Jeleniogórska rada miasta głosami 13 do 8 zaopiniowała pozytywnie zamiar dokapitalizowania przez miasto Jeleniogórskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Poświęcona temu tematowi część sesji była – zważywszy przedsesyjne emocje towarzyszące tej sprawie – zaskakująco merytoryczna.
Przed sesją wiele się działo, po tym jak prezydent miasta zgłosił zamiar dokapitalizowania JTBS kwotą 4,5 mln zł. Miejska opozycja (PiS i Bezpartyjni) w kilku publicznych wystąpieniach bardzo krytycznie oceniała działalność JTBS-u, przywołując zadłużenie spółki, brak realizowanych inwestycji, wysokie wynagrodzenie prezesa. Po tym jak opozycyjni radni na komisjach głosowali przeciw dokapitalizowaniu spółki, głos zabrał prezydent, zarzucając im „perfidne” działanie, zmierzające do „wyrzucenia na bruk mieszkańców wynajmujących obecnie swoje mieszkania od Jeleniogórskiego TBS”. Do tego prezes mieszkaniowej spółki zapowiedział zainicjowanie postępowań prokuratorskich i sądowych przeciwko politykom PiS i prezesowi lokalnej telewizji, a prezydent Łużniak poinformował o zgłoszeniu do prokuratury (po 11 latach) podejrzenia przekroczenia uprawnień przy udzielaniu pożyczki od spółki Wodnik dla JTBS-u przez ówczesnego wiceprezydenta Huberta Papaja.
Po takim preludium można się było spodziewać, że na sesji będzie gorąco. Faktycznie opozycja grillowała (przede wszystkim) prezesa Wojnarowskiego ponad 4 godziny. Zadano mu jakieś 50 pytań dotyczących szczegółów funkcjonowania JTBS-u i spółki-córki Tanie Mieszkania, szczegółów pożyczki udzielonej przez spółkę Wodnik, działań inwestycyjnych obu spółek, wynagrodzeń prezesa i pracowników, zakresu nadzoru sprawowanego przez miasto nad spółką, zobowiązań spółki i scenariuszy jej funkcjonowania w przypadku, gdyby nie doszło do dokapitalizowania TBS-u. Generalnie jednak pytania miały merytoryczny charakter i były pozbawione złośliwości.
Marek Wojnarowski nie uciekał od tematów i – nim dyskusje zamknięto – odpowiedział wyczerpująco na większość pytań, unikając personalnych odniesień. Zasadniczo przekazał, że zła sytuacja JTBS-u (a wcześniej spółki Tanie Mieszkanie) to skutek obiektywnych, niezawinionych trudności (który prezes w takich okolicznościach mówi inaczej?). Ocenił swoje i pracowników zarobki, jako niskie zarobki, choć za kuriozalne wypada uznać odniesienie, że prezesowskie wynagrodzenie (ok. 9 tys. zł netto) byłby w stanie uzyskać na kasie w Lidlu… Bodaj najważniejszą informacją, jaką przekazał, była ta, że w przypadku, gdy miasto nie dokapitalizuje spółki, w ciągu kilku dni zgłosi wniosek o upadłość podmiotu. Najwyraźniej – z uwagi na wysokość zobowiązań – w grę nie wchodziłaby likwidacja. Upadłość byłaby najgorszym scenariuszem dla mieszkańców TBS-u, bo majątkiem spółki dysponował by syndyk, wyprzedający mienie. Co nie znaczy, że automatycznie trafiliby „na bruk”, jak to sugerował wcześniej prezydent Łużniak.
Decyzja rady nie była niespodzianką i to nie tylko dlatego, że w radzie większość maja samorządo2wcy popierający prezydenta. Także dlatego, że w obecnej sytuacji jest korzystne rozwiązanie i dla miasta i dla TBS-u i dla „Wodnika”. JTBS spłaci swój największy dług, będzie mógł zamknąć rok rozrachunkowy wynikiem dodatnim i dzięki temu będzie mógł wystąpić do BGK o kredyt na realizacje inwestycji mieszkaniowej przy ul. Elewów, na którą miasto otrzymało dotację z Rządowego Funduszu Rozwoju Mieszkalnictwa. Jeśli ten plan się powiedzie wszyscy wygrają.
