Jeśli ktoś pamięta dziesiątki szybowców albo po kilkanaście sportowych samolotów nad Jelenią Górą, to znaczy, że musi mieć sporo lat, bo od dawna miejscowy aeroklub nie zorganizował żadnej znaczącej imprezy lotniczej.

Te nieliczne i bodaj ostatnie odbywały się w 2018 r., gdy AJ zorganizował Zlot Szybowców Zabytkowych na Górze Szybowcowej, i w 2020, gdy odbyły się Spadochronowe Mistrzostwa POOPS Polska. Wprawdzie epidemia może usprawiedliwiać, że organizowany co dwa lata zlot szybowców nie odbył się w 2020 r., ale to nie usprawiedliwia faktu, że wcześniej umarły inne imprezy międzynarodowe, krajowe i środowiskowe, a przede wszystkim, że zanikła popularność jeleniogórskiego aeroklubu.

Co dziś dzieje się w AJ? Raczej niewiele.

Sny o potędze

Jelenia Góra to dla pilotów, zwłaszcza szybowników, miejsce wyjątkowe. Duża w tym zasługa karkonoskiej fali – specyficznego układu barycznego, gdy z południowego zachodu ciepłe masy powietrza, przekraczając Karkonosze, tworzą nad nimi zafalowanie. Fala pozwala szybować na ogromne wysokości, a dowodem uznania za osiągane przewyższenia są przyznawane pilotom diamenty. Aeroklub Jeleniogórski słynął z diamentowych lotów. Źródła podają, że po wojnie, do 2000 r., zdobyto tu ponad 1000 wysokościowych diamentów. Na loty falowe przyjeżdżali szybownicy z całej Europy i nieraz można było jednego dnia zobaczyć nad miastem kilkanaście szybowców. W ostatniej dekadzie coraz mniej słychać o takich dokonaniach. W pierwszej dekadzie XXI wieku wraz z otwarciem granic jeleniogórscy piloci jako pierwsi zainicjowali wysokościowe przeloty wzdłuż całego pasma Sudetów. To już jednak czas przeszły. Ostatnie cztery diamenty, tak przynajmniej wynika z internetowych wpisów sekcji szybowcowej AJ, zdobyto tu w 2016 r.

Podobnie z lotniczymi zawodami, których nie brakowało. Szkoda przede wszystkim Karkonoskich Zawodów Szybowcowych, które z roku na rok nabierały rangi. I skończyły się na V edycji w 2010 r. Potem AJ był jeszcze współorganizatorem Szybowniczych Mistrzostw Polski Kobiet w 2012 i wspominanych już Zlotów Szybowców Zabytkowych.

A nie tak to miało wyglądać, przynajmniej według zapewnień piastującego od 2006 r, funkcję dyrektora aeroklubu Jacka Musiała. Obiecywał, że uczyni z AJ jeden z wiodących aeroklubów w Polsce. Pomysły były bardzo konkretne.

Zaraz po nominacji dyrektor wiązał przyszłość AJ właśnie z lotami falowymi. Opowiadał o występującej w rejonie Jeleniej Góry fali karkonoskiej, pozwalającej wzbijać się bez pomocy silnika na znaczne wysokości, i o diamentach przyznawanych właśnie za lot wysokościowy.

– W tym roku (był rok 2006) ten wyczyn udał się pięciu pilotom. W historii aeroklubu było ich ponad 1300 – chwalił się J. Musiał podkreślając, że do Jeleniej Góry licznie przyjeżdżają nawet Czesi, choć tam też jest ośrodek lotów falowych, ale to „nasza, karkonoska fala jest znacznie lepsza”.

– I dzięki temu w światku lotniczym o Jeleniej Górze robi się głośno. A obsługując czeskich szybowników, a także Niemców, Holendrów, Brytyjczyków, Francuzów, aeroklub zarabia na ich obsłudze, na swą statutową działalność – zapowiadał.

Potem rozwinął te plany, opowiadając o zagranicznych pilotach coraz chętniej, często całymi rodzinami, spędzających urlopy w Jeleniej Górze. Aeroklub Jeleniogórski miał się zająć organizacją ich wypoczynku i stać się „dobrze działającym przedsiębiorstwem usługowo-turystycznym”.

Jak się to skończyło? „Dobrze działającym przedsiębiorstwem usługowo-turystycznym” jest dziś (choć „nasza, karkonoska fala jest znacznie lepsza”), Aeroklub Jesenik, wtedy bez szybowcowego znaczenia. To tam przyjeżdżają szybownicy z całej Europy i bywają dni, gdy w niebo wzbija się nawet 40 szybowców.

