W 1997 roku nasz redakcyjny kolega, Marek Chromicz, napisał pierwsze teksty poświęcone poszukiwaniu poniemieckich skarbów. Redaktorowi Chromiczowi udało się pozyskać zaufanie wielu eksploratorów, dzięki czemu w krótkim czasie stał się prawdziwym specem od „sekretnych skrytek”, bursztynowej komnaty i złotego pociągu. Na przestrzeni kilku lat napisał wiele tekstów na ten temat, co przysporzyło mu wielu fanów, Nowinom Jeleniogórskim wielu nowych czytelników. Od ukazania się pierwszej publikacji minęło już ponad 20 lat. Można śmiało powiedzieć, że dorosło całe nowe pokolenie młodych ludzi. W tym czasie kilka zagadek zostało rozwiązanych, w kilku miejscach prowadzi się oficjalne prace archeologiczne. Nie bacząc na to zdecydowaliśmy się przypomnieć publikacje Marka Chromicza, bez ingerencji w ich zawartość. Sięgamy zatem głęboko do naszego archiwum, by przypomnieć jeszcze starsze historie. Liczymy też na to, że internet ma ogromną siłę dotarcia do wielu ludzi, nie tylko mieszkańców regionu.
Jeżeli są Państwo gotowi – to zapraszamy w każdy weekend na nasz portal, aby pobuszować w historii naszego tygodnika oraz historii naszych ziem.

Na liczne ślady po zmarłym w 1976 roku w Niemczech Grundmannie musi natrafić każdy, kto choć trochę interesuje się poszukiwaniem zaginionych, a gdzieś, zapewne na Dolnym Śląsku, ukrytych skarbów z niemieckich muzeów, kościołów i zasobów prywatnych. Na nazwisko Güntera Grundmanna natrafia zawsze także ten, kto szuka śladów po tysiącach dzieł sztuki i dziesiątkach tysięcy zabytków kultury wielu narodów, podbitych i w większości brutalnie obrabowanych przez III Rzeszę. Zarówno przez ówczesne niemieckie państwo, jak i, często już na własną rękę, przez jego funkcjonariuszy.

Dzięki wysiłkowi i fachowości wielu ludzi, liczne powojenne akcje rewindykacyjne, związane z bezpośrednim poszukiwaniem w terenach zaginionych wartości kulturowych, zakończyły się sukcesem.

Nadal jest jednak bardzo wiele takich, od dziesięcioleci już poszukiwanych „skarbów”, po których wszelki ślad zaginął. O wielu z nich wiadomo najczęściej tylko to, że zostały one powierzone do schowanie i zabezpieczenia Günterowi Grundmannowi, który pod koniec wojny, niezwykle intensywnie, ukrywał setki ton dzieł sztuki w kilkudziesięciu miejscach, na całym Dolnym Śląsku. W tym także w kilkunastu miejscach na terenie Jeleniogórskiego. Po wielu, najcenniejszych nawet, doskonale znanych i opisanych zabytkach do dziś jednak nie ma żadnego śladu.

Przewidujący konserwator

Günter Grundmann był historykiem sztuki, który doskonale znał zasoby niemieckich, w tym szczególnie dobrze dolnośląskich muzeów, kościołów i prywatnych rezydencji. Był on autorem wielu opracowań i publikacji o zabytkach ówczesnej Prowincji Dolnośląskiej, w tym także autorem poważnego dzieła „Śląsk” („Schlesien”), wydanego w 1941 roku w Berlinie. Zapewne dorobek naukowy profesora Grundmanna i jego publikacje świadczące o doskonałej znajomości Śląska, przekonały decydentów o tym, że jest to właściwy człowiek do powierzenia mu misji ochrony i trwałego zabezpieczenia najcenniejszych zasobów dziedzictwa kultury Niemiec. W tym również tych zasobów, które, zrabowane w czasie wojny, znalazły się w niemieckich rękach.

Dla mianowania Grundmanna konserwatorem sztuki prowincji dolnośląskiej, nie bez znaczenia było zapewne i to, że znał on osobiście wielu przedstawicieli niemieckiej, śląskiej arystokracji, czyli rodzin posiadających ogromne i często niezwykle wartościowe, gromadzone przez stulecia kolekcje. Günter Grundmann był mieszkańcem obecnej Jeleniej Góry. Jego dom, okazała willa, stoi w Cieplicach do dziś. Do Niemiec wyjechał w lutym 1945 roku, wywożąc wiele niezwykłej wartości dzieł sztuki, w tym „Madonnę Burmistrza Meiera”, namalowaną przez Holbeina. Istnieje też uzasadnione przypuszczenie, że jeszcze kilkanaście lat temu, być może w oparciu o informacje od Grundmanna, opróżniono kilka bardzo wartościowych schowków.

