomnianej trutnovskiej willi, która jest śladem wielkiego bogactwa dawnych tutejszych fabrykantów lniarskich. Głównym celem nielegalnego zwiedzania było zaspokojenie ciekawości, drugim – może dzięki udokumentowanym eksploracjom ktoś ważny pochyli się nad problemem i uda się zachować piękne dziedzictwo?

Petr Vondryska, 32-letni mechanik jednej z trutnovskich fabryk po pracy poświęca wiele godzin swojemu hobby (dla Czechów – koniček), w istocie wielkiej pasji, która zaowocowała już 20 amatorskimi filmami emitowanymi w Internecie. Zdecydowanie nie są to komercyjne projekty, raczej chęć przekazania tego, co sprawdził, poznał i podzielenia się efektami z innymi. Koniczek obejmuje setki godzin spacerów (eksploracji) po okolicy, nagrywania, montażu, sprawdzania źródeł i informacji, nagrywania komentarzy do filmów. Jest w tym również swego rodzaju odwaga, a głównie ciekawość, chęć jej zaspokojenia.

Od grzybów do fortyfikacji

– W dzieciństwie chodziliśmy z tatą na grzyby i zwykle natknęliśmy się na jakiś bunkier. Z lasu wyłaniał się kawałek betonu. Wówczas przyjmowałem to, jako naturalną sprawę, dopiero później zacząłem się tym interesować, zgłębiać temat. Przeczytałem mnóstwo literatury poświęconej fortyfikacjom z okresu I Republiki Czechosłowackiej (część linii obrony Czechosłowacji z lat 30. ubiegłego wieku, na podobieństwo Linii Maginota, zbudowano w regionie Trutnova – M.K.). Razem z kolegą robiliśmy mnóstwo zdjęć bunkrów – opowiada o początkach swojej pasji Petr Vondryska. – Pomyślałem, że można sfilmować wszystkie nasze odkrycia i podzielić się z innymi.

Pasja trwa długo, kręcenie filmów od czterech lat. Na początku Petr po prostu brał kamerę i nagrywał wycieczkę, w sumie bez pomysłu – jak sam dziś przyznaje. Później więcej czasu poświęcał na przygotowania: gdzie pójdzie, jakich informacji będzie potrzebował, co powie do kamery ewentualnym odbiorcom bezpośrednio na miejscu. Kreślił scenariusze. Sam, wszystko sam. – Gdy było trzeba, świeciłem sobie latarką i jednocześnie nagrywałem. Materiału było zawsze wiele godzin, bo dane miejsce odwiedzałem kilka razy. Potem montaż, dodanie komentarza i umieszczenie gotowego efektu w Internecie. Na swoim kanale w Sieci ma ponad 700 subskrybentów a każdy jego film ma od dwóch do nawet kilkunastu tysięcy odsłon.

W żołnierskim kręgu

Petr przyznaje, że światowa sieć YouTube, gdzie zamieszcza swoje filmy (każdy może – M.K.), pilnuje z całą stanowczością praw autorskich, na przykład dotyczących wykorzystanej muzyki w tle. Według ich znanym algorytmom potrafią wyłuskać czyjeś np. muzyczne „dzieło” i zablokować film. Tak się stało na przykład z filmem dotyczącym zanikłej wsi w okolicach Trutnova, gdzie Petr, bez względu na niewidoczne, zarośnięte niebezpieczne studnie, przedzierał się przez chaszcze, by dotrzeć do jakichkolwiek śladów ludzkiej tutaj obecności.

– Nie szkodzi. Nakręcę nowy. Poznałem świadka, ponad 90-letniego pana, który tam kiedyś mieszkał. Spotkamy się na miejscu i porozmawiamy – mówi eksplorator.

Tato i brat Petra również interesują się historią, należą do stowarzyszenia badającego i utrzymującego pamięć o Bitwie pod Trutnovem z 1866 roku, która rozegrała się tutaj pomiędzy armią pruską a austrowęgierską oraz ich tysiącach ofiar. Petr natomiast zajmuje się okresem późniejszym dotyczącym I Republiki Czechosłowackiej.

