Pół wieku temu ta zbrodnia wstrząsnęła opinią publiczną w Cieplicach. Nikomu nie mieściło się w głowie, że matka mogła zabić dwoje własnych dzieci. Ludzie zaczęli plotkować, snuć domysły, wymyślali rozmaite historie. Niewielu było współczujących kobiecie, która sama popełniła samobójstwo.

– Widok martwych dzieci, leżących w swoich łóżkach był jednym z najbardziej wstrząsających w ciągu mojej całej kilkudziesięcioletniej kariery – wspomina Stanisław Bryndza, podinspektor policji w stanie spoczynku. W 1965 roku, kiedy pracował przy sprawie Heleny Zapory z Cieplic był młodym oficerem służby kryminalnej.

Był ciepły, ostatni dzień maja. Wcześnie rano na basen za cieplickim stadionem wybrał się wędkarz. Niecka zasilana naturalnymi ciekami, połączona ze stawami była akwenem kąpielowym, ale zarybionym.

Ów mężczyzna zauważył w najgłębszym miejscu, pod trampoliną, pływające zwłoki kobiety. Czym prędzej powiadomił milicję. Po przybyciu służb ratunkowych na miejsce, zwłoki kobiety wydobyto na brzeg. Nie były w stanie rozkładu, więc nawet bez badania uznano, że kobieta utopiła się niedawno. Lub też, że zwłoki wrzucono do wody. Bez sekcji nie dało się określić przyczyn zgonu.

Kto to może być?

Milicjanci obszukali dokładnie brzegi basenu licząc na to, że denatka mogła zostawić na wierzchu jakieś dokumenty. Ubrana była bowiem tylko w lekką sukienkę i pantofle. Niestety, nie odnaleziono żadnych przedmiotów i śladów, które mogłyby pomóc w zidentyfikowaniu ofiary.

Obecni na miejscu zdarzenia milicjanci i inne osoby pamiętały, że kobieta sprawiała wrażenie elegancko ubranej. Na ciele ni było żadnych widocznych oznak użycia wobec niej siły, czy działania jakimiś narzędziami. Widać było, że włosy miała starannie uczesane, zadbane i wypielęgnowane dłonie. Wiek z wyglądu około 30 lat.

To nasunęło śledczym domniemanie, że osoba ta nie pracowała fizycznie, a lekki ubiór sugerował, że być może mieszkała w pobliżu. Milicjanci zaczęli rozpytywać mieszkańców pobliskiego osiedla. Na miejsce znalezienia zwłok ściągnięto również fryzjerów i pracowników kawiarni. Starannie uczesane rudo-blond włosy ofiary i elegancki ubiór kazał śledczym przypuszczać, że kobieta korzystała z usług fryzjerskich i prowadziła życie towarzyskie.

Poruszeni informacją o znalezieniu zwłok kobiety na basenie mieszkańcy pobliskiego osiedla zaczęli się schodzić w to miejsce. Milicja zależało na ty, aby jak najwięcej osób obejrzało zwłoki i pomogło w ich identyfikacji.

Pewna kobieta rozpoznała w końcu denatkę. Nie miała wątpliwości, że zmarła to jej sąsiadka, 32-letnia Helena Zapora z ulicy Wojska Polskiego 36. Sąsiadka powiedziała także, że kobieta miała dwoje dzieci.

Makabryczne odkrycie

– Informacja o posiadaniu dzieci przez denatkę nas zelektryzowała. Mieliśmy złe przeczucia – dodaje St. Bryndza.

Śledczy podjechali pod budynek, w którym mieszkała denatka. Od basenu to raptem 300 – 400 metrów. Sąsiadka poprowadziła ich na drugie piętro pod drzwi z tabliczką z nazwiskiem „H. Zapora”. Drzwi były zamknięte, na pukanie i wołanie nikt nie odpowiadał. Inna z sąsiadek pamiętała, jak poprzedniego dnia Halinka wołała dzieci z podwórka na kolację. Było to przed godziną 20. Niepokój rósł z każdą chwilą.

W drzwiach były dwa patentowe zamki, ich otwarcie zajęłoby trochę czasu, trzeba byłoby sprowadzić ślusarza. Śledczy podjęli decyzję o wyważeniu drzwi. Gdy już szykowali się do tego, kilkuletni chłopiec, synek sąsiadów powiedział, że klucze zwykle leżały pod wycieraczką. Po chwili jeden z funkcjonariuszy podniósł słomiankę i rzeczywiście znalazł tam dwa klucze.

Ekipa dochodzeniowa weszła do środka. W środku wyczuwalna była jeszcze woń gazu. Poza tym wszystko w idealnym porządku. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to ogrodowy wąż, leżący zwinięty w przedpokoju.

W pokoju wszystko stało na swoim miejscu, na stole wazon z kwiatami. Obok stała popielniczka, a w niej długi ślad popiołu. Jakby ktoś zapalił papierosa i odłożył go od razu do popielniczki. Okna w pokoju były zasłonięte zasłonami, ale jedno z nich było uchylone.

Któryś z funkcjonariuszy zwrócił uwagę na ścianę przedpokoju, na której wisiała kotara. Odsłonił ją. W ten sposób zasłonięte były drzwi do drugiego pokoju.