Założenia inwestycji przy ul. Elewów.
Środki będą przeznaczone na realizację inwestycji przy ulicy Elewów. Nieruchomość ta jest własnością JTBS-u. To będzie miejsce trzech projektów. Pierwszy dotyczy starego poniemieckiego budynku ujeżdżalni koni. W tym miejscu ma powstać wielostanowiskowy garaż na przyziemiu, a na pierwszym i drugim piętrze: 35 nowych mieszkań. Drugi wniosek obejmuje budowę dwóch budynków mieszkaniowych też na ulicy Elewów (każdy z trzema klatkami schodowymi). Trzecia inwestycja to postawienie budynku z czterema klatkami schodowymi. W sumie ma tam zostać wybudowanych 115 lokali mieszkalnych oraz 35 stanowisk garażowych w pomieszczeniu zamkniętym. Dodatkowo: plac zabaw, mała zieleń, parkingi dla pozostałych mieszkańców. Łączna wartość tego przedsięwzięcia, to ponad 40 milionów złotych.
3 komentarze
Nie rada miasta a radni prezydenta. 8 radnych bylo przeciwnych.
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce była sobie mała, głównie bagienna planetka. A na jej mokradłach rozpościerało się państewko Chlewostan. A w nim moralnie błotniste merostwo Chlewomierz. Oto merowie Chlewomierza: „Prosiak Kolanogłów”, „Warchlak Błazen”, „Świńskie Ziele” i inni. Ci merowie utworzyli bagienno-błotny układ złodziejsko-korupcyjny, w skład którego wchodzili jeszcze zapijaczona „Locha Łapówkara” oraz „Knur Rozporkowiec” i jego ślubna locha „Wściekła Maciora”. Oboje znani z uwielbienia do zapachu szamba, którym zresztą obdarzali okolicznych mieszkańców wypuszczając fekalia to tu, to tam. Oprócz tego, „Knur Rozporkowiec” miał na koncie same dobre osiągnięcia: okradanie merostwa, kradzież energii elektrycznej, zaliczanie cudzych loch, fałszowanie dokumentów, korupcja, handel wpływami, przekręty, przechowywanie w swoim chlewie dokumentów „Prosiaka Kolanogłowa”, gdy ten przebywał w areszcie i całe multum innych dobrych uczynków. Tak, tak – osiągnięcia, ponieważ takie czyny w Chlewomierzu, jak w całym zresztą Chlewostanie, były uznawane za dobre i chwalebne. Dokładnie na odwrót niż w innych państewkach. Był jeszcze chlewny Arbitraż Lokalny w miasteczku Świniówek Świński, w którym „Świńskooka Prostytutka” ferowała wyroki zawsze na korzyść samych swoich świń – niekoniecznie sprawiedliwe, a jej ślubny knur „Świński Ryjek” zaś przecie zasiadał we władzach merostwa. Tak więc Chlewomierz był kwintesencją Chlewostanu, a „Prostytutka” ucieleśnieniem rynsztokowej (nie)sprawiedliwości. Ciąg dalszy w: Muppet Show „Świnie w Kosmosie”.
Zwierzęta są lepsze od chrześcijan, a zwłaszcza od katolików, ponieważ:
– nie chleją tej parszywej wódki,
– nie strzelają z petard,
– nie słuchają disco-polo,
– nie interesują się piłką nożną,
– nie oglądają w TV tej głupiej fikcji filmowej, która w istocie jest trucizną umysłową,
– nie molestują własnego i cudzego potomstwa,
I najważniejsze:
– nie pozwalają się WYTRESOWAĆ do wielbienia dwojga wariatów (tzw. matka boska i jej synalek) z Bliskiego Wschodu. Modlitwa to akt choroby psychicznej i element auto-tresury, polegający na odklepywaniu formułek do nieżyjących, palestyńskich wariatów (powtórz 100 000 razy w myślach, albo na głos, że 2+2=5, to w końcu w to uwierzysz).
Precz z religijnym Matrixem!