Pierwsze prace nad zabezpieczeniem najcenniejszych dzieł sztuki przed ewentualnym bombardowaniem rozpoczął Grundmann wiosną 1939 roku. Jednak wielka kariera Güntera Grundmanna jako tego, któremu powierzono ochronę i zabezpieczenie tego majątku, zaczęła się dopiero w 1942 roku. Wtedy właśnie, najpierw przed alianckimi nalotami, a potem ze strachu przed możliwością wkroczenia do Niemiec wojsk alianckich, zaczęto na wielką skalę ukrywać najcenniejsze wartości.

Profesor Grundmann w okresie kilku lat tworzył system schowków i składnic, osobiście nadzorował niemal wszystkie prace i tworzył specjalną, poświęconą tylko tej sprawie dokumentację. W zasadzie także tylko profesor Grundmann wybierał punkty ukrycia i tylko on kontaktował się z tymi, którym powierzał stworzone przez siebie schowki.

Po wojnie okazało się, że Grundmann z przysłowiową niemiecką dokładnością stworzył dokumentację schowków, czego liczne ślady odnaleziono w zachowanych dokumentach. Przed zniszczeniem, a może nawet przed wywiezieniem, dokumentację tę uratowała… bomba, która spadła na siedzibę urzędu konserwatorskiego we Wrocławiu. Tu pod gruzami sklepień w ówczesnym Muzeum Sztuk Pięknych, natrafiono na dokumentację, którą później nazwano tzw. „listą Grundmanna”. Zarówno miejscowości ukrycia, jak i poszczególne kolekcje, a nawet skrzynie, miały w niej jedynie oznaczenie szyfrowe.

O odnalezieniu „listy” i sposobie jej rozszyfrowania profesor Józef Gąbczak, z którego opracowania pt. „Losy ruchomego mienia kulturalnego i artystycznego na Dolnym Śląsku w czasie ostatniej wojny oraz spis miejsc ukrycia zbiorów wg wykazu opartego na oryginalnych dokumentach niemieckich, z komentarzem opartym na korespondencji niemieckiej i polskiej” pochodzi większość tych informacji, pisze tak: „… Na podstawie znajdowanych akt ustalono nazwy miejscowości, do których po zakończeniu działań wojennych docierały ekipy rewindykacyjne naczelnej Dyrekcji Muzeów i Ochrony Zabytków w lecie i jesienią 1945 roku. Dopiero późną jesienią znalazłem najważniejsze zestawienie składnic niemieckich w maszynopisie Grundmanna sporządzone w lecie 1944 roku.”

Dodatkowym utrudnieniem akcji rewindykacyjnej było to, że niemiecka dokumentacja była miejscami niepełna, a równocześnie jest w niej wiele skreśleń, poprawek, różnokolorowych znaków. Ma to zapewne związek z wielokrotnym przenoszeniem składnic Grundmanna, ale nigdy nie było pewności, że w skrytce jest to, co być powinno. Tym bardziej nie było pewności, że odkryto wszystkie stworzone przez Grundmanna skrytki.

80 miejsc, tysiące skrzyń

O skali przedsięwzięcia, którego podjał się Günter Grundmann, świadczyć może to, że ukryte przez niego zasoby, należące tylko do Uniwersytetu Wrocławskiego, oznaczały 65 transportów na 547 metrach bieżących (!) wozu meblowego. Tylko jedna wrocławska firma transportowa „Knauer”, wystawiła w ciągu dwóch lat rachunki za 207 takich transportów na 2011 metrach wozu meblowego.

Władze niemieckie uznały, że szczególne położenie Dolnego Śląska uzasadnia stworzenie tu systemu bezpiecznych kryjówek. Dlatego postanowiono, że tu właśnie zostaną przeniesione zasoby dóbr kultury z północnych i zachodnich terenów Rzeszy. Natomiast chyba osobistą inicjatywą Grundmanna było skierowanie do około 250 najbogatszych śląskich rodzin okólnika, w którym proponował on ukrycie należących do nich dzieł sztuki. Na list ten odpowiedziało 161 niemieckich właścicieli muzealiów.