Jeszcze w 2010 r. kalendarz imprez Aeroklubu Jeleniogórskiego był bardzo bogaty. Światowa czołówka pilotów wzięła udział w Ogólnopolskich Nawigacyjnych Samolotowych Zawodach, odbył się Międzynarodowy Rajd Lotniczy „Niebo bez granic”, rozegrano Międzynarodowe Szybowcowe Mistrzostwa Dolnego Śląska i Puchar Karkonoszy, odbywały się Międzynarodowe Spadochronowe Mistrzostwa Polski P.O.P.S. (te akurat, jako jedyne, odbyły się też w ubiegłym roku), a do tego Zlot i Zawody Latających Rodzin. Co więcej, AJ otrzymał promesę na organizację samolotowych Mistrzostw Świata w 2012 roku. Dyrektor aeroklubu zapowiadał, że tak bogaty w imprezy rok nie będzie żadnym wyjątkiem, a następne lata przyniosą spektakularne wydarzenia.

Dwa lata później, przy okazji ostatniego spektakularnego wydarzenia lotniczego w Jeleniej Górze, jakim były Szybownicze Mistrzostwa Polski Kobiet, Jacek Musiał cieszył się, że były tak udane, zapowiadał, że w następnym roku zorganizuje równie dobre zawody i przewidywał ich ewolucję „w dużą, międzynarodową imprezę”.

Z pomysłów dyrekcji AJ warto jeszcze przywołać utworzenie klasy lotniczej w „Mechaniku”. Pomysł został przez absolwentów podstawówek przyjęty entuzjastycznie, ale już po dwóch-trzech latach chętnych zaczęło brakować. Poza zapowiedzi nie wyszła inicjatywa zaproponowana Świnoujściu – jeleniogórska młodzież miała się tam uczyć żeglarstwa, a młodzież ze Świnoujścia u nas szybownictwa.

Były jeszcze plany budowy betonowego pasa na jeleniogórskim lotnisku, a gdy taki okazał się za drogi, miano go zastąpić pasem z tworzywa. Wszystko po to, żeby jeleniogórskie lądowisko stało się lotniskiem turystycznym z prawdziwego zdarzenia. W 2015 r. konkurs na projekt modernizacji lotniska został unieważniony.

W tym akurat przypadku – tak ocenia ówczesny prezydent miasta Marcin Zawiła – z planów zrezygnowano, bo wstrzymano konkursowy nabór na środki finansujące tego typu przedsięwzięcia. Co nie zmienia faktu, że do planów podniesienia rangi lotniska nikt już nie wraca.

Ale o renomie aeroklubów świadczą nie tylko lotnicze imprezy. Kto wie, czy nie ważniejsze są dokonania członków aeroklubu. Tych w Jeleniej Górze nie brakowało. Członkowie AJ bili np. 18 rekordów w kategorii szybowców jednomiejscowych i wielomiejscowych. Jeszcze w pierwszej dekadzie tego wieku na listach rankingowych, zwłaszcza szybowniczych, nie brakowało nazwisk pilotów z Jeleniej Góry. Aeroklub miał licencje sportowe w kilku specjalnościach, takie licencje miało także kilkunastu, a bywało, że kilkudziesięciu członków. Dziś stowarzyszenie ma jedną, szybowniczą licencję, a wśród jego członków nie ma żadnego z licencją sportową. W rankingach pojawia się jedno nazwisko z Jeleniej Góry, ale wyniki trudno uznać za spektakularne.

Przy tej okazji zasadne staje się pytanie, w jaki sposób AJ zamierza wykorzystać dotację miejską na rozwój sportu młodzieżowego (28 tys. zł), skoro nie ma nikogo z licencją sportową. Zapytaliśmy o to w Urzędzie Miasta, ale nie udzielono merytorycznej odpowiedzi.

Cóż więc zostało z tych wszystkich planów? Oprócz zlotu szybowców w 2018 r. i zawodów spadochronowych w 2020 r., są np. kuligi, piknik „Przestworza bez barier” dla inwalidów wzroku, prezentacja szybowca na wystawie modeli z pracowni Stanisława Zawadzkiego, jednej z najlepszych w Polsce; niestety, nie aeroklubowego, a ze Złotoryi….

Oczywiście członkowie aeroklubu nie są zupełnie bezczynni. Czasami latają. Tyle, że kiedyś rocznie wylatywali rocznie 2000 godzin i więcej; dziś co najwyżej 300….

