Miedziana Góra, położona pomiędzy Mniszkowem a Miedzianką, to miejsce doprawdy niezwykłe. Jej szczyt, wzniesiony tylko kilkadziesiąt metrów wyżej niż otaczający tę górę teren, kryje prawdziwy labirynt sztolni, szybów i prastarych górniczych wyrobisk. Zdaniem wielu mieszkańców pobliskich miejscowości, wzniesienie to kryje znacznie więcej niż tylko stare, górnicze korytarze. Tę opinię podzielają także liczni na tym terenie poszukiwacze zaginionych skarbów z całej Polski, którzy uważają, że właśnie tu ukryte są zaginione pod koniec wojny transporty. Tym opiniom trudno się dziwić, bo Miedziana Góra spełnia wszystkie konieczne warunki, by mogło tu łatwo powstać nie dające się właściwie odnaleźć ukrycie. Jest bowiem otoczona dobrymi drogami, wydrążona jak prawdziwy szwajcarski ser, a stare zapomniane sztolnie i wyrobiska są doskonałym miejscem do ukrycia nawet wielkich transportów. Tym bardziej, że nadal funkcjonuje większość dawnych systemów odwadniających, co gwarantuje odpowiednie warunki przechowywania nawet delikatnych rzeczy.

Po sztolniach Miedzianej Góry poszukiwacze krążą właściwie bez przerwy. Ciągle od nowa penetrują już ujawnione korytarze i co jakiś czas odnajdują kolejne wejścia do podziemi. W Miedziance i pobliskich Janowicach mówi się, że z wnętrza Miedzianej Góry, w ciągu kilkunastu ostatnich lat, wyniesiono kilka sporych… skarbczyków. Jednak na wielki skarb, ukryty w tej górze lub w sąsiednich wzniesieniach przez niemieckie władze pod koniec wojny, nadal trwa wielkie polowanie. Wszyscy bowiem są pewni, że ów skarb ciągle jeszcze czeka na swojego odkrywcę.

Zaginiony szyb

Spore zainteresowanie budzi sam szczyt Miedzianej Góry, choć pozornie nic na nim nie ma. Wystarczy jednak przyjrzeć się temu miejscu nieco uważniej, by można było łatwo zauważyć, że jest to wielka sterta kamieni, które niegdyś były budowlą. Z danych map i zachowanych w pamięci świadectw wynika, że stok tuż pod szczytem był przed wieloma laty cmentarzem. Tu przez lata chowano mieszkańców nie tylko Miedzianki. Zapewne więc sterta kamieni na szczycie jest pozostałością po starej, cmentarnej kaplicy. Taką możliwość potwierdzają przeprowadzone ostatnio badania, z których wynika, że kryje ona co najmniej dwie sporej wielkości, chyba piwniczne komory. Zapewne także zawalone głazami.

Niewątpliwie poświadczają one istnienie na szczycie wzniesienia takiej zabudowy, która doskonale mogła kryć od dawna poszukiwany, stary szyb górniczy.

Bo choć Miedziana Góra jest pozornie dość dobrze poznana, już od wielu lat trwają na tym wzniesieniu bezskuteczne poszukiwania szybu, który ma prowadzić prost do wnętrza, do komór, w których ukryto transporty. Ludzie zaprawieni w poszukiwaniach, prawdziwi eksperci w tej dziedzinie, twierdzą, że ów szyb jest jedyną drogą, która obecnie może doprowadzić wprost do ukrycia. Wszystkie inne drogi kopalniane korytarze, prowadzące do krycia z poziomu okolicznych dróg zostały bowiem zasypane zawałami i ich odkopanie jest niezwykle trudne.

Bardzo trudne zapewne będzie wejście i tą poszukiwaną drogą, ale badacze liczą a to, że ukrywający musieli jednak pozostawić sobie jakąś drogę dotarcia do ukrycia. Ich zdaniem poszukiwany szyb może być właśnie tym jedynym wejściem, które – po odnalezieniu – pozwoli na dotarcie do skarbu. Taką możliwość potwierdza ujawniony i ostatnio już zasypany szyb obok kościoła w Miedziance. Jego istnienie dowodzi bowiem, że praktykowano w tej okolicy takie ukrywanie szybów, które gwarantowało ich tajność natychmiast po zakończeniu robót. Sklepienie zbudowane w szybie unosi ziemny korek o takiej grubości, która wyklucza przypadkowe odkrycie szybu. Jedyną możliwością jego ujawnienia jest właściwie tylko zawalenie się tego stropu w głąb szybu. Tak właśnie stało się obok kościoła.

Szczyt wzgórza pokryty zwałem kamieni doskonale maże być właśnie tym miejscem, które ukrywa szyb. Pozornie odkrytym i jawnym, a przecież doskonale zamaskowanym. Niegdyś zabudową, a dziś kamiennym rumoszem i ziemią. Niestety, ujawnienie prawdy jest nie tylko trudne technicznie, ale i bardzo kosztowne. W dodatku bez gwarancji sukcesu. Dlatego tajemniczy szyb musi chyba jeszcze poczekać na swoje odkrycie.

