Ludzie przychodzą, ludzie odchodzą. Wiemy o tym, ale za każdym razem, gdy się to zdarza, jesteśmy zaskoczeni. To jedyna rzecz w naszej egzystencji, której możemy być pewni, ale która tak często łamie nam serce”.

Cecelia Ahern

„Wieloletni, zasłużony pracownik i przyjaciel jeleniogórskiej firmy. W naszej pamięci pozostanie jako człowiek ciepły, życzliwy, pełen pasji i zaangażowany w swoją pracę zawodową”. Taką opinię o Mariuszu napisał zarząd firmy Simet S.A. wraz z pracownikami.

W rodzinnym Lubaniu ukończył szkołę podstawową, w Zgorzelcu technikum górnicze. W 1993 roku uzyskał tytuł magistra na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu, Wydział Gospodarki Regionalnej i Turystyki w Jeleniej Górze o kierunku Gospodarka miejska i samorządowa. Przez dwa lata był kierownikiem marketingu w PSS „Społem”.

– Przez dwadzieścia lat Mariusz dał się poznać jako pracownik ambitny, pracowity i kreatywny. W przedsiębiorstwie Simet S.A. obejmował stanowisko głównego specjalisty ds. marketingu. Poszerzał ofertę handlową spółki o nowe produkty. Do prasy branżowej pisał artykuły o nowych rozwiązaniach technologicznych i produktach. Swoją postawą i zaangażowaniem znacznie przyczynił się do ekspansji i rozpoznawalności naszej marki na polskim rynku. Z Mariuszem zawsze mogliśmy porozmawiać na tematy szeroko rozumianej kultury i sztuki. Był miłośnikiem muzyki klasycznej, sztuki i dobrej książki – wspomina wiceprezes zarządu, dyrektor operacyjny Franciszek Hryniewiecki.

– Z Mariuszem poznaliśmy się pięć lat temu. Na pierwsze spotkanie Simet F-tronic w Wojanowie przyjechał rowerem, „bo to niedaleko i dla zdrowia”. Potem dość często spotykaliśmy się w Polsce i w Niemczech. Wspólnie odwiedzaliśmy klientów. Pełen twórczej energii umiał zarażać pasją tworzenia nowych produktów dla firmy. Godzinami Mariusz opowiadał na temat jednej puszki, której pomysł produkcji akurat zagnieździł się w Jego głowie. Lubił spacerować. W lutym tego roku, po pięćset kilometrowej trasie i czterech meetingach, przy temperaturze minus osiem stopni Celsjusza, Mariusz wyciągnął mnie na krótką wycieczkę w rejonie Bałtyku. W tym samym miesiącu wymyślił sobie, aby po godzinie 21, przy pełni księżyca i minus 10 stopniach, z hotelu poprzez pola i pustkowia dojść nad Wisłę. Po godzinnym poszukiwaniu rzeki, zmarznięci daliśmy za wygraną i powróciliśmy do hotelu. Mimo choroby był pełen energii, która i mnie się udzielała. Gościłem Go często w Niemczech, chodziliśmy po historycznych miejscach, które lubił odwiedzać i gdzie czerpał energię na następne wypady. Ostatnio, w kwietniu, zachwycił Mariusza celtycki kamień runiczny w Otzenhausen. Uwielbiał przyrodę, drzewa o różnych kształtach, szczególnie fascynowały Go buki (przekazują sobie wiadomości korzeniami) i pszczoły, na temat których ostatnio przeczytał ciekawą książkę. Mariusz miał wakacyjne plany, żonę Małgorzatę chciał zabrać nad Morze Północne, bo tam jeszcze nie była. Był bardzo lubianym przez moich kolegów w F-troniku. Na początku września mieliśmy się spotkać w Niemczech, co Mariusz już wstępnie omówił z prezesem Hryniewieckim. Straciłem serdecznego przyjaciela – mówi Bogdan Sośniok z Saarbrucken.

Władysław Polak z Łomnicy, który w 1945 roku urodził się w Jeleniej Górze jako pierwsze polskie dziecko, może być dumny z dwóch wspaniałych, wykształconych córek. Jak sam mówi, chciał też mieć syna, dlatego swojego zięcia zawsze traktował i kochał jak syna. Córka pana Polaka – Małgorzata poznała Mariusza podczas studiów ekonomicznych na jeleniogórskiej uczelni. W październiku 1992 roku zawarli ślub, przeżyli razem 26 lat.

