Gdy pada nazwisko Czesława Centkiewicza, niemal każdy Polak od razu kojarzy je z wyprawami polarnymi. Ale już zupełnie nikt nie pamięta o Władysławie Łysakowskim, uczestniku pierwszej polskiej wyprawy polarnej w 1932 roku. Pan Władysław po wojnie aż do śmierci – mieszkał w Jeleniej Górze. Zasłużył się w rozwoju tutejszej energetyki. Warto przybliżyć jego postać i sprawić, by jeleniogórzanie byli z niego dumni.
O zachowanie pamięci o ojcu zabiega Ewa Pogorzelec, jego córka. Ma zdjęcia z wyprawy, które robił pan Władysław i wiele dokumentów. Tylko nie ma nikogo, kto by się nimi zainteresował. A wyprawa na Wyspę Niedźwiedzią w 1932 -1933, w której uczestniczył Waldemar Łysakowski była pionierska. Do dzisiaj z jej dorobku korzystają naukowcy.
Bez wynagrodzenia przy – 20 stopniach
W 1932 roku Polska po raz pierwszy przystąpiła do badań naukowych i zorganizowała 13- miesięczną ekspedycję na Wyspę Niedźwiedzią. Uczestniczyli w niej Stanisław Siedlecki, zajmujący się meteorologią, Władysław Łysakowski, który m.in. prowadził obserwacje magnetyzmu ziemskiego oraz Czesław Centkiewicz, obserwujący zorze polarne, wykonujący pomiary aerologiczne i dokumentujący pobyt na wyspie.
Wyprawa była dla ówczesnego polskiego rządu trudnym przedsięwzięciem od strony finansowej i organizacyjnej między innymi z powodu panującego wówczas ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego. Ekspedycję finansowało państwo, ale jej trzej uczestnicy pracowali bez żadnego wynagrodzenia. Jak oceniają naukowcy, dzięki wyprawie na Wyspę Niedźwiedzią odrodzona Polska pokazała się na arenie międzynarodowej jako liczący się partner w badaniach polarnych i organizator ekspedycji naukowych.
Pionierska wyprawa
Czesław Centkiewicz opisał tę wyprawę w książce „Wyspa mgieł i wichrów”. Warunki pracy polskich polarników były pionierskie, głównie za sprawą surowego klimatu. Nawet zdobycie wody, w środku nocy polarnej, stawało się problemem. „Kierunek (wiatru) zmieniał się czasem w ciągu kwadransa o 180 stopni, szybkość w ciągu doby wahała się od 7 do 30 metrów na sekundę. W tych warunkach zdobywanie wody, mimo że temperatura powietrza podniosła się, nie należało do zajęć przyjemnych. Najbliższe jeziorko zamarzło do dna, następne znajdowało się dość daleko — trzeba więc było wytapiać wodę z lodu i śniegu” – opisywał Centkiewicz.
Pisarz czasie wyprawy prowadził dziennik dla swojej narzeczonej Aliny, późniejszej żony. Zapiski stały się podstawą książki. Można w niej na zdjęciach zobaczyć przy pracy nad urządzeniami meteorologicznymi Władysława Łysakowskiego. Książka „Wyspa mgieł i wichrów”, wydana została w 1934 roku i cieszyła się ogromną popularnością.
Z aparatem pomiarowym na wyspie: Na ziemi siedzi Władysław Łysakowski Władysław Łysakowski nigdy nie zabiegał o poklask Warunki na Wyspie Niedźwiedziej były niezwykle surowe. Uczestnicy ekspedycji spędzili na wyspie 13 miesięcy
Czesław Centkiewicz wraz z żoną Anną krótko po wojnie mieszkali w Jeleniej Górze. W latach 50. powrócili do Legionowa. W tym mieście z okazji 80.rocznicy ekspedycji na Wyspę Niedźwiedzią zorganizowano konferencję naukową oraz wystawę. Jej głównym bohaterem był Czesław Centkiewicz, związany z Legionowem przez wiele lat. – Może obchody 90. rocznicy ekspedycji udałoby się zorganizować w Jeleniej Górze? – zastanawia się Ewa Pogorzelec. To byłoby za dwa lata. Jest czas, by się przygotować.