Dziwne miejsca

W bezpośrednim sąsiedztwie szczytu Miedzianej Góry są co najmniej trzy miejsca, na które warto zwrócić uwagę. Tylko jedno z nich chyba nie może budzić większych emocji. To ogromny bunkier, ukryty w głębokim wykopie, który zapewne już po wojnie był magazynem materiałów wybuchowych dla okolicznych kopalń. Dziś ograbiony i zdewastowany, jest odwiedzany tylko przypadkiem. Ale tuż obok bunkra jest spora, ziemna jama, wyglądająca jak miejsce, z którego coś usunięto. Dziś już nikt dokładnie nie pamięta, co tam się już po wojnie znajdowało. Widać jednak wyraźnie, że wiele lat temu wykonano tam poważne roboty ziemne.

Bardzo ciekawym i zarazem dziwnym miejscem są położone nieopodal ziemnej jamy stare jakby fundamenty, których przeznaczenia trudno dziś dociec. Tym bardziej, że są one dość szczególnie umocnione, a równocześnie brak śladu, by do tego pomieszczenia, które tworzą, było kiedykolwiek jakieś wejście. Chyba że wchodzono tam od góry (!), a dziwne wzmocnienie jednego tylko muru wiąże się z jakimś systemem wyciągowym. Tak właśnie interpretują to miejsce poszukiwacze. Wielu uważa, że zapewne właśnie tu należy szukać zaginionego szybu.

Jego wylot może być ukryty także pod starą i skorodowaną betonową płytą, którą ktoś zbudował w lesie, tuż obok miejsca, gdzie znajdują się wyloty kilku starych, zasypanych szybów. W betonie widać nie tylko granice dolewek, jakby dorabiania płyty, ale i ściany dawniejszych oraz całkiem współczesnych prób przekucia się przez płytę. Zapewne była ona niegdyś fundamentem. Jednak położonym w dziwnym i bardzo… niepewnym miejscu, wśród wylotów kilku szybów. Choć obecnie zawalone, bezspornie jednak poświadczają, że właśnie ten teren był bardzo silnie eksploatowany i grunt musi tu być niepewny. A jednak coś w tym miejscu zbudowano.

On chciał żyć wiecznie”

Kilkadziesiąt metrów później betonowej płyty, a zaledwie kilka do wylotu najbliższego starego szybu, jest na stoku Miedzianej Góry dziwny, nieźle zachowany grobowiec. Zbudowano go na skłonie w taki sposób, by mógł pomieścić tylko jedną trumnę, choć komora grobowa ma niemal dwa metry wysokości. Świadkowie opowiadają, że jeszcze kilkanaście lat temu grób byt w całkiem dobrym stanie, a trumna zachowana niemal w całości. Pochowany w niej człowiek leżał w bardzo ozdobnym, „admiralskim” mundurze, z którego obecnie zostały już tylko strzępy. Widać, że grób był wielokrotnie penetrowany, a w rozbitej trumnie dziś leży tylko kilka szmat i gołe kości.

Ktoś, kto zbudował w tym dziwnym miejscu grób i kazał się tu pochować, musiał mieć poważne po temu powody. Na pewno bowiem chciał nawet po śmierci, a może właśnie szczególnie po śmierci, być całkiem sam. Z dala od ludzi i ich domów, daleko także od cmentarza. Zdaniem mieszkańców sąsiedniej wsi, świadczy a tym nawet dziwna, kamienna płyta, pokrywająca grobowiec. Dziwna, bo dziwna jest i bardzo niepełna informacja, którą zawiera. Brak na niej imienia i tylko słowo „Uberschauer” wydaje się być nazwiskiem

zmarłego. Wiadomo, że urodzi się w 1870 roku. Ale tę datę wyryto na płycie tak, jakby nigdy nie zamierzano wykuć daty jego śmierci. Zapewne dlatego znający to miejsce mieszkańcy okolicznych wsi sądzą, że ten człowiek nie godził się na śmierć i dlatego nie chciał, by oznaczono jej datę. „On chciał żyć wiecznie” – mówią.

Nikt też nie wie, dlaczego ktoś, może sam zmarły, polecił wykuć na nagrobnej płycie napis „Psalm 70”. Ten psalm to błagalna lamentacja i wielkie wołanie o bożą pomoc. Ale są w tym psalmie i takie słowa: „Niech się zawstydzą i okryją rumieńcem ci którzy godzą na moje życie. Niech się cofną okryci wstydem ci, którzy z nieszczęść moich się weselą. Niech odstąpią okryci hańbą”. Dlatego zapewne wielu uważa, że jest to pośmiertne oskarżenie tych, którzy zmarłego zmusili do wiecznej samotności.