– Zięć był bardzo dobrym ojcem, umiejętnie Marcelę i Michała wprowadzał w dorosłe życie. Zabierał ich na wycieczki do Warszawy aby zwiedzili gmach Sejmu i stołeczne zabytki, do Puszczy Białowieskiej, do naukowych bibiotek, do sal koncertowych, na górskie eskapady w Karkonosze i rowerowe rodzinne wycieczki. Mariusz nauczył syna i córkę gry w szachy, Michała również gry na gitarze. Na tym instrumencie zięć lubił amatorsko muzykować. Bardzo szanował i kochał swoją matkę, 83-letnią Marię i starszą od Niego siostrę Jadwigę. Odwiedził je w Lubaniu w niedzielę, zmarł w poniedziałek. Zięć u nas w Łomnicy spędzał weekendy. W przydomowym ogrodzie uprawiał zioła i winogrona. Sam je szczepił. Najbliższych częstował “swoim” czerwonym winem gronowym. Mariusz był majsterkowiczem, lubił i potrafił naprawić różne rzeczy. Codziennie do pracy w Simecie i z powrotem, cztery kilometry chodził pieszo. Zięć został pochowany na cmentarzu w Łomnicy. Trudno uwierzyć, a jeszcze trudniej pogodzić się z tym, że naszego Mariusza nie spotkamy więcej – ubolewa Władysław Polak.

– Problemy zdrowotne Taty, z którymi borykał się od 25 lat, zmobilizowały Go do ciężkiej pracy nad sobą, aby w jak największym stopniu móc dorównać tempu życia ludzi Mu najbliższych – podkreśla syn Michał Młyńczak. – Bardzo imponowała mi świadomość Taty, jak wiele jest jeszcze w stanie zrobić, pomimo wielu poświęceń i wyrzeczeń, które Go czekały. Do końca regularnie pracował w ogrodzie i prowadził aktywny tryb spędzania czasu. Zawsze cenił sobie model życia w zgodzie z naturą, uszanowaniem przyrody i zwierząt. Tatę będę również wspominał jako osobę zawsze zainteresowaną kulturą i sztuką, ciekawą jej odbiorem przez innych ludzi. Kontakt z nimi był dla Taty wartością bezcenną. Stąd wywodziły się Jego liczne znajomości zawierane często w młodości, które przetrwały do samego końca.

Mariusz Młyńczak był dumny z dzieci. Syn Michał (25 lat), ukończył wydział budowy maszyn Politechniki Wrocławskiej, pracuje w dolnośląskiej stolicy. Córka Marcela (16 lat), wzorowa absolwentka gimnazjum, od września młoda licealistka, rozpocznie naukę w klasie o profilu matematyczno – fizyczno – – politechnicznym w jeleniogórskim “Żeromie”. Marcela ukończyła Państwową Szkołę Muzyczną im. Stanisława Moniuszki, gra na pianinie.

– Mariusz był wspaniałym i kochającym mężem i ojcem. Wyjątkowym człowiekiem. Miał wielką wrażliwość i poczucie szacunku dla drugiego człowieka, w każdym potrafił dostrzec dobro. Kochał muzykę, literaturę, malarstwo, kino. Od dziesięciu lat oddawał się relaksacyjnej pracy na łonie natury. W każdą niemalże sobotę, choć na dwie godziny musiał zawitać do swojego ogrodu pełnego najróżniejszych roślin, w tym winogron i czarnych porzeczek , które potem wspólnie przerabialiśmy na doskonałe naturalne przetwory. Mąż pokochał też własnoręxcnwe pieczenie chleba i udoskonalał to z każdym kolejnym bochenkiem. W naszych sercach Mariusz pozostawił ogromną pustkę. Wszystkim nam będzie Go bardzo brakować, ale będzie w naszych myślach i sercach już na zawsze z nami – zapewnia żona Małgorzata Młyńczak.

Henryk Stobiecki

Archiwum Nowin Jeleniogórskich lipiec 2018 r.

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.