„Są pożegnania, na które nigdy nie będziemy gotowi.
Są słowa, które zawsze wywoływać będą morze łez.
I są takie osoby na myśl, o których
zawsze zasypie nas lawina wspomnień”.
– Nie pamiętam, w jakich poznaliśmy się okolicznościach, ale od razu obdarzyłem Go wielkim szacunkiem, nie tylko ze względu na dokonania i zasługi dla naszego miasta – mówi prezydent Jeleniej Góry w latach 1998 – 2006, Józef Kusiak. – Nie mam wątpliwości, że Jan był wyjątkowym człowiekiem. Ekonomistą, politykiem, senatorem, działaczem samorządowym, organizatorem i uczestnikiem ważnych wydarzeń społecznych i gospodarczych. Życie zmuszało Go do podejmowania trudnych wyzwań, nie bał się ich podejmować. Bliskim i dalszym znajomym dał się poznać jako osoba o pogodnym usposobieniu, zawsze życzliwa, optymistycznie zastawiona do świata i ludzi. Życie Jana to świadectwo trudnych czasów, od drugiej wojny światowej przez okres żmudnego tworzenia polskiej demokracji, po czasy, gdy fundanenty tej demokracji są stale podważane. Na niełatwej drodze życia Jana nietrudno dopatrzeć się śladów dobra, które pozostawił po sobie w świadomości i pamięci ludzi. Przeżył życie w najbardziej optymalny z możliwych sposobów. Są osobowością, postawą życiową, otwartością i życzliwością oraz nie poddawaniem się i nie rezygnowaniem w najtrudniejszych chwilach, Jan stworzył styl postępowania godny naśladowania.
Jan Karbowski urodził się we wrześniu 1943 roku w niemieckiej miejscowości Gera, w ówczesnej Trzeciej Rzeszy, w obozie pracy dokąd za pomaganie partyzantom na roboty przymusowwe została karnie zesłana mama Regina. Wyzwolony przez wojska amerykańskie obóz, schorowany mały Janek opuścił w stanie skrajnego wyczerpania. Gdyby nie pomoc oficera, który zorganizował leki, w tym słynną wtedy penicylinę, Janek by nie przeżył. Pani Regina Karbowska nie zgodziła się na zaproponowany wyjazd do USA, chciała wracać do Zielonej Góry. W małym pokoiku przy ulicy Wrocławskiej żyli bardzo biednie. Znajomym w pobliskiej Raculi pomagali w pracach na działkach, za co dostawali warzywa i owoce. Na początku lat 50-tych przenieśli się do Jeleniej Góry. Jan pracował od trzynastego roku życia. Produkował lody, malował słupy wysokiego napięcia, z opóźnieniem, ale z samymi piątkami, ukończył szkołę podstawową dla pracujących. Po ślubie z Elżbietą w 1962 roku i narodzinach syna Krzysztofa, aby utrzymać rodzinę Jan Karbowski nadal pracował w Zakładach Graficznych i kontynuował naukę w liceum. Po maturze studiował matematykę, fizykę i chemię na Uniwersytecie Wrocławskim. Z przyczyn finansowych i rodzinnych po pierwszym roku musiał przerwać naukę. Trzy lata później wrócił na studia, tym razem na kierunku ekonomii i turystyki w jeleniogórskiej filii Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu (dyplom w 1979 roku).
– W latach 1974 – 1982 tato jako dyrektor kierował Zarządem Okręgu Funduszu Wczasów Pracowniczych w Karpaczu, zabiegał o modernizację ośrodków wypoczynkowych w regionie – wspomina syn Dariusz Karbowski (rocznik 1968). – Tysiącom rodzin i osób wypoczywających i leczących się na podstawie skierowań uspołecznionych zakładów pracy i instytucji, starał się zapewnić najwyższy standard pobytu. Tato był bardzo oddany swojej pracy. W tamtych czasach wiele spraw załatwił poprzez otwarte i bardzo życzliwe podejście do wszystkich ludzi. Pamiętam jak jeździł na Górny Śląsk do dyrektorów kopalń po węgiel w zamian za zimowisko dla dzieci górników w Sosnówce. Gdy tylko miał trochę wolnego czasu przeznaczał go na swoje pasje, astronomię i matematykę. Dzięki temu już jako dzieciak wiedziałem, jak na niebie odnaleźć Gwiazdę Polarną, Syriusza, czy Betelgueze i Rigla w gwiazdozbiorze Oriona. Tato należał do Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii, prenumerował „Uranię”. Mnie i szkolnym kolegom pomagał rozwiązywać skomplikowane zadania, m. in. równania trygonometryczne. Za jedno takie zadanie, w którym tato udowodnił, błąd, przy tablicy w klasie od zachwyconej matematyczki otrzymałem pięć piątek. W domowej biblioteczce było ponad dwieście pozycji z dziedziny matematyki, fizyki i astronomii, książki Jacka Londona i Stanisława Lema. Tato z przyjemnościa oglądał westerny i filmy przygodowe. Do trzydziestki uprawiał kulturystykę, sam według książki Zakrzewskiego zrobił hantle i sztangę. Miał też rower kolarski, jeździł w klubie międzyzakładowym. Był wielkim zwolennikiem grzybobrania, organizował zakładowe wyjazdy. Przez 16 lat spacerował z psem Czarusiem.
