Ponad 150 dzikich zwierząt znajduje się aktualnie w Ośrodku Rehabilitacji Dzikich Zwierząt im. Św. Franciszka z Asyżu Klekusiowo w Tomaszowie Bolesławieckim. Są sarny, dużo bocianów, krukowatych, jastrzębie, myszołowy, żurawie, czaple, nawet trzy bieliki. Wszystkie potrzebowały pomocy, najczęściej po wypadkach.

Stu pięćdziesięciu podopiecznych

Jeśli komuś zdarzyła się samochodowa kolizja z dzikim zwierzęciem, a zwierzę przeżyło – ten wie, jak trudno jest znaleźć pomoc dla cierpiącego zwierzaka. Nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności, a zasadą jest zwykle uprawianie spychologii. Wprawdzie lista służb, które powinny się tym zająć, jest długa i obejmuje lekarzy weterynarii, myśliwych, inspektorów organizacji społecznych, których statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, policję, straż miejską, straż graniczną, służbę leśną i parków narodowych, strażników łowieckich i rybackich, ale ze skutecznością ich działań jest różnie. A warto przypomnieć, że gdy w wyniku kolizji potrącone zwierzę doznało obrażeń, kierowca jest zobowiązany wezwać pomoc. Jeśli tego nie zrobi, grozi mu grzywna do 5 tys. zł, a nawet areszt.

Ten problem nie występuje, gdy do takiej sytuacji dojdzie w okolicach Bolesławca. W Tomaszowie Bolesławieckim od pięciu lat funkcjonuje ośrodek, gdzie dzikie zwierzęta są leczone, rehabilitowane i wypuszczane na wolność. Nie tylko zresztą poszkodowane w wypadkach, ale także kontuzjowane lub ranne z przyczyn naturalnych. Klekusiowo to ośrodek wyjątkowy. W okolicy nie ma żadnego innego miejsca, gdzie sprawowana jest opieka nad chorymi czy też rannymi dzikimi zwierzętami. Jak bardzo to potrzebne, wskazuje liczba zwierząt, którymi właśnie teraz zajmuje się ośrodek. Jest ich ponad 150! A personel ośrodka to zaledwie cztery osoby: Mieczysław Żuraw, jego żona Ania, pani technik weterynarii i pracownik gospodarczy.

Zaczęło się od bocianów

Nazwa ośrodka mówi wszystko. 10 lat temu Mieczysław Żuraw, gospodarz Klekusiowa, zapragnął mieć na swojej posesji bociany. Wybudował dla ptaków okazałe gniazdo i – choć nie od razu – pojawiły się w nim bociany. Doświadczenie okazało się tak frapujące, że z czasem w okolicy powstały lub zostały objęte opieką kolejne gniazda, bez wyjątku zasiedlone przez biało- czarne ptaki. Przy gniazdach pojawiły się kamerki, pozwalające obserwować życie bocianów. Strona internetowa zdobyła ponad 5 milionów odsłon.

Gdy po raz pierwszy bociany urządziły sobie sejmik na posesji, pan Mieczysław był wniebowzięty

Klekusiowo stawało się sławne i zaczęło być traktowane jako bociani azyl. Ludzie informowali o poszkodowanych bocianach, a państwo Żurawiowie przyjmowali kolejne, potrzebujące pomocy ptaki: rannego Tadzia, potrzebującego protezy Bubu, chorych Dziubka i Basię. Nie było wyjścia – powstało Stowarzyszenie Pomocy Bocianom.

I naturalnie, że się rozrosło, bo już nie tylko bociany trafiały do gospodarstwa państwa Żurawiów. Najpierw była łabędzica Kaja, a potem już się potoczyło. Potrącone na drodze dziki i sarny, uwolnione z jakichś drutów poranione pustułki, sójki, jeże, daniele, sowy, żurawie…. 19 maja 2016 r. zapadła decyzja o utworzeniu Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt.

Azyl to nie ZOO

– Klekusiowo to nie jest ZOO – podkreśla pan Mieczysław. – Głównym zadaniem ORDZ jest wyleczyć chore zwierzątka i przywrócić je naturze. To się w wielu przypadkach udaje i mnóstwo zwierzątek zostało już wypuszczonych na wolność. Stały azyl mogą tu znaleźć jedynie te zwierzątka, które są chore nieuleczalnie lub ze znacznym inwalidztwem, np. po amputacji. Staramy się nie oswajać zwierzątek, chyba że jest to konieczne, np. przy karmieniu małych – ale tylko w niezbędnym zakresie. Na łące dążę do stworzenia mieszkańcom warunków jak najbardziej zbliżonych do naturalnych – na ile to możliwe. Staram się zapewnić zwierzątkom jak najlepszą opiekę weterynaryjną i zabiegam o sprzęt diagnostyczny, a w razie potrzeby zwierzątka są przewożone do różnych ośrodków specjalistycznych w celu diagnozy czy wykonania zabiegów.

Z trzech bielików, które są w ośrodku, dwa mają dożywocie. Ich skrzydła są tak uszkodzone, że nie są w stanie żyć bez pomocy człowieka.

– Trzeciego ratujemy od lutego. Miał całkowity udar, przekazano nam go zupełnie bezwładnego. Teraz – po rehabilitacji – już prawie normalnie funkcjonuje. Tylko z chodzeniem ma jeszcze kłopoty. Uczyliśmy go wszystkiego od początku.

