Są ludzie i chwile, których się nie zapomina”

Wszechstronnie wyszkolony instruktor ratownictwa górskiego, wieloletni, przez trzy kadencje, Naczelnik Grupy Karkonoskiej Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, przewodnik sudecki, w regionie jeleniogórskim bardzo ceniony i lubiany społecznik. Swą ziemską wędrówkę zakończył piętnastego czerwca. Tydzień później został pochowany na cmentarzu parafialnym w Sopocie.

Maciek urodził się w Walentynki w Gdańsku. W wieku sześciu lat wraz z rodzicami przeprowadził się w Karkonosze. Zamieszkał w Szklarskiej Porębie. Tu dorastał i kształcił się. W okresie młodzieńczym biegał na nartach, ukończył Liceum Sportowe w Karpaczu.

– Od 1956 roku byliśmy z Maćkiem na siebie skazani, ponieważ mieszkaliśmy blisko siebie. Zaczęło się od wspólnego grania w hokeja, jazdy na poniemieckich sankach z kierownicą, a przede wszystkim na nartach. Podczas szkolnych wakacji przez miesiąc pracowaliśmy w lesie korując drzewa. W sierpniu jeździliśmy po Polsce autostopem. Po maturze, w 1968 roku zostaliśmy zatrudnieni w FWP jako instruktorzy kulturalno – rozrywkowi. W tym samym roku poprowadziliśmy nasze pierwsze wycieczki. Ja na Szrenicę, Maciek do wodospadu Szklarki. Jesienią zaczęliśmy pierwszy kurs przewodnicki. Legendarny szef Tadeusz Steć wywalił nas z hukiem z kursu po trzech nieobecnościach na wycieczkach szkoleniowych i jednocześnie zaprosił na drugi kurs. Maciek ukończył go w 1971 roku. Z przewodnictwa sudeckiego trafił do GOPR-u, przyjęto Go w poczet kandydatów. Po ukończeniu kursu I-go stopnia został członkiem rzeczywisty. Podnosił swoje zawodowe kwalifikacje i umiejętności. Po kursie II-go stopnia, w 1978 roku Maciek uzyskał stopień Starszego Ratownika. Potem był ratownikiem sezonowym w GOPR, w okresie letnim pracował jako przewodnik sudecki. W tym okresie obaj z Maćkiem zdobyliśmy uprawnienia instruktora PZN, co w przyszłości pozwoliło pracować z młodymi ratownikami podczas szkoleń i kursów. Maciek poświęcił się ratownictwu, w Grupie Karkonoskiej GOPR przeszedł wszystkie szczeble, od szeregowego ratownika po ratownika zawodowego, Szefa Szkolenia i od 1998 roku funkcję Naczelnika przez 12 lat. Równolegle był członkiem lub zastępcą członka Zarządu Głównego GOPR – podkreśla Zbigniew Bogaczyk.

Na przełomie lat 80-tych i 90-tych Maciej Abramowicz był również przewodnikiem psa lawinowego. Od wstąpienia do GOPR bardzo aktywnie uczestniczył w akcjach ratowniczych i szkoleniach specjalistycznych.

– Kolega Maciek pracę zawodową godził ze społeczną, zaangażowaną działalnością samorządowca. Pełnił funkcję radnego miasta Szklarska Poręba i radnego powiatu jeleniogórskiego. To pozwoliło na lepszą współpracę naszej GOPR-owskiej organizacji z władzami regionu i samorządami podgórskich miejscowości. Jako Naczelnik GOPR „bezkolizyjnie” współpracował z Karkonoskim Parkiem Narodowym, kolejami linowymi, gestorami wyciągów, Strażą Graniczną i Policją, z PTTK i gospodarzami schronisk. Wielokrotnie nagradzany i honorowany. Laureat nagrody Starosty Jeleniogórskiego – statuetki „Liczyrzepy” (2016 r.), laureat godności „Zasłużony dla Miasta Szklarska Poręba (2017 r.), odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi (2012 r.), honorowymi odznakami „Zasłużony dla Dolnego Śląska i „Za Zasługi dla Ratownictwa Górskiego” oraz „Zasłużony Działacz Kultury Fizycznej i Sportu”, w 1990 roku otrzymał Złotą, w 2008 roku Honorową Odznakę GOPR – wymienia Mirosław Górecki.

„Wachlarz społecznej działalności Maćka był ogromny. Pełnił funkcję ławnika sądowego, czynnie pomagał przy organizacji Biegu Piastów, był jednym z inicjatorów i aktywnie uczestniczył w Ski Retro Festiwalu pod Szrenicą, wielokrotnie sędziował w konkurencjach strzeleckich na Turnieju Rycerskim na zamku Chojnik. Maciek był w regionie szeroko znany i lubiany, dzięki wrodzonemu spokojowi, serdeczności i szlachetności łatwo zjednywał sobie współpracowników, kolegów i przyjaciół. Zawsze skory do pomocy, uczynny, z niepowtarzalnym poczuciem humoru. Umiłował sobie Karkonosze i po swojemu je celebrował” – napisali w nekrologu przewodnicy sudeccy i działacze PTTK z Jeleniej Góry.