Funkcję prezydenta Jeleniej Góry Jan Karbowski pełnił od czerwca 1982 do marca 1988 roku. Z perpektywy czasu trzeba ocenić, że był to bardzo trudny okres w życiu miasta i zarządzanie nim nie było Łatwe. Szczególnie w stanie wojennym, potem w związku z postępującym kryzysem gospodarczym i finansowym państwa.
– W trudnych latach kartkowego przydziału artykułów spożywczych Jasiu potrafił znaleźć i pojechać do Nowego Sącza po wędliny, poza rozdzielnikiem, wytwarzane przez pierwszy w Polsce duży zakład prywatny – wspomina kierownik wydziału handlu UM od 1985 do 1990 roku, Zdzislaw Ochlik. – Pomimo sprzeciwu partyjnych bonzów wojewódzkich dzięki Jasiowi stacja paliw przy ulicy Spółdzielczej, jako jedna z pierwszych w kraju, wzorem stacji z Europy zachodniej, wprowadziła sprzedaż różnych dodatkowych artykułów, nawet alkoholu. Jasiu potrafił łagodzić spory pomiędzy organami władzy działającymi w wojewódzkim mieście. Był szanowany przez przełożonych i pracowników. Słyszałem opinie: pan Karbowski to złoty człowiek, pogodny, otwarty, nie wywyższa się, ma czas wysłuchać ludzi. Jak sam mówił, na pewno nie wszystkim pomógł tak, jak by chciał. Miał piękny głos i dobrą dykcję, dlatego często proszono Go o wygłaszanie przemówień na posiedzeniach, uroczystościach rocznicowych i partyjnych, imprezach rodzinnych. Wygłaszał oryginalne toasty, znał wiele anegdot, wszyscy wspaniale czuli się w towarzystwie Jana. Przez to zyskiwał nowych przyjaciół.
Jan Karbowski w historii Jeleniej Góry i regionu zapisał się jako
aktywny animator rozwoju i takim pozostanie w pamięci. Ożywił miasto gospodarczo i kulturalnie. Za sukcesy w tamtych latach uznano wybudowanie pierwszego w mieście „gwizdkowego” hotelu, rozwój firtm polonijnych, organizację MŚ Enduro ’87 i wzbogacenie oferty programowej „Września Jeleniogórskiego”. Na koncerty przyjeżdżały wszystkie znane polskie zespoły rockowe. Mimo niechęci części rządzących, tych, którzy tylko fukcyjnie „zasiadali” i mówili „Wiecie rozumiecie”, chciał rozwijać kontakty Jeleniej Góry z miastami zza „żelaznej kurtyny”.
W styczniu 1987 roku zmarła żona Elżbieta. To była ogromna tragedia rodzinna. Jan Karbowski zaczął mieć problemy z sercem. Na szczęście dla siebie poznał drugą, poślubioną w 1990 roku żonę Lucynę. Zaopiekowała się Jasiem, razem zamieszkali w Karpaczu, z powodzeniem prowadzili pensjonat „Agawa”. Za namową przyjaciół w 1993 roku z listy SLD Jan Karbowski z drugiego miejsca wystartował w wyborach do Senatu RP. Otrzymał ponad 48 tysięcy głosów. Pracował w komisjach kultury, przekazu, wychowania fizycznego i sportu oraz spraw zagranicznych i międzynarodowych stosunków gospodarczych. Mandat sprawował do 1997 roku. Otrzymał kilkanaście odznaczeń państwowych i wyróżnień, m.in. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Z powodu kłopotów zdrowotnych nie starał się o kolejną kadencję, ale nadal, przez osiem lat, działał dla społeczności lokalnej jako radny powiatu jeleniogórskiego. W grudniu 2004 roku przeszedł udaną operację wszczepienia bay passów. Siedem lat później stracił starszego syna Krzyśka, co bardzo mocno przeżył. Potem zachorowała żona Lucyna, ale wspólnym wysiłkiem pokonali chorobę. W czerwcu tego roku Jan wypoczywał w Międzyzdrojach. Doznał ciężkiego udaru, a w szpitalu w Szczecinie jeszcze wylewu.
– Choć po operacji lekarze nie dawali szans na wybudzenie, tato jeszcze raz pokazał swoją siłę – dodaje syn Dariusz. – Otworzył oczy, odzyskał świadomość, uśmiechał się, witał, pił kawę. Anestezjolog z 30-letni stażem mówiła, że dawno nie widziała tak mocnego i dzielnego pacjenta, który tak walczy o powrót do normalnego życia. We wrześniu Jan Karbowski miał być przewieziony do jeleniogórskiego szpitala. Coś w Szczecinie poszło nie tak, stan zaczął się pogarszać i tato tam zmarł 18 października. Na starym cmentarzu przy ulicy Sudeckiej w Jeleniej Górze niech spoczywa w spokoju.
Henryk Stobiecki