O skali przedsięwzięcia świadczy i to, że większe zespoły zabytków, zarówno prywatne, jak i publiczne, były rozdzielane na części tak, by w przypadku utraty jednego schowka, mogła ocaleć reszta kolekcji, schowana w innym miejscu. W ten sposób zaplanowano np. ukrycie kolekcji wrocławskiego Muzeum Sztuk Pięknych w ośmiu miejscowościach, na 11 piętrach, w 16 salach, a wrocławskie Miejskie Zbiory Sztuki w dziewięciu miejscowościach, na 18 piętrach, w 52 salach. Tak właśnie ukryto tysiące skrzyń w osiemdziesięciu miejscach wskazanych na „liście Grundmanna”.

Dokonane już po wojnie ustalenia i ujawnione schowki Grundmanna dowodzą, że w zasadzie nie stosował on ukrywania zasobów w jakichkolwiek podziemiach. W każdym razie w stosunku do majątku, który powierzono mu oficjalnie. Te zasoby były ukrywane w szkołach, regionalnych muzeach, kościołach, prywatnych pałacach i budynkach publicznych. Zakopywanie „skarbów”, jak się wydaje, dotyczyło jedynie zbiorów nie rdzewiejących, np. porcelany i biżuterii. Ale ten sposób ukrycia stosowali głównie prywatni posiadacze. Choć nie tylko, bo w kilka lat po wojnie, w Zgorzelcu, odkryto w piwnicach muzeum zamurowaną salę zawierającą sejfy z numizmatami i regały ze szkłem i porcelaną. Dążąc do skutecznego ukrycia zasobów, prywatni kolekcjonerzy często wpadali na prawdziwie genialne pomysły. Tak było np. w Krzyżowej, w majątku rodziny von Moltke, gdzie cztery ogromne lufy armatnie zdobyte na Francuzach w 1871 roku ukryto jako… kolumny, obudowując je warstwą cegieł. Odkryto je tylko dzięki temu, że przypadkowy pocisk zniszczył ceglaną obudowę. Można sobie wyobrazić, ile takich prostych, a niezwykle skutecznych schowków, funkcjonuje aż do dzisiaj.

Ani Günter Grundmann, ani nikt inny nie wydał dyspozycji, co należy zrobić ze zbiorami zagrożonymi przez nadchodzącą armię sowiecką. Zapewne dlatego właśnie wiele zbiorów, a w każdym razie ich najcenniejsze części, zostało dodatkowo ukrytych i rozparcelowanych. Zaginięcia, a czasem i rabunek były możliwe tym bardziej, że niemal każda ze składnic Grundmanna pozostawała przynajmniej przez jakiś czas bez nadzoru.

Gdzie jest gaulaiter Karl Hanke?

Chociaż głównym bohaterem większości publikacji o „skarbach” jest Günter Grundmann, prawdziwym władcą Dolnego Śląska był od stycznia 1941 roku SS-Obergruppenführer Karl Hanke. To on właśnie sprawował bezwzględną władzę nad Dolnym Śląskiem, pełniąc także funkcję Komisarza Rzeszy do Spraw Obrony Terenu Dolnego Śląska. Karl Hanke cieszył się tak wielkim zaufaniem Adolfa Hitlera, że ten po zdradzie H. Himmlera, na kilka godzin przed swoją śmiercią, w testamencie napisanym 29 kwietnia 1945 roku, mianował Hankego Reischsführerem SS i szefem niemieckiej policji. I to właśnie ten człowiek, Karl Hanke, był głównym mocodawca wszystkich poczynań Güntera Grundmanna. Trudno sobie wyobrazić, by nie było wśród nich żadnych kroków, których celem byłoby zabezpieczenie powojennego „później” dla co najmniej obydwu tych panów. Że tak właśnie było, a Grundmann spełniał podwójna rolę – bo ukrywał, już bez dokumentacji, zapewne na rzecz Hankego, ogromne walory w złocie i precjozach, poświadcza pewien Górnoślązak, dziś mieszkający w Ameryce. Twierdzi on, że uczestniczył w stworzeniu co najmniej siedemnastu takich schowków. W czasie ostatniej wizyty w Polsce odwiedził on te miejsca i twierdzi, że żaden ze schowków zawierających ogromny majątek nie został naruszony. Jest gotów wskazać te miejsca, jednak pod warunkiem realnego zagwarantowania mu 50 procent udziału w znaleziskach. A to ciągle nie jest takie proste.

