„Pan Hubert zapisał się złotymi zgłoskami w historii jeleniogórskiego sportu. Dla wielu młodych z SKS-u „Wichoś”, którym udzielał cennych wskazówek, był wzorem. Chętnie dzielił się swoją koszykarską wiedzą i umiejętnościami. Wiadomość o śmierci znakomitego zawodnika drużyny JKS Spartakus zasmuciła działaczy trenerów i sportowców naszego klubu. Pamiętają Huberta z niezapomnianych meczów w jeleniogórskim klubie w latach 1977 – 1986. Zarząd KS „Wichoś” łączy się w bólu z rodziną zmarłego” – napisali działacze w kondolencjach.

W 1985 roku Hubert Kempisty z drużyną JKS Spartakus w składzie z Romanem Misiewiczem, Józefem Cięciwą, Janami: Sterengą i Zabawą, Tadeuszem Wieszkowskim, Robertem Rowgałło i Aleksandrem Hubaczkiem, awansował do II ligi krajowej (odpowiednik dzisiejszej I ligi). W awansie Hubert miał swój wielki udział. W decydującym meczu barażowym z GKS-em Rozwój w Katowicach Jego celny rzut za dwa punkty z pięciu metrów na dwie sekundy przed końcową syreną zadecydował o zwycięskiej dogrywce jeleniogórskiego zespołu i stanie dwumeczu 177:174. Nietrudno wyobrazić sobie nieopisaną radość koszykarzy, trenerów i 70-osobowej grupy kibiców pod wodzą Andrzeja Czołgowskiego.

Sportową karierę Hubert Kempisty rozpoczął w Gorzowie Wielkopolskim. W miejscowym zespole Stilonu, mistrza Polski w …piłce wodnej, był bramkarzem. Potem postawił na koszykówkę.

-Huberta poznałem w 1973 roku. Był wówczas zawodnikiem wielokrotnego mistrza kraju w koszykówce – wrocławskiego WKS-u Śląsk. Wysokiego wzrostu (202 cm), bardzo proporcjonalnie zbudowany sportowiec, szybko zaaklimatyzował się wśród dużo starszych i utytułowanych klubowych kolegów. W 1976 roku Hubert skorzystał z propozycji działaczy JKS Spartakus z prezesem Jackiem Świniarskim na czele, którzy budowali koszykarski zespół. Ściągnięto młodych zawodników z klubów we Wrocławiu i Legnicy. Podobnie jak Jerzy Świątek, Kazimierz Dudzik i Leszek Oleksy byłem trenerem Huberta. Grał na pozycji centra. Mając Go „na plecach” w strefie podkoszowej rywale niewiele mieli do powiedzenia. Pokój Jego duszy – mówi Eugeniusz Sroka.

– We wtorkowe przedpołudnie (23 stycznia), na cmentarzu w Jeżowie Sudeckim pożegnałem wspaniałego kolegę z byłej drużyny JKS Spartakus i poza nią, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci – zapewnia Aleksander Hubaczek. – Mam nadzieję, że tam, gdzie przebywa, Hubert znajdzie spokój i ukojenie duszy. Niedawno wspominałem nasze pierwsze spotkanie w 1976 roku na ponad dwumiesięcznym obozie letnim w Karpaczu, gdzie wspólnie ciężko trenowaliśmy z nadzieją wywalczenia awansu. Od pierwszych chwil znaleźliśmy wspólny język. Wyglądało na to, że podzielamy te same poglądy na życie, mamy podobne charaktery. Do tego łączył nas wspólny cel. Przygoda z koszykówką ukształtowała nasze charaktery. Z Hubertem przeżyliśmy wiele radosnych chwil, jak również wiele niepowodzeń i porażek. Przez kilka lat mieszkaliśmy w tym samym hotelu i wspólnie wspieraliśmy się w życiu codziennym. Ponad jedenaście lat na boisku i w życiu prywatnym ukształtowało między nami więź przyjacielską. Hubert był bardzo uczuciową i romantyczną osobą, z wielkim sercem i chęcią pomocy innym.

Kazimierz „Wacek” Walter z Hubertem Kempistym w 1972 roku grał w koszykarskim zespole juniorów WKS Śląsk. Dwuletnią zasadniczą służbę wojskową „zaliczyli” we Wrocławiu w kompanii sportowej. Potem obaj trafili do jeleniogórskiego klubu.

