Skrzynie odnalezione w piwnicach muzeum wywołały niemałą sensacje w całym Zgorzelcu, a wieści o tym wydarzeniu bardzo szybko wykroczyły poza miasto i powiat. O sprawie usłyszał cały Dolny Śląsk, bo temat podjęła lokalna prasa. A jak się niebawem okazało, nie było to ostatnie takie odkrycie w Zgorzelcu.

Chwytliwa historia „dużego skarbu”, odnalezionego w piwnicach poniemieckiego muzeum sprawiła, że sprawa została dosyć szeroko opisana na łamach ówczesnej prasy codziennej. W jednym z dzienników podawano, że skarb odnaleziony w Zgorzelcu zawierał około 200 kilogramów złota i srebra. A fakt, że wszystko znajdowało się zaledwie 250 metrów od granicy z państwem niemieckim, tylko potęgowało atmosferę sensacji. Jak dowodzono, znajdowały się tam m. in. przedmioty skradzione przez Niemców z innych muzeów w czasie drugiej wojny światowej. „Nie wiadomo jakie tajemnice kryją (…) jeszcze różne zakątki Dolnego Śląska” – pisano pod fotografią gmachu dawnego Kaiser-Friedrich-Museum, gdzie odnaleziono skrzynie.

Sumienie Pana Hendlera

W jednym z tekstów na łamach Wrocławskiego Kuriera Ilustrowanego, organu prasowego dolnośląskich struktur Polskiej Partii Socjalistycznej, przytoczono też dosyć ciekawy fakt, który nie pojawia się w żadnych w innych wycinkach prasowych odnalezionych w teczce sprawy. Jeżeli wierzyć spisującemu te słowa dziennikarzowi, pobudki Niemca, który przybył do Ratusza w Zgorzelcu i oznajmił, iż mogą wraz z żoną wyjawić pewną tajemnicę, nie były tak czyste, jak początkowo utrzymywano. W czasie rozmowy z polskimi urzędnikami miał on zaproponować, że jeżeli nie zostanie „repatriowany” (wysiedlony), tak jak pozostali Niemcy, to wskaże miejsce, gdzie został ukryty duży skarb. Niestety autor tekstu nic nie wspomina o tym, czy Polacy zgodzili się na warunki postawione przez Niemca, a przechodzi od razu do kolejnej informacji o zwołaniu, specjalnej komisji, która udała się do podziemi muzeum (więcej na ten temat w poprzednim numerze „Nowin”). Informacji tej nie potwierdzają również zachowane archiwalia, odnalezione w zasobie Archiwum Państwowego we Wrocławiu, choć oczywiście nie można definitywnie wykluczyć, że tak właśnie było.

Skarb jedzie do Wrocławia

Wróćmy jednak do samego muzeum, gdzie po odnalezieniu skrzyń, komisyjnym otwarciu i protokolarnym spisaniu ich zawartości, zostały one zabezpieczone przez Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Zgorzelcu (w skrócie PUBP), który jako jedyny dysponował odpowiednio zabezpieczonym pomieszczeniem. Znalezisko zostało przetransportowane do siedziby PUBP, gdzie umieszczono je w jednym z pokoi na drugim piętrze gmachu. Niebawem, na polecenie władz wojewódzkich, „skarb” został wywieziony do Wrocławia, gdzie miał zostać dokładnie zbadany. Sprawą miał się zająć osobiście Naczelnik Wydziału Kultury i Sztuki przy Urzędzie Wojewódzkim we Wrocławiu.

Kolejny „skarb”

Z kolei zatrzymany i przesłuchiwany kilka dni przez UB Niemiec Hendler, 21 VII 1947 r. wyjawił, że w muzeum znajdują się jeszcze dwa ukryte pomieszczenia, o których istnieniu Polacy nie zdawali sobie dotychczas sprawy. Wejście do nich miało znajdować się z jedną z szaf. Po uzyskaniu tych rewelacyjnych wieści, do muzeum udała się kolejna komisja, składająca się z przedstawicieli lokalnych władz i Okręgowego Inspektoratu Ochrony Skarbowej (w skrócie OIOS). Odnaleziono wskazaną przez Hendlera szafę, za którą faktycznie znajdowało się wejście do dwóch pokoi. Po wyważeniu drewnianych drzwi okazało się, że w jednym z nich natrafiono na kolejne wartościowe eksponaty muzealne, natomiast w drugim odkryto dwie kasy pancerne oraz „poważną ilość starych srebrnych monet”. Nie zdecydowano się jednak już wtedy otworzyć tych kas – postanowiono zabezpieczyć wejście do pokoi pieczęciami OIOS oraz wystawiono dwuosobową wartę, zorganizowaną przez lokalną jednostkę Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej (ORMO).

