Pierwsze dyskonty w Polsce w niewielkim stopniu przypominały sklepy, w których dziś robimy zakupy. Teraz ten magazynowy wystrój wraca. A z nim niższe ceny.
Pierwszy Lidl w Polsce został otwarty 11 kwietnia 2002 roku w Poznaniu przy ul. Głogowskiej. Był to wolnostojący budynek bez dużego logo. Dziś taki obiekt nie zachęcałby do zrobienia w nim zakupów.
Biedronka zaczęła wcześniej, bo w 1995 roku. Wówczas była to jeszcze firma założona przez Polaka. Później została przejęta przez kapitał portugalski. Sklepy z zewnątrz przypominały blaszane hale, a w środku daleko było im do obecnych standardów. Wystroju właściwie nie było. Produkty leżały na drewnianych paletach. Brak półek spowodowany był próbą obniżenia kosztów, co z kolei miało się przełożyć na niskie ceny. Dziś takie sklepu nazywa się hard dyskontami. Właśnie wracają.
Klientów przyciągają niskie ceny
W Niemczech są już bardzo popularne. Niskie ceny to jest to, co przyciąga klientów. Kiedy taką placówkę kilka lat temu otworzono w Lipku, to po tygodniu trzeba było ją zamknąć. Zabrakło towaru.
To były czasy, kiedy rynkiem nie rządziła jeszcze wszechobecna drożyzna. Obecna sytuacja cenowa sprawia, że hard dyskonty stają się coraz popularniejsze. Słoik buraków za 1,73 zł, opakowanie cukierków za 1,3 zł, pół kilo słonecznika łuskanego za 3,80, pięć kilo makaronu za 13 zł czy mydło w płynie za 2 zł. Takie były ceny w hard dyskoncie Vollmart, który w ubiegłym roku został otwarty w Siedlcach.
– Analitycy finansowi i eksperci rynkowi przewidują, że obecny poziom inflacji będzie nam towarzyszył do końca przyszłego roku. To oczywiście efekt obecnej sytuacji gospodarczo-politycznej. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, kiedy i jak mocno inflacja się obniży za kilkanaście miesięcy. Dlatego uważam, że model hard dyskontów ma przyszłość i to w wieloletniej perspektywie. Łagodzi skutki wysokiej inflacji w rodzinnych budżetach. Pozwala zaoszczędzić pieniądze, które można przeznaczyć na inne cele – mówił latem serwisowi dlahandlu.pl Wiktor Sawosz, założyciel i prezes zarządu Vollmart.
Przekonywał, że siłą tego konceptu jest niska cena towarów, ale nie w promocjach, tylko zawsze. Dziś sieć ma w Polsce na razie 4 placówki.
Właściciel Netto też postawił na tanie zakupy
Można uznać, że to pomysł jednej firmy i niekoniecznie skazany na sukces. Można by tak pomyśleć, gdyby w Polsce nie powstawały już kolejne hard dyskonty. Takie sklepy zaczął właśnie otwierać duński właściciel znanej również w Polsce sieci Netto. Jej dyskonty noszą nazwę Basalt.
Z założenia sprzedawane w tego rodzaju placówkach produkty mają być tańsze o ok. 15 proc. Ich sekret ma tkwić w rezygnacji z kosztów ekspozycji. Po prostu towar leży na paletach. Nie ma także lad chłodniczych i zamrażarek.
Sieć wystartowała już w Danii. Na razie właściciel Netto nie zdradza, kiedy marka wejdzie także do Polski.
News4Media/fot. Wikipedia