– Maciek lub Maciejka, jak Go czasem nazywałem, to jeden z najważniejszych ludzi w moim życiu – mówi Grzegorz Sokoliński ze Szklarskiej Poręby. – On w dużym stopniu ukształtował moje zaangażowanie w działalności społecznej. Zawsze można było na Niego liczyć, nigdy nie zawiódł. Maciek i śp. Jurek Zawadzki to były podpory Stowarzyszenia Cyklistów „Szklarska Poręba na dwóch kółkach”. To oni objeżdżali wytyczone przeze mnie i uzgadniane później trasy. Tylko ich wielkiej cierpliwości zawdzięczamy, że po czterech latach uzgodnień można było znakować i powstała Rowerowa Kraina. Spotykaliśmy się z Maćkiem na różnych, tak odmiennych imprezach, bo On był niezmordowany (razem z żoną Iwoną), rywalizował w slalomach i biegach retro, festynach, grzybobraniach. Praca, wspólna organizacja zawodów, imprez, i co najważniejsze przyjaźń takiego człowieka jak Maciek, to wielki dar. Ja miałem ten zaszczyt i go dostąpiłem. Za to będę Mu dozgonnie wdzięczny.

– Maciek był postacią, której nie można zapomnieć, zawsze życzliwy, pomocny, skromny i uprzejmy, Myślę, że nie znajdzie się człowieka, który by doznał jakiejkolwiek krzywdy czy odmowy wsparcia. Nietrudzenie pracował, i z satysfakcją, społecznie i pomagał innym. Inicjator wielu wspaniałych, w tym pionierskich, projektów i pomysłów. Współpracował z klubami sportowymi i z młodzieżą. Setki dzieciaków zapamiętają Maćka jako prowadzącego od 2003 roku zawody Sudeckiej Młodzieżowej Ligi Sportowej. Maciej był najbardziej obyty z mikrofonem i po prostu miał ”gadane”. Pod koniec 2015 roku odszedł na emeryturę, ale nadal brał czynny udział w życiu naszej GOPR-owskiej organizacji poprzez dyżury, służąc radą i pomocą w pracy Zarządu Grupy Karkonoskiej GOPR. W regionie jeleniogórskim Maciek na pewno długo będzie zapamiętany jako osoba, która zrobiła wiele dobrego – mówi Marek Barzak.

– Maćka poznałem w Szklarskiej Porębie. Pogodny, cichy, tutejszy. Był dla mnie wzorem człowieka gór. Wielokrotnie spotykaliśmy się w różnych czasach i miejscach. Najbardziej pozostaną w pamięci nasze wariackie zawody retro. Wiele razy, od zawodów na Orlu w 2004 roku, bawiliśmy się narciarsko i to był dobry czas. Maciek wraz z Iwoną z wielką radością startowali do rok i zdobywali zaszczytne trofea. Najpiękniejsza para. Na każdych zawodach retro Maciek był ubrany z regulaminowy strój sprzed lat. Nosił marynarkę w pepitkę, sztruksowe pumpy, wełniane skarpety, fantazyjny szal i kaszkiet. Bardzo szanował i dbał o stary sprzęt narciarski. Stuletnie buty z poprzecznym paskiem i sprzączką zawsze miał wręcz perfekcyjnie wypastowane, narty posmarowane, skórzane paski wiązań zaimpregnowane. Umiejętności narciarskie i ciepła serdeczność skupiały wokół Maćka starych wyjadaczy i nuworyszy. Wiedziałem, że chorował. Kiedy rok temu wyprowadzał się na Wybrzeże, podarował mi swój wspinaczkowy kask. Jakby przeczuwał, że już Mu się nie przyda – wspomina Przemysław Wiater.

– Maciej – kolega, przyjaciel, partner. Dobry, właściwie najlepszy. Nigdy nie słyszałam na Jego temat opinii, która by nie była tylko i wyłącznie pozytywnie. Był bardzo zaangażowany we wszystkie działania promocyjne Szklarskiej Poręby i regionu. Lista aktywności Macieja jest bardzo długa. W życiu zawodowym i społecznym można spotkać niewielu tak zaangażowanych ludzi i przyjaciół. Nieoceniona była Jego pomoc przy organizacji imprez sportowych i rekreacyjnych. Maciej umiał pięknie formułować myśli i w ciekawy sposób przekazywać wiedzę. Dziennikarze Go cenili i lubili z Nim współpracować. Gdy bladym świtem trzeba było wystąpić w telewizyjnej relacji i opowiedzieć o warunkach panujących w górach, na Maćka zawsze można było liczyć. Jestem szczęśliwa, że mogłam z Nim współpracować. Bardzo będzie nam brakowało Jego siły i energii, mądrości, skromności, spokoju i pięknego uśmiechu. Cześć pamięci Maćka – mówi Grażyna Biederman.

– Ostatnie 20 lat pracowaliśmy razem w Karkonoskim GOPR-ze, przyjaźń trwała 60 lat – dodaje Zbigniew Bogaczyk. – Zdarzały się sprzeczki, nawet kłótnie, wesołe i smutne, czasami tragiczne wydarzenia, ale zawsze mogliśmy na siebie liczyć. Gdy wyjechał na Wybrzeże, często do siebie dzwoniliśmy. Teraz, kiedy Maciek odszedł na ostatni dyżur, będę sobie wmawiał, że On dalej jest na Wybrzeżu, tylko telefonów już nie mamy.

Henryk Stobiecki

Archiwum Nowin Jeleniogórskich

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.