Zamiast rozwoju – wojna z pilotami

W ostatnich latach więcej niż o sukcesach AJ mówi się o konfliktach. To pokłosie wyrzucenia w 2013 r. 12 zasłużonych i utytułowanych pilotów. Wyrzucono ich za przynależność do rzekomo konkurencyjnego stowarzyszenia, które zresztą sami założyli – Karkonoskiego Stowarzyszenia Szybowcowego. Siedmiu z nich odwołało się, a sprawa oparła się aż o Sąd Najwyższy. Ostateczny wyrok, po pięciu latach, ocenił usunięcie jako bezprawne i unieważnił uchwały pozbawiające ich członkostwa.

Nie na długo. Aeroklub Jeleniogórski okazał się bardzo twórczy w tworzeniu pretekstów uzasadniających pozbywanie się niewygodnych członków. Przywróconych pilotów wyrzucił ponownie za niepłacenie składek w pięcioletnim okresie nieobecności w AJ. Paradoksalnie, jeden z wyrzuconych, Zbigniew Oborowski, przez wiele miesięcy po usunięciu ze stowarzyszenia starał się składki opłacać. Wpłacał je na konto AJ, ale wracały z adnotacją „nienależne”, więc w końcu przestał.

Ta sprawa jest już po pierwszym etapie rozpoznania sądowego. Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze i tym razem unieważnił te uchwały. Aeroklub, jakżeby inaczej, odwołał się od tego wyroku.

Zbigniew Oborowski jest przekonany, że w 2013 r. z aeroklubu wyrzucono tych członków, którzy odważyli się podjąć działania, by zapobiec upadkowi stowarzyszenia. W jego opinii i, jak zapewnia, opinii pozostałych wyrzuconych pilotów, aeroklub zamienił się w prywatne przedsięwzięcie dyrektora.

– Zarząd to obecnie bezwolny organ, w pełni podporządkowany dyrektorowi. Dyrektor z kolei przedkłada interes własny i swojej rodziny nad dobro aeroklubu, który teraz służy jedynie wąskiej grupce – ocenia.

Zbigniew Oborowski wyliczył, że działania władz AJ kosztowały już stowarzyszenie blisko 40 tys. zł. To koszty sądowe i inne kwoty zasądzone na rzecz poszkodowanych. Pewnie drugie tyle wyniosły własne wydatki AJ na te sprawy. Szkoda tych pieniędzy, straconych przez stowarzyszenie, któremu chyba najlepiej się finansowo nie wiedzie.

31 marca zapadło kolejne orzeczenie – Sąd Okręgowy utrzymał wyrok zaoczny z grudnia ub. roku.

Tak to widzą członkowie (niektórzy)

Oceny ferowane przez wyrzucona siódemkę można by uznać za wyraz niechęci. Ale i obecni, aktywni członkowie AJ najwyraźniej niezbyt dobrze oceniają swoje stowarzyszenie. Niedawno kilkunastu z nich zdecydowało się zdawać egzamin okresowy w Aeroklubie Zagłębia Miedziowego. Ci, z którymi rozmawialiśmy, wprost przyznali, że powodem był brak pewności co do uczciwości egzaminu w Jeleniej Górze. A uwag mieli więcej.

– Pamiętam sprzed dwudziestu lat, jak przychodziłem do aeroklubu i chciałem polatać, to zapisywałem się na listę jako dwudziesty, bo tylu było chętnych, a na niebie było już kilkanaście szybowców. A teraz choćbym nie wiem, jak chciał, to się nie da. Dlaczego? Bo usunięto z aeroklubu tych najaktywniejszych, najbardziej kompetentnych, tych, którym się chciało pracować dla wspólnego dobra wszystkich członków. Oczywiście można jeszcze spytać, dlaczego tacy jak ja godzą się z sytuacją. Nie zgadzam się, ale nasz głos przestaje się liczyć, bo przewagę na zgromadzeniu mają ludzie prezesa i dyrektora. Mają niewiele wspólnego z działalnością aeroklubową, a decydują o tym, co się dzieje. U nas jest wszystko postawione na głowie: to dyrektor wybiera zarząd, a nie zarząd kieruje dyrektorem, piloci samolotowi, którzy chcą wylatać godziny, muszą to robić w innych aeroklubach, instruktor z wieloletnim doświadczeniem i wiedzą cztery razy oblewa egzamin, bo bywa krytyczny, a osoba, która raz na pół roku przeleci wokół lotniska, zdaje za pierwszym razem, bo popiera dyrektora – opowiada jeden z nich.