Urbex

Willa X w Trutnovie jest zamknięta i zablokowana, wokół rosną trawy i krzewy, po ogrodzie nie został nawet ślad. A jednak jest otwór, przez który można dostać się do środka. Kamery, lampa, latarki, aparat fotograficzny, to wyposażenie poszukiwacza, w tym przypadku przedstawiciela „urban exploration”, w skrócie urbex (czytaj ramka). Willa X była drugim przedsięwzięciem Petra z zakresu urbexu, po wycieczce do Sokolské boudy w górach. Chcąc, nie chcąc, zgodnie z umową z Petrem Vondryskou i zasadami urbexu nie możemy podać ani nazwy willi, ani nazwisk ich dawnych i obecnych właścicieli, ani tym bardziej adresu. Urbex kieruje się zasadą – nie pozostawiać po swojej obecności śladu, nie zdradzać miejsca eksploracji, w efekcie chronić przed kolejnymi wandalami. Dodajmy dla porządku, że w Trutnovie większość mieszkańców wie, o który obiekt chodzi. Dodajmy również, że nas nie obowiązują „urbeksowe” zasady, ale w tym przypadku trzymajmy się umowy i tajemnicy, bo winno być tajemniczo.

Willę X zbudował fabrykant z Trutnova pod koniec 19 wieku. W książce „Trutnov znany i nieznany” miejskiego kronikarza Antonina Justa (z 1990 roku) czytamy, że tenże fabrykant był bardzo bogaty. W fazie największego wzrostu jego fabryka miała 10 000 wrzecion i pracowało tu ponad 300 robotników. Dla naszej historii o willi istotne jest podkreślenie, że fabrykant bogacił się dzięki niewolniczej pracy, również ponad 80 dzieci a dniówka trwała aż 15 godzin. Syn założyciela fabryki, był z kolei pionierem spirytyzmu w mieście. Podobno organizował seanse spirytystyczne dla swoich robotników. Swoją drogą, w czasie budzących się ruchów związkowych, walczących z niewolniczym wykorzystywaniem siły roboczej, seanse były zapewne dobrym manewrem odwrócenia uwagi od zasadniczych problemów.

Wnuk fabrykanta natomiast, niezwykle zdolny konstruktor i wynalazca, był autorem nie tylko nowych maszyn przędzalniczych, ale i samolotów, między innymi samolotu z silnikiem nazwanej „Gołębica”; jego samoloty służyły lotnikom w I Wojnie Światowej, co ciekawe, zarówno po stronie niemieckiej jak austro-węgierskiej. Fabrykantom dobrze wiodło się również w okresie międzywojnia. Po II Wojnie Światowej willa i fabryka zostały znacjonalizowane. W willi było przedszkole i fabryczne biura. Po 1989 roku cały kompleks przeszedł w prywatne ręce. Obecnym właścicielem jest praska firma zajmująca się wynajmowaniem nieruchomości, w jej majątku jest zarówno willa, jak i rozległe budynki byłej fabryki lniarskiej – cały kompleks. Łatwo to sprawdzić przez internetową mapę katastralną.