Nikt nie pamięta o Władysławie Łysakowskim
-Ojciec opowiadał mi dużo o tej wyprawie, pokazywał zdjęcia, których miał bardzo dużo – wspomina pani Ewa. Żałuje, że jako młoda dziewczyna nie słuchała bardziej uważnie opowieści ojca. Ale i tak pamięta bardzo wiele. W domu przy ul. Rudolfa Weigla, gdzie mieszkali, cały strych był pełen pamiątek i zdjęć. Nie wszystkie udało się ocalić. Ale i tak jest o czym opowiadać.
Władysław Łysakowski nigdy nie zabiegał o poklask. W powojennej Jeleniej Górze spełniał się pracując w Zakładach Energetycznych. Żadna jeleniogórska szkoła nie wykorzystała wówczas tego, że tak blisko był pionier polskiego polarnictwa. Nie zapraszano go na prelekcje, lekcje geografii czy inne spotkania. Szkoda. Pan Władysław zmarł w Jeleniej Górze w wieku 86 lat.
Pani Ewie w przypominaniu spuścizny ojca pomaga sąsiad Ryszard Knoll. – Przez przypadek dowiedziałem się, kim był ojciec pani Ewy. Uznałem, że to tak ciekawa i zasłużona dla polskiej nauki osoba, na dodatek przez tak wiele lat związana z Jelenią Górą, że nie można pozwolić, by o nim zapomniano – mówi pan Ryszard.
Po wyprawie na Wyspę Niedźwiedzią Waldemar Łysakowski pracował jako kierownik pierwszego górskiego obserwatorium meteorologicznego na Popie Iwanie (1936 m n.p.m.) w Karpatach Wschodnich (obecnie na granicy ukraińsko-rumuńskiej). W czasie wojny krótko mieszkał w Warszawie. Uciekł z transportu wywożącego warszawskich powstańców i ukrywał się w Krakowie. Po wojnie został skierowany, aby przejąć obserwatorium na Śnieżce. Traf chciał, że w Legnicy spotkał Czesława Centkiewicza, wówczas dyrektora technicznego energetyki dolnośląskiej. W trakcie nocnej Polaków rozmowy został przekonany, że dla zniszczonej Polski energetyka jest ważniejsza, a meteorologia może poczekać.
– Ojciec podjął pracę w laboratorium przy Zakładzie Energetycznym w Jeleniej Górze – opowiada pani Ewa. Cieszył się ogromnym szacunkiem pracowników. – O ich sympatii świadczyły coroczne laurki imieninowe – opowiada pani Ewa. Zapamiętano pana Waldemara z bardzo praktycznego podejścia do codziennych problemów, które często wywoływały uśmiech, np.: aby uniknąć ciągłego szukania podręcznych przedmiotów (np. ołówka lub fajki) przywiązywał je sznurkiem do kieszeni garnituru, nogawki u spodni miał nierówno przycięte, aby lewa nogawka nie wchodziła w tryby roweru, obciął oba ramiona kierownicy rowerowej, bo ścieżka do domu biegła zbyt blisko płotu. Był skromny, nie gonił za rozgłosem, więc został zapomniany. Jego dawni towarzysze byli znani dzięki kolejnym wyprawom oraz wydawanym książkom. On nie uczestniczył nawet w uroczystościach 50-lecia polskich badań polarnych. Chociaż właśnie z tej okazji w 1983 r. lokalna gazeta zamieściła artykuł o jego dokonaniach. Odmówił wówczas udzielenia wywiadu tłumacząc się złym stanem zdrowia – miał wówczas 78 lat. Jak relacjonuje pani Ewa, wiele lat temu Zakłady Energetyczne ufundowały tablicę pamiątkową poświęconą jej ojcu. Ale budynek pokryto nowym tynkiem i tablica zniknęła. Teraz jest szansa, by nadrobić zapomnienie jego osoby.