Karl Hanke wyleciał z oblężonego Wrocławia samolotem Storch tuż przed kapitulacją miasta. Tego samego dnia widziano go podobno w okolicach Jeleniej Góry. Czyżby coś stąd zabierał? Jeśli rzeczywiście widziano go w Jeleniej Górze, był to ostatni kontakt Hankego z kimkolwiek. Od tego bowiem czasu Hankego poszukiwali właściwie wszyscy, ale nikt, do dziś, go nie znalazł. Jeśli żyje, ma 94 lata. A to właśnie jest człowiek, który wie wszystko.

Czy warto szukać?

Na tak postawione pytanie oczywiście nie ma jednoznacznej odpowiedzi. 80 „oficjalnych” skrytek Güntera Grundmanna przeszukano niemal tuż po wojnie. Nie znaleziono poważnej części tego, co wykazywały spisy…

Innym uzasadnieniem takiego pytania jest wiedza o tym, że w zasadzie systematyczna praca profesora Grundmanna pod koniec wojny nabrała wielkiego przyspieszenia. W ostatnich tygodniach wojny, co poświadczają niemieckie dokumenty i znaleziska, powstawały doraźnie organizowane składnice, które nie figurowały w oficjalnych spisach. Ile z nich znaleziono?

Warto też wiedzieć i o tym, że ani jedna z osiemdziesięciu składnic Grundmanna nie zachowała się do czasu przejęcia jej przez polskie władze w stanie nietkniętym. Wszystkie zostały w różnym stopniu splądrowane, często jeszcze przez Niemców, którzy te „skarby” także musieli gdzieś schować.

Do znalezienia ciągle jeszcze są zapewne nie tylko pojedyncze muzealia i wartości materialne, ale całe, mające ogromną wartość zespoły i zbiory, spośród których Bursztynowa Komnata jest być może tylko… najgłośniejsza.

Jeleniogórski fragment „listy Grundmanna”

Szklarska Poręba – schowek w willach Gutmanna – Zimermanna. Zgromadzono tutaj zbiory grafiki i rysunku z Muzeum Sztuk Pięknych we Wrocławiu. W tej miejscowości był także inny, wielki schowek, do którego przeniesiono m.in. składnicę z Lubomierza. W Szklarskiej Porębie przechowywano m.in. niemal 100 skrzyń muzealiów wrocławskiej Kurii. Po wojnie znaleziono tam 30 obrazów Willmanna, 40 pustych ram (!) oraz meble i rzeźby. Całość zbioru wywieziono do Warszawy.

Sobieszów – w budynkach Kamery (zarządu majątków) Schaffgotschów zmagazynowane zostały zasoby wrocławskiego archiwum państwowego.

Cieplice – miejscowa biblioteka Schaffgotschów zawierała najcenniejsze chyba, odzyskane po wojnie, polskie muzealia. Tutaj właśnie odnaleziono skrzynie ze zbiorami skarbca katedry wawelskiej i warszawskiej, a także część zbiorów największych polskich muzeów. W najbliższej okolicy znaleziono także obraz Jana Matejki i kilkadziesiąt skrzyń innych muzealiów. Składnica cieplicka jest więc bezspornym dowodem tego, że Grundmann świadomie nadzorował „zabezpieczanie” ewidentnie zrabowanych zbiorów. Lokalizacja tej najbogatszej chyba z grundmannowych składnic dowodzi, że chciał on mieć „pod ręką” kilka wartościowych „drobiazgów”.

Krzeszów – w kościele św. Józefa Grundmann urządził składnicę zasobów Biblioteki Państwowej z Berlina i z wrocławskiego archiwum.

Lubomierz – wielką składnicę urządzono tutaj w kościele katolickim i w zabudowaniach klasztoru. Zgromadzono m.in. 40 obrazów Willmanna, niemal 100 skrzyń innych zabytków i wiele cennych mebli kościelnych. Pod koniec wojny magazyn ten był, przynajmniej w części, przeniesiony do Szklarskiej Poręby.

W zabytkowych budowlach wielu innych miejscowości, m.in. w Mysłakowicach, Lwówku, Siedlęcinie, Biedrzychowicach, Żarskiej Wsi i w Karpnikach zgromadzono liczne zasoby muzealne, prywatne, bezcenne druki, a nawet ołtarze i zielniki.

Marek Chromicz

Archiwum Nowin Jeleniogórskich styczeń, 1998

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.