– Jeden koniec węża leżącego w przedpokoju prowadził do kuchni. Tam wetknięty był w dyszę jednego z palników kuchenki gazowej. Kurki, na szczęście były zakręcone. Szybko otworzyliśmy okno. Drugi koniec węża prowadził do tych drzwi za kotarą. Całe były dookoła uszczelnione watą, nawet dziurka od klucza. A wąż został wprowadzony do środka przez wyborowaną w drzwiach dziurę – wspomina St. Bryndza.

Milicjanci zapamiętali też uwiązany na haku do huśtawki, wbitym w futrynę tych drzwi sznur zawiązany w pętlę. Widok nie był przyjemny. Lecz to, co zobaczyli śledczy po drugiej stronie drzwi, w pokoju poruszył nawet doświadczonych gliniarzy.

Na podwójnym łóżku w czystej, wykrochmalonej pościeli leżało dwoje martwych dzieci kobiety – 7-letnia Mirka i 10-letni Jerzyk. W pomieszczeniu wyczuwało się jeszcze woń gazu. Najpewniej dzieci zmarły wskutek zatrucia gazem. Zamknięte okna i uszczelnione drzwi spowodowały, że pokój stał się komorą. Jak długo kurek kuchenki był odkręcony? Na to pytanie śledczy nie znaleźli odpowiedzi. Z pewnością trwało to jakiś czas.

Zapewne wtedy Helena pisała list pożegnalny. Leżał na stole w kuchni. Obok stała lampka i maszynka do repasacji pończoch. Kobieta tak dorabiało sobie po godzinach. Obok listu zdjęcia dzieci, albo wspólne – całej rodziny. Na ich odwrocie rozmaite komentarze. Wszystko dotyczyło sytuacji rodzinnej i walki o dziecko.

– Dzieci tej kobiety zmarły zatrute gazem, ale ich zmasakrowane zwłoki, nakryte czystą pościelą świadczyły o tym, że matka prawdopodobnie chciała się upewnić, że nie przeżyły. Chłopiec i dziewczynka mieli poderżnięte gardła. Tego widoku nie da się wymazać z pamięci – dodaje St. Bryndza.

Motywy

Dla śledczych było niemal od razu jasne, że to matka zabiła własne dzieci, choć czynności procesowe prowadzone były, jak przy każdym innym zabójstwie, a więc szukano śladów i dowodów, które potwierdziłyby lub wyeliminowały inne przyczyny i ewentualnych sprawców.

Pytanie o motyw tak strasznego czynu dała w pewnym stopniu lektura pożegnalnego listu i zapisów na zdjęciach. Kobieta przemyślała i zaplanowała wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Świadczyło o tym choćby techniczne przygotowanie mieszkania do gazowej śmierci. Śledczy, na przykład, nie znaleźli w mieszkaniu żadnych trocin i wiórów drewnianych po wydłubanym otworze w drzwiach, przez który został wprowadzony wąż do pokoju. Helena musiała je starannie zamieść i wyrzucić.

Odtwarzając hipotetyczny przebieg feralnej nocy prowadzący śledztwo doszli do wniosku, że gdy matka położyła już dzieci spać i odkręciła kurek z gazem, pisała list. Być może trujące wyziewy wpłynęły na jej stan świadomości, bo część napisanych zdań była nieskładna. Otwarte zaś okno w pokoju, w którym spały dzieci i ich zmasakrowane zwłoki świadczyły o tym, że kobieta zakręciła gaz i by samej uniknąć zatruciu otworzyła okno. Dla pewności, że dzieci nie obudzą się z tego snu dokończyła zbrodnię nożem i sama poszła na basen odebrać sobie życie.

– Ta kobieta cieszyła się w środowisku bardzo dobrą opinią. Sąsiedzi mówili, że była elegancką kobietą, bardzo dbała o dzieci. Wszyscy ją lubili. Ale źródłem jej zmartwień były nieporozumienia z byłym mężem – odtwarza w pamięci fakty sprzed pół wieku St. Bryndza.

Helena Zapora była dwukrotnie zamężna. Z pierwszego małżeństwa miała synka, z drugiego córeczkę. Pracowała jako księgowa w jeleniogórskim „pedecie”. Byli mężowie płacili jej alimenty na dzieci. Zatem jej sytuacja materialna nie mogła być powodem takiej desperacji.

Sąsiedzi pamiętali, że na kilka dni przed tragedią odwiedził kobietę jej były drugi mąż. Mężczyzna od jakiegoś czasu chciał, wziąć córkę do siebie na wychowanie. Helena nie chciała się na to zgodzić.

Czy możliwe, by dla dobra dzieci i rodziny można było te bezbronne istoty pozbawić życia? Czy możliwe, że kobieta w chwili zbrodni była niepoczytalna? Na te pytania śledztwo nie dało odpowiedzi.

Grzegorz Koczubaj

Archiwum Nowin Jeleniogórskich

3 komentarze

  1. Ale to zdjęcie to poezja. Ta wklejona nyska bez cienia. Ten trup z google grafika. Arcydzieło XXI wieku xD

  2. To Halina, czy Helena w końcu? Z basenu w Cieplicach na ul, Wojska Polskiego jest 300-400m? Coś tu nie pasuje.

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Redaktor

887732136

Zgłoś za pomocą formularza.