-Hubert to był kawał chłopa, który lubił i potrafił dużo zjeść. Miał silne ręce. Gdy mieszkał w pokoju przy hali na wrocławskiej ulicy Saperów, po koszykarskim treningu lubił poćwiczyć i pograć z piłkarzami ręcznymi. Namawiali Go do zmiany dyscypliny sportu. Kiedyś wszyscy zawodnicy jak najmocniej rzucali piłką do kwadratowej tarczy. Wygrywał ten, którego piłka po odbiciu poleciała najdalej. Jako junior Hubert o dwa metry pobił słynnego Jurka Klempela.

-Zapamiętam Huberta jako bardzo dobrego kolegę z drużyny już od czasów juniorskich. To był taki „duży Misiu”, który lubił pomagać i nikomu nie pozwolił zrobić krzywdy. W sytuacjach konfliktowych uspokajał i łagodził spór zwaśnionych stron – wspomina Roman Misiewicz.

Wrocławianin Kazimierz Piotrowski był kibicem koszykówki od lat sześćdziesiątych. Jako licealista w Hali Ludowej obejrzał mistrzostwa Europy i występy polskiej reprezentacji z takimi gwiazdami jak Łopatka, Pstrokoński, Likszo i Frelkiewicz.

-Pod koniec lat siedemdziesiątych wyczytałem, że trener Jerzy Świątek w Gorzowie Wlkp. odkrył młodego zawodnika, który niesamowicie prezentował się na parkiecie. To był Hubert Kempisty. Później z gazety dowiedziałem się, że na jakimś turnieju gra Huberta tak spodobała się czołowemu koszykarzowi jugosłowiańskiemu, że ten ufundował Polakowi stypendium. Po latach Hubert powiedział mi, że nie dostał ani centa. Działacze klubowi przetrzymali pieniądze. Gdy z powodów rodzinnych przeniosłem się do Jeleniej Góry, ucieszyłem się, gdy na placu Ratuszowym zobaczyłem Huberta z żoną Ireną i z wózkiem z małym dzieckiem. Bywaliśmy u siebie, gdy w 1990 roku wraz z Ireną z Klubu Obywatelskiego kandydowaliśmy w wyborach do Rady Miejskiej. Poznałem jej męża, syna Szymona, a po 1985 roku córeczkę Paulinę. W domowych pieleszach Hubert był bardzo delikatny, łagodny. Uwielbiał muzykę, grywał na pianinie. Były też w tym czasie problemy. Hubert mocno odchorował sportowy wyczyn. Gdy Szymek Kempisty pokochał narciarstwo i wspinał się po szczeblach kariery instruktorskiej, Hubert nie mieszkał już z rodziną. Szukał swego miejsca w życiu. Szymek z moim synem Marcinem rozpoczęli wspólnie tworzyć szkołę narciarską „Supernarty”, jednak nagła śmierć Szymka w lawinie w Białym Jarze przerwała tę przyjaźń i współpracę. Widziałem Huberta na pogrzebie syna. Byli wtedy wszyscy razem. Gdy Hubert Kempisty kończył swą drogę życia, przy Jego łożu śmierci w ostatnich chwilach była żona Irena. Ona też wraz z najbliższymi odprowadziła męża miejsce wiecznego spoczynku do grobu ich dyna Szymona. Są znowu razem!

-Hubert pozostanie w mej pamięci nie jako doskonały koszykarz, ale jako ciepły, niesamowicie wrażliwy człowiek – kontynuuje wspomnienie Kazimierz Piotrowski. – Może nawet zbyt wrażliwy. Ta nadwrażliwość, delikatność Jemu w życiu nie pomagały. Szkoda.

Hubert Kempisty był dumny z dzieci. Bardzo przeżył śmierć syna. Córka Paulina, z wykształcenia historyk sztuki, pracuje w Galerii Sztuki Współczesnej w Lublinie. Nie doczekał narodzin wnuczki Jany.

-Jako wychowawca młodzieży, z którą miał bardzo dobry kontakt, Hubert pracował w internacie Zespołu Szkół Drzewnych i Leśnych w Jeleniej Górze Sobieszowie. Dzięki Niemu zainteresowanie sportem i zajęciami rekreacyjnymi wzrosło wielokrotnie. Bardzo życzliwy i koleżeński w codziennej pracy, uśmiechnięty, pełen radości życia. Swoim sposobem bycia kojąco działał na młodzież i współpracowników – wspomina Bogusław Gałka.

Hubert Kempisty mieszkał w Czernicy. Zmarł w Gorzowie Wlkp., gdzie zimą przebywał u chorej mamy Anny, którą się opiekował.

Henryk Stobiecki

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.