Kasa cenniejsza, niż jej zawartość

To otwarcia jednej z kas doszło dopiero w kolejnym miesiącu, a dokładnie 16 VIII 1947 r. Wówczas to komisja, w składzie: Leon Turlej (burmistrz), Wacław Gogol (przedstawiciel PUBP), Jan Kubicki (przedstawiciel Brygady Ochrony Skarbowej), Wiktor Chudoba (przedstawiciel Obwodowego Urzędu Likwidacyjnego), Adolf Galant (przedstawiciel Starostwa Powiatowego) oraz Marian Woźnica (przedstawiciel Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej) oraz dwaj specjaliści, dokonała „rozprucia starej kasy pancernej przy pomocy aparatu z palnikiem acetylinowym”. Po wyciągnięciu zamka oczom zebranym ukazał się cały szereg drewnianych szufladek. Nie czekając zbyt długo zaczęto przetrząsać ich zawartość Część z nich okazał się być pusta, a pozostałe zawierały medal i monety, lecz jak to ujęto w protokole: „tylko ze srebra”.

Jako, iż znalezione w pierwszej z kas przedmioty „posiadają przeważnie wartość zabytkową i muzealną” i podejrzewając, że w drugiej z kas znajdują się podobne obiekty, komisja postanowiła jej nie otwierać. Dlaczego? Z ich perspektywy bardziej cenna od samych „skarbów” była kasa pancerna, gdyż ten egzemplarz, w odróżnieniu od tego pierwszego, był dosyć nowy. Postanowiono zatem poczekać z jej otwarciem na odpowiednich specjalistów, którzy poradziliby sobie z zamkiem bez konieczności jego bezpowrotnego zniszczenia. Z kolei z dokładnym spisaniem zawartości pierwszej kasy, postanowiono poczekać na zespół ekspertów wysłanych do miasta przez władze wojewódzkie, którzy mieli przybyć do Zgorzelca 20 VIII 1947 r. – jak jednak zaznaczano, oczekiwano na nich już prawie miesiąc. Do tego czasu pokoje miały zostać odpowiednio zaplombowane i oddane pod opiekę lokalnej milicji, która zobowiązała się wystawić na ten czas posterunek wartowniczy przy muzeum.

Burmistrz-szabrownik?

W związku z odkryciem „skarbu” podniosły się w mieście liczne głosy, wysuwające szereg oskarżeń pod adresem samego burmistrza Zgorzelca, który wedle pojawiających się informacji, od dłuższego miał dopuszczać się szabru eksponatów z muzeum. Sprawa zainteresowała jednego z referentów Ochrony Skarbowej, który postanowił przyjrzeć się tym oskarżeniom i przeprowadzić małe śledztwo. Uzyskanymi wynikami podzielił się w sprawozdaniu służbowym. Jego zdaniem zarzuty wobec głowy miasta były w pełni uzasadnione, a „(…) burmistrz szabrował w dużym stopniu w muzeum, szczególnie obrazy”. Jak podejrzewał, był to główny powód tego, że przez dwa lata polskiego urzędowania w mieście, nikt nie przeprowadził w porządnego remanentu eksponatów muzealnych, bo ten byłby nie na rękę burmistrzowi, który mógł dowoli „urzędować” w jego gmachu. O jego poczynaniach informował m.in. jeden z członków Miejskiej Rady Narodowej w Zgorzelcu, który w protokole z przesłuchania dokładnie opisywał stosunki panujące w muzeum, powołując się przy tym na relacje tamtejszego dozorcy – Niemca (czy był to Pan Hendler?).

Koniec muzeum

Z dokumentacji stanowiącej podstawę niniejszego artykułu nie wynika, jaki był dalszy bieg zdarzeń w sprawie oskarżeń wysuwanych w stronę burmistrza. Wiadomo natomiast, iż niebawem do stolicy Dolnego Śląska zostały wywiezione wszystkie dotychczasowe znaleziska oraz pozostałe eksponaty znajdujące się w Zgorzelcu. Miasto na wiele lat utraciło swoje muzeum.

