We wspomnieniu wyglądało to tak:

– Na zegarze trzy sekundy do końca meczu, a my przegrywamy jednym punktem. Jesteśmy w ataku. Misiewicz podaje do „Ziutka”. Faul. Nie wierzyłem nawet w dogrywkę. Józek wcześniej się pomylił przy osobistym, to jak mogło mu się udać przy takiej presji. Gdy trafił pierwszy rzut, padł na kolana w geście zwycięstwa. Mieliśmy dogrywkę. Po drugim celnym rzucie była już tylko nieopisana radość. Czułem się jak na finale NBA – opowiadał „Nowinom” kibic podczas Jubileuszowej Gali Spartakusa w 2009 r.

Do wydarzenia z 1989 r., które było kamieniem milowym w historii Jeleniogórskiego Klubu Sportowego „Spartakus”, wraca też Eugeniusz Sroka, ówczesny trener Spartakusa.

Nie zapomnę decydującego o awansie do ekstraklasy meczu ze Stalą Bobrek Bytom w 1989 r. Mecz był w Radomiu. Na trybunach jakieś dwie setki kibiców z Jeleniej Góry, także ojciec Józka. Ale większość widzów, to była koalicja śląskich klubów też bijących się o awans. To był ostatni mecz turnieju. Po porażce z Hutnikiem Kraków i zwycięstwie z Siarka Tarnobrzeg musieliśmy wygrać, żeby awansować. Na sekundy przed końcową syreną pod koszem z piłką jest Roman Misiewicz, ale nie jest w stanie wykonać rzutu. Las rąk obrońców jest zbyt szczelny. Właśnie wtedy na pozycją wychodzi Józek, dostaje piłkę i zaraz jest faulowany. Do końca trzy sekundy i dwa rzuty osobiste otwierające jeleniogórskiej drużynie drogę na koszykarskie szczyty. Józek mimo zmęczenia, wagi rzutów i… obchodzonych tego dnia imienin wykonuje je bezbłędnie, a podejrzewam, że zdecydowana większość zawodników nie wytrzymałaby tej presji. Jelenia Góra ma ekstraklasę!

Koszykówka była pasją Józefa Cięciwy od najmłodszych lat. Mieszkał na Skłodowskiej-Curie, kilkadziesiąt metrów od MDK-u, więc musiał tam trafić i zetknąć się z zespołem koszykarskim. Tam, pod okiem Mariana Koczawary i Leszka Oleksego, stawiał pierwsze kroki na parkiecie. Od razu z sukcesami – jako wyróżniający się zawodnik został zaproszony do reprezentacji SP nr 1 w Zgorzelcu i w 1977 r. zdobył z nią mistrzostwo Polski młodzików. Na etapie juniorskim powoływano go do reprezentacji kraju w tej kategorii wiekowej. Przez dwa i pół roku grał w koszulce reprezentanta Polski. Jako osiemnastolatek, z przyczyn osobistych, zrezygnował z powołania do kadry seniorów. Może tamta decyzja spowodowała, że nie trafił na absolutne szczyty polskiej koszykówki.

Dorosłą karierę koszykarską rozpoczął w grającej na zapleczu ekstraklasy Piotrkovii Piotrków Trybunalski. Przez cztery lata zdobył dla tej drużyny 670 punktów. Jednak, kiedy tylko w Jeleniej Górze zaczął się tworzyć zespół z prawdziwego zdarzenia wrócił do rodzinnego miasta i stał się jednym z głównych architektów sukcesów Spartakusa – awansu na drugi poziom rozgrywek w 1985 r. i awansu do ekstraklasy w 1989 r. Ten ostatni przypieczętował właśnie tymi dwoma rzutami osobistymi w meczu ze Stalą Bobrek Bytom.

„Józef Cięciwa zdecydował się na powrót do Jeleniej Góry wspólnie z żoną Mariolą. Stał się od początku graczem pierwszej piątki, czołowym snajperem zespołu, przez piął się w górę tabeli. Mimo nie najlepszych warunków fizycznych (186 cm, 75 kg) J. Cięciwa znakomicie radził sobie na pozycji nr 3, imponując znakomitym rzutem i skuteczną grą z przodu, w strefie. Wielokrotnie ośmieszał dużo wyższych graczy, zabierając im piłkę z dziecinną łatwością” – pisano o nim w almanachu jeleniogórskiego sportu „Sportowcy ziemi jeleniogórskiej 1945-2010” pod redakcja R. Prystroma.

– Nie mogłem uwierzyć w śmierć jednego z najlepszych zawodników z jakimi miałem do czynienia – przyznaje Eugeniusz Sroka, wieloletni trener pana Józefa. – To był zawodnik o fenomenalnej inteligencji, z wybitnym talentem rzutowym, kapitalnie antycypujący grę, potrafiący poprowadzić zespół do przełamania w najtrudniejszych momentach meczu. Brak mi słów, żeby wymienić wszystkie zalety Józka: zawsze uśmiechnięty, pogodny, koleżeński, towarzyski, pracowity…. Najlepiej spisywał się w najbardziej stresujących momentach. W chwilach, gdy innym zawodnikom psychika wysiadała, Józek wspinał się na szczyty. Jeszcze jedno takie wspomnienie: w ważnym meczu z „Odrą” Wodzisław na sekundy przed końcem przegrywaliśmy trzema punktami. Rzut za dwa punkty nic nie dawał. Józek wykonał wtedy fenomenalną akcję. W ostatniej chwili przekładając piłkę z ręki do ręki wykonał skuteczny rzut, jednocześnie wymuszając faul. Miał dodatkowy rzut wolny, który oczywiście wykorzystał. A potem wygraliśmy w dogrywce….

Był wybitnym talentem rzutowym. W zaciętym meczu ówczesnej I ligi w Lesznie rzucił 39 punktów.

– To dla niego poszerzono boisko w Spartakusie. Żebyśmy mogli efektywniej grać skrzydłami i wykorzystać ułożenie ręki Józka – przypomina trener Leszek Oleksy. – Mówiąc o jeleniogórzanach, chyba nie było lepszego sportowca.

Do tego obdarzony wybitną inteligencją. To ujawniało się w sytuacjach, dla których nie ma standardów i trzeba wybrać ad hoc najlepsze rozwiązanie, co przekładało się na postawę, na parkiecie. Jak w szachach, już na początku akcji przewidywał co stanie się na boisku i pojawiał się w najwłaściwszym miejscu. Nigdy nie poddawał się negatywnym emocjom – nie wdawał się w pyskówki z sędziami, z zawodnikami przeciwnych drużyn. To zapewniało mu szacunek trenerów, kolegów, rywali. Pozostanie w pamięci kibiców, jako ten jeleniogórski koszykarz, który najczęściej decydował o losach meczów, a przez to losach zespołu.

Cechowała go skromność. Były mecze, gdy nie wychodził w pierwszej piątce. Nie dlatego, że formy zabrakło, ale ze względu na koncepcje trenera. Nigdy nie dąsał się z tego powodu, nie żądał gry od pierwszej minuty, choć właśnie tak często zachowują się topowi zawodnicy. Wtedy, w Radomiu, też nie wyszedł w pierwszej piątce, a mimo to zagrał genialnie.

Do tego był bardzo eleganckim człowiekiem.

– To nie było wtedy łatwe. Grało się w chińskich trampkach, które trzeba było wypełniać czterema parami skarpet. U Józka ta czwarta para, to zawsze był jakiś efektowny, piękny, kolorowy model – wspominają koledzy z drużyny.

– Jeśli ktoś określa Józka Cięciwę, jako legendę Spartakusa, legendę jeleniogórskiej koszykówki to bez żadnych wątpliwości jest to uprawnione – ocenia Eugeniusz Sroka.

Józef Cięciwa zakończył karierę w wieku 30 lat. Mógł grać dalej, ale nie chciał odchodzić jako przeciętny zawodnik.

Zajął się usługami transportowymi. Zamierzał zwiedzać Europę.

Życie okazało się zbyt krótkie…

fot. z archiwum Eugeniusza Sroki

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.