Majestatyczny skarb

Wejdźmy wreszcie do opuszczonej willi fabrykanta, przez piwnicę, inaczej się nie da. Petr Vondryska razem z kolegą kilka dobrych chwil szukali jakiejś dziury do budynku, znaleźli (teraz jest już zabetonowana). Swoją eksplorację zaczęli od piwnicy, od prawdopodobnie dawnego składu żywności (tu walają się fragmenty opakowań), przeszli przez pralnię z dwoma pralkami chyba z lat 70. ubiegłego wieku i maglem z tego samego okresu. Zaglądają do każdej ślepej uliczki. Przechodzą na parter i tu nastaje zaskoczenie, którego początkujący eksploratorzy urbexu jednak nie mogli się spodziewać. Widzą piękny hol (westybul) ze zdobieniami, sztukateriami, malowidłami, stiukami, metalowe poręcze, schody, przestrzeń, światło i bałagan. Komentarze z offu: „Piękne! Ten widok nas oczarował. Majestatyczny skarb, jak w zamku!”. Koledzy penetrują inne pomieszczenia, ale wracają do holu przy głównym wejściu stale w zachwycie. Przy schodach znajdują na ścianie coś w rodzaju „księgi gości”. Byli i inni ciekawi. Dobrze, że nie mają pisaka, bo aż ich korci, by również zostawić jakiś napis, choć – zgodnie z regułami urbexu – i tak im niewolno. Sąsiednie pokoje (na dwóch poziomach, z każdego pokoju można przejść do kolejnego) mają sczerniałe ściany, czuć wilgoć i pleśń. W jednym z pomieszczeń na podłodze wala się jakiś zielony brudny pluszak, symboliczna pamiątka po przedszkolu. Wchodzą również do łazienek i toalet. Tekst na filmie z offu Petra Vondryski bez ujawniania niesmacznych szczegółów: „Nie jesteśmy tu pierwsi. Wizyta w toaletach jest dla ludzi o mocnych nerwach. Chyba nikt z odwiedzających nie pomyślał, że wody do spłukiwania dawno już nie ma.” Odkrywają również pomieszczenie z niezwykłym drewnianym sufitem, na oko dobrze zachowanym. Tekst z offu: „Czy to właśnie tutaj wywoływano duchy?”. Znajdują również całkiem nową wannę, jeszcze nierozpakowaną, gotową do montażu i inne urządzenia sanitarne oraz dokumenty, całą masę papierów, których nie mogą sfilmować, jeśli już są w kadrze jakieś treści na filmie zostają zamazane. Nie mają odwagi wejść na strych, schody zbyt mocno się chwieją.

Nie bali się, że ktoś ich przyłapie, przecież byli absolutnie nielegalnymi odwiedzającymi? A co, gdyby właściciel, zgłosiłby sprzeciw wobec tego typu penetracji a do tego ujawniania szczegółów z wnętrz w Internecie?

– Pchała nas ciekawość. Oczywiście, że mogły się wydarzyć jakieś nieprzyjemności. Oczywiście, że ktoś może mieć coś, przeciwko, ale w najgorszym wypadku nasz film zostanie zablokowany – przewiduje Petr Vondryska.

Z 15 godzin nagrania Petr zmontował 57-minutowy dokument, który od październikowej premiery obejrzało już 930 osób. Eksplorator przyznaje, że ma kolejne plany na urbeksowe filmy, ale nie zdradza szczegółów. Głównie jednak zajmuje się fortyfikacjami. Najbardziej dumny jest z filmu dotyczącego niedostępnego podziemia bunkra – twierdzy Dobrošov w Górach Orlickich, który miał aż 46 000 odsłon. Reakcje są różne, od zachwytów, po krytykę. – Raz nawet dowiedziałem się, że jestem „debilem”. Przeważają jednak pozytywne opinie. Kto by się przejmował rażąco głupimi komentarzami?

Urban exploration, w skrócie urbex lub eksploracja miejska, to odwiedzanie opuszczonych miejsc, budynków, kanałów i innych obiektów, na co dzień niedostępnych zwykłym ludziom. Eksplorerzy nagrywają filmy ze swoich zazwyczaj nielegalnych wycieczek i dzielą się treściami z innymi za pośrednictwem sieci. Zwiedzanie bunkrów nie ma jeszcze swojej odrębnej nazwy. Petr Vondryska upublicznia swoje filmy pod wspólnym tytułem „Opevnění na trutnovsku a náchodsku” (Fortyfikacje w regionie Trutnova i Náchodu). Dla zainteresowanych, filmy można znaleźć w Sieci pod adresem: https://www.youtube.com/user/Gargulga/videos

Marlena Kovařík

Archiwum Nowin Jeleniogórskich 2018 rok

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.