Wciąż mamy lato 2024. Do września niespełna trzy tygodnie. Jest jak w książce autorstwa Mai Wesołowskiej ”Noc na Perle Zachodu”… Literacka opowieść utrzymana w duchu retro kryminału właśnie pojawiła się na lokalnym rynku wydawniczym. Warto po nią sięgnąć, odłożyć na bok sprawy codzienne i zaczytać się. Czy jest to lekka, niezobowiązująca lektura? A może czai się w niej dojmujący ciężar gatunkowy? Jedno jest pewne, autorka puszcza do czytelników oko.

Pod koniec sierpnia 2003 roku, w Karkonosze, przybywa z Wrocławia, Tomasz Maj, fotoreporter i dziennikarz; odwiedza on Olę, malarkę z Jeleniej Góry. Razem, podczas wycieczki, na Zaporze Pilichowickiej znajdują zwłoki Hanny Szulc. Kolejno podejrzanymi w sprawie prowadzonej przez lokalną policję stają się szef firmy farmaceutycznej i mąż ofiary, Andrzej Szulc, a także jego córka, Marta. Wiedziony własnymi pobudkami, Tomasz wchodzi w rolę prywatnego detektywa. Sierpień przechodzi we wrzesień, w sennej Jeleniej Górze światło dzienne pada na tajemnice małżeństwa Szulców; losy bohaterów i bohaterek splatają się ze sobą w zaskakujący sposób!

Jeśli retro kryminał, to mamy tło historyczne, a nim, w tejże książce, są wczesne lata transformacji ustrojowej. Kto jeszcze pamięta tamte czasy? Wielu by chciało o nich zapomnieć, innych pociąga podróż do tamtych lat. Miejscami akcji są Jelenia Góra i karkonoskie okolice, nie tylko miejscami. Jelenia Góra jest pełnoprawną bohaterką! A zbrodnia, rozplatanie dramatycznych okoliczności i tajemnic? Z początku fabuła przebiega spokojnie, sprawa kryminalna zdaje się być mało wstrząsająca, trochę jakby przykryta patyną czasu. Dawne tajemnice i przestępstwa dla czytelnika w 2024 roku nie wydają się aż tak istotne. Pojawia się pytania w głowie czytającego: co mnie tutaj może zaskoczyć? Kiedy trup zacznie się „wreszcie” ścielić gęściej, a może ofiarą jest jedynie Hanna Szulc?

Bohaterowie „Nocy na Perle Zachodu”(cywile, policjanci) to ludzie których nie sposób polubić. Z wyjątkiem Oli, malarki. Ona, zajęta pracą po nocach, kopiowaniem obrazów, żyje we własnym świecie, sztuki i kolorów, nieświadoma tego, że zło wydarza się bardzo blisko niej. Obce jej są drobnomieszczański „mental”, „straszni mieszczanie”, ludzie biznesu oraz czarne sprawki przedstawicieli prawa.

Z biegiem zdarzeń napięcie narasta, bohaterowie stają się coraz bardziej nieprzyjemni w odbiorze; niemal każdy ma coś za uszami, autorka wyciąga na powierzchnię ich ciemne strony, uwikłania i kłamstwa. Przy tym, w relacjach, w rozmowach na temat głównej ofiary, przebija się brutalny „seksizm powszedni” tamtych czasów, nonszalanckie krytykowanie Hanny Szulc jako osoby o złym prowadzeniu się; aroganckie i mizoginistyczne oceny, najczęściej padające z ust stróżów prawa, ale także kobiet pracujących w Anmedzie.

Wytchnienie czytającemu przynosi miasto, Jelenia Góra! Jej ulice i zakamarki, których charakter tak bardzo urzeka turystów; a mieszkańcom każe odczuwać dumę z miejsca zamieszkania, mimo że go czasami nienawidzą i nazywają „dziurą”. Tak czuje i czyni sam Andrzej Szulc, który panicznie boi się, że największy sekret jego życia wyjdzie na jaw.

Tę powieść powinno się czytać z mapą miasta i innych miejsc, w których toczy się akcja! Tubylcom łatwo zanurzyć się we własnej pamięci i przemknąć w wyobraźni, np. spod arkad do cerkwi na głównym deptaku miasta lub pod Teatr Norwida. Znają przecież topografię regionu i jego historię na wylot. Przybyszom, czytelnikom spoza naszych terenów nie przyjdzie to tak łatwo, bo autorka potrafi dokonać prawie filmowych przeskoków. Nie tak szybko przecież da się piechotą przejść z Placu Ratuszowego na ulicę Wojska Polskiego, jeśli się nie zna miasta lub jest się w nim po raz pierwszy.

Maja Wesołowska, autorka związana z Jelenią Górą, puszcza oka do czytelnika wielokrotnie, trochę go wpuszcza w maliny, przeplata wątki duchologiczne z kryminalnymi. „Takie to były czasy, tacy byli ludzie wtedy” – zdaje się mówić. Zdyscyplinowany tekst i język powieści uwodzą! Dobór nazwisk w książce zaskakuje: np. komisarza Leona Wiśniewskiego; przecież tak się nazywał autor „Samotności w sieci”! O innych nazwiskach można pomyśleć „Ja chyba wiem kto, to jest; coś mi się kojarzy”. A do tego mamy tutaj jeszcze romanse z portalu randkowego, tajemnice denatki skrupulatnie zapisane w papierowym pamiętniku i zemstę po latach. Ach!

Sam tytuł tej debiutanckiej powieści jest zwodzący. Ktoś, kto oczekuje, że spędzi z książką i jej bohaterami gros czasu na „Perle Zachodu”, może się zawieść. Jednak, jak wiemy, jest tam pięknie, a miejsce to jest znane z „groźnych historii”. One się ujawnią, sceny stamtąd zmrożą krew w żyłach czytelników.

Mamy sierpień, który podobnie, jak w książce Mai Wesołowskiej, niebawem przeistoczy się we wrzesień. Jeleniogórski! Ten zbieg okoliczności może przyprawić o gęsią skórką lub wywołać w czytelnikach nostalgiczne wspomnienia o życiu w Kotlinie sprzed 21 lat. Każdy może wybrać sam, którym pójdzie tropem. Może oboma?

Na koniec tej literackiej podróży, po zamknięciu książki, po zarwanej nocy, może się zdarzyć, że kiedy nad Karkonoszami znowu wstanie słońce, wiele osób zacznie ją czytać od początku! „Noc na Perle Zachodu” to udany debiut, dobry kryminał oraz porywający wehikuł czasu!

Zachęcam gorąco do lektury!

Katarzyna Salus

Maja Wesołowska, Noc na Perle Zachodu. Seria „Z Biblioteki Ducha Gór”, Wydawnictwo Ad Rem, Jelenia Góra 2024; s. 251.

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Redaktor

887732136

Zgłoś za pomocą formularza.