KRONIKA PRASOWA
Około 200 kg złota, srebra i naczyń z masy perłowej zawierał skarb odnaleziony w Zgorzelcu. W dniu 18 bm. „Wrocławski Kurier Ilustrowany” podał wzmiankę o odnalezieniu nowego skarbu na terenie Zgorzelca w woj. wrocławskim. Skarb ten znajdował się w podziemiach Muzeum Miejskiego, ukryty tam przez wycofujące się niemieckie władze administracyjne. Dzięki przypadkowi miejscowe władze polskie natrafiły na ślad schowka. Obecnie, po odpieczętowaniu skrzyń, ustalono ich zawartość.
Skrzyń było trzy, opatrzonych pieczęciami i sygnaturami – dotychczas nie rozpoznanymi. W obecności świadków, przedstawicieli miejscowych władz (…) sporządzono protokół oględzin.
Skrzynia opatrzona numerem „1” zawierała: kubek srebrny z wytłoczonymi podobiznami Polaka, Węgra i Turka, 2 tabakierki z nieznanych materiałów, kubek srebrny z podobiznami książąt saksońskich i napisem „Anno Domini 1657 r.”, kubek srebrny wytłaczany z roku 1720, 5 innych kubków srebrnych, z tego trzy pozłacane od wewnątrz, krucyfiks metalowy rzeźbiony z 3 kamieniami bliżej nieznanymi, relikwiarz, kufel z roku 1750, kielich metalowy z literami „A.B.L.” z roku 1272, krucyfiks na podstawce złotej, 8 srebrnych i kamiennych pucharów z rzeźbami, 4 lichtarze srebrne z roku 1720, 4 cukiernice srebrne, 2 miseczki z porcelany saskiej oprawne w srebro, grot opalowy w metalowej oprawie, złoty posążek Fryderyka Wielkiego, książeczka do nabożeństwa oprawiana w srebro z 1669 roku. Poza tym cały szereg innych przedmiotów o mniejszej wartości.
Skrzynia „Nr 2” po odpieczętowaniu ukazała swoją zawartość: kielich cynowy z r. 1433, kielich srebrny pozłacany, 7 kielichów srebrnych i cynowych rzeźbionych w kruszcu, figurka antyczna z drzewa, klepsydra poczwórna z połowy XVII w., cały szereg aparatów liturgicznych, jak – kadzielnica srebrna, taca do chrztu z r. 1700, kielich srebrny pozłacany z 1460 r. itp.
Trzecia z kolei skrzynia najbogatsza pod względem zawartości, ukrywała szkatułkę na biżuterię z kolorowego przezroczystego minerału z zawartością srebrnej i złotej biżuterii, złoty zegarek męski wysokiej wartości, pierścionki, obrączkę złotą z datą 1859 roku, krzyż relikwijny z łacińskim napisem „Pater Noster”, paczka zalakowana z nieuszkodzonymi pieczęciami zawierająca 45 pakietów z 544 złotymi monetami.
Paczka opieczętowana zawierająca 9 monet oraz i paczka z uszkodzoną pieczęcią zawierająca 46 szt. Złotych monet, zegarek biurkowy w oprawie z masy perłowej, puszkę z kości słoniowej z rzeźbioną Męką Pańską, puchar srebrny pozłacany do wina z 1671 r., kilka tac srebrnych z napisami niemieckimi, miseczki srebrne, zegary – w tym kilka w oprawie alabastrowej ze sztychami Wenus, Jupitera i Saturna, klepsydry w obramowaniu srebrnym, monstrancje srebrne wysadzanie nieznanymi kamieniami i wiele innych przedmiotów ze srebra, złota i cyny.

Wśród eksponatów, zdaniem ekspertów, znajdują się nieocenione przedmioty sztuki średniowiecznej i to zarówno zdobniczej, jak i kościelnej. Bezcenne skarby, po sporządzeniu szczegółowych protokołów, zabezpieczono do czasu przybycia specjalnej komisji z Warszawy. Nieomal każdy z przedmiotów opatrzony jest nierozpoznanymi dotąd sygnaturami. Ogólnie przypuszcza się, że są to zbiory jakiegoś muzeum wywiezionego przez Niemców na teren Dolnego Śląska. W czasie wydobywania skrzyń ze skarbami, jeden z robotników, woźny szkoły powszechnej w Zgorzelcu, natrafił na osobne zawiniątko, zawierające 3 paczki, po otwarciu których znaleziono jeszcze 734 sztuki złotych monet
/tekst z „Wrocławskiego Kuriera Ilustrowanego”/

Marek Żak

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.