W Miedziance krąży wiele spekulacji na temat tego grobu. Ludzie opowiadają, że duch zmarłego pilnuje wielkiego skarbu, a jego doczesne szczątki ukrywają tajemnicę wejścia do pobliskich, zasypanych szybów Ktoś to sprawdzał, widać bowiem, że czegoś właśnie pod trumną szukano. Czyżby ukrytego wejścia w podziemia?

Każdego roku, w dniu Święta Zmarłych na tym samotnym leśnym grobie pali się tylko jedna świeczka. Nie wiadomo, kto i dlaczego ja zapala. I następnego dnia dokładnie usuwa resztki świecy.

Zamienione sztolnie

O tym, że podziemia Miedzianej Góry warto przeszukiwać, przekonałem się po wejściu do sztolni położonej u stóp wzniesienia, nad Miedzianym Potokiem. Mój przewodnik był w niej ostatni raz w 1963 roku. Zapamiętał tę sztolnię jako długi, dość wysoki, wykuty w skale korytarz, zakończony rozwidleniem chodników, ponad sto metrów od wejścia. W tamtym czasie prawy chodnik był dostępny jeszcze na odcinku kilkudziesięciu, a może nawet ponad stu metrów. Lewy zaś był zasypany zawałem. Oba chodniki były puste.

Gdy kilkanaście dni temu weszliśmy do tej sztolni, po dojściu do rozwidlenia mój przewodnik z wrażenia.. zaniemówił. Zaszła tam bowiem zasadnicza zmiana. Lewy, dawniej zasypany, chodnik był bowiem otwarty, a prawy zasypany teraz. Wyraźnie też widać, ze stało się to stosunkowo niedawno. Ktoś odkopał lewy chodnik i usuwając gruz skalny i ziemię, zasypał prawy. Pomyłkę przewodnika niemal z całą pewnością wyklucza skład rozbitych glinianych garnków, który znajduje się tuż za miejscem, w którym kiedyś był zawał. Z ilości zachowanych skorup wynika, że sporej wielkości glinianych, wypalanych garnków musiało być w tym miejscu co najmniej kilkanaście. Część z nich niemal na pewno była nakryta szczelnymi, glinianymi pokrywami, bo i takie fragmenty można tam znaleźć.

Ktoś więc tam był. Ktoś przekopał zawał, ktoś znalazł i porozbijał gliniane garnki. Trudno uwierzyć, że były one puste. Co w nich było tak cennego, że zawleczono je tak daleko od wejścia, że ukryto je za zwałami ziemi, które miały udawać koniec chodnika? Tunel jest dziś i zapewne dawniej także był w zasadzie suchy. Ktoś jednak zadbał, by gliniane, wodoodporne naczynia chroniły swoją zawartość możliwie najlepiej. Co było tą zawartością? Dlaczego nieco dalej jest niewielka ilość porcelanowego tym razem złomu, niewątpliwych resztek po jakimś serwisie? Co z tego miejsca wyniesiono? Bo wyniesiono coś z całą pewnością. Przecież nikt nie ukrywał tak staranie i takim nakładem sił pustych, glinianych naczyń. Wszystko, co zdarzyło się w tych chodnikach, musiało mieć miejsce już po 1983.

Nie wiemy nawet tego, czy do znaleziska doszło przypadkiem, czy też ktoś dokładnie wiedział, czego i gdzie należy szukać. Trudno sobie przecież wyobrazić przypadkowe przekopanie zasypanego chodnika. W tej sytuacji rodzi się pytanie, czy znalezisko wróciło do tego, kto je ukrył, czy znalazcą jest ktoś przypadkowy. Możliwe jest wszystko. Bo przerzucenie kilkunastu metrów sześciennych ziemi nie jest nawet dla jednego człowieka większym problemem. Pod warunkiem, że ma na to czas. Ten ktoś, widać, miał.

Mógł to zrobić niezauważony, Bowiem „tajne”, nawet wielokrotne wejście do tej sztolni od strony pobliskiej drogi wcale nie jest trudne. Tym łatwiej jest tam wejść od strony lasu. Natomiast wywieźć z tego miejsca, tak by nie być widzianym, można bez trudu niemal wszystko. W tym celu wystarczy sprawdzić tylko, czy droga nie jest obserwowana przez mieszkańców jedynego w tej okolicy domu.

Nie jest pewne nawet to, że schowki w sztolni zostały opróżnione do końca. Jest w niej bowiem kilkanaście miejsc, zasypanych gruzem komór w ścianach, które doskonale mogłyby pełnić funkcję schowków. Dokładne opróżnienie każdego z nich jest możliwe, ale to praca na kilka godzin. Czy warto ją jednak podejmować, skoro w tym miejscu był już ktoś, kto wiedział, po co tam idzie? Tuż obok tej sztolni jest inna. Doskonale zamaskowana. Po pierwszej, wstępnej penetracji już wiadomo, że w tym miejscu prawie na pewno dawno nikt nie był…

Marek Chromicz

Arichwum Nowin Jeleniogórskich nr 43 z 26.10.1999 r.

Zdj. Fotopolska.eu

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.