Ekspedycja na Wyspę Niedźwiedzią Po odzyskaniu niepodległości Polska planowała kilka wypraw badawczych w odległe rejony globu, np. do Brazylii i Peru. Ale kryzys ekonomiczny zredukował te zamierzenia. Wyprawa do Arktyki w ramach II Roku Polarnego doszła do skutku tylko dzięki determinacji jej organizatorów, a zwłaszcza jej uczestników. Skład osobowy wyprawy - ze względu na skromny budżet (30 tys. zł) wybrano jedynie trzech jej uczestników, którzy mieli być jednocześnie personelem naukowym i pomocniczym, a dodatkowo wszyscy zrezygnowali z wynagrodzenia. W wyprawie wzięli udział: Czesław Centkiewicz (27 lat) - inżynier elektryk, pracownik Ośrodka Aerologii Państwowego Instytutu Meteorologicznego (PIM) w Legionowie pod Warszawą - odpowiedzialny za obserwacje radiometeorologiczne, kierownik wyprawy. Władysław Łysakowski (26 lat) - absolwent geofizyki Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, pracujący jako meteorolog na lwowskim lotnisku, odpowiedzialny za obserwacje radiometeorologiczne. Był uczniem prof. Henryka Arctowskiego - geofizyka, geologa, meteorologa, glacjologa. Stanisław Siedlecki (20 lat) - student fizyki i matematyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, który miał prowadzić obserwacje meteorologiczne. Aby zredukować koszty, w rozkładaniu stacji badawczej pomagali dwaj inni pracownicy PIM: Jean Lugeon (jej wicedyrektor) i Jan Gurtzman (adiunkt). Na miejsce badań wybrano Wyspę Niedźwiedzią na Morzu Barentsa ze względu na jej izolowane położenie (600 km od Przylądka Północnego w Norwegii i 600 km od archipelagu Svalbard) oraz przechodzącą nad nią trasą głębokich niżów atmosferycznych. Wyruszyli 12 lipca 1932 roku, wioząc 140 skrzyń ze sprzętem, żywnością i innymi materiałami. 5 sierpnia uczestnicy dopłynęli małą łódką do stromych brzegów wyspy w zatoce Tunheim i rozpoczęli regularne badania polarne i obserwacje: radiometeorologiczne (Centkiewicz), geometryczne (Łysakowski) i meteorologiczne (Siedlecki), a także natężenia promieni słonecznych, magnetyzmu ziemskiego, elektryczności atmosferycznej i zorzy polarnej (a w trakcie dnia polarnego - chmur) oraz częściowego zaćmienia słońca (31.08). Codzienny cykl obejmował 10 obserwacji dokonywanych o stałych porach doby. Specjalnie dla nich polskie radio nadawało cotygodniowe audycje. Na Wyspie Niedźwiedziej przebywali 385 dni. 3 września 1933 roku przypłynęli do Gdyni, gdzie uroczyście ich powitano. W Warszawie minister komunikacji Michał Butkiewicz udekorował uczestników wyprawy Krzyżami Zasługi. Rezultaty wyprawy były imponujące. Zgromadzone dane zostały opracowane i wydane w kraju w formie zeszytów i do dziś korzystają z nich badacze. Wyniki badań polskich naukowców wykorzystał Jean Lugeon, w swoich publikacjach naukowych na temat: wpływu zaćmienia słońca na radiotrzaski, korekt czasów wschodów i zachodów słońca (tabele zmrokowe), przewidywania pogody i znaczenia dla nich elektryczności atmosferycznej, magnetyzmu ziemi. Dzięki obserwacjom Władysława Łysakowskiego wyróżniono 28-dniowy cykl występowania burz magnetycznych i innych zakłóceń meteorologicznych, co pozwoliło na dokładniejsze prognozowanie pogody dla statków pływających na morzach Dalekiej Północy.
Alina Gierak
Archiwum Nowin Jeleniogórskich 2020
1 Komentarz
Dziękuję Pani Alino za ten artykuł. Pozdrawiam