Niestety, działalność Klekusiowa jest kosztowna.

– Co oczywiste, dużo kosztują wszystkie zabiegi weterynaryjne i rehabilitacyjne, ale drogie są też wymagania pokarmowe zwierząt. Dzikie z natury, nie zadowalają się jakąś paszą, suchą karmą. Trzeba dawać im jakieś robaczki, myszki, żaby, różne rodzaje mięsa, ryb…. Można taka karmę kupić, co jest bardzo kosztowne, albo ją znaleźć, co jest czasochłonne i przy tej ilości, jakiej potrzebujemy, prawie niewykonalne. Jesteśmy w zupełnie innej sytuacji niż schroniska dla psów i kotów, które mają podpisane umowy z gminami i dostają na prowadzenie działalności duże pieniądze. My możemy tylko o tym pomarzyć, bo państwo nie prowadzi żadnego programu ratowania dzikich zwierząt – tłumaczy Mieczysław Żuraw, gospodarz Klekusiowa.

Ktoś strzela do bocianów

Bociany są w tomaszowskim ośrodku oczkiem w głowie. Tym większy był szok, gdy okazało się, że ktoś strzela do tych pięknych ptaków.

„W pobliżu Klekusiowa ktoś strzela do bocianów!!! Sierpień to czas wylotów bocianów do ciepłych krajów. W naszym ośrodku jest naprawdę sporo bocianów, które pielęgnujemy i poddajemy leczeniu, by mogły powrócić na wolność. Niestety, ale nie wszyscy ludzie pozwalają im na to. W okolicy naszego ośrodka grasuje ktoś i poluje na bociany. Strzela do nich i robi krzywdę. Jeśli ktoś z Państwa coś widział lub wie, bardzo prosimy o informację. Za wskazanie sprawcy/sprawców nagroda!” – apelowano na stronie FC ośrodka.

– Bociana znalazł nasz sąsiad. Biegał zakrwawiony po jego podwórku. Wzięliśmy go do nas. Rentgen wykazał, że strzelano do niego. Całe skrzydło miał poranione śrutem. Ten strzał spowodował, że ptak spadł z wysokości i do tego połamał sobie skrzydło w kilku miejscach. Na pewno nie był to przypadkowy postrzał. Z charakteru postrzału można wywnioskować, że do ptaka mierzono. Oczywiście zaopiekujemy się nim, tak jak dziesiątkami innych dzikich zwierząt. Jest szansa, że bocian zdoła odlecieć, a jeśli nie – przezimuje w ośrodku – zapewnia Mieczysław Żuraw.

Tak blisko ośrodka postrzelonego bociana znaleziono po raz pierwszy, ale w okolicy zdarzały się podobne przypadki. Niedawno do ośrodka trafił postrzelony łabędź. Sprawę zgłoszono policji, ale pomóc w znalezieniu strzelca może też nagroda pieniężna. Ośrodek przeznaczył 2 tys. zł, jeśli ktoś wiarygodnie wskaże sprawcę tych polowań.

Dlaczego ktoś strzela do bocianów, łabędzi? Przecież to ptaki, które raczej nikomu nie przeszkadzają i cieszą się olbrzymią sympatią. Na takie pytanie pan Mieczysław nie potrafi odpowiedzieć.

– Po prostu, niektórzy mają źle w głowach – kwituje.

Bez wsparcia

Klekusiowo nie ma żadnych dotacji, dofinansowań, instytucjonalnego wsparcia. Utrzymuje się niemal wyłącznie z darowizn. Aż trudno w to uwierzyć. Przecież działa w jednej z najzamożniejszych gmin regionu. Wójt Warty Bolesławieckiej Mirosław Haniszewski przyznaje, że od gminy ośrodek nie otrzymuje żadnych pieniędzy. Ale nie dlatego, że samorządowcy nie chcą pomóc, lecz dlatego, że nie mogą.

– Od razu to powiem: jesteśmy dumni z ośrodka Klekusiowo. Zawsze i gdzie tylko mogę, promuję działalność pana Żurawia, namawiam każdego, żeby wspierał ośrodek. Nie będę się tłumaczył tym, że budżet gminy trzeszczy z powodu innych wydatków, jak milionowe dopłaty do wywozu śmieci, bo pewnie te pięćdziesiąt, sto tysięcy udałoby się znaleźć. Jest jednak taki problem, że z budżetu gminy nie wolno finansować żadnych organizacji zewnętrznych, stowarzyszeń, jeśli nie realizują one zadań należących do gminy. Opieka nad dzikimi zwierzętami nie jest zadaniem gminy i to zamyka sprawę. Konsultowałem to z prawnikami i jednoznacznie stwierdzili, że dotacji czy subwencji nie da się udzielić w żadnej formie – wyjaśnia wójt Haniszewski

– Nie jest łatwo prowadzić taką działalność jak nasza bez żadnego formalnego wsparcia finansowego. Nie mamy żadnych dotacji czy subwencji ani od państwa, ani od instytucji, ani od samorządu. Utrzymujemy, ratujemy te zwierzęta wyłącznie z darowizn, własnej pracy i własnych środków – może tylko odpowiedzieć Mieczysław Żuraw.

Warto więc wejść na ich stronę internetową (klekusiowo.pl) lub facebookową (www.facebook.com/Klekusiowo/), zobaczyć, czym się zajmują, i dołożyć swoją cegiełkę.

Marek Lis

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.