– Chce pan porozmawiać o działalności. Raczej o braku działalności – to odpowiedź kolejnego członka AJ, poproszonego o ocenę kondycji stowarzyszenia. – Jak można mówić o działalności, skoro stuosobowa sekcja szybowcowa wylatuje w ciągu roku 300 godzin? – dopowiada. – Opowiem o sytuacji, która pokazuje, jak działa aeroklub. W ubiegłym roku było u nas trzech szybowników z licencjami sportowymi. Dwóch seniorów, z własnymi szybowcami, startujących raczej dla zabawy, nie korzystających z aeroklubu, tylko płacących składki. I był jeden młody, aktywny, obiecujący, bardzo zaangażowany. Już go nie ma. Został skreślony za nieopłacone składki. To nie były znaczące zaległości. Po prostu zapomniał. Pobiegł, zapłacił, ale i tak go nie przywrócili. Chłopaka, który reprezentował wszystko to, czym powinien wyróżniać się członek aeroklubu….

– W aeroklubie przejęła władzę grupa osób, której nie zależy na dobru stowarzyszenia. Nie waham się użyć określenia „klika”. Tu już się nie da działać. Zarejestrowałem się w innym aeroklubie, jako członek wspierający, i doskonale widzę różnicę. Oczywiście na korzyść tamtego. A przy tym, co się tu dzieje, ręce opadają. Ostatnie walne zgromadzenie i sprawozdanie finansowe sekretarza stowarzyszenia, które sprowadziło się do jednego zdania: „Macie płacić składki i dobrze jest…”. Zostało przyjęte głosami sprowadzonych nie wiadomo skąd członków sekcji historycznej. Z całym szacunkiem dla tych panów, ale z działalnością aeroklubową nie mają oni nic wspólnego. Inny przykład stosunków tutaj panujących: członek AJ przyleciał gdzieś z Polski i musiał lądować w Jeleniej Górze. Dyrektor, jak zobaczył szybowiec, stwierdził: „Co ten ch… na moim niebie robi?” (wulgaryzmy są tu na porządku dziennym), a potem nie pozwolił go wyholować. Facet musiał wsiąść w pociąg, pojechać po wózek, wrócić do Jeleniej i zabrać swój szybowiec. Powtórzę: to był członek AJ. Są gorsze sprawy: niewłaściwe zachowania wobec młodzieży, procesy sądowe, wyrok za dotację, prywata. Sprowadzają nasz aeroklub na dno. Naprawdę przykro patrzeć, jak zniszczyli dorobek kilku pokoleń miłośników lotnictwa – ubolewa jeszcze jeden członek AJ.

Aeroklub ma się dobrze

Długo trwało, zanim w AJ zdecydowano się porozmawiać o tych opiniach, spostrzeżeniach i ocenach. Telefonów nie odbierali ani prezes, ani dyrektor. Także próby połączenia na numery aeroklubu pozostały bez odpowiedzi. To dość dziwne, że telefonu – bądź co bądź na lotnisku, do tego według komunikatów aktywnego przez 24 godziny na dobę – nikt nie odbiera. Niezmiennie pojawia się komunikat po angielsku, żeby zadzwonić później. Ostatecznie, po przesłaniu pytań na adres mailowy, zdecydowano się porozmawiać. Dużą grupą. Oprócz dyrektora Musiała był też obecny i poprzedni prezes oraz wiceprezesi stowarzyszenia, kilka innych osób – łącznie około – 10. Zaprzeczyli ocenom, że są marionetkami dyrektora. I przekonywali, że AJ ma się dobrze.

Dyrektor Aeroklubu Jeleniogórskiego Jacek Musiał zwrócił uwagę, że taka organizacja jak aeroklub jest wypadkową oczekiwań, marzeń, aspiracji grubo ponad setki ludzi i trudno, żeby zadowolić ich wszystkich.

Podkreślał, w jak złym stanie była aeroklubowa baza. W kasie stowarzyszenia praktycznie nie było żadnych pieniędzy, a stan obiektów i sprzętu był fatalny. Praktycznie wszystkie instalacje nadawały się tylko do wymiany. Samoloty i szybowce, żeby latać, potrzebowały remontów. I paliwa, którego wtedy w AJ nie było. Sytuacja była znacznie gorsza nawet od najczarniejszych obaw i gdyby nie wiara, że AJ da się uratować oraz zaangażowanie części członków stowarzyszenia, aeroklubu już by dziś nie było. Nie obeszło się bez ryzyka, jakim było świadczenie usług dla Jelfy, której zarząd potrzebował błyskawicznego transportu do Warszawy, by wyjaśniać głośną właśnie w 2006 r. sprawę corhydronu. Groziło, że farmaceutyczna spółka za loty nie zapłaci, a to by ostatecznie pogrążyło AJ. Równie ryzykowna była gigantyczna praca, przygotowująca aeroklub do startu w przetargach na szczepienie lisów zrzutami szczepionki z samolotów. Przyniosła sukces i AJ Jelenia Góra przez wiele lat prowadził akcję m.in. w województwach pomorskim, podlaskim czy dolnośląskim.

Te ryzykowne przedsięwzięcia pozwoliły zdobyć pieniądze i doprowadzić aeroklubową bazę do zadowalającego stanu, odnowić sprzęt, zorganizować dziesiątki imprez. Lista, którą przedstawili uczestnicy spotkania, jest bardzo długa, a wartość prac, według ich szacunków, idzie w setki tys. zł. To m.in. częściowy remont budynku głównego na lotnisku, remont lotniskowego baru, remont dachu na hangarze, remont kotłowni i montaż ekologicznego ogrzewania, budowa kontenerowej stacji tankowania samolotów, wycinka drzew i krzaków na lotnisku, budowa parkingu. Do tego szereg prac na Górze Szybowcowej, z budową ujęcia wodnego i instalacji wodociągowej, remontem hangaru i budową grawitacyjnej ścieżki startowej.

Jeszcze dłuższa jest lista organizowanych w tym czasie przez AJ imprez. To kilkadziesiąt zawodów rangi ponadregionalnej i mistrzowskiej, także z udziałem uczestników z zagranicy, jak Szybowcowe Mistrzostwa Polski Juniorów, Samolotowe Mistrzostwa Polski w Lataniu Precyzyjnym, europejskie zloty „antków”, zloty szybowców zabytkowych czy mistrzostwa spadochroniarzy seniorów. Moi rozmówcy przekonywali, że ten okres pod względem inwestycji i aktywności sportowej był najlepszym w historii AJ.

Tyle, że – sami to przyznali – skończył się po 2013 r. Potem z ważnych imprez zostały już tylko zloty szybowców i mistrzostwa spadochroniarzy. Dlaczego? Lisom przestała zagrażać wścieklizna i zakończono, przynoszącą duże pieniądze, akcję lotniczych szczepień.

Potem było znacznie trudniej, co wcale nie oznacza, że działalność zamarła. Nadal były i są prowadzone inwestycje, nadal organizowane są imprezy.

Dyrektor Musiał przekonywał, że wprawdzie lotnicze, szybowcowe czy spadochronowe zawody są bardziej spektakularne, ale kto wie, czy nie większą dumą powinny napawać prowadzone przez AJ coroczne półkolonie (wzięło w nich już udział około 1200 dzieci) „Przez trzeźwość do gwiazd”? Zwłaszcza, gdy ich efektem są opinie, takie jak matki autystycznego dziecka, która dziękowała, że właśnie na półkoloniach pierwszy raz widziała uśmiechającego się syna, i gdy ma się świadomość, że były dla wielu dzieciaków – dziś zawodowych pilotów – pierwszym lotniczym doświadczeniem. W AJ w lataniu zakochał się Adam Małysz, latali tu Stoch, Żyła, inni zawodnicy i zawodniczki kadr skoczków narciarskich, zachwycony współpracą z AJ był Czesław Lang. To też dowody na prężną i efektowną działalność aeroklubu.

Może należało więc – po zakończeniu dającej przychody „akcji lisy” – zrealizować zapowiedź dyrektora o stworzeniu w Jeleniej Górze centrum lotów falowych. W Jesenikach to się udało.

Wyjaśniono, że przeszkodziły zmiany przepisów, które w Polsce są znacznie bardziej rygorystyczne niż w Czechach. Tam aeroklub jest usługodawcą biorącym pieniądze za każdą wykonaną czynność, bez ponoszenia odpowiedzialności za szybowników. U nas aeroklub przy takim przedsięwzięciu miałby status organizatora i odpowiadał za wszystko, co uczestnikom wydarzy się na ziemi i niebie. Co nie znaczy, że loty falowe się nie odbywają. Do Jeleniej Góry przyjeżdżają lotnicy z Polski i zagranicy, i nadal zdobywają diamenty.

Brak licencji sportowych aeroklubu i jego członków to znak czasów. Takie licencje to zwykła opłata dla Aeroklubu Polskiego za rodzaj certyfikatu. Nie ma potrzeby ich opłacać, gdy lotniczą aktywność realizuje się poza imprezami firmowanymi przez AJ i członkowie stowarzyszenia, choć bez licencji, uczestniczą w wielu imprezach lotniczych. Brak licencji nie jest przeszkodą w realizacji miejskiego programu szkolenia sportowego młodzieży. Do tego wystarczy licencja pilota i uprawnienia instruktorskie, które oczywiście osoby prowadzące zajęcia mają.

Znakiem czasu jest także mniejszy nalot (zapewniono, że nigdy nie był na poziomie 2000 godzin rocznie, choć ponad 1000 już tak). Kilka lat temu godzina lotu szybowcem kosztowała 6 zł, dziś wielokrotnie więcej, stąd mniejsza aktywność członków AJ.

Spory sądowe nigdy nie były inicjatywą AJ. To skonfliktowani, byli członkowie kierują do prokuratury i sądu kolejne sprawy. Ze skutkiem takim, jak w przypadku oskarżeń o niewłaściwy remont antonowa, gdzie doszło do umorzenia. Nawet gdy uznano winę prezesa i dyrektora w sprawie o sprzeniewierzenie dotacji, to była ona nieumyślna i znikoma („Po tak długim czasie śledztwa i procesu sąd przecież musiał coś znaleźć”).

Także spór z wyrzuconymi członkami toczy się z ich inicjatywy. A wyrzuceni być musieli, bo gdy utworzyli KSS, zamiast współpracować, próbowali we wrogi sposób przejąć AJ. Sugestie, wręcz żądania, kto z KSS ma się znaleźć w zarządzie AJ, były aż nadto czytelne.

Kolejne wyrzucenie też było zasadne, bo skoro wyrok w pierwszej sprawie mówi o nieprzerwanym członkostwie, to i składki powinny być nieprzerwanie płacone. Gdyby klub w tym czasie np. wypłacał dywidendy, również przywróconym członkom by się należały. Zdaniem dyrektora ostatni, marcowy wyrok nie kończy sprawy. Doszło do nieporozumienia z adresatem pism procesowych. Termin zostanie przywrócony, a zażalenie rozpatrzone w trybie procesowym.

W AJ przyznają, że – bywa – to komornik egzekwuje zobowiązania stowarzyszenia. Zwykle bezzasadnie. Są przykłady, że komornicy zwracają pieniądze po interwencji AJ. Aeroklub nie zawsze podejmuje działania, bo potencjalne zyski nie zawsze warte są zaangażowania.

Zaległość w składkach młodego, aktywnego członka AJ nie była błaha. Nie płacił przez dziewięć miesięcy, a i tak próbowano mu pomóc, jakoś się dogadać, rozłożyć należność na raty. Nie chciał zapłacić i zaczął oczerniać AJ w mediach społecznościowych. Postąpiono więc zgodnie ze statutem.

Zapytałem także, czy nie jest oznaką skrajnego braku zaufania do AJ decyzja jego kilkunastu członków o zdawaniu egzaminów okresowych w innych aeroklubach? Sugerowali wątpliwości co do uczciwości egzaminu przeprowadzanego w Jeleniej Górze.

Dyrektor Musiał odpowiedział przewrotnie, że kwiatów z pomnika nie ukradł….

Marek Lis

Na zdjeciu: Fala w Sudetach. Loty falowe nad Sudetami w październiku ubiegłego roku. Niestety, szybowce nie wyleciały z Jeleniej Góry, lecz z czeskiego Jesenika.

Tekst ukazał się w 15. numerze Nowin Jeleniogórskich z 13 kwietnia 2021r.

2 komentarze

  1. Chciałem w tym roku w AJ zrobić kurs szybowcowy. Po osobistym kontakcie z jakimś panem w biurze dałem sobie spokój. Przeglądał coś w necie a moja obecność i chęć zadania kilku pytań strasznie go męczyła. Odpowiadał na pytania w ten sposób że po wyjściu nie wiedziałem nic. Ten artykuł tłumaczy wszystko.

  2. PiS_Bolszewik_Czekista Odpowiedź

    Ogłaszam rok 2021 rokiem walki z łupieżem. Mały kulawy z Żoliborza zostanie ogolony na łyso w ramach walki z łupieżem.

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.