Może daleko nie odchodzą

Jak zdaje się nam – pozostałym

Może są bliżej, choć stracili

Szatę nazwaną ciałem”

Emily Dickinson

Wieloletni, do 1961 roku, piłkarz jeleniogórskiego klubu „Świt”, bardzo ceniony na Dolnym Śląsku szkoleniowiec. Dla setek wychowanków z kilku regionalnych klubów był najlepszym spośród wszystkich, z którymi mieli okazję trenować. Zmarł 29 czerwca po długiej i ciężkiej chorobie. Spoczywa na cieplickim cmentarzu. Wśród kondolencji były wyrazy współczucia dla rodziny i bliskich od zarządu Okręgowego Związku Piłki Nożnej w Jeleniej Górze i klubowych władz Olimpii Kowary.

-Trenera Zagrodnika, który dał się poznać jako bardzo dobry coach tzw. twardej ręki, często wspominam i będę o Nim pamiętać. Zawsze na boisku i poza nim odnosił się do mnie z wielkim szacunkiem. Panu Stasiowi dużo zawdzięczam. U niego debiutowałem jako kapitan drużyny juniorów biało – niebieskich. On cenił moje umiejętności, ja Jego warsztat trenerski. To on wprowadził mnie do piłki seniorskiej wypożyczając z Karkonoszy do pierwszej drużyny KS Łomnica. Potem pomógł w powrocie do jeleniogórskiego zespołu z IV ligi, w którym stale występowałem. Był sumiennym trenerem zawsze znakomicie przygotowanym. Pamiętam jak w meczach mistrzowskich grup młodzieżowych wymagał od nas czystych butów i stroju piłkarskiego oraz schludnej fryzury. Teraz tego samego wymagam od swoich podopiecznych w gryfowskim Gryfie. To pokazuje w jaki sposób prezentujemy siebie i swój klub. Gdy z Jego wnuczkiem Marcinem graliśmy w kowarskiej Olimpii, przyjeźdżał na mecze. Zawsze dawał cenne rady, czasami chwalił, nieraz ganił. Zawsze przy tym był uśmiechnięty i wesoły – wspomina zawodnik i trener Robert Rodziewicz.

-Trener Zagrodnik miał ogromną wiedzę na piłkarskie tematy. Nie miałem przyjemności szkolić się u Niego, tylko u Jurka Fiutowskiego, ale często spotykaliśmy się po treningach Karkonoszy, na których pan Stanisław był częstym bywalcem. Po jednym z meczów, który obserwował powiedział mi, że mam papiery na granie w wyższej lidze. Czas pokazał, że miał dobre oko i nie mylił się. Na zawsze pozostanie w mojej pamięci – zapewnia wychowanek Karkonoszy, były piłkarz klubu w ekstraklasy, obecnie trener beniaminka klasy okręgowej, Woskaru Szklarska Poreba, Marcin Pacan.

-Pamiętam obóz sportowy w Łebie w latach siedemdziesiątych, gdy liczyłem sobie osiem lat. Niedaleko na zgrupowaniach przebywali piłkarze Bałtyku Gdynia (II liga), gdańskiej Lechii i Arki Gdynia (obie z I ligi). Tę ostatnią drużynę tato z Karkonoszami ograł w Jeleniej Górze 3:2. Korzystając z okazji chcieli rewanżu. Znów doznali porażki, co było nie lada sensacją. Trzecioligowy podrzędny team piłkarski ograł też w sparingu Bałtyk i zremisował z Lechią. Wtedy od działaczy dwóch klubów tato dostał trenerską ofertę. Względy rodzinne nie pozwoliły skorzystać z niebywałej szansy wkroczenia na najwyższy krajowy poziom ligowy. Jestem stuprocentowo pewien, że tato zrobiłby dużą karierę. Potem już nie trafiła się taka szansa – wspomina syn Jacek Zagrodnik.

-Byłem zawodnikiem jeleniogórskich klubów Polonia i Karkonosze, potem wałbrzyskiego Górnika. W 1968 roku Stasiu Zagrodnik ściągnał mnie do A-klasowej Stali Chocianów. Po dwuletniej pracy wywalczyl awans do ligi dolnoślaskiej i wypromował miasteczko, o którym mało kto wiedział. W latach 70-tych Stasiu był jednym z najlepszych szkoleniowców na Dolnym Śląsku. Nie dziwiło, że różne kluby chciały go zatrudnić. W 1971 roku w katowickim AWF-ie rozpoczął studia na nowo otwartym kierunku trenerskim. W tym samym roku z Miedzią Legnica wywalczył awans do III ligi. Potem prowadził noworudzkiego Piasta i po roku też zdobył miejsce w trzeciej lidze. Szkoda, że wszystkie awanse do tej klasy rozgrywkowej odwołano z powodu redukcji. Potem Stasiu cztery lata pracował w Miedzi. Skończył studia na AWF-ie z tytułem magistra i trenera II klasy państwowej. W biografii ma też dwa lata trenowania BKS-u Bolesławiec – wylicza Joachim Więcek.

Stanisław Zagrodnik był wychowankiem wrocławskiego Śląska, reprezentantem kadry Dolnego Śląska. W 1952 roku powołano Go do kadry Polski juniorów, którą prowadził Kazimierz Górski. Od 1953 roku studiował na Akademii Marynarki Wojennej i grał w gdyńskiej Flocie. W 1956 roku przyjechał do Jeleniej Góry i za namową trenera Otto Fleischera zgłosił akces do klubu „Świt”. Dwukrotnie wywalczył z drużyną awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Groźna kontuzja podudzia przerwała dobrze rozpoczętą karierę piłkarską. Stanisław Zagrodnik rozpoczął pracę z trampkarzami ”Świtu”, potem z juniorami, z którymi w sezonie 1963/1964 zajął drugie miejsce w ówczesnej Lidze Dolnośląskiej. Potem do 1967 roku prowadził pierwszy zespół Karkonoszy. Do biało – niebieskich wrócił, aby powalczyć o drugą ligę. Zabrakło jednego punktu. W 1978 roku na warszawskim AWF-ie pomyślnie ukończył kurs trenera I klasy. Stan wojenny zastał Stanisława Zagrodnika w USA, gdzie przedłużył pobyt o trzy lata. Trenował piłkarzy w polonijnym klubie w Garfield. Po powrocie do kraju jest handlowcem w Karpaczu. W 1992 roku wrócił do Karkonoszy. Dwa lata później jego podopieczni cieszyli się z awansu do III ligi. Po paroletnim rozstaniu (nieporozumienia z działaczami), w 2001 roku Stanisław Zagrodnik wrócił do jeleniogórskiego klubu na stanowisko dyrektora, po pół roku zasiadł na trenerskiej ławce obejmując drużynę juniorów starszych (6. lokata w LDJ). Od połowy stycznia 2005 roku znów objął posadę pierwszego trenera KS Karkonosze.

-Dziadek zawsze zabierał mnie na mecze i na treningi. Dawał cenne rady, poświęcał mnóstwo czasu na opisywanie i doskonalenia gry – wspomina wnuk, piłkarz Marcin Zagrodnik. – Piłka nożna była największą pasją dziadka. W temacie futbolu nie można było Go do zagiąć. Znał bieżące składy kadr narodowych, wyniki meczów i tabele lig europejskich, IV ligi i okregówki. Mu też staraliśmy się być na bieżąco, bo dziadek czasem nas przepytywał.

-Mąż w telewizji oglądał wszystkie mecze piłkarskie. Tylko dla Niego przeznaczony był duży domowy ciemnozielony fotel. Święta spędzaliśmy ostatnio w 16-osobowym gronie, jednak żadna impreza rodzinna nie mogła Stasiowi przeszkodzić w telewizyjnym kibicowaniu. Poznaliśmy się w jeleniogórskiej kawiarni, po ligowym meczu. Spędziliśmy razem szczęśliwych 58 lat. Mąż bardzo kochał sport. W Jego życiu piłka nożna była bardzo ważna, ale rodzinę stawiał na pierwszym miejscu. Bardzo kochał swoje dzieci Jacka i Iwonę, wnuki Marcina, Kasię, Magdalenę i Asię oraz czwórkę prawnuków. Bardzo nam wszystkim Stasia brakuje – mówi żona Danuta Zagrodnik.

-Dziadek był najlepszym dziadkiem, jakiego można sobie wyobrazić, wspierał nas i wierzył w nas, nigdy nie oceniał – wspomina Katarzyna Mrugała. – Często razem spędzaliśmy wakacje nad polskim morzem, w Rewalu. Dziadek świetnie pływał. Lubił opowiadać różne historie z ciekawej młodości. Uwielbiał czytać, miał w domu mnóstwo książek. Zawsze nam powtarzał, że lektura gazet i książek jest bardzo ważna i pouczająca. Nawet piłkarskie mistrzostwa Europy nie zatrzymały dziadka. Odszedł w szpitalu w Bukowcu trzymając wnuki za ręce. Wiele dobrego w swoim życiu uczynił i wiele dobrego po sobie pozostawił. Dziadek Stasiu na zawsze pozostanie w naszych sercach i w pamięci.

